*6*
Khaotung usiadł na łóżku, opierając plecy o oparcie i zamyślił się. Na samo wspomnienie mężczyzny, którego spotkał w markecie, na jego usta wypłynął delikatny uśmiech. First był przystojny, widać było, że dbał o sobie, podkreślone czarnym eyelinerem ciemne oczy wydawały się jeszcze większe i piękniejsze, nieco dłuższe włosy zaczesane w kucyk na czubku głowy wydawały się pasować idealnie do charakteru młodzieńca. Khaotung wiedział, że nie będzie potrafił o nim łatwo zapomnieć i dlatego nie rozumiał samego siebie i tego, dlaczego zaproponował chłopakowi ten dziwny rodzaj przyjaźni. Zwykle się tak nie zachowywał. Spędzał jedną noc z jakimś nieznajomym, wmawiając mu, że nie musi znać jego imienia i na tym się kończyło. Wiedział, że plotki mogłyby zniszczyć jego karierę, odebrać mu pasję, która po tylu latach usilnych i bezowocnych starań o wygranie tytułu mistrza świata, zamieniła się w konieczną i nudną, znajomą rutynę. W tym sporcie już nic go nie ekscytowało i chociaż jeździł dla zespołu Ferrari, nie czuł już tej samej dumy z przynależności do tak wspaniałego zespołu. Głównie dlatego, iż jego zespół często bywał powodem do żartów dla kibiców, którzy tworzyli memy, naśmiewali się z nich, wyśmiewali ich strategie wyścigowe.
Khaotung pochodził z niezbyt bogatej rodziny, ale miał szczęście. Już od maleńkości widoczny był jego wyścigowy talent. Nie miał też żadnych problemów z nauką języka angielskiego, matematyki czy fizyki. Można było powiedzieć, że był tak zwanym cudownym dzieckiem. Rodzice od razu postanowili to wykorzystać. Jego ojciec zawsze marzył o tym, by samemu zostać kierowcą wyścigowym, jednak nigdy mu się to nie udało, dlatego swoją pasję przeniósł na syna i zdecydował, że dołoży wszelkich starań, aby chłopcu się udało. Właśnie dlatego przy pierwszej nadarzającej się okazji wysłał swojego syna za granicę do szkoły. Taka była oficjalna wersja i Thanawat powtarzał ją tak wiele razy do znudzenia, że prawie sam w to wierzył.
Teraz ten właśnie chłopiec, który stał się już dorosłym mężczyzną, w niczym nie przypominał tamtego uroczego dzieciaka, dla którego jedyną ważną rzeczą było to, by nigdy nie rozczarować swojego taty.
Teraz to już nie miało znaczenia. Miał świadomość tego, że jeśli jego ojciec wiedziałby o tym, co jego jedyny syn wyprawa, pewnie przewracałby się w grobie, ale przecież nie mógł wiedzieć, nie żył już od sześciu lat, nie zobaczył nawet pierwszego wyścigu swojego syna w Formule 1.
– Spełniłem twoje marzenie, tato, ale ciebie tu nie ma ze mną, by to zobaczyć i świętować – Powiedział wtedy, po wyścigu w Australii, w którym zajął wcale nie takie złe jedenaste miejsce. Wtedy jeździł dla Haas'a, dla którego to był zaledwie trzeci sezon w Formule 1.
* * *
Khaotung nie potrafił go już dłużej oszukiwać. Zaledwie drugiego dnia ich znajomości wyjawił mu prawdę o sobie, a czuł się przy tym tak, jakby wielki ciężar spadł mu z serca. Przyjrzał się Firstowi dokładnie i doszedł do wniosku, że to jeden z tych ludzi, którym można zaufać. Może wpływ na to miało też to, jak zachowywał się w stosunku do innych. Zanim podszedł do niego, by z nim porozmawiać, wypatrzył go w tłumie spieszących się gdzieś ludzi, gdy podtrzymywał starszą panią, pomagając jej przejść przez ruchliwą o tej porze ulicę. Uśmiechnął się.
„Chyba nie popełniam błędu ufając mi. Mam nadzieję, że zrozumie, dlaczego się ukrywałem" – Pomyślał.
First zrozumiał. I zaproponował mu kubek bubble tea, od której dosłownie uzależnił go jego młodszy braciszek. Khao przyznał, że na co dzień nie ma okazji pić takich rzeczy, a First sam wybrał dla obu dodatki. Tak więc spacerowali w kierunku mieszkania Firsta i rozmawiali.
– Słabo się ukrywasz, skoro cię rozpoznałem – Zaśmiał się First, gdy dotarli do jego domu. Wyszedł na klatkę schodową i zaprowadził go do swojego pokoju. Otworzył drzwi i ich oczom ukazał się porządek, jakiego Khaotung dawno nie widział. Nawet u siebie miał lekki bałagan, nie wspominając o jego walizce, w której panował czysty chaos. First wskazał mu kanapę, a sam sięgnął po największą miskę, jaką posiadał w domu, po czym zaczął otwierać kolejne paczki chipsów i wsypywać je do naczynia, wypełniając je po brzegi. Khaotung nie chciał pozostawać dłużny, więc zajął się rozlewaniem soku pomarańczowego do ozdobnych szklanek, które znalazł w wysokiej gablocie, którą ktoś chyba dla żartu ustawił obok czarnej lodówki. Tak, jak się spodziewał, w zamrażalce znalazł kostki lodu, które nadawały się idealnie, by schłodzić nieco nagrzany napój.
– Dobra, mów, jaki plan dla nas przygotowałeś na dzisiaj?
– Obejrzymy najciekawszy wyścig Formuły 1 ever! – First aż zaklaskał w dłonie na myśl o tym. Wyglądał na szczęśliwego i podekscytowanego, a Khaotungowi się to udzielało.
Rozstawili przekąski, First zasłonił okna, żeby światło słoneczne nie odbijało się od ekranu jego laptopa, po czym zajął się odszukaniem swojego ulubionego wyścigu. W Tajlandii ten sport stał się popularny już jakiś czas temu, a kiedy do Formuły 1 dołączyli młodzi i zdolni Alex Albon oraz Khaotung Thanawat, jeżdżący odpowiednio z numerami 23 i 29, Tajowie wręcz oszaleli na ich punkcie. Obaj byli powodami do dumy dla wielu i przykładami na to, że upór i ciężka praca w wielu przypadkach prowadzą do osiągnięcia swoich celów. Khao domyślał się, jakie Grand Prix wybierze First, ale nie dał tego po sobie poznać, zachował kamienną twarz.
Monza, świątynia prędkości, miejsce, gdzie każdy chce wygrać, a już szczególnie, gdy ścigasz się w czerwonych barwach Ferrari. Tu zawsze może się wydarzyć coś niezwykłego i nigdy niczego nie możesz być pewien.
Mówiono o tym, że to był szalony i nieprzewidywalny wyścig, dramatyczny i pełen zwrotów akcji. W dodatku deszczowy. W miarę upływu czasu i okrążeń, nawierzchnia toru przesychała i w końcu kierowcy zaczęli decydować się na zjazdy do alei serwisowej po opony na suchą nawierzchnię. Khaotung nie poszedł za ich przykładem, chociaż wydawało się to ryzykowne, pozostał na torze na oponach przejściowych, przeczuwając, że za chwilę może lunąć. Tak się też stało. Dopiero wtedy zjechał wraz z innymi, by wymienić swoje koła na nowe, nieużywane opony przejściowe. To był bardzo dobry ruch.
Khaotung pomyślał o tym, co wtedy czuł. Wciąż to pamiętał tak, jakby to było wczoraj. Jego pierwsze zwycięstwo w Formule 1, w dodatku odniesione na torze, który dla Ferrari był szczególnie ważny, na legendarnej Monzy. Nie dowierzał, że to się wydarzyło nawet wtedy, gdy stał już na podium i gdy wręczono mu nagrodę. Od samego początku był bardzo skupiony na tym, żeby dojechać do mety bez popełniania błędów. Kiedy inżynier wyścigowy poinformował go, że jest liderem, przyjął to po prostu jako kolejne zadanie do wykonania, wiedział, że musi zrobić wszystko, co tylko potrafi, by nie dać się wyprzedzić. Był tak bardzo skoncentrowany, że czuł się jak w jakimś tunelu, nie liczyło się nic więcej. Tego nigdy się nie zapomina.
– Chcę ci pokazać moje ulubione wyścigi. Wiem, że pewnie ten oglądałeś już kilka razy, w końcu to twoja pierwsza wygrana, ale ja go uwielbiam.
– Zaskoczę cię, jeśli powiem, że nie oglądałem go ani razu?
– Nie?! Jak to możliwe? Jak można nie obejrzeć swojego najważniejszego wyścigu?!
– Mam od tego ludzi. Poza tym... Trudno jest wyrzucić to z pamięci, niezależnie od tego, czy to oglądałem potem czy nie i tak uczucie pozostaje to samo, smak zwycięstwa zawsze jest piękny.
– Domyślam się, chociaż ja nigdy w życiu niczego nie wygrałem – Przyznał nieco przygnębiony First, wygładzając ręką jakąś nieistniejącą fałdkę na bluzce Khaotunga. Przykro mu było o tym mówić, ale Khaotung sprawiał, że mówił wszystko, co mu leżało na sercu, zanim pomyślał o konsekwencjach. Rozejrzał się po swoim pokoju, sprawdzając, czy na pewno nigdzie nie leży nawet najmniejszy paproch lub śmieć, lecz przecież dzisiejszego ranka wstał wcześnie specjalnie po to, żeby jeszcze raz dokładnie wszystko posprzątać i upewnić się, że jego nowy znajomy nie weźmie go za bałaganiarza i brudasa. Przebrał nawet pościel, chociaż gdy już to zrobił, wydało mu się to całkiem zbytecznym wysiłkiem. Uchylił okna, zakupił nawet automatyczny odświeżacz powietrza, a z szafy wyciągnął dawno nieużywany wentylator. Nie miał przyjaciół, a znajomi ostatnio omijali go szerokim łukiem. Nawet chłopak, który był powodem kłótni z jego rodzicami, rozpłynął się w powietrzu, jakby nigdy nie istniał. First winił za to siebie. Wierzył, że nie jest dość dobry, dość wartościowy ani dość silny, by zatrzymać kogokolwiek przy sobie, dlatego powiedział sobie w myślach, że musi uważać i nie przywiązywać się zbytnio do nowego znajomego, który przecież też wkrótce zniknie z jego życia. Wiedział, że jeśli zbytnio się do niego przywiąże i choćby trochę go polubi, gdy nadejdzie czas rozstania, jego serce pęknie na tysiące kawałeczków i już nikt nigdy go nie złoży w całość. Obawiał się bólu, samotności, pustki i tęsknoty, która zaczęłaby się w dniu, w którym pożegna Thanawata. A ten dzień nadejdzie na pewno. I właśnie dlatego cieszył się z każdej minuty uwagi, jaką poświęcał mu kierowca Formuły 1, delektował się słodkim brzmieniem swojego przezwiska, gdy to właśnie Khaotung je wypowiadał, śmiał się głośniej niż kiedykolwiek, uśmiechał się, chociaż początkowo przychodziło mu to z wyraźnym trudem, jakby zapomniał, jak to jest być szczęśliwym. Może tak właśnie było?
First wiele by dał, żeby zatrzymać Khaotunga w swoim życiu, lecz wiedział, że nie może tego zrobić, Thanawat miał swoje własne życie, swoją pracę i zobowiązania, które musiał wypełnić. Nawet gdyby on sam się zgodził, to nie było takie proste i nie zależało tylko od niego samego. Dlatego właśnie First przeżywał bardzo wszystko, co się działo i dziękował losowi za każdym razem, gdy mógł dotknąć ramienia lub nogi nowego przyjaciela i uświadamiał sobie, że siedzący obok mężczyzna jest prawdziwy, nie jest tylko wytworem jego cierpiącej wyobraźni, która w ten sposób radziła sobie z bólem.
– Serio? Na pewno coś ci się udało. Nie wiem, może mecz piłki nożnej albo jakiś konkurs matematyczny?
– Nic z tych rzeczy. Zawsze byłem nierzucającym się w oczy szarakiem.
– Myślę, że za nisko siebie oceniasz. Nawet nie wiesz, jak bardzo wyjątkowy jesteś.
– Ja? Wyjątkowy? – Firstowi trudno było w to uwierzyć. Zajrzał w oczy Khaotunga i znalazł tam tylko szczere potwierdzenie jego słów. Był zaskoczony tym, jak wiele uwagi komuś tak nieważnemu jak on poświęca ktoś tak wspaniały jak Khaotung.
– Tak, nawet bardzo. Jesteś niesamowicie silny, domyślam się, że masz blizny, ponieważ musiałeś być silniejszy od innych. Widziałem też, jak pomogłeś tamtej starszej pani przejść przez drogę i jak karmiłeś prawdopodobnie bezdomne psy. Większość ludzi w takich sytuacjach przechodzi obok obojętnie nawet nie zwracając uwagi, niektórzy, ci najgorsi, potrafią jeszcze dokuczyć lub wyśmiać starszą osobę czy kopnąć bezdomnego psa. Ty jesteś inny, ty pomagasz i widać, że robisz to z serca, że chcesz pomagać. To urocze.
– Wydaje mi się, że robię to, ponieważ doskonale znam smak cierpienia i poniżenia i nie chcę, by ktoś inny przechodził przez to, co ja. Jeśli mogę coś dla kogoś zrobić, czuję się szczęśliwy i chociaż przez ten jeden krótki moment jestem komuś potrzebny.
Khaotung słyszał nutę goryczy w głosie przystojnego Taja, ale nie wiedział, co mógłby na to odpowiedzieć. Ich życia różniły się diametralnie, nie mógł mu udzielić żadnej rady. First uśmiechnął się, poklepał go po plecach i powiedział.
– Nie martw się, daję sobie radę. Wracajmy do oglądania.
Khao kiwnął głową i zupełnie machinalnie sięgnął po miskę, do której wsypali i pomieszali ze sobą różne smaki chipsów.
Gdy teraz oglądał swój najlepszy wyścig z perspektywy widza, zobaczył coś, czego wcześniej nie dostrzegał. Tamtego dnia wydawało mu się, że miał po prostu szczęście, pamiętał, że Verstappen, jeden z jego dwóch najgroźniejszych rywali miał awarię hamulców i musiał się wycofać zaledwie po ośmiu okrążeniach, a kolejny z jego przeciwników, legendarny Lewis Hamilton jakimś dziwnym sposobem popełnił niewytłumaczalny błąd i wjechał w barierę z opon ustawioną w pobliżu zjazdu do alei serwisowej, przez co ułamał połowę przedniego skrzydła, co zmusiło go do zjazdu do pit lane. Wtedy właśnie Khaotung objął prowadzenie i chociaż naciskał na niego Pierre Gasly w swoim zastanawiająco szybkim Alpine, a tuż za Francuzem bardzo blisko w zasięgu DRS podróżował Sergio Perez w swoim różowym bolidzie Racing Point, nie dał sobie już wyrwać tego zwycięstwa. Dopiero z pozycji wygodnej kanapy zobaczył, jak trudny i wymagający był to wyścig i wcale nie chodziło o szczęście, chociaż na pewno tamtego dnia miał go sporo. Carlos Sainz w żółto-czarnym Renault co i rusz kręcił piruety na torze, wjeżdżał w barierki i to jego komentatorzy określili największym szczęściarzem tego dnia, ponieważ pomimo wszystkich błędów, jakie popełnił, jego bolid nie został poważnie uszkodzony i udało mu się nawet ukończyć wyścig na wysokim, dziewiątym miejscu, co pozwoliło mu zdobyć cenne dwa punkty. To były czasy, kiedy w rozgrywkach brało udział 12 zespołów: Ferrari, Mercedes, McLaren, Renault, Racing Point, Alpine, Alpha Tauri, RedBull, Alfa Romeo, Williams, Haas i najsłabszy ze wszystkich zespół Minardi.
– Ile jeszcze błędów popełnię? – Zapytał przez radio retorycznie swojego inżyniera wyścigowego Carlos, gdy po wyjeździe na oponach miękkich wpadł w poślizg na mokrym torze i obrócił się. – Box, box, potrzebuję nowych opon. Co wy my daliście? Sliki? Na mokrą nawierzchnię?
Lando Norris, który tamtego roku był debiutantem obok Alexa Albona i George'a Russella, zderzył się ze swoim starszym, doświadczonym i utytułowanym kolegą zespołowym Fernando Alonso, ponieważ nie zauważył, że Nando miał awarię jednostki napędowej. To był dziwny dzień.
– GP2 silnik, GP2 silnik – Narzekał przez radio Alonso chwilę przed tym, zanim z impetem wjechał w niego młodziutki Brytyjczyk, posyłając obu poza tor oraz kończąc dla zespołu wyścig.
Khaotung nie pamiętał tych rozmów przez radio i musiał przyznać, że teraz go bawiły, szczególnie, gdy widział i słyszał, jak głośno śmiał się z nich First. Dopiero teraz przypomniał sobie, że on sam wtedy podziękował swojemu zespołowi, śpiewając po włosku piosenkę, której nauczył go Sebastian Vettel, dawny mistrz.
– Wiesz, dlaczego to twój najlepszy wyścig? – Zapytał First, gdy oglądanie dobiegło końca.
– Chyba dlatego, że wygrałem w Ferrari na torze, który jest ważny dla naszego zespołu?
– Nie tylko dlatego. Także dlatego, że gdy inni popełniali błędy, ty byłeś skoncentrowany na swoim celu, nie dałeś wyprowadzić się z równowagi, walczyłeś jak lwica, byłeś silny, odważny, zadziorny i niepokonany. Każdy mówi, że ścigając się u boku Leclerc'a, który na Monzy na pewno miał większe wsparcie niż ty, musiałeś odczuwać ogromną presję, większą niż gdziekolwiek indziej. A jednak to zrobiłeś. Pojechałeś czysto, bezbłędnie, brawurowo. Dlatego Tifosi cię pokochali na równi z Charlesem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top