*55*
W dniu koronacji trudno było powiedzieć, kto był najbardziej zestresowany. Każdy z nich czymś się denerwował. Zee obawiał się, że może nastąpić jakiś atak, który popsuje ceremonię. New poprzedniej nocy śnił o tym, że zapomniał tekstu piosenki, którą miał wykonać tuż przed rozpoczęciem uroczystości. Gem ciągle myślał o tym, że nie zasługiwał na taki zaszczyt, a Iris zastanawiała się, czy jej dzieci zostaną dobrze przyjęte w środowisku, gdy je przedstawi. Nie planowała mówić o tym głośno, wspomni o tym tylko, gdyby ktoś konkretnie o to zapytał, nie zamierzała kłamać w tej sprawie. To były dzieci jej, Gemi'iego i Fourth'a, a że Gem został wybrany królem demokratycznie, ukrywanie prawdy przed jego poddanymi mogło się skończyć bardzo źle.
NuNew zaprowadził Gem'a na ostatnią próbę, próbę generalną. Tym razem to Zee podszedł do Norawita, by umieścić prawdziwą koronę na jego głowie. Gemini nie spodziewał się, że będzie taka ciężka. Fourth przyglądał się temu zza błękitnej kotary oddzielającej scenę od garderoby, w której się przebierali. Korona była przepiękna, wykonana ze złota i wysadzana drogimi kamieniami, które błyszczały kolorową poświatą, gdy tylko ozdoba dotknęła głowy chłopaka. Zee podał Gemini'iemu ramię, pomagając mu wstać z klęczek, NuNew, Phuwin, Pond, Dunk i Khaotung zaczęli bić brawo. Zee zaprowadził Norawita na umieszczony pośrodku sceny tron z mahoniowego drewna z bordowymi obiciami.
– Mam zaszczyt przedstawić państwu naszego nowego króla. Powitajcie go bardzo gorąco i pokłońcie się przed nim. Norawit Titicharoenrak, zwany w świecie Niemagicznych: Gemini, lord Methun, Król Instytutu Rycerzy Światła w Bangkoku.
Przyjaciele znów bili brawo, gdy Zee zakończył przedstawianie Gemini'iego donośnym głosem. Norawit siedział wyprostowany, a jego wzrok skierowany był tylko na jedną osobę, na chłopca, który teraz stał się już dojrzałym, przystojnym mężczyzną, a który dwukrotnie uratował mu życie i którego kochał całym sercem i ponad wszystko. Fourth obszedł całe pomieszczenie dookoła i przemaszerował powolnym, dostojnym krokiem, by stanąć u boku swojego ukochanego tak, jak został wcześniej poinstruowany.
Zee zadowolony z efektów podziękował im i poinformował, że nadszedł czas na rozpoczęcie ostatecznych przygotowań do tak wielkiego wydarzenia. Każdy uczestnik musiał wyglądać odpowiednio. Uroczyste stroje, głównie drogie garnitury, fraki i suknie dla kobiet już czekały w przestronnej przymierzalni umieszczonej za sceną. Artyści make-up, fryzjerzy i wizażyści mieli pełne ręce roboty.
* * *
Wreszcie po kilku godzinach przygotowania ostatecznie dobiegły końca. Gemini stanął przed drzwiami do sali koronacyjnej ubrany w szaty z różowego jedwabiu, obszyte złotą nitką. Jego włosy zostały nieco przycięte i rozjaśnione, zaczesane do tyłu. Rzęsy wydłużono, a na twarzy pojawiła się cienka warstewka makijażu, który był widoczny dopiero z bliska. Na palcu wskazującym znajdował się sygnet rodowy rodziny Titicharoenrak z wygrawerowanym orłem na tle krzewu róży. Na nogach miał czarne, wypastowane na błysk buty, które okazały się zaskakująco wygodne szczególnie podczas tańca. Przez środek piersi od lewego ramienia w kierunku prawego uda przewieszoną miał szarfę uszytą w barwach flagi Tajlandii. Z kieszeni garnituru na klatce piersiowej po lewej stronie wystawała aksamitna poszetka w kolorze bordowym.
Zanim Gem wyszedł na środek sali, Fourth przytulił go mocno, by dodać mu odwagi.
– Powodzenia. Jestem z ciebie dumny. Pamiętaj, że zasługujesz na to wyróżnienie najbardziej z nas wszystkich i wiem, że sobie poradzisz – Powiedział mu, nim wypuścił go z objęć.
– Dziękuję Fourth. Kocham cię.
– Tak, wiem, ja ciebie też. Idź już, nie każ swoim poddanym czekać.
Ich serca biły szybko i radośnie w rytm uroczystej muzyki granej na żywo przez umieszczoną na balkonie orkiestrę. Trzydziestu najlepszych muzyków z całego świata Magicznych dbało o to, by odpowiednie dźwięki podkreślały powagę uroczystości. Gemini z trudem opanował się przed tym, by nie pobiec przed siebie. Musiał iść spokojnie, spoglądając w twarze wielu nieznanych mu dotąd osób i uśmiechając się do nich ciepło. W tym tłumie dostrzegł nawet Kamila Stocha, Lewisa Hamiltona, Carlosa Sainza czy Louisa Tomlinsona. Iris i Rose stały obok siebie i obie niemal równocześnie mu pomachały, gdy przeszedł obok. Za nimi dostrzegł Annie i Didi, obie ubrane w identyczne różowo-białe suknie za kolana, Annie trzymała w dłoni lustrzankę, którą wszystko filmowała, za nic w świecie nie przegapiłaby takiej okazji. Jego mama ubrana w przepiękną czerwoną suknię z szyją ozdobioną perłami została zaprowadzona do pierwszego rzędu jako jeden z najbardziej honorowych gości. Kobieta płakała ze wzruszenia, ocierając oczy jedwabną chustką. Nigdy nie oczekiwała, że jej najmłodszy syn osiągnie coś tak wielkiego i wspaniałego, jedyne, czego dla niego chciała, to tego, aby był szczęśliwy i niczego w życiu nie żałował.
Gemini uklęknął na ubranej w złotą poszewkę poduszce umieszczonej na klęczniku centralnie pośrodku wielkiej sali i pochylił skromnie głowę, podczas gdy First recytował znaną mu już modlitwę trzymając otwarte dłonie nad jego głową. First dostąpił zaszczytu prowadzenia ceremonii na prośbę profesora Mixxiw'a, który uznawał go za swojego najzdolniejszego ucznia. Obok stał Max Kornthas, najwierniejszy przyjaciel P'Zee, trzymając otwartą starą księgę na wypadek, gdyby Kanaphan zapomniał słów.
* * *
Po koronacji wszyscy mieli niewiele czasu na przebranie się i przygotowanie do podwójnego ślubu. Ceremonia miała się odbyć w innej sali, której dekoracją już wcześniej zajęły się kobiety przy pomocy skrzatów domowych. Największą przyjemność z dekorowania pomieszczenia czerpała Annie. Polka wręcz uwielbiała takie zajęcia, gdyż dawały pole do popisu jej wyobraźni.
Pośrodku rozłożono czerwony dywan prowadzący do ołtarza, o obu stronach którego stały dwa marmurowe posągi aniołów: jeden przedstawiał kobietę anioła, a drugi mężczyznę. Mężczyzna trzymał nad głową miecz, a kobieta w dłoni kosz pełen owoców. Przed ołtarzem stały cztery krzesła w jednym rzędzie, każde obwiązane białą tkaniną sięgającą marmurowej podłogi.
Przez wielkie okna magicznie ukształtowane tak, aby przypominały te ze starych europejskich świątyń wpadały promienie słońca, dodając jeszcze bardziej fantazyjnego uroku całemu pomieszczeniu.
Goście, którzy nie musieli się przebierać, mogli spędzić wolny czas na rozmowach i kiedy nadszedł czas, zebrali się w sali, zajmując miejsca przy wyznaczonych im ławach, które również przypominały te z europejskich kościołów, tylko że były pomalowane na biało.
Z tej sali, w której miała się odbyć ceremonia zaślubin, niezbyt długim korytarzem mieli przejść do innej sali, w której mieli świętować, jedząc, pijąc i tańcząc do woli. Już wcześniej na prośbę Khaotung'a i First'a podzielono pomieszczenie na dwie oddzielne strefy, z których każda była udekorowana nieco inaczej. W strefie należącej do Khao i First'a dominowały kolory pomarańczowy i biały w różnych odcieniach, natomiast w strefie Gemini'iego i Fourth'a wypełniona była srebrem i różem. Była też strefa przejściowa, w której wszystkie kolory spotykały się razem.
Stoliki były okrągłe, białe, ustawione w odpowiednich odległościach od siebie. W powietrzu unosiły się balony w kolorach odpowiadających przydzielonym im strefom. Również sztućce i naczynia Annie wybrała w takich odcieniach, by pasowały do każdej strefy. Spojrzała jeszcze raz krytycznie na swoje dzieło, upewniła się, że wszystko jest na miejscu, poprawiła ostatni raz przekrzywiony obrus i wyszła w towarzystwie Rose i Didi. Młode kobiety objęły się ramionami. Annie czuła się niezwykle wzruszona, została przecież zaproszona na bardzo niezwykłe wydarzenie: na podwójny ślub połączony z koronacją.
First i Fourth pojawili się w sali jako pierwsi w towarzystwie Pond'a i NuNew'a. Każdy z nich wyglądał pięknie, ale Fourth i First kradli show. Obaj z przyjemną ekscytacją i delikatnym zdenerwowaniem czekali na pojawienie się swoich narzeczonych. Fourth aż wstrzymał oddech, gdy drzwi otworzyły się i w progu ujrzał swojego ukochanego prowadzonego przez panią Titicharoenrak. Gemini miał na głowie diadem. Za nim powoli szedł Khaotung, uśmiechając się delikatnie. Khao, który był przyzwyczajony do obecności kamer i tłumów ludzi dookoła niego, nie przejmował się niczym, a Gemini, który miał za sobą już swoją koronację, czuł spokój i radość. Khao przez chwilę bał się, że kiedy wejdzie do środka, nie zastanie tam First'a, ale jego obawy okazały się płonne.
Pani Titicharoenrak podprowadziła syna do Fourth'a, wzięła Nattawata za rękę i umieściła w jego dłoni dłoń swojego najmłodszego syna.
– Oddaję go w twoje ręce, Fourth, wiem, że jesteś dzielny i silny, wiem, że stworzycie razem piękną rodzinę i będziecie wspaniałymi ojcami dla Aster i Camellii. Jestem z was dumna, chłopcy – I po kolei uściskała wszystkich czterech panów młodych.
Mistrzem ceremonii okazał się nie kto inny jak Earth Pirapat, ściągnięty specjalnie w tym celu z planety Gaja II.
Khao i First jako pierwsi złożyli sobie obietnicę, która wiązała ich na całe życie.
Gdy nadszedł czas na Gemini'iego, Norawit zająknął się ze zdenerwowania. Fourth zbliżył się do niego i szepnął mu na ucho:
– Dasz radę, mój królu, wiem, że dasz radę.
I te słowa wystarczyły.
Wystarczyła też sama obecność Fourth'a u jego boku, jego ciepły uśmiech, uścisk jego dłoni i świadomość tego, ile razem przeżyli.
Patrząc sobie w oczy, złożyli przysięgę, obietnicę bycia razem na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, po czym usiedli obok First'a i Khaotung'a.
Niektórzy goście ukradkiem ocierali łzy, gdy pokazano teledysk z udziałem całej czwórki. W teledysku odtworzono najważniejsze wydarzenia z ich żyć, pokazano obrazy z podobiznami Fourth'a, które malował Gemini, First odtworzył siebie samego siedzącego w ciemnym pokoju przed otwartym laptopem i oglądającego Formułę 1. Khaotung wykorzystał zdjęcie z magicznego pogrzebu swojego ojca. Nie ukrywano też blizn First'a. Ciize nagrała pierwsze spotkanie Gemini'iego i Fourth'a z ich nowonarodzonymi córeczkami. Za stworzeniem tego nagrania stał specjalista od techniki i technologii oraz kolorystyki, Sea Tawinan, prywatnie partner doktora Jimmy'iego. Nagraniu towarzyszył głos NuNew'a i Pond'a, niezbyt głośne, ale idealnie dopasowane dźwięki gitary oraz pianina.
First objął Khaotung'a w pasie, a Gem i Fourth trzymali się za ręce. Khao oparł głowę na ramieniu First'a.
– Dziękuję, że byłeś moim fanem – Uśmiechnął się do niego.
– Dziękuję, że byłeś moim idolem – Odpowiedział mu w podobnym tonie. – To dla ciebie chciałem żyć, chciałem zobaczyć choćby z daleka twoje życie, chciałem patrzeć, jak osiągasz kolejne sukcesy, myślałem, że wystarczy mi spoglądanie z daleka.
– Teraz już nie musisz patrzeć z daleka, jestem tuż obok.
– Wiem.
Gemini skrzywił się zabawnie, słysząc tą konwersację. Fourth przyglądał mu się tak, jakby całkowicie zapomniał o istnieniu jakichkolwiek innych ludzi oraz istot magicznych dookoła nich.
* * *
Jakiś czas później nadszedł wyczekiwany przez wielu moment pierwszego tańca. Khaotung z Firstem i Fourth z Gemini'im ustawili się na środku sali tak, jak to wcześniej ćwiczyli. Bright grał na gitarze, a Phuwin na pianinie, podczas gdy NuNew i Zee jako prezent dla nowożeńców, zaśpiewali im piosenkę.
First przez cały czas starał się pamiętać kroki i nie deptać za bardzo po piętach swojemu mężowi, natomiast Gemini i Fourth byli w swoim żywiole. Na zakończenie tańca obie pary uniosły dłonie z obrączkami w górę, Lewis Hamilton wyczarował ogniste kule światła w odpowiednich kolorach, które otoczyły ich i podkreśliły piękno ich obrączek, oświetlając głównie je.
A potem dołączyły do nich kolejne pary, w tym Rose z Annie. Annie śmiała się wesoło, podczas gdy Rose obejmowała ją w talii i opowiadała jej o tym, jak bardzo się cieszy, że może tu być. Gemini odnalazł Rose wraz z mamą Fourth'a, które opiekowały się ich córeczkami, wyjął z wózka swoją córeczkę, Aster. Mała przyglądała mu się w otwartymi szeroko ciemnymi oczami. Kochał ją i jej siostrzyczkę i obiecał sobie w duchu, że zrobi wszystko, aby dzieciństwo dziewczynek było piękne i szczęśliwe, aby wiedziały, że są kochane.
– Gratulacje, braciszku – Phuwin podszedł do nich w towarzystwie Dunk'a. Gemini oddał córeczkę Fourth'owi, a sam przytulił obu braci. Czasem bywały pomiędzy nimi różne kłótnie, jak to między rodzeństwem, ale dzisiaj cieszył się, że obaj są tutaj razem z nim.
Didi jak zwykle rozmawiała po francusku z Pierre'em Gasly'm, gdy podszedł do nich Kamil Stoch w towarzystwie swojej Niemagicznej żony, Ewy oraz swojego przyjaciela Petera Prevca oraz jego młodszego brata, Domena.
– O, Pierre, właśnie, chcieliśmy ci kogoś przedstawić – Uśmiechnęła się Didi, klepiąc Domen'a poufale po ramieniu i zmieniając język taktownie na angielski, który był zrozumiały dla każdego.
– Tak?
– Tak, to jest Domen Prevc, następca Kamila Stocha jako przywódcy Nocnych Łowców opiekujących się światem skoków narciarskich. Domen, to jest Pierre Gasly, dowódca oddziału Nocnych Łowców zajmujących się Formułą 1.
Domen i Pierre uścisnęli sobie ręce, chociaż Didi nie umknęło to, jak dziwnym wzrokiem Domen zmierzył Pierre'a. Didi była pewna, że przyjaźni między tą dwójką na pewno nie będzie. Obaj zbyt mocno kochali rywalizację, obaj za bardzo chcieli być najlepsi, obaj sport mieli we krwi podobnie jak chęć wygrywania, pokonywania kolejnych barier i granic, przesuwania ich daleko poza horyzont możliwości zwykłych ludzi.
Później zaczęto wznosić kolejne toasty, pojawiły się dwa wielkie i drastycznie różniące się od siebie torty weselne.
W pomieszczeniu w powietrzu unosiło się mnóstwo kolorowych balonów, do których na srebrnych tasiemkach przyczepione były zdjęcia każdego z czterech panów młodych, w tym również te, które zrobili już jako pary. Na ścianach Zee zaproponował umieszczenie cytatów o życiu, miłości i przyjaźni. Zbieraniem tych cytatów przez ostatni tydzień zajmowała się cała grupa przyjaciół oczywiście bez udziału i wiedzy panów młodych, ponieważ to miała być dla nich niespodzianka. Cytaty zostały umieszczone na ścianach na białych karteczkach, z których każda ozdobiona była dwoma czerwonymi złączonymi ze sobą serduszkami utworzonymi z czerwonej nitki. Każda karteczka była podświetlona od spodu.
Goście bawili się doskonale.
Okazało się, że zaproszenie Toto Wolff'a, Maxa Verstappena i Lewisa Hamiltona razem na jedną imprezę nie było dobrym pomysłem. Max powiedział coś na temat tytułów mistrzowskich Lewisa, co rozwścieczyło Toto.
Toto Christian Wolff był szefem zespołu Mercedes'a, dla którego wciąż jeszcze jeździł Lewis, chociaż powoli miał tego dosyć, a miarkę przebrała ta właśnie kłótnia. Hamilton puścił słowa Verstappena pomimo uszu, ale Wolff się wściekł. Chwycił Max'a za koszulę i groźnym głosem powiedział.
– Jak śmiesz wypominać nam nasze tytuły? Wszystkie zostały zdobyte w uczciwy sposób.
– W uczciwy? To dlaczego Massa chce odzyskać swój tytuł?
– Skąd mam to wiedzieć? Nie siedzę w jego głowie. Za to ty zdobyłeś jeden ze swoich tytułów prawie zabijając Lewisa.
– Toto, uspokój się – Lewis próbował powstrzymać swojego szefa, ale mocny, doprawiony magicznie alkohol ujawnił najgorsze cechy obu przeciwników. Max wcale nie był lepszy.
– No dalej, uderz mnie, tu nie ma mojego ojca, nie pomoże mi – Zakpił Holender, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak słaby a tej chwili był Wolff.
– Max, proszę, daj spokój, nie drażnij go jeszcze bardziej – Teraz dla odmiany Lewis szarpał za rękaw Max'a, chcąc go odciągnąć na bok, zanim dojdzie do bójki.
Pond, który tańczył w pobliżu z Joong'iem, zatrzymał się w pół taktu. Zobaczył uniesioną niebezpiecznie w górę rękę Toto.
– Cholera – Zaklął pod nosem.
Joong podążył za nim. W tym samym momencie Max powiedział coś jeszcze, Toto nie wytrzymał i wyprowadził mocny cios w stronę kierowcy. Max upadł na podłogę popchnięty przez Pond'a, który ustawił się dokładnie na linii uderzenia i to on otrzymał cios prosto w szczękę.
Khaotung już został powiadomiony o zamieszaniu i podbiegł do nich. Był wściekły. Nie jeden raz widział już doprowadzonego do granic możliwości Toto. Max też nie należał do świętych i każdy wiedział, że potrafił wywoływać w ludziach skrajne uczucia. Przy pomocy Pond'a i Joong'a oraz Lewisa wyprowadził obu do ogrodów, z których jedynym wyjściem było wyjście przez Instytut, które na jego prośbę Lewis zablokował zaklęciem.
– Posiedzicie sobie tu do rana i przemyślicie swoje zachowanie. Nie pozwolę, by ktokolwiek niszczył moje wesele, najpiękniejszy dzień w moim życiu. Przyślę wam skrzaty z jedzeniem i na więcej nie liczcie.
Lewis przybił piątkę z Joong'iem, przeprosił Khaotung'a, a Pond'a zabrał do pokoju lekarskiego, by upatrzyć zranioną szczękę. Okazało się, że Toto miał na palcu obrączkę, która przypadkowo zahaczyła o dolną wargę Pond'a, rozcinając ją i powodując krwawienie.
– Przepraszam za Max'a i mojego szefa. Dodałem im do drinków serum prawdy, chciałem, żeby wreszcie ze sobą szczerze pogadali, Toto tyle razy wspominał, że chciałby mieć w zespole Max'a, ale jego ojciec nigdy nie chciał się na to zgodzić. Nie wiem, co im odbiło.
– Nie szkodzi, rozumiem, że ich poniosło, ale... Co takiego Max powiedział twojemu szefowi?
– Stwierdził, że nie wygrałem moich tytułów mistrzowskich w uczciwej walce – Lewis wzruszył ramionami, jakby to nie miało wielkiego znaczenia. Pond uśmiechnął się. Ciize użyła runy uleczającej i już po chwili nie było nawet śladu po bólu. Mogli wrócić na salę.
Pond wyczuł, że nie powinien o to pytać, więc porzucił temat, zamiast tego zaproponował Lewisowi wyzwanie taneczne.
– Słyszałem, że jesteś świetnym tancerzem, Pond, więc jak niby miałbym cię pokonać?
– O to właśnie chodzi, to nasi przyjaciele będą nas oceniać. Chodź, zbierzemy wszystkich, znajdziemy sobie jakiś spokojniejszy kąt i będziemy się doskonale bawić.
– Ok, dobry pomysł, a kogo chcesz wziąć jako sędziów?
– Oczywiście naszych panów młodych!
Pond i Lewis rozdzielili się i zaczęli wyłuskiwać z tłumu istot magicznych swoich przyjaciół. Nigdzie nie mogli znaleźć Yuki'iego i Pierre'a, ale tą zagadkę szybko wyjaśniła im Annie.
– Och, lepiej im nie przeszkadzać, zdaje się, że udali się już do przydzielonego im pokoju, w każdym razie widziałam ich wchodzących po schodach.
– Ok, niech będzie.
Lewis i First magicznie powiększyli przestrzeń wokół siebie. Pojawiły się dodatkowe wygodne kanapy, fotele i krzesła. Zajęli miejsce przed wielkim telewizorem, na którym mogli wybrać piosenki, do których chcieli tańczyć. Pozostali goście szybko zainteresowali się ich zabawą i stali się ich widownią. Pozabierano krzesła od stołów i poustawiano je, gdzie tylko się dało dookoła zaimprowizowanej sceny. Pond i Lewis wybrali czterech liderów drużyn, którzy mogli wybrać swoich zawodników. Stół sędziowski dla czterech panów młodych postawiono tak, aby wszyscy czterej doskonale widzieli tańczących. Lewis wyczarował dla nich kartki papieru, na których mieli robić notatki, kolorowe długopisy oraz zakreślacze.
W sześciu drużynach znaleźli się wszyscy ich przyjaciele, a pary zostały porozdzielane. Każdy z czterech panów młodych zapisał sobie pseudonimy lub imiona na kartkach.
Drużyna Lewisa:
* Cooheart
* Kaownah
* Phuwin
Drużyna Ponda:
* Mix Sahaphap
* Bright
* Dunk
Drużyna Lando:
* doktor Jimmy
* Perth
* Gun
Drużyna Carlosa:
* Sea
* Tinn
* Off
Drużyna NuNew'a:
* Fluke Natouch
* Cooper
* Tay
Drużyna Joong'a:
* Zee Pruk
* Turbo
* Newwie
Każdy z tancerzy dawał z siebie wszystko i ostatecznie wygrała drużyna Lewis'a. W nagrodę mogli oni wyznaczyć jedno zadanie do wykonania przez każdego z przegranych. To był wyjątkowy wieczór i jeszcze bardziej wyjątkowa noc.
W pewnym momencie Gemini, który pozbył się diademu, oddając go pod opiekę Phuwinowi, który założył go sobie na głowę i zaczął w nim tańczyć razem z Pond'em, wymknął się razem z Fourth'em na balkon i razem spoglądali w niebo. Za ich plecami słychać było śmiechy, głośne rozmowy i muzykę. Fourth objął Gemini'iego od tyłu, opierając brodę na jego barku.
– Cieszę się, że cię odnalazłem, mój nieznajomy – Powiedział sennie.
To był długi dzień, który dla nich zaczął się wcześnie rano i teraz obaj marzyli już tylko o tym, by pójść spać. Nogi ich bolały, a w głowach im szumiało od nadmiaru wypitego alkoholu.
– To NuNew nas wzajemnie odnalazł – Przypomniał mu Gemini, z nostalgią wspominając dzień, w którym NuNew odkrył jego szkice przedstawiające Fourth'a, który był wtedy chłopakiem NuNew'a.
👀❤️😂🖤💖💛💛🥰😆👀❤️😂🖤💖💛✨🥰😆👀❤️😂🖤💖💖💛🥰😆👀
Czy to już koniec?!
Prawie...
Został tylko epilog...
I...
I krótki rozdział informacyjny, ale to już na samym końcu...
Szczerze dziękuję za każde wyświetlenie, za każdą gwiazdkę, cieszę się, że być może chociaż kilku osobom to się podobało... ❤️
Jest mi tylko trochę smutno, bo:
a) to już koniec
b) Fifi wstawił dzisiaj na IG smutne zdjęcie
c) znowu pokłóciłam się z rodzicami i tak szczerze mówiąc, to Hey Stranger jest prawdopodobnie moim ostatnim projektem i tak mi bardzo zależało, żeby to odniosło jakiś sukces, chciałam chociaż raz udowodnić moim rodzicom, że nie jestem tak zła, jak myślą
d) moja depresja i ataki paniki nie pozwalają mi normalnie żyć
Tak naprawdę nie zależy mi ani na sławie ani na niczym takim, chciałabym tylko mieć kogoś, jakiegoś żywego człowieka, do którego mogłabym się przytulić, kiedy mam zły dzień. Mam zwierzęta, ale to nie to samo. Doskonale zdaję sobie sprawę ze swoich wad, z tego, że też popełniam błędy, też czasem ranię ludzi, ale naprawdę się staram i wierzę, że gdybym mogła pójść na terapię, pewnego dnia stałabym się silniejsza i byłabym dumą dla osoby, która potrafiłaby mnie pokochać.
Szczerze to coraz częściej myślę o poddaniu się, o zakończeniu tej bezsensownej walki, ale wtedy zraniłabym osoby, którym naprawdę na mnie zależy, na przykład Didi czy Kingę(lub nawet Gemini'iego i Fourth'a, bo oni też sporo dla mnie zrobili). Żyję dla tych osób, żyję, bo ich kocham i wiem, jak boli śmierć kogoś bliskiego, straciłam sporo bliskich osób, w tym własnych dziadków, których ledwie pamiętam.
Szkoda, że Hey Stranger okazało się kolejnym zwyczajnym opowiadaniem, mimo że włożyłam w to mnóstwo czasu, pracy i poświęcenia. Właściwie to chciałabym tylko na koniec poprosić Ciebie, żebyś podesłała link do tego opowiadania swoim przyjaciołom, może chociaż im się spodoba.
Już nie marzę o tym, żeby przeczytali to opowiadanie ci, których imiona i pseudonimy zostały tu wykorzystane. Chciałabym, żeby kiedyś tak się stało, ale...
Ale ja chyba na to nie zasługuję. Nie mam o to żalu, rozumiem, że w swoim życiu dokonałam wielu złych wyborów.
Jeśli kogokolwiek zawiodłam tym opowiadaniem, to przepraszam.
I proszę Was z całego serca, mówcie głośno o problemach psychicznych, mówcie głośno o depresji, myślach samobójczych, stanach lękowych czy atakach paniki. Wiem, że to trudny temat, ale dla osób, które się z tym zmagają, każda pomoc jest ważna. Niech ja będę przykładem, jak to wygląda. To trudna walka, która czasem trwa nawet nie tylko miesiącami ale i latami, jeśli nikt nam nie pomoże. Często sami nie potrafimy poprosić o pomoc, często potrzebujemy kogoś, kto będzie nas cierpliwie wspierał w całym procesie, potrzebujemy akceptacji i zrozumienia.
Proszę, ten temat jest dla mnie bardzo ważny, tym bardziej, że nie dawno bardzo bliska mi osoba, którą kocham z całego serca straciła kogoś ważnego właśnie z tego powodu. Dlatego błagam, mówcie o tym i starajcie się nie oceniać, nie wyśmiewać i nie krytykować osób, które według Was dziwnie się zachowują. Wiele z tych osób ma problemy, o których trudno jest im rozmawiać. Czasem wystarczy jedno dobre zdanie, by im pomóc, by uchronić ich przed podjęciem ostatecznej decyzji, której nie da się już odwołać.
Wiecie?
Tak naprawdę chcę być sławna, powiem Wam otwarcie: chcę być znana, a wiecie dlaczego?
Dlatego, że ludzie sławni nawet nie wiedzą, jak potężną władzę mają w rękach. Mogłabym wtedy pomóc ludziom takim jak ja. I mogłabym pomóc sobie, bo wtedy nie musiałabym już liczyć się ze zdaniem moich własnych rodziców, którzy za nic w świecie nie pozwolą mi iść na żadną terapię ani do psychiatry czy nawet psychologa, bo boją się, że ludzie z naszej wsi wtedy będą nas wyśmiewać.
Jestem z Wami w pełni szczera, nie zamierzam niczego ukrywać. Po co? Wy i tak byście się dowiedzieli, a ja czułabym się paskudnie, udając, że jest inaczej lub Was okłamując. Dla mnie szczerość to podstawa.
Dlatego jeszcze raz przepraszam, jeśli tym opowiadaniem kogoś zawiodłam.
I dziękuję każdemu, kto wytrwał aż do końca.
Pamiętaj, że jeśli masz jakiś problem, zawsze możesz do mnie napisać, w taki właśnie sposób poznałam kogoś, bez kogo nie wyobrażam sobie teraz mojego życia, kogoś, kto bardzo chciał zobaczyć bójkę Lewisa Hamiltona, Maxa Verstappena i Toto Wolffa w tym rozdziale. Czasem bywam głupkiem. Czasem z powodu mojej choroby nie odpisuję przez wiele godzin, ale proszę, nie przekreślaj mnie.
Dziękuję.
~Twoja Annie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top