*54*

Zaledwie dzień wcześniej Gemini udał się do gabinetu lekarskiego, by porozmawiać z Mixxiw'em, z którym obaj z Fourth'em ostatnio bardzo się zżyli. Ta rozmowa dodała mu otuchy i siły, by iść dalej oraz wyjaśniła pewne wątpliwości, jakie kryły się w jego sercu.

– Wiesz? Myślę, że za wasze dobre serca i za wasze uczynki aniołowie was nagrodzą – Mix uśmiechnął się do niego.

– Nie jestem pewien, czy na to zasługujemy. – Gemini był sceptyczny. Życie nauczyło go, by nigdy nie nosić głowy zbyt wysoko i dumnie uniesionej. Doskonale znał różnicę pomiędzy pewnością siebie a pychą i narcyzmem. Miał świadomość tego, że ani on ani Fourth nie są idealni i daleko im do tego. Wciąż byli młodzi i popełniali błędy, nie ustrzegli się podejmowania niewłaściwych decyzji, przez które czasem nie tylko oni cierpieli. Ale Mix widział ich nieco inaczej.

Mixxiw, podobnie jak Gemini, Phuwin i Dunk należał do jednej ze starszych rodzin Magicznych. Jego ród mógł się pochwalić czystością krwi, jakiej nie powstydziłby się sam Salazar Slytherin. Mix odkąd go znali ciało miał pokryte runami. Ubrany był jednak w biały fartuch lekarski, a wokół szyi zawieszony miał stetoskop. Akurat tego dnia to on miał zastąpić doktora Jimmy'iego, którego w świecie Niemagicznych czekał ważny egzamin na uczelni.

Ich życie było dość skomplikowane. Część Rycerzy Światła z tego powodu decydowała się na ukrycie się na zawsze przed wzrokiem Niemagicznych, inni potrafili pogodzić bycie Nocnym Łowcą z życiem wśród zwykłych ludzi. Było to wyzwanie, którego chcieli się podjąć także i oni. Gemini i Fourth planowali, że zostaną aktorami i będą poprzez swoje filmy, seriale oraz przez swoją muzykę opowiadać światu o magii, która była na wyciągnięcie ręki.

Mix czuł się tak, jakby był ich kolejnym rodzicem. Patrzył na ich osiągnięcia z dumą i wzruszeniem. On i Earth Pirapat, odkąd Earth wrócił z Gai II, spędzali mnóstwo czasu na planowaniu wspólnej przyszłości. Mix chciał adoptować kolejne zwierzaki, ale Earth twierdził, że są już w takim wieku, że pora pomyśleć o założeniu prawdziwej rodziny.

– Domy dziecka są pełne sierot czekających, aż ktoś otoczy je ciepłem i miłością i wskaże im właściwą drogę. Dlaczego to nie my mielibyśmy być dla nich takimi drogowskazami? – Argumentował niejeden raz P'Earth. Mix tylko uśmiechał się z pobłażaniem, ale aż do czasu oświadczyn Fourth'a nie brał tego na poważnie pod uwagę. Fourth jednak był młodszy od niego o 6 lat, a od Earth'a aż o 10, a to, że niedługo ten młody chłopak sam zostanie ojcem, sprawiło, że Mix przemyślał wszystko jeszcze raz bardzo dokładnie i uznał, że w zasadzie to bardzo dobry pomysł. Już nie mógł się doczekać, kiedy powie o tym Earth'owi. Jednak najpierw musiał wyjaśnić kilka spraw z Geminim i Fourth'em.

– Gemini, mówiłeś nam kiedyś, że Nanon powiedział ci, że nie jesteś całkowicie nieśmiertelny. Pamiętasz, co dokładnie powiedział?

– Chyba tak... Yhm, tak. Nanon powiedział, że będę żył, dopóki nie wypełnię swojego przeznaczenia, ale jak na razie nie wiem, co jest moim przeznaczeniem, więc chyba jeszcze trochę pożyję – Gemini starał się brzmieć beztrosko, ale śmierć, mimo że już przez nią raz przeszedł, a drugi raz był jej bardzo blisko, wciąż go przerażała i napawała niepokojem, a jeszcze bardziej bał się tego, co będzie czuł, gdy pewnego dnia przyjdzie czas, aby Fourth ich opuścił i przeniósł się tam, gdzie jego miejsce: pomiędzy chóry anielskie. Bał się tego dnia jak diabli(o ironio!). Nie chciał, by nadchodził, a jednocześnie świadomość, że taki dzień na pewno nadejdzie, szarpała jego wnętrzności niczym głodny wilk. Mix to zauważył. Ścisnął mocniej jego ramię.

– Nie martw się. Wiesz, co jest moim szczególnym darem?

– N-nie? Nigdy... nigdy nam chyba nie mówiłeś – Odpowiedział Gemini trzęsącym się z emocji głosem. Nie ukrywał, że ta rozmowa była dla niego bardzo trudna. Zdenerwowany podszedł do okna i zupełnie przypadkowo zahaczył ręką o stos zeszytów, które przez ostatnie miesiące zapisał, sprawiając, że rozsypały się po podłodze. Gdzieś za jego plecami na korytarzu słychać było, jak Zee krzyczy na któregoś ze swoich podwładnych za niewłaściwe wykonanie zadania. Gemini i Mix jednocześnie schylili się, by pozbierać zeszyty i odłożyć je bezpiecznie na półkę na regale przy ścianie. Gdy już je odłożyli, Mix wrócił do przerwanej rozmowy.

– Moim darem jest to, że czasem, gdy się mocno skupię, jestem w stanie zobaczyć przyszłość, ale nie mam nad tym kontroli. Zdaje się, że aniołowie przysyłają mi wizje, jak im samym się podoba. Ale widziałem coś, co powinno cię ucieszyć, chociaż może brzmieć makabrycznie.

– Dawaj, P'Mix, mów, co takiego zobaczyłeś? – Oczy Gemini'iego wypełniły się nadzieją i ciekawością.

– Zobaczyłem was razem, Fourth się mocno postarzał, ale ty się nie zmieniłeś, nadal wyglądałeś tak samo młodo, jak teraz, zdaje się, że twój proces starzenia został w którymś momencie zahamowany. Umarliście oboje tego samego dnia w waszym łóżku trzymając się za ręce. Wygląda na to, że dopiero wtedy wypełnisz ostatecznie swoje przeznaczenie.

– A-ale co to znaczy, P'Mix?

– Nie wiem, to nie moje życie i nie moje przeznaczenie, tylko ty możesz to wiedzieć, ale wydaje mi się, że chodziło o to, iż wasza miłość będzie tak silna, że przetrwacie razem wszystkie burze i wszystkie przeciwności losu, a aniołowie pozwolą wam obojgu odejść razem, aby żaden z was nie cierpiał z powodu żałoby po stracie kogoś, kogo kochał tak mocno. Rozumiesz?

– Tak, rozumiem. A czy wiesz, ile mamy czasu?

– Wiem, ale wam tego nie zdradzę. Mogę tylko powiedzieć, że przed wami wiele długich lat.

– Co mamy robić?

– Zróbcie wszystko, aby wasze życie było szczęśliwe. Celebrujcie każdą wspólną chwilę, cieszcie się z małych rzeczy, bądźcie ze sobą szczerzy, choćby nawet ta szczerość miała boleć, opiekujcie się sobą wzajemnie i nie liczcie upływającego czasu. Wedle tego, co mi wiadomo, gdy wasz czas nadejdzie, zostaniecie zabrani razem do miejsca, w którym już zawsze będziecie szczęśliwi, w którym nie będzie bólu i smutku i przede wszystkim do miejsca, które będziecie mogli nazwać swoim prawdziwym i ostatecznym domem.

Gemini zaczął niekontrolowanie płakać. Mix nie bardzo wiedział, co robić. Nie był dobry w pocieszaniu innych.

– Boisz się? – Zapytał tylko.

– Tak. Bardzo się boję – Przyznał uczciwie Gemini. Nie zamierzał okłamywać Mixa, nie po tym, co on dla nich zrobił. Nie po tym, jak Mix używający ksywki Wen, opiekował się nim i Fourth'em w świecie, w którym nazywali się Heart i LiMing.

– To w porządku. Nie ma nic złego w tym, że się boisz. Miałbym cię za głupca, gdybyś powiedział, że się nie boisz. Mam pomysł. Zrób sobie tatuaż z imieniem twojego ukochanego na nadgarstku. Wtedy za każdym razem, kiedy będziesz się bał lub kiedy nadejdą trudne chwile, ten tatuaż będzie ci przypominał o najważniejszym powodzie, dla którego to robisz.

– Tatuaż? – Gemini powtórzył, jakby smakował to słowo, jakby próbował rozbić je na bardziej podstawowe składniki. Odwrócił lewą rękę i spojrzał na jej wewnętrzną stronę. Wyobraził sobie wykonany gotycką czcionką czarny napis „Fourth Nattawat". Przez chwilę wpatrywał się w swoje przedramię pokryte od zewnętrznej strony znajomymi runami. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do nowego wyglądu swojego ciała, do tych czarnych zdobień na jego własnej skórze.

– Tak, nong Gemini, tatuaż – Odpowiedział Mixxiw, podwijając rękaw białej bluzy z kapturem i pokazując chłopakowi napis na swojej prawej ręce: „It's all in the name of love and this love has your name, Earth Pirapat". Były to drobne, ale zgrabnie ułożone literki wyglądające, jakby zostały napisane ręcznie długopisem na kartce i tylko przeniesione za pomocą magii na skórę wewnątrz przedramienia. Słowa otoczone były ślicznymi, estetycznymi zawijasami, a nad nimi umieszczono dwa czerwone, złączone ze sobą serduszka.

– Nie wiedziałem, że jesteś romantykiem, P'Mix.

– Cóż, czasem mi się zdarza. Odrobina romantyzmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top