*47*

Khaotung już od rana był bardzo zabiegany. To był pierwszy weekend wyścigowy w tym sezonie i wiedział, że musi dać z siebie wszystko. Tym bardziej, że mieli go oglądać jego przyjaciele z Instytutu Rycerzy Światła, których zaprosił i którym załatwił wejściówki do padoku. Dwie sesje treningowe miał już za sobą i to mu dało jakieś porównanie co do tego, gdzie aktualnie znajdował się jego nowy zespół względem innych teamów. Pierwszą sesję treningową ku zaskoczeniu wszystkich wygrał najniższy zawodnik w całej stawce, uroczy Japończyk, Yuki Tsunoda. Na drugim miejscu uplasował się trzykrotny mistrz świata, Max Verstappen, a trzeci był Carlos Sainz, który zajął miejsce Khaotunga w Scuderii Ferrari. Ogromnie wkurzony Lewis Hamilton zajął dopiero dwunaste miejsce i Khaotung wiedział, że to jeszcze nie koniec.

Druga sesja treningowa w Australii przyniosła kolejne zaskoczenia. Bolid RedBull'a z numerem 1, z którym ścigał się Verstappen, nieoczekiwanie doznał awarii i Max musiał zatrzymać go na torze, co wywołało pojawienie się czerwonej flagi. Gdy wreszcie ściągnięto samochód Holendra, sesję wznowiono i tym razem wygrał Charles Leclerc przed Sergio Perezem i Fernando Alonso. Khaotung ku swojej wielkiej uciesze zajął bardzo dobre piąte miejsce, a jego nowy partner zespołowy, Pierre Gasly ósme.

Dlatego właśnie dzisiejszy dzień zapowiadał się wyjątkowo pracowicie, ale także ciekawie.

First odprowadził Khao do jego garażu, zajął miejsce pomiędzy szefem ich zespołu a inżynierem wyścigowym Khaotunga, założył słuchawki na uszy i wraz z innymi obserwował rozwój wydarzeń na torze.

Gemini, Phuwin, Pond, Cooheart, Kaownah i NuNew pojawili się już przed trzecią sesją treningową, ale Fourth i P'Zee mogli przybyć dopiero na kwalifikacje.

First wyściskał swojego młodszego braciszka tak, jakby nie widział go od miesięcy, a nie jakby widzieli się nie dalej jak dwa tygodnie wcześniej.

– Jak radzi sobie twój chłopak? – Zapytał NuNew, uśmiechając się do Firsta.

– A całkiem w porządku. Nie chcę nic mówić, żeby nie zapeszyć, ale wygląda na to, że Tung nareszcie dostał bolid, na który zasługuje. Był niesamowicie szybki w drugiej sesji treningowej i liczę, że będzie jeszcze lepiej.

– Jest szansa na podium? – Zapytał z kolei Fourth.

– Myślę, że szansa jest zawsze. Ale wiesz, to nie zależy tylko i wyłącznie od samego Tung'a i szybkości jego bolidu. Wszystko musi zadziałać idealnie: warunki pogodowe, temperatura nawierzchni, zarządzanie oponami, strategia wyścigowa, moment zjazdu na pitstop, długość pobytu w alei serwisowej. Wiecie, cała masa drobiazgów, które składają się na większą całość.

– Rozumiem – Uśmiechnął się Phu, chociaż First doskonale wiedział, że Phuwin niewiele zrozumiał, ale nie był na niego za to zły. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że poznał kogoś takiego. Kiedy patrzył na otaczających go ludzi, pierwszy raz w życiu poczuł, że jest szczęściarzem. Miał kochanego, uroczego braciszka, który zawsze się nim opiekował mimo że był młodszy. Miał wspaniałego, przystojnego, sławnego i bogatego chłopaka, który zawsze robił wszystko, by odbudować jego pewność siebie i poczucie własnej wartości. Miał lojalnych, czasem dość zabawnych i głupkowatych, ale bardzo szczerych przyjaciół. A przede wszystkim znajdował się w garażu zespołu Alpine, do którego należał jego chłopak i choć jeszcze rok wcześniej, gdyby ktoś mu powiedział, że tak się stanie, popukałby się palcem w głowę i uznał, że ten ktoś jest niespełna umysłu, to teraz był właśnie tutaj, w miejscu, które zawsze było jego marzeniem.

Fourth, który zauważył rozmarzoną minę swojego starszego brata, trącił go w ramię i pokazał mu coś na telefonie. First zobaczył piękną blondynkę, śpiewającą swoją własną piosenkę. Znał ją doskonale. To on wysłał link do tej piosenki swojemu bratu. Po cichu musiał przyznać, oczywiście w tajemnicy przed nieco zbyt zaborczym i zazdrosnym Khao, że był wielkim fanem Bailey Spinn. Zanim jeszcze spotkał Khaotung'a, często oglądał jej POV na TikToku, a trafił na jej kanał zupełnie przypadkowo, gdy pewnego razu z nudów przeglądał „shorts" na YouTube.

– Wiem, że ją lubisz i dlatego... Mam dla ciebie niespodziankę – Powiedział Fourth i właśnie w tej chwili do garażu zespołu Alpine weszła piękna blondynka z ciałem pokrytym tatuażami. Miała na sobie idealnie pasujący do niej make-up, niezbyt długą czerwoną spódniczkę w czarną kratę i luźną bluzeczkę teamu Alpine, identyczną, jaką miał na sobie First.

– Bailey tutaj?! – Wykrzyknął podekscytowany First, uśmiechając się szeroko. Phuwin nagrywał całą scenkę telefonem z zamiarem wstawienia tego na swoją relację na Instagramie. NuNew także robił zdjęcia, Kaownah i Cooheart gdzieś zniknęli, ale dla First'a to nie miało większego znaczenia.

– Tak, Bailey ma wystąpić na koncercie po wyścigu, jest na liście zaraz po NuNew'ie.

First zakrył twarz dłońmi, nie potrafiąc uwierzyć w swoje szczęście. Nie tylko był w garażu podczas weekendu wyścigowego Formuły 1, ale też był tak blisko osoby, która nawet w jego najgorszych momentach, tych najczarniejszych, kiedy nie było mu zupełnie do śmiechu, potrafiła go rozbawić. Oglądając jej TikToki, często śmiał się jak szalony. To ona sprawiła, że polubił tak zwane POVs.

First poczuł lekkie przerażenie, gdy zorientował się, że Bailey wyraźnie idzie w jego kierunku. Szybkim, nieco nerwowym ruchem dłoni przygładził włosy, jakby bał się, że jego zły wygląd może zrobić złe wrażenie na jego idolce. Młoda kobieta tymczasem uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Firstowi zabrakło języka w gębie. Słowa utknęły w ściśniętym emocjami gardle. Za dużo działo się w tej samej chwili. Ostatnim, co zobaczył, zanim zemdlał, była jej nieco zaniepokojona twarz.

Gdy się ocknął, siedział na prowizorycznej kanapie na tyłach garażu w miejscu, które zazwyczaj należało do kierowcy F1. Obok niego siedział Fourth, a na pobliskim krzesełku wciąż ubrany w kombinezon wyścigowy Khaotung.

– O, wróciłeś do żywych! – Zażartował Khao, widząc, że First się poruszył.

– Co się stało?

– Zemdlałeś.

– Aha. A dlaczego?

– Nie wiem, ty mi powiedz. Tylko masz być ze mną szczery: jadłeś w ogóle śniadanie? – Khaotung podszedł do niego, uniósł jego podbródek palcami i zajrzał mu w oczy.

– Eeee...?

– Czyli nie zjadłeś. Głuptasku, masz jeść śniadania, zrozumiałeś? – Khaotung postukał palcem w czoło swojego chłopaka. – Martwię się o ciebie, wiesz o tym, prawda? Dzisiaj czeka nas długi dzień, musisz mieć dużo siły. Zjedz coś.

Khao odszedł od Firsta i podszedł do niewielkiej lodówki, którą otworzył i w której First zobaczył całe zapasy jedzenia.

– Och, widzę, że masz tutaj dosłownie wszystko.

– No jasne, że tak. Zjedz coś, ja muszę wracać, żeby porozmawiać z szefem.

Khaotung już miał wychodzić, gdy First złapał go za rękę.

– Zaraz, poczekaj, bo przez to wszystko przegapiłem Q3. Jak ci poszło?

– Nie powiem, sam zobacz – Khaotung pokazał swojemu chłopakowi język i uciekł z pomieszczenia.

– Co z nim jest nie tak? – Skonfundowany First podrapał się po głowie, unosząc w górę jedną brew. Wyglądał tak zabawnie, że Fourth roześmiał się. – No co?

– Nieee, nic – Odpowiedział mu rozbawiony Fourth.

– Znowu mnie wkurzasz?

– Ja ciebie? Mój drogi starszy bracie, czy ja cię kiedykolwiek wkurzałem?

– Owszem, choćby teraz, nabijasz się ze mnie.

– Nie nabijam się z ciebie.

– Ale się śmiejesz!

– Śmieję się DO ciebie a nie Z ciebie – Podkreślił różnicę młodszy z braci. – A teraz bądź grzecznym starszym bratem i daj mi dobry przykład, jedząc grzecznie swoje śniadanie, jak cię o to twój chłopak poprosił.

First musiał przyznać, że bawił się doskonale, drocząc się z Fourth'em. Jedno wiedział na pewno: jego młodszy braciszek był jego pierwszym i największym szczęściem, Khaotung również. Dlatego właśnie dwudziestosześciolatek, który dawniej chorował na depresję i nie widział sensu dalszego życia, teraz dziękował w duchu Fourth'owi za to, że tamtego dnia go uratował. Dopiero teraz rozumiał, jak wiele by przegapił i stracił, gdyby mu się udało.

– Dziękuję – Wyszeptał, chwytając nieoczekiwanie Fourth'a w ramiona i tuląc do siebie.

Jeszcze rok wcześniej o tej porze leżał w łóżku w swoim pokoju pogrążony w swoich smutnych, depresyjnych myślach i przemawiał do zdjęcia Khaotung'a, czując się samotny, odrzucony przez wszystkich i niechciany. A teraz, zaledwie rok później, wszystko się zmieniło. Ten odrzucony przez wszystkich chłopak, który dla nich nie przedstawiał żadnej wartości, w oczach pewnego przystojnego kierowcy wyścigowego miał nieskończoną wartość. W oczach tego sportowca nie był przegrywem ani porażką, był silnym, zabawnym, czarującym młodym mężczyzną, któremu bez wahania oddał swoje serce w całości sobie nie pozostawiając nawet okruchów. I nie żałował. Żaden z nich tego nie żałował.

Doprowadziło do tego jedno przypadkowe spotkanie w markecie, gdy Tung wrócił do swojej ojczyzny i zapragnął pospacerować po okolicy.

* * *

Wyścig, w którym tego roku udział brały aż 24 bolidy, rozpoczął się chaotycznie i taki pozostał do samego końca. Już na pierwszym okrążeniu George Russell w swoim czarnym Mercedesie z numerem 63 wypchnął poza tor Charles'a Leclerc'a w jego czerwonym Ferrari z numerem 16, doprowadzając do tego, że bolid Ferrari stanął w poprzek drogi, co sprawiło, że uderzył w niego rozpędzony Liam Lawson w AlphaTauri. Jadący za nimi Yuki Tsunoda w drugim AlphaTauri ledwie uniknął zderzenia, umykając w prawo, co skończyło się wyjazdem poza tor i wpadnięciem w pułapkę żwirową.

Walczący z Lance'em Strollem o pozycję Kevin Magnussen przednim skrzydłem przeciął tylną lewą oponę w zielonym bolidzie Astona Martina.

Samochód bezpieczeństwa wyjechał na tor kilkanaście sekund później. Część uszkodzonych pojazdów zjechała do pit lane na wymianę przednich skrzydeł oraz kół. Nieoczekiwanie Pierre Gasly i Khaotung Thanawat, dwaj kierowcy w różowych bolidach Alpine, znaleźli się na prowadzeniu.

Na ten widok Annie, Didi, First, Gemini i Fourth zaczęli energicznie bić brawo.

– Didi, Pierre prowadzi w wyścigu! – Wykrzyknęła podekscytowana Annie, szarpiąc za ramię swoją przyjaciółkę.

Samochód bezpieczeństwa zjechał dopiero na czwartym okrążeniu i walka rozgorzała na nowo. To był początek sezonu i każdy chciał wygrać, każdy chciał stanąć na podium i pokazać, na co go stać. Każdy chciał być najlepszy. Dwa okrążenia później awarii jednostki napędowej doznał bolid Alfa Romeo z numerem 99, prowadzony przez Włocha, Antonio Giovinazzi'iego, który na szczęście zjechał na pobocze w takim miejscu, że nie trzeba było wysyłać na tor Safety Car'a. Żółte flagi i wirtualny samochód bezpieczeństwa znów na chwilę zamroziły rywalizację, którą wznowiono okrążenie później.

Przez kolejne dziesięć okrążeń nie działo się nic nadzwyczajnego. Pierre i Khaotung nadal jechali na czele, stopniowo powiększając przewagę nad trzecim Nico Hulkenbergiem w Haasie oraz czwartym Fernando Alonso w Astonie Martinie.

A potem nadszedł czas na pit stopy...

Goście w garażu Alpine obserwowali wyścig w napięciu. Annie prawie gryzła palce z nerwów. Był to pierwszy wyścig F1, w którym Pierre był na prowadzeniu podczas gdy ona znajdowała się w jego garażu.

Max Verstappen nie zjechał do alei serwisowej na wymianę opon, ponieważ w przeciwieństwie do jego kolegi zespołowego, Meksykanina, Serio Pereza, zwanego Checo, od początku jechał na twardych oponach, a Checo na medium. Perezowi założono miękką mieszankę opon i Meksykanin wyjechał z pit lane wprost pod koła rozpędzonego drugie bolidu RedBulla z numerem 1. Podbity przez przednie skrzydło samochodu Perez'a bolid Verstappen'a podskoczył, opadł na tor z głośnym hukiem i potoczył się z ogromną prędkością w kierunku bariery z opon.

Max nie omieszkał wyrazić przez radio swojego niezadowolenia, nazywając Checo ślepym głupcem.

– Nie zostawił mi miejsca! – Żalił się swojemu inżynierowi wyścigowemu, zanim z wściekłością wyrzucił kierownicę daleko poza samochód.

Checo z uszkodzonym nosem w swoim pojeździe, znów musiał zjechać do boxów.

Wyścig znów został spowolniony, a na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa, a potem dyrekcja wyścigu zdecydowała o pokazaniu czerwonej flagi, ponieważ trzeba było naprawić uszkodzoną przez Max'a barierę z opon. Podczas tej przerwy Annie i Gemini postanowili pójść i porozmawiać z Pierre'em, Didi wybrała się do Lando, a Fourth i First chcieli koniecznie zamienić kilka słów z Khaotungiem. First podpowiedział swojemu chłopakowi, co powinien zrobić, aby utrzymać to doskonałe drugie miejsce.

* * *

Kolejne minuty przynosiły coraz to dziwniejsze rozstrzygnięcia.

Bolidy należące do Alfa Romeo dziwnym zbiegiem okoliczności dokładnie w tej samej chwili jednocześnie odmówiły posłuszeństwa.

Dwie godziny później ten szalony wyścig nareszcie dobiegł końca i ostatni niezdublowany samochód przekroczył linię mety. Gdy First spojrzał na ostateczną klasyfikację po wyścigu(po doliczeniu 10 sekund kary dla Sergio Pereza), ze zdumieniem odkrył, że wyścig ukończyło zaledwie 11 samochodów z 24, to była rekordowo mała liczba, w ostatnich 10 latach jeszcze nigdy nie było aż tak źle. Tylko jeden kierowca nie zdobył punktu i był to pechowo Daniel Ricciardo, najweselszy, najzabawniejszy Australijczyk ukończył swój domowy wyścig na miejscu 11.

Ledwie wszystkie bolidy zameldowały się z powrotem w alei serwisowej po zakończeniu wyścigu, First i Fourth byli świadkami niecodziennej sceny. Max już czekał na kogoś w miejscu, gdzie parkowały samochody F1. Fourth od razu wyczuł negatywną energię emanującą z całej sylwetki pewnego bardzo utalentowanego Holendra.

– First, czy to nie Verstappen? Max Verstappen? – Fourth wskazał palcem młodego mężczyznę ubranego w jasne dżinsy i koszulkę zespołu RedBull oraz pomarańczową czapeczkę z daszkiem, który właśnie podszedł do bolidu RedBull'a z numerem 11.

– Cholera, tak, to Max. Musimy go powstrzymać.

– Dlaczego?

– Nie widzisz demona za jego plecami?

Fourth wytężył wzrok i po chwili dostrzegł to samo co jego starszy brat. Nad głową holenderskiego kierowcy Formuły 1 uformowała się ciemnoszara postać przypominająca orła z głową człowieka i rogami krowy. Obaj bracia zgodnie ruszyli w tamtym kierunku, mimo iż pierwotnym planem First'a było osobiste pogratulowanie Khaotungowi, Lando i Pierre'owi zajęcia wszystkich miejsc na podium. Nie zdążyli ujść zbyt daleko, gdy ktoś przepchnął się obok nich, popychając i niemal przewracając First'a. Bracia przyjrzeli się uważnie i zobaczyli, że były to ich znajome, dwie młode czarownice z Polski, Didi i Annie. Annie łatwo było rozpoznać po długim pasemku różowych włosów pomiędzy ciemnobrązowymi, gęstymi włosami upiętymi w wysoką kitkę.

– A więc one też to zauważyły. Idziemy! – Zarządził First.

– Czekaj, a gdzie jest Gemini?

– Co?

– Mój chłopak, mój chłopak gdzieś zniknął – Fourth rozpaczliwie usiłował odnaleźć charakterystyczną sylwetkę swojego ukochanego, co przecież nie powinno być wcale takie trudne, gdyż Gem był bardzo wysoki. Zadanie mógł utrudnić jego strój: Gemi miał na sobie koszulkę zespołu Alpine i pomarańczową czapeczkę McLaren'a, którą przed wyścigiem wcisnął mu w ręce Carlos Sainz, prosząc, by kibicował jego chłopakowi. To był dość niecodzienny dobór stroju, ale tutaj wiele osób było ubranych podobnie.

– Uspokój się, nigdzie nie zniknąłem, poszedłem tylko zanieść coś Khaotungowi, bo mnie o to wcześniej poprosił – Gemini zmaterializował się obok Fourth'a jakby znikąd i wyszeptał mu te słowa prosto do ucha. – Tylko cicho, ani słowa First'owi, to ma być niespodzianka.

Gemini znaczącym gestem przytknął palec do ust. Fourth kiwnął głową.

– Super, że jesteś, ale teraz musimy iść ratować Pereza.

– Czemu? Co się stało?

– Ciałem Max'a Verstappena zawładnął demon, jeśli mu nie pomożemy, obaj będą mieli problemy. Annie i Didi już tam chyba są.

– Dobra, prowadź.

Gemini i First z Fourth'em na czele ruszyli w stronę zaparkowanych bolidów w pobliżu podium. Bolid Pierre'a Gasly'iego, który wygrał, Francuz ustawił w specjalnie wyznaczonym do tego miejscu na płytach, które okazały się wyświetlaczami pokazującymi Pierre'a, jego nazwisko, numer startowy i fragmenty wyścigu w jego wykonaniu. David Coulthard już szykował się do przeprowadzenia wywiadów z pierwszą trójką. Max już dopadł Checo Pereza i chwycił go za kombinezon na piersi, unosząc nieco w górę i przyciągając do siebie. Max mierzył Checo wściekłym spojrzeniem. Gdy Fourth, First, Gemini, Annie i Didi byli już na tyle blisko, by słyszeć wyraźnie kłótnię kolegów zespołowych, First zaniepokoił się jeszcze bardziej. Jak mieli pokonać demona w obecności nie tylko kilkuset osób pracujących przy Formule 1 i organizacji tego wyścigu, ale także w obecności wielu tysięcy kibiców na trybunach oraz prawdopodobnie wielu milionów widzów przed telewizorami na całym świecie jednocześnie nie informując o swojej tożsamości?

First zwierzył się ze swoich wątpliwości pozostałym. Ale nie mieli czasu na wymyślenie planu. Najpierw trzeba było odciągnąć zdenerwowanego do granic możliwości Maxa, który krzyczał na całe gardło:

– Co to miało do cholery być?! Chciałeś mnie zabić!

First już wiedział, do czego odniósł się Max. Chodziło o zderzenie, do którego doprowadzili obaj, a które skończyło się eliminacją Max'a z wyścigu.

– Wcale nie chciałem nikogo zabić. Za kogo ty mnie masz? Za jakiegoś pieprzonego mordercę? Nie jestem tobą – Checo nie pozostawał mu dłużny. Od miesięcy rodził się w nim cichy bunt. Czuł, że w RedBullu był tylko zawsze tym drugim, tym mniej ważnym, że nikt nie liczył się z jego zdaniem. Checo uważał, że to niesprawiedliwe, pomógł Maxowi wygrać już trzy tytuły mistrzowskie, wierzył, że szefowie ich zespołu dostrzegą jego zaangażowanie i jemu także dadzą równe szanse na to, aby i on poznał smak wygrania mistrzostw świata kierowców F1. Jednak już w pierwszym wyścigu całego sezonu wyraźnie dano mu do zrozumienia, gdzie jest jego miejsce. Checo tego nie wytrzymał. Miał dosyć. Dosyć bycia tylko tym drugim, dosyć bycia tym, który musi zawsze pomagać Maxowi. Nie był niczyim służącym i nie zamierzał pozwalać na takie traktowanie.

– A kogo niby ja chciałem zabić? – Zaśmiał się kpiąco Verstappen.

– Choćby Hamiltona. Co, może powiesz mi, że to nieprawda? Wszyscy widzieli to na własne oczy, jak specjalnie na niego wjechałeś!

– To było dwa lata temu! Chyba cię całkiem zżera zazdrość, że pleciesz takie bzdury! – Max wydawał się jeszcze bardziej wyprowadzony z równowagi. – To ty chciałeś mnie dzisiaj zabić, przyznaj się!

– Nie chciałem. To ty nie chciałeś mnie przepuścić, mimo że byliśmy na różnych strategiach. Jakbyś nie zauważył, bałwanie, miałem miękkie opony i dopiero co wyjechałem z boxów, a ty sobie spokojnie jechałeś na tych swoich twardych oponach jeszcze od startu jak jakiś niby król tego toru.

– A co, nie jestem nim?

– Przepraszam, ale... Co? Królem toru?

– Tak, w przeciwieństwie do ciebie potrafię się ścigać.

– Coś ty powiedział?! – Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Checo wymierzył uderzenie prosto w twarz Max'a.

– Perez! To był twój ostatni wyścig w moim zespole, już ja tego dopilnuję! – Do walki włączył się ojciec Max'a, Jos.

– I świetnie! I tak nie chcę już dłużej jeździć dla takiej bandy kretynów!

Checo zabrał swój kask, system HANS i ruszył w kierunku garażu RedBull'a, który po raz ostatni był też jego garażem. Czuł gorycz porażki, ale także dziwną ulgę i satysfakcję. Wreszcie znalazł sposób, by legalnie opuścić ten zespół, który nie spełnił jego oczekiwań.

Fourth też odetchnął z pewną ulgą, ale Gemini i Didi wiedzieli, że to jeszcze nie koniec. Didi była bardzo utalentowaną czarownicą. Szturchnęła Fourth'a w bok i powiedziała.

– Max, musimy odseparować jakoś Max'a od reszty. Nie wiemy, na ile groźny jest ten demon.

– Ja się tym zajmę – Zaproponował Lewis Hamilton, który także obserwował całe zdarzenie zza ich pleców. – Gemini, czy mógłbyś mi pomóc? Wiesz, na wypadek, gdyby Max nie chciał mnie słuchać i gdybyśmy musieli go obezwładnić.

– Jasne, sir Lewis.

– Daj spokój z tym sir, mów mi po prostu Lewis, jesteśmy po tej samej stronie – Lewis uśmiechnął się delikatnie i razem podeszli do Maxa, który usiłował teraz dla odmiany uderzyć własnego ojca. Gem i Lewis wiedzieli, że to nie Max tylko demon go do tego zmusza.

– Lewis, zabierz pana Verstappena – Polecił mu Gemini, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, że właśnie przejął dowodzenie. Gem po prostu wiedział, co powinien zrobić. – Będzie przynętą dla demona. Zaprowadź go do pustego garażu. Ja, Annie, Didi i Fourth przytrzymamy Max'a. Zobaczymy, czy demon zostanie z nami, czy podąży za wami. First, ty idź z Lewisem.

Wszyscy wykonali polecenia bez żadnego sprzeciwu.

Gem i Fourth wyjęli z kieszeni stele. Annie i Didi stanęły po obu stronach młodego Verstappena i złapały go za ręce, zatrzymując w miejscu za pomocą magii. Tylko magiczni i hybrydy mogli dostrzec cieniutkie, lśniące niebieskawym światłem jakby płonące na niebiesko nitki, które wystrzeliwały z dłoni dziewczyn i oplatały wokół ręce Verstappena. Lewis wyprowadził Jos'a poza zasięg wzroku Max'a. Okazało się, że demon rzeczywiście według przewidywań Gemini'iego podążył za Jos'em oraz Lewisem, który w ich otoczeniu odznaczał się najsilniejszą mocą magiczną. Najwyraźniej potwór nie był w stanie wyczuwać magii hybryd, ponieważ przeoczył zupełnie Fourth'a, Gemini'iego i Annie.

– Pilnujcie go, Didi, Fourth – Wydał kolejne polecenie Gemini, a sam wraz z Annie podążył szybkim krokiem za oddalającymi się Lewis'em, Jos'em i śledzącym ich demonem. Zatrzymali się w pustym pierwszym garażu z dala od wzroku Niemagicznych.

– Jos, usiądź – Poprosił łagodnie Lewis, chociaż przyszło mu to z pewnym trudem. Nie było tajemnicą, że nie darzył sympatią starszego z Verstappenów. Jos, zmuszony do tego magią Hamiltona, usiadł na jedynym krześle, które dziwnym trafem się tam znajdowało pod ścianą.

– Co się dzieje? Co mi robisz?

– Nic. Gemini, wiesz, co masz robić.

I Gemini wiedział. Gdy demon podfrunął bezszelestnie do Hamiltona, gotów go zaatakować, ozdobny długopis zakończony maleńką pluszową maskotką jednorożca o kolorowej grzywie zamienił się w zgrabny, poręczny sztylet o rękojeści wysadzanej rubinami, które emanowały delikatnym, ciepłym blaskiem. Ostrze było wykonane z magicznego kryształu, mieniącego się kolorami w półcieniu garażu. Przerażony Jos, który nie mógł zobaczyć demona, myślał, że wysoki chłopak chce zaatakować jego.

– NIEEEE! – Wrzasnął na całe gardło, osłaniając twarz rękoma.

– Spokojnie, Jos, nikt nie chce cię atakować – Powiedział Lewis i w tym samym momencie Gemini jednym wprawnym, zdecydowanym ruchem z cichym świstem przecinanego powietrza, wbił ostrze aż po rękojeść w widmowe ciało potwora, który zawył tak przeraźliwie, że Lewis zakrył uszy dłońmi i ukucnął. Poczuli swąd przypominający smród zgniłych jaj, po czym wszystko się rozwiało, a po demonie nie pozostał nawet ślad.

– Trzeba mu wymazać pamięć – Stwierdził Gemini, patrząc na Jos'a Verstappena, który robił dziwne miny i patrzył na nich jak na szaleńców, którzy chcą go zamordować.

– Tak, myślę, że to dobry pomysł. Zajmę się tym, a ty leć do Khaotung'a, zdaje się, że miałeś mu coś zanieść?

– A, tak, racja. Już pędzę! Dzięki!

Gemini wybiegł z garażu. Khaotung dopiero skończył udzielać wywiadu Davidowi. Gem przepchnął się obok mechaników z zespołu McLarena, którzy tłoczyli się obok niego, by pogratulować swojemu kierowcy zdobycia podium.

– Masz, tylko schowaj to dobrze – Powiedział, wciskając Khaotungowi małe pudełeczko, które wyjął z kieszeni.

– Dzięki.

Gemini wrócił na swoje miejsce, informując pozostałych o pokonaniu demona. Khaotung nawet nie wiedział, że coś takiego miało miejsce. First przetarł dłońmi nieco zmęczone oczy. Cieszył się z sukcesu swojego chłopaka, ale trudno było mu ukryć, że był trochę śpiący. Annie, która uwielbiała uwieczniać na zdjęciach i filmikach podobne chwile, również i teraz pstryknęła zdjęcie First'owi dokładnie w chwili, gdy Kanaphan podniósł rękę, by zasłonić usta i ukryć potężne ziewnięcie.

Khaotung z łatwością odszukał Firsta. Złapał go za rękę i pociągnął za sobą w kierunku podium.

– Tung? Co się dzieje?

– Nic się nie dzieje, po prostu odbierzesz nagrodę dla konstruktorów za dzisiejszy wyścig – Poinformował go Khao z tajemniczym uśmiechem na twarzy. Khaotung przemyślał cały plan doskonale. Wiedział, że tak właśnie to ma wyglądać. Od miesięcy powoli oswajał swoich fanów z myślą o tym, że ma chłopaka, a teraz, kiedy jego kolega zespołowy wygrał wyścig, a on sam był na drugim miejscu, czy mógł istnieć lepszy moment? Khaotung dotknął dłonią czapeczki, pod którą na głowie ukryte miał małe, czerwone pudełeczko, które chwilę wcześniej przyniósł mu Gemini. To był ich wspólny plan, z którego obaj byli niezwykle dumni.

Wreszcie nadszedł czas na wręczenie nagród. Cała trójka najlepszych tego dnia kierowców stała na odpowiednich stopniach podium, a obok nich stał również First Kanaphan, który nie wierzył we własne szczęście. Wysłuchano dwóch hymnów. Nadszedł czas na polewanie się szampanem i wtedy właśnie wydarzyło się coś, czego First nie przewidziałby w swoich najśmielszych snach. Żaden z kierowców nie chwycił za butelkę szampana. Lando i Pierre pozostali na swoich miejscach, podczas gdy Khaotung podszedł do Firsta, wyjął spod czapki czerwone pudełeczko i przyklęknął na jedno kolano przed zaskoczonym, a jednocześnie wzruszonym do granic możliwości First'em.

– First, znamy się już dość długo, wiele razem przeszliśmy i chcę, żebyś wiedział, że jesteś moim największym skarbem, moją najlepszą motywacją, by każdego dnia stawać się coraz lepszym. To ty sprawiłeś, że znów kocham Formułę 1 i dzisiaj mam do ciebie tylko jedno pytanie. Zrozumiem, jeśli mi odmówisz, wolałbym jednak, żebyś się zgodził. First, chcę spędzić z tobą resztę życia, chcę, abyś zawsze był w moim garażu kibicując mi i wspierając mnie, gdy moje wyścigi nie będą takie, jak bym sobie tego życzył. Wybacz mi tą nieco przydługą przemowę, ale chcę, żebyśmy obaj zapamiętali tę chwilę na zawsze. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem?

Khaotung otworzył pudełeczko.

Operatorzy kamer podbiegli, by wszystko dokładnie sfilmować. Jeden z nich zrobił zbliżenie na pełną napięcia i oczekiwania oraz niepewności twarz Khaotung'a, drugi filmował drżące z emocji ręce kierowcy zespołu Alpine, trzeci obiektyw skierowany został w stronę First'a, zaś ktoś inny nagrywał reakcje kibiców i mechaników wokół. Wokół nich zaległa cisza. Pierre stał obok Khaotunga z mikrofonem w ręku, sprawiając, że każde wypowiedziane przez niego słowo było wyraźnie słyszane przez wszystkich również przez widzów przed telewizorami.

Khao wstrzymał oddech, patrząc wyczekująco na swojego chłopaka.

A First najwyraźniej doskonale się bawił, męcząc Khao i trzymając go w niepewności. W końcu jednak nie potrafił dłużej powstrzymywać szczerego uśmiechu. Zbliżył się do Khaotung'a, objął jego twarz obiema dłońmi i odpowiedział mu, patrząc na niego z miłością i oddaniem.

– Oczywiście, że zostanę twoim mężem. Czyżbyś spodziewał się jakiejkolwiek innej odpowiedzi?

Khaotung, słysząc to, porwał go w objęcia i wraz z nim w ramionach zaczął się obracać wokół własnej osi. Jego świat eksplodował kolorami i szczęściem. Ludzie zaczęli bić brawo. Pierre odłożył mikrofon i wraz z Lando dopiero teraz chwycili szampany i zaczęli oblewać tulących się do siebie narzeczonych.

Po torze wyścigowym w Melbourne rozniósł się echem głos Davida Coultharda.

– Cóż za niesamowity zwrot akcji! Proszę państwa, tego się chyba nikt nie spodziewał! Takiego świętowania podium jeszcze nie było. To z pewnością jest historyczny moment.

Gemini i Annie uścisnęli sobie ręce.

– Dobra robota, Gemi – Uśmiechnęła się wesoło Polka.

– Dzięki za podrzucenie pomysłu – Gemini również odpowiedział uśmiechem. Był znacznie wyższy od obu Polek i Annie odnosiła wrażenie, że ten młody i przystojny Tajlandczyk patrzy na nią wyraźnie z góry. Didi powiedziała coś do niej w niezrozumiałym dla nich języku i Gem zobaczył kwaśną minę starszej z dziewczyn.

– O co chodzi?

– Nie, nic – Albo tylko mu się wydawało, albo w głosie dziewczyny słychać było nutkę rozczarowania.

– Na pewno?

– Tak, tak, Gemi. Po prostu żałuję, że nie ma ze mną tutaj mojej dziewczyny, na pewno nie chciałaby przegapić takiego show.

– Twoja dziewczyna na pewno obejrzy to w tv – Pocieszył ją Gemini.

Fourth, widząc, że Gem położył dłoń na ramieniu Polki w pocieszającym geście, odkaszlnął znacząco, przekrzywiając głowę w bok i robiąc krzywą minę.

– Oj, ktoś tu chyba jest zazdrosny! – Didi pokazała Fourth'owi język.

– Kto niby jest zazdrosny? – Zapytał Nattawat.

– Ty – Gemini postukał palcem w klatkę piersiową Fourth'a w okolicach serca.

– Dobra, okej, może trochę. W końcu jesteś moim chłopakiem, czyż nie?

– Owszem, jestem twój i niczyj więcej, nie martw się.

– Słodziaki – Skomentowała Didi.

Annie nie potrafiła się powstrzymać i nagrała całą uroczą scenkę telefonem, wrzucając ją na Instagram i oznaczając ich wszystkich.

Tymczasem Khaotung, First, Lando i Pierre zdążyli już zejść z podium i Khaotung podprowadził do nich Firsta, trzymając go za rękę.

– Gratulacje braciszku! – Wykrzyknął Fourth, przytulając swojego starszego brata.

– Dzięki. Nawet nie wyobrażacie sobie, jaki jestem szczęśliwy!

Ludzie dookoła nich powoli się rozchodzili. Mechanicy musieli spakować wszystko, załadować bolidy do ciężarówek, złożyć ich stanowiska w alei serwisowej. David Coulthard dorwał Pierre'a Gasly'iego i zaczął go wypytywać przed kamerą o to, czy wiedział o planie Khaotung'a. Pierre musiał przyznać, że wiedział o tym od początku i że ten pomysł podrzuciły im jego dwie przyjaciółki pochodzące z Polski. Nie zdradził ani słowem tego, że dziewczyny były czarodziejkami. David był Niemagicznym, nie miał pojęcia o istnieniu ich niezwykłego świata tak blisko i nie było sensu próbować mu to tłumaczyć.

Lando utonął w uścisku płaczącego z dumy Carlosa, który nawet nie zdążył jeszcze się przebrać. Lewis nadal uspokajał roztrzęsionego po ataku demona Max'a. Sergio już dawno zniknął z padoku, uciekając jak najdalej od tego, co go tak męczyło. To był naprawdę pełen wydarzeń weekend, a przecież jeszcze się nie zakończył.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top