*43*

Tymczasem w pokoju Joonga i Dunka...

Joong spojrzał karcącym wzrokiem na swojego chłopaka. Zauważył malinki na jego szyi, ślady, których nie zostawił on sam. Ślady, które były wyraźnym dowodem na to, że jego własny chłopak doskonale się bawił niedawno.

– Znowu to zrobiłeś – Powiedział pełen uzasadnionych pretensji. – To już trzeci raz w tym tygodniu.

– No i co z tego? Co cię to w ogóle obchodzi?

– Obchodzi mnie, bo jesteś moim chłopakiem, bo...

Te słowa miał na końcu języka. Chciał powiedzieć: „Bo cię kocham", ale to kłamstwo już nie potrafiło przejść mu przez gardło. Obaj wiedzieli, dlaczego.

– Daruj sobie – Warknął Dunk i podszedł do ich wspólnej szafy, w której znajdowały się ich ubrania. Zaczął gwałtownie wyjmować te należące do Archen'a i wyrzucać je w nieładzie na podłogę pomiędzy szafą, a dużym, wygodnym łóżkiem zaścielonym kremową pościelą z wytłaczanymi kwiatowymi wzorami. Wiele ciuchów pochodziło z drogich kolekcji i Joong próbował powstrzymać Dunk'a, łapiąc go za rękę.

– Dunk... – Zaczął i urwał. Co miał mu powiedzieć?

– Wyprowadź się. Weź swoje rzeczy i zniknij mi z oczu.

– Przecież i tak będziemy się widywać.

– Nie obchodzi mnie to. Po prostu odejdź z mojego życia.

– Tego chcesz? Naprawdę tego właśnie chcesz? – Joong, chociaż od dawna nie czuł już tego samego co na początku, poczuł się zraniony. Ciężki kamień pojawił się w okolicach jego serca, ciągnąc go za sobą na dno. Nigdy nie wyobrażał sobie, że ten dzień nadejdzie, że się rozstaną. Mieli tyle wspólnych planów! Nie zdążyli jeszcze odwiedzić razem Paryża! Nie byli na wyścigu Formuły 1, na który bilety miał zdobyć dla nich Khaotung. Joong nie mógł uwierzyć, że zaledwie dwa miesiące wcześniej planowali małą, kameralną ceremonię zaślubin urządzoną w uroczym, niedużym hoteliku z udziałem tylko najbliższej rodziny i przyjaciół, a teraz nie mogli nawet na siebie wzajemnie patrzeć.

– Dunk, proszę, nie wyganiaj mnie. Możesz spać z iloma tylko osobami chcesz, ale błagam, nie wyrzucaj mnie ze swojego życia – Joong przytulił się do pleców Dunk'a.

Dunk zesztywniał. Dotyk Joong'a, który kiedyś dawał mu tyle przyjemności, teraz sprawiał tylko ból. Nie kochał go. I nie chciał tego dłużej ciągnąć.

– Zostaw mnie – Wyrwał się z objęć Archen'a.

– Dlaczego? Dunk, dlaczego? – Zapytał ze łzami w oczach. To bolało. Tak cholernie mocno bolało! Joong zrozumiał, że przez ostatni tydzień tylko usiłował wmówić sobie, że nie kocha Dunk'a. Prawda była zupełnie inna. Kochał go. Kochał go tak bardzo, że przymykał oczy na to, co widział. Kochał go tak bardzo, że pozwalał, żeby Dunk go ranił. Joong był jak narkoman, który zawsze wracał po więcej, mimo że wiedział, iż to mu szkodzi.

– Dobrze wiesz, dlaczego. Znasz odpowiedź, Aydin.

Ten lodowaty ton. I to pełne pogardy spojrzenie.

Nic nie mogło zaboleć bardziej, niż uświadomienie sobie, że to, co mieli, rozpadło się, ich wspólny świat zbudowany na planach i marzeniach, przestał istnieć, ich wymarzony dom, o którym tak wiele razy rozmawiali, został zburzony, a obrączki, które mieli wybierać w przyszłym tygodniu, znajdą nowych właścicieli.

Joong upadł na kolana, nie mogąc już znieść cierpienia, które szarpało jego serce. To były dzikie, ostre szpony rozrywające go kawałek po kawałeczku. Za ścianą usłyszeli dźwięki, które tylko jeszcze bardziej przypomniały im, jak bardzo się od siebie oddalili. Gdy ich świat się rozpadał, ktoś inny właśnie zaczynał budować swoje własne szczęście. Dunk nie mógł mieć o to pretensji do swojego najmłodszego brata, ale gdy te konkretne dźwięki zastąpione zostały głośną muzyką, poczuł ukłucie żalu. Zastanawiał się, czy Gem też pewnego dnia będzie miał wątpliwości? A może to się nigdy nie wydarzy? Może to, co Fourth i G przeżyli razem, tylko wzmocniło ich więź i nic ich już nie rozdzieli? Dunk wcale nie był pewien, czy go to cieszy.

Dunk nie potrafił spokojnie patrzeć na klęczącego na podłodze obok łóżka Archen'a, po którego policzkach cicho płynęły łzy. Joong nie powiedział już nic więcej tylko patrzył na niego pełnym niemego cierpienia wzrokiem, w którym czaiło się błaganie, ta desperacka prośba, by Dunk dał im jeszcze jedną szansę. A Natachai wiedział, że jeśli będzie na niego patrzył choćby chwilę dłużej, on się podda i pozwoli mu na wszystko. A tego nie mógł zrobić ani sobie ani Joong'owi. Nie chciał go jeszcze bardziej ranić. Odwrócił się, wyjął z szafy walizkę należącą do Joong'a i powiedział suchym, bezbarwnym głosem.

– Pakuj się. Wrócę jutro, dziś przenocuję u Phuwina. Zabierz wszystkie swoje rzeczy. I uwierz mi, tak będzie najlepiej.

– Najlepiej? Najlepiej dla kogo?! – Krzyknął Joong, podrywając się z podłogi.

– Dla nas obu. Nie wszystkie związki mają przyszłość. Musisz zaakceptować to, że między nami już nic nie ma. Jestem pewien, że znajdziesz kogoś, kto cię pokocha tak naprawdę, ja nie potrafię. Nie potrafię dłużej udawać. Duszę się.

Każde wypowiedziane przez Natachai'a słowo było jak cięcie zadane ostrym, gorącym nożem. Sposób, w jaki na niego patrzył, był jak wylany na ranę kwas. Joong nie miał już siły z tym walczyć. Poddał się. Pozwolił Dunk'owi odejść. Długo wbijał wzrok w drzwi, za którymi zniknął jego były chłopak.

– Ale ja nadal cię kocham... – Wyszeptał w pustkę.

Nadchodziła noc. Z pokoju obok nadal dochodziły dźwięki muzyki, ale tym razem znacznie spokojniejszej. Joong oparł plecy o bok łóżka i zaczął w rozpaczy szarpać swoje własne włosy. Nie potrafił się z tym pogodzić. Nie potrafił zrozumieć, co się stało. Rozpamiętywał wszystkie ich wspólne chwile, szukał własnych błędów, zastanawiał się, co mógł zrobić inaczej, lepiej?

Joong aż do tej pory wiódł całkiem szczęśliwe życie. Można było z powodzeniem nazwać go cudownym dzieckiem. Nie musiał się dużo uczyć, żeby wszystko umieć, nigdy nie miał problemów z zapamiętywaniem czegokolwiek, z uczeniem się regułek na pamięć ani z rozwiązywaniem nawet najtrudniejszych problemów matematycznych. Nie był typem typowego nerda. Nie nosił okularów, miał wielu przyjaciół, lubił dobre imprezy, również te porządnie zakrapiane alkoholem, a gdziekolwiek się pojawił, zawsze wzbudzał sensację, wyglądając gorąco i przystojnie. Nie zwracał na to uwagi. Dla niego liczył się tylko Dunk.

Dopiero teraz, gdy go stracił, zrozumiał, jak wielkim błędem była próba budowania swojej własnej przyszłości wokół jednej osoby i wiązanie wszystkich swoich planów i marzeń tylko z tym jednym jedynym i wyjątkowym chłopakiem.

Joong podniósł wzrok i zauważył na półce przed sobą całą kolekcję oprawionych w piękne, ozdobne ramki ich wspólnych zdjęć. Wstał, wziął rozmach i jednym ruchem ręki strącił z głośnym brzękiem tłuczonego szkła na podłogę wszystkie fotografie.

– AAAAAAGHHHH! – Wrzasnął, dając upust swojej rozpaczy i frustracji. – ALE JA CIĘ KURWA NADAL KOCHAM!

A potem zaczął płakać jak nigdy wcześniej.

To był zaledwie drugi raz w całym jego życiu, gdy pozwolił sobie na łzy. Uważał, że nie powinien płakać, że musi być silny, że to nie przystoi mężczyźnie. A on bardzo chciał być uważany za mężczyznę. Chciał, żeby ludzie widzieli w nim kogoś odważnego i pełnego męstwa oraz heroizmu, żeby widzieli w nim kogoś, kto jest w stanie zapewnić im ochronę.

A tymczasem on sam nie potrafił ochronić samego siebie i swojego własnego serca.

Krzyczał, płakał, uderzał dłońmi o podłogę, czując, jak kawałki szkła ranią mu ręce. Swoim głośnym zachowaniem wywołał panikę u Phuwin'a, który zaniepokojony dziwnymi odgłosami zajrzał do jego pokoju. Widząc Joong'a w tak rozpaczliwym i wołającym o pomstę do nieba stanie, Phuwin na moment zamarł w bezruchu. Nie wiedział, co robić. Nie był dobry w pocieszaniu ludzi, a tym bardziej, kiedy nie wiedział, co się stało. Joong najwyraźniej nie zauważył jego obecności, bo nadal walił dłońmi w podłogę.

Phu szybko otrzeźwiał.

Phu podszedł do Joong'a, kucnął obok niego i wyciągnął prawą dłoń przed siebie, ustawiając ją pomiędzy nieco zakrwawioną i zasłaną odłamkami szkła podłogą a dłonią Archen'a.

– Przestań – Poprosił łagodnie.

– C-co? – Zapytał cicho i niepewnie Joong. Spojrzał na swojego nieoczekiwanego wybawcę nieprzytomnym wzrokiem.

– Cokolwiek teraz robisz, przestań – Powtórzył Phu. Dłoń Joong'a spoczywała teraz na jego otwartej dłoni, więc uniósł ją w górę, by móc lepiej się jej przyjrzeć. Była cała pokryta drobnymi rankami i krwawiła.

– Phu? Co ty tu robisz?

– Yhm, to ja. Usłyszałem krzyki, musiałem sprawdzić, co się dzieje.

– Dzięki, ale nic mi nie jest – Joong gwałtownie wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Dopiero wtedy dostrzegł niepokojący chaos i panujący tam bałagan. Zniszczone ramki ze zdjęciami leżały na jasnoniebieskiej podłodze i na jego ubraniach, które jakiś czas temu Dunk wyrzucił z szafy. Lampka nocna na szafce obok łóżka była przewrócona, chociaż Archen nie pamiętał momentu, w którym ją strącił.

– Właśnie widzę. – Odrzekł kpiąco Phu. Podszedł do jednej z szafek i wyjął z niej dobrze zaopatrzoną apteczkę, którą wziął ze sobą. Chwycił Joong'a za tą mniej poranioną rękę i zaprowadził go do łazienki, gdzie bez żadnego protestu ze strony chłopaka podsunął ich ręce pod kran, odkręcił chłodną wodę i zaczął delikatnie przemywać rany. Joong ani na chwilę nie oderwał od niego wzroku. W jego głowie pojawiła się jedna dziwna, szalona myśl.

„Właściwie to Phu jest bardzo miły. I opiekuńczy. I przystojny. Dlaczego tylko Pond ma być tym szczęściarzem, który ma Phu na własność? Ja też go chcę".

I niewiele więcej myśląc niespodziewanie zbliżył swoją twarz do twarzy Phuwina, by go pocałować. Ledwie to zrobił, poczuł szarpiące jego wnętrze wyrzuty sumienia. Natychmiast się odsunął, żałując, że to zrobił, ale szkoda już została uczyniona. Gdy spojrzał w bok, w progu dostrzegł oniemiałego Pond'a, który wypuścił z rąk reklamówki wypełnione jedzeniem.

– Ty skurwysynie! – Pond szybko się otrząsnął. Zalała go fala złości. Nie wytrzymał i uderzył pięścią w twarz Joong'a, który aż krzyknął z bólu. – I ty się dziwisz, że Dunk cię nie chce? A pomyślałeś, dlaczego? Ty pieprzony kretynie! Nie zasługujesz na niego, rozumiesz?!

Phu musiał odciągnąć kipiącego złością Pond'a, który był o krok od zabicia kogoś, kogo jeszcze do niedawna uważał za swojego przyjaciela.

– Zostaw go! – Phuwin wrzasnął na swojego chłopaka.

– Nie mogę! On cię pocałował. Zrobił to bez twojej zgody i na moich oczach, musi za to zapłacić.

– Uspokój się! Poważni ludzie nie rozwiązują swoich problemów i konfliktów za pomocą przemocy!

Phuwin użył całej dostępnej mu siły i energii, by wyprowadzić szarpiącego się i opierającego znacznie większego od siebie Pond'a. Zrozumiał, że czeka go długa, bezsenna noc.  


❤️😂🤪😆👀👋☺️🥺👻🥰🖤😬😉💙🧡🤗💛🤍💖😅🤦🏻‍♀️😒🤫😤😡😈😇😎✨🪄😭☀️🇵🇱🤣😜🤩🤩😜🤣🇵🇱☀️😭🪄✨😎😇😈😡😤🤫😒🤦🏻‍♀️😅💖🤍💛🤗🧡💙😉😬🖤🥰👻🥺☺️👋👀😆🤪😂❤️

Od autorki!!!

Przepraszam!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top