*42*
Dzień był ponury i smutny jak jego myśli. Fourth Nattawat stanął przy oknie i wyjrzał na zewnątrz. Było ciemno, tak ciemno, że w pokoju panował półmrok. Zazwyczaj w takich okolicznościach Nattawat zapaliłby światło, lecz teraz był tak pochłonięty swoimi ponurymi rozmyślaniami, że ta ciemność mu pasowała. Ten półmrok zdawał się idealnie oddawać jego nastrój. Zbierało się na deszcz. Fourth westchnął ciężko i odszedł od okna. Wciąż pamiętał, że P'Zee kazał im pisać pamiętniki, a to, co wydarzyło się w ostatnim czasie, na pewno było warte zapisania. Fourth zastanawiał się, czy kiedyś, może za kilka lat, wróci do tego dziennika, weźmie go w rękę, zacznie czytać i czy wtedy będzie się śmiał ze wszystkich swoich zmartwień i lęków? Bardzo chciał mieć taką nadzieję.
Przygotował sobie miskę płatków śniadaniowych, które zjadł tylko częściowo. Wyjął z szuflady w biurku zeszyt, który służył mu za pamiętnik, wybrał tym razem czerwony długopis i zabrał się za pisanie.
„Nie wiem, co mam o tym myśleć. Iris jest w ciąży. To wciąż do mnie nie dociera. Mam wrażenie, że ktoś inny to przeżywa, nie ja. Przecież to niemożliwe, żebym był ojcem. Jestem jeszcze taki młody! W naszym świecie dopiero skończyłem 19 lat, chociaż tak naprawdę i ja i Gemi mamy po 21 lat, tylko że powiedziano nam, że te dwa lata, które spędziliśmy na Gai II, się nie liczą, więc oficjalnie wciąż mamy po 19 lat.
Nie wiem, jak mam reagować. Odnoszę wrażenie, że coś robię źle, że cały czas popełniam błędy. Chciałbym potrafić ochronić osoby, które kocham, a tymczasem czuję się bezradny.
P"Zee mówi, że to nie moja wina, że zrobiłem wszystko, co mogłem, ale ja ciągle czuję, że to za mało. Czy na pewno zrobiłem absolutnie wszystko? Jeśli tak, to dlaczego nie ochroniłem Iris przed atakiem tej kobiety, która wychowywała mnie i Firsta?
Och, to nie była kobieta, to był demon. Tak nam to wytłumaczono.
Czułem się zdruzgotany i winny, gdy dowiedziałem się, w jaki sposób Iris zaszła w ciążę. To nie powinno się nigdy wydarzyć! Nigdy!
Wiem, że nie powinienem się złościć na Iris i moją mamę, wiem, jak bardzo każdy z nas pragnie kochać i być kochanym i przecież wiem, że to, co łączy moją mamę i Iris, to to samo, co łączy mnie i Gemini'iego. Dlaczego mnie to tak wkurzyło? Nie rozumiem, dlaczego zachowałem się jak dupek, nie rozumiem tego!!! Jestem ostatnią osobą, która ma prawo mówić innym, co mają robić i kogo kochać. Czemu więc to mnie tak bardzo zdenerwowało?!
No tak...
Z powodu mojego taty...
Nawet nie wiem, kim on jest. Ani gdzie jest.
Słyszałem pogłoski, ale czy mogę w to wierzyć? Przecież to szalone! Jak mogłoby to być możliwe, żebym był synem samego archanioła Michała? Ja jestem zupełnie zwyczajny... Ja synem archanioła? Czy archaniołowie mogą mieć dzieci?
Gdzieś czytałem, że tak, że potrafią przybrać ludzką postać, więc to chyba możliwe.
Ale w takim razie to, co zrobiła moja mama, było bardzo niesprawiedliwe i nieuczciwe wobec mojego taty... Czyżby się nie kochali? Jeśli tak by było, to dlaczego pojawiliśmy się na świecie my obaj, ja i First? To, co łączyło naszych rodziców, musiało być szczere, dlaczego więc nie są już razem? I czy ten związek mojej mamy z Iris to nie jest zdrada? Chyba właśnie dlatego to mnie tak boli..."
Fourth nie miał szansy dokończyć pisania.
Usłyszał pukanie do drzwi. Zamknął zeszyt, schował go z powrotem do szuflady i poszedł, by otworzyć.
Przed progiem stały trzy osoby: Gemini, Iris i pani April Puitrakul. Fourth przez chwilę wahał się, czy nie zamknąć im drzwi przed nosem. Wcale nie miał ochoty na rozmowy z nimi, w tej chwili trudno mu było nawet spojrzeć w oczy swojemu własnemu chłopakowi. Czuł się zażenowany i winny z powodu swojego wcześniejszego zachowania. Wiedział, że to było bardzo nie na miejscu i że nie powinien tego robić.
– Możemy wejść i porozmawiać? Chcemy ci wszystko wyjaśnić – Powiedziała spokojnym tonem jego matka. Spojrzał na nią z ukosa.
„Nie chcę z tobą rozmawiać, zdradziłaś tatę" – Chciał jej odpowiedzieć, ale milczał. Jakiś mięsień w jego twarzy drgnął.
– Proszę, wysłuchaj ich – Gemini zawsze potrafił go przekonać. Fourth pokręcił przecząco głową, ale odsunął się w bok, by zrobić im przejście. – Dziękuję. To bardzo ważne, po prostu daj nam szansę wszystko wytłumaczyć.
Gemini już wiedział, co Iris i April chcą powiedzieć. April przyprowadziła do niego Iris, gdy tylko dowiedziała się, co się wydarzyło. Gem wskazał kobietom krzesła przy stole, na którym na samym środku stał wielki wazon pełen czerwonych, czarnych i ciemnofioletowych róż. Pogoda za oknem się poprawiała. Drobny deszczyk wciąż padał, ale chmury nie były już tak ciężkie i ciemne. Przejaśniało się. Mimo to Gem zdecydował się włączyć światło w żyrandolu tuż nad stołem, przy którym zasiedli we czwórkę.
Mowa ciała Fourth'a wyraźnie wskazywała na to, że nie chciał z nikim rozmawiać. Czuł się zraniony i oszukany, ale też winny i bezradny. To go przytłaczało. Z jednej strony chciał poznać prawdę, a z drugiej bał się tego, co jeszcze może usłyszeć.
– Iris, powiedz mu wszystko tak, jak powiedziałaś to mnie, a ja zaparzę nam wszystkim herbatę z rumiankiem – Powiedział łagodnie Gemini, dotykając przelotnie ramienia dziewczyny. Pani Puitrakul dostrzegła, że Fourth za ten niewinny gest spiorunował Gemini'iego wzrokiem tak, jakby Gem dopuścił się niewybaczalnego czynu.
– Fourth?
– Mhm – Burknął tylko w odpowiedzi, nawet nie patrząc na Iris.
– Przepraszam. Nie będę cię przepraszała za to, że pokochałam twoją mamę, bo nie powinno się przepraszać za uczucia, ale...
Iris chciała powiedzieć coś więcej, ale zabrakło jej odwagi. Zamknięta i nieco wroga postawa Fourth'a wcale jej nie pomagały. Gemini, który nalał wody z kolorowego czajnika do trzech kubków z herbatą i jednego z kawą(pani Puitrakul zaklęciem przywołała swój własny kubek z już wsypaną mieloną kawą), ustawił kubki na równie kolorowej tacy i zaniósł je na stół, po czym stanął za Fourth'em i zaczął masować jego ramiona, starając się w ten sposób trochę go uspokoić. Pani Puitrakul, która wraz z Iris siedziała po przeciwnej stronie, pod stołem chwyciła mocno za rękę Iris.
– Ja mu powiem, dobrze? Ty nie powinnaś się denerwować – Uśmiechnęła się do niej ciepło. Iris prawie niedostrzegalnie skinęła głową. – Fourth, wiem, że nie czujesz się teraz dobrze w naszej obecności, ale musisz poznać prawdę. Pewnie myślisz, że zdradziłam waszego tatę
(„Owszem, przyszło mi to do głowy")
Pani Puitrakul zauważyła, że jej syn prychnął lekceważąco. Trochę ją to zabolało, ale nie dała tego po sobie poznać.
– Fourth, musisz poznać prawdę. Ja i wasz ojciec rozstaliśmy się w zgodzie dwa lata po waszym zaginięciu. Bo widzisz, synku, miłość nie zawsze kończy się szczęśliwie. Zdarza się, że uczucia się wypalają. Iris poznałam ponad dziesięć lat po naszym rozstaniu, a do tego czasu nie byłam z nikim. Oddawałam się pracy i ani na chwilę nie przestałam szukać ciebie i First'a. Problem w tym, że osoba, która was porwała, zmieniła wam imiona. Nattawat i Kanaphan to nie były imiona, które my wraz z waszym ojcem wam nadaliśmy. Ciebie nawet nie zdążyłam nazwać. W mojej sali, w której przyszedłeś na świat, pojawiła się pielęgniarka. Byłam zbyt oszołomiona i obolała, by wtedy zwrócić na to uwagę. Powiedziała, że musi zabrać cię na badania. Uwierzyłam jej, budziła zaufanie. Przepraszam synku, powinnam była wyczuć, że coś jest nie tak.
Coś w jej głosie sprawiło, że Fourth spojrzał na nią. Jego mięśnie wciąż były napięte do granic możliwości, ale teraz był już gotów wysłuchać tego, co Iris i April miały do powiedzenia.
– Mamo, to nie twoja wina, nie mogłaś tego wiedzieć – Powiedział przez zaciśnięte gardło. – To nie twoja wina.
– Przez ostatnie 19 lat ciągle o tym myślałam. Nie wiedziałam, gdzie jesteś, jak masz na imię, jak wyglądasz, czy jesteś szczęśliwy i zdrowy...
– Nie byłem szczęśliwy, First tym bardziej. Ta kobieta go torturowała, doprowadziła do jego próby samobójczej, nie wiem, co by się stało, gdybym nie zdążył mu pomóc – Opowiedział bardzo cicho pełnym żalu głosem Fourth, bawiąc się swoimi palcami. Gemini wciąż stał za nim i teraz oparł podbródek na jego głowie, trzymając ręce w okolicach serca Fourth'a. Gem chciał po prostu być blisko, był gotów zareagować, gdyby działo się coś złego, ale Fourth wyglądał, jakby nieco ochłonął i teraz nie był już zdenerwowany. Był po prostu smutny.
– Przepraszam... – Widać było, że pani Puitrakul czuje się naprawdę okropnie i Fourth teraz dla odmiany był zły sam na siebie za to, że sprawił jej przykrość.
– Nie mamo, nie przepraszaj. Wiem, że zrobiłaś wszystko, by nas odnaleźć. To ja powinienem przeprosić.
Pani Puitrkul uśmiechnęła się smutno. Dopiero teraz dostrzegł wyraźne zmarszczki na jej twarzy i kosmyki siwych włosów. Zrozumiał, że to musiało ją sporo kosztować. Runy pokrywały jej skórę na szyi i odsłoniętych przedramionach. Ubrana była w gustowną, prostą garsonkę w seledynowym kolorze. Iris poczuła, że musi się wtrącić, musi opowiedzieć im o wszystkim, niezależnie od tego, jaki to przyniesie efekt. Najgorsza prawda zawsze jest lepsza i mniej okrutna od najpiękniejszego kłamstwa.
– Fourth, nie złość się na swoją mamę. Kiedy ją spotkałam, miałam złamane serce. Znasz Ciize, prawda?
– Yhm. Ale co ona ma do tego?
– Ciize była moją dziewczyną. Jestem lesbijką, Fourth. Nie interesują mnie mężczyźni. A Ciize jest bardzo atrakcyjna. I miła. Byłyśmy razem przez dwa lata, ale to był bardzo toksyczny związek. W końcu ze mną zerwała, kiedy poznała... Zresztą, to nieważne. Długo nie potrafiłam otworzyć dla nikogo swojego serca. Bałam się, że znów zostanę zraniona. Nie chciałam mieć żadnych oczekiwań wobec nikogo, żeby nie czuć rozczarowania. Zdawało mi się, że nie zasługuję na to, by ktoś mnie pokochał. Mówimy z NuNew'em, że jest moim bratem, ale to oficjalna wersja. Prawda jest taka, że nie jesteśmy spokrewnieni, ale moi rodzice przyjęli Nu pod swój dach, gdy był małym chłopcem, którego P'Zee wyratował z rąk demona.
To, o czym mówiła Iris, zgadzało się mniej więcej z tym, co Gemini już wiedział od Nanon'a.
Gem, zmęczony staniem, usiadł na prześle obok Fourth'a. Iris przerwała opowiadanie, żeby napić się herbaty. Fourth milczał, milczeli również i Gem z mamą Fourth'a, wszyscy czekali na ciąg dalszy.
– Nu też nie miał szczęścia w miłości, więc myślałam, że ciąży nad nami jakaś klątwa. Bałam się. A twoja mama się mną zaopiekowała. Sprawiła, że moje rany się zagoiły, że przeszłość przestała mnie ranić. To April sprawiła, że znów nauczyłam się kochać. Najpierw tylko mi się podobała, ale kiedy ona była przez cały ten czas przy mnie, kiedy mnie wspierała i powoli odbudowywała moją pewność siebie, zrozumiałam, że ją kocham.
Teraz Iris patrzyła prosto w oczy April, która kiwnęła jej głową z aprobatą. W ich spojrzeniach Fourth dostrzegł to samo, co widział, gdy Gemini patrzył na niego. Wstał od stołu i podszedł do okna. Po szybie wciąż ściekały maleńkie potoczki, ale deszcz ustał.
– Czy możesz nas zaakceptować? – Błagalny ton głosu Iris ścisnął go za serce. Odwrócił się i spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Nagle wydała się drobna, krucha i delikatna. Wstała i podeszła do niego. – Proszę, Fourth, jeśli nie chcesz zrobić tego dla swojej mamy, zrób to dla swojej córeczki, proszę.
Iris opiekuńczym gestem objęła swój okrąglutki brzuch. Fourth na moment znów spojrzał za okno.
Na niebie pojawiła się z początku nieśmiała i blada, a po kilku sekundach znacznie odważniejsza o silniejszych kolorach tęcza. Fourth uznał, że to dobry omen. Delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy.
„A więc będę ojcem. Nie, my będziemy. Ja i Gem. Będziemy rodziną. Prawdziwą rodziną".
I wtedy to do niego dotarło. Odwrócił się od okna i spojrzał na Iris.
– Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś i przepraszam za swoje zachowanie. I ty i moja mama macie prawo do tego, by się zakochać w kimkolwiek się zakochałyście. Nie powinienem był tak reagować. Przepraszam.
– Nic nie szkodzi, wiemy, że byłeś w szoku. To ja powinnam cię przeprosić, synku. Ani przez chwilę nie wzięłam pod uwagę tego, że może cię to zranić. Przepraszam – Pani April Puitrakul podeszła do syna i zatrzymała się kilka kroków przed nim niepewna tego, czy może posunąć się dalej. Chciała przytulić swojego dopiero co odzyskanego syna. Chciała, żeby Fourth wiedział, jak bardzo go kocha i jak bardzo każdego dnia za nim tęskniła, lecz nawet ona, dorosła, doświadczona kobieta, nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić to wszystko. Ale Fourth był jej synem, czuł to i rozumiał. To on pokonał dzielącą ich odległość i chwycił swoją mamę w objęcia.
– Mamo... Och mamo! – Szepnął tylko i się rozkleił.
To była jego mama, nie ta okropna kobieta, która go wychowała, lecz ta, która dała mu życie i która cierpiała przez 19 lat nie mając nawet pewności, czy jej synowie żyją. Teraz, kiedy sam w niedługim czasie miał zostać rodzicem, zaczynał rozumieć, co mogła czuć jego prawdziwa matka.
Gemini stał obok nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. April zauważyła to ponad ramieniem syna i dała znak Gemini'iemu, by się zbliżył. Norawit wykonał jej polecenie powoli, z ociąganiem, nie chcąc niszczyć wzruszającej chwili pomiędzy matką i synem. Delikatnie objął Fourth'a od tyłu, przytulając się do jego pleców. Nie wiedział, jak długo tak stali we trójkę, ale czuł, że w ich uścisku Fourth się uspokaja i rozluźnia napięte mięśnie. Łzy przestały płynąć z jego oczu, a na ustach pojawił się błogi uśmiech. Fourth przymknął oczy delektując się ich bliskością.
Piętnaście minut później po nerwowej atmosferze nie było już nawet śladu.
Cała czwórka zasiadła przy prostokątnym, dużym stole zbudowanym z pomarańczoworóżowego drewna modrzewiowego i zaczęli wesoło omawiać kwestie związane z przyjściem na świat bliźniąt. Na stole rozłożyli laptopy, telefony, tablety i kartki papieru, na których za pomogą magicznych długopisów nanosili kolejne projekty wyglądu pokoiku dziecięcego, nie mogąc dojść do porozumienia w sprawie koloru ścian.
– Myślę, że różowy będzie pasował najlepiej – Zaproponował Gemini, wynajdując w swoim laptopie dokładnie ten odcień, który podobał mu się najbardziej.
– Nieeee, wolałabym coś mniej jaskrawego, może błękitny? – Iris pokręciła głową.
– Kanarkowy też jest śliczny – Wtrącił swoje trzy grosze do rozmowy Fourth.
Pani Puitrakul przyglądała im się z rozbawieniem nie biorąc udziału w dyskusji. Siedziała obok Iris i popijała swoją czarną, mocną kawę z białego kubka, który dostała od Firsta z czerwonym napisem: „Best Mom on the whole world".
– Dasz mi dwa buziaki, a zgodzę się na każdy kolor – Gemini mrugnął prowokacyjnie okiem do Fourth'a, za co otrzymał lekkie klepnięcie w kolano.
– Przestań, nie jesteśmy tu sami – Skarcił go Nattawat.
– Oj chłopcy, nami się nie przejmujcie. Udawajcie, że nas tu nie ma, to urocze – Zaśmiała się wesoło pani Puitrakul.
Gem poczuł, że jego policzki i uszy palą go żywym ogniem. Spuścił wzrok i wbił go we własne kolana. Faktycznie na moment zapomniał całkowicie o istnieniu innych osób w tym pokoju, dostrzegał tylko swojego ukochanego Fourth'a, tylko on się liczył. Uniósł niepewnie oczy i napotkał uważne spojrzenie swojego chłopaka. Lekko sfrustrowany tym, jak sam uśmiech Fourth'a na niego działał, znów spojrzał w inną stronę.
„Nie ma znaczenia, ilu ludzi jeszcze pojawi się w moim życiu, dla mnie to już zawsze to ty będziesz najważniejszy, zawsze tylko ciebie będę widział, mój ty przystojny Nieznajomy. Ostatecznie to zawsze jesteś ty i tylko ty".
– Dobrze chłopcy, porozmawiamy o tym jeszcze jutro. Czuję, że muszę się zdrzemnąć – Poinformowała ich Iris i wstała z krzesła. Fourth pomachał jej ręką, a Gem wstał, by odprowadzić ją do drzwi.
– Do zobaczenia, Iris.
– Do zobaczenia Gem – Pożegnała się z nim i powędrowała do swojego pokoju czując, jak jej oczy same się zamykają ze zmęczenia. Była senna, ale szczęśliwa, że wszystko się wyjaśniło i że Fourth już nie żywi do niej urazy.
Tymczasem Gem zajął się zbieraniem wszystkich szkiców i projektów, które wykonali. Posegregował je, umieszczając w specjalnych foliowych koszulkach, które wpiął do niebieskiego segregatora, na wierzchu którego napisał czerwonym markerem: „For Our Kids". Segregator odstawił na półkę na regale, który był ustawiony przy ścianie niedaleko stołu. Laptop zamknął i podłączył do ładowania. Wtedy wziął do ręki swój telefon. Na tapecie ekranu głównego zobaczył Fourth'a obejmującego go ramieniem w pasie i patrzącego na niego w taki sposób, jakby Gem był całym jego światem i Norawit czuł, że tak właśnie jest. Jeszcze nigdy dotąd nie czuł się tak podekscytowany i szczęśliwy. Fourth, jego Fourth, jego przystojny nieznajomy, który kiedyś dawno temu uratował mu życie, teraz stał obok niego i pisał do kogoś wiadomość na Instagramie, będąc tak blisko, że ich ramiona stykały się ze sobą.
Fourth wysłał wiadomość, zobaczył, że Gemini już posprzątał ze stołu i obaj usiedli na kanapie z zamiarem obejrzenia jakiegoś filmu. Gem włączył telewizor, wybrał jakiś kanał ma chybił-trafił, ale to, co tam było nadawane, szybko przestało ich obu interesować.
Fourth, korzystając z tego, że April i Iris opuściły już ich pokój, podniósł dwoma palcami podbródek Gemini'iego, spojrzał mu głęboko w oczy i powiedział odważnie.
– Kocham twój uśmiech.
– Mój uśmiech? – Zdziwił się uprzejmie Gemini, nie rozumiejąc, do czego zmierza jego chłopak, a ten nicpoń uśmiechnął się do niego, nie spuszczając wzroku z jego oczu i odpowiedział.
– Tak, twój uśmiech. Jest piękny, cudowny. Zakochałem się w twoim uśmiechu.
– Jest taki dzięki tobie. To ty jesteś tym, który sprawia, że mój uśmiech jest tak szczery.
„W tej chwili chcę tylko pocałować ten uśmiech. Mogę?" – Zapytał go w myślach Fourth, na głos nie wypowiadając ani jednego słowa. Napięcie pomiędzy nimi stało się bardzo wyczuwalne. Gem miał wrażenie, że skaczą pomiędzy nimi iskierki prądu.
„Możesz, ty wiesz, że tobie pozwolę na wszystko" – Odpowiedział mu w podobny sposób.
Fourth przestał patrzeć w jego oczy, teraz spoglądał na usta. Przygryzł delikatnie swoją własną dolną wargę, nim przysunął się bliżej i musnął leciutko usta Gemini'iego. Obaj poczuli się tak, jakby ten jeden z pozoru bardzo delikatny gest, ten ledwo wyczuwalny dotyk podziałał na nich jak zawleczka wyjęta z granatu, jak pociągnięcie za spust pistoletu. Wszystkie emocje, pragnienia, marzenia, cała ich wspólna tęsknota znalazły ujście w miłosnym tańcu ich ciał.
Pokój jakby automatycznie dostroił się do ich potrzeb. Światła przygasły, zasłony przy oknach zostały zaciągnięte, dając im uczucie upragnionej prywatności. To był ich czas tylko dla nich, gdy ich dusze, myśli i ciała podążały w jednym, zgodnym kierunku.
Gem pozwolił, aby Fourth oplótł go nogami, podniósł go i zaniósł do łóżka, na którego brzegu wraz z nim usiadł nawet na chwilę nie przestając go całować. Fourth powoli rozpinał guziki liliowej, matowej koszuli swojego chłopaka. Gemini nie był aż tak delikatny. Z pewnego rodzaju dzikością ściągnął z Fourth'a jego czerwoną koszulkę.
– Nazwij mnie „daddy" – Poprosił Gemini głębokim, cichym głosem.
– Daddy... – Szepnął mu wprost do ucha Fourth i powtórzył nieco głośniej i pewniej. – Daddy Gem.
Gdy Gem to usłyszał, po jego ciele przebiegł dreszcz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top