*40*

Złapała go za szyję i uniosła w powietrzu, przyciskając do lodowato zimnej ściany.

– Ty durny dzieciaku! Naprawdę w to wierzysz? W te całe bzdury o magii? O aniołach i demonach? Głupi jesteś i zaraz ci udowodnię, że taki świat w ogóle nie istnieje! Za chwilę zginiesz, rozumiesz, zdechniesz jak pies i nikt cię nie ocali. Zobacz, nie ma ich tu, nie ma nikogo, kto ma ci pomóc, skoro nawet nie obchodzi ich to, że zniknąłeś, a przecież to widzieli. I co? Gdzie jest twój Gemini? Twój, tfu tfu tfu, „chłopak"?

Kobieta splunęła na podłogę po pogardliwym wypowiedzeniu słowa „chłopak", które najwyraźniej drażniło ją w usta przy samym wypowiadaniu jego. Widać było, że sprawianie mu bólu było jej niezdrową przyjemnością, czerpała z tego uciechę. Im bardziej on cierpiał, tym szczęśliwsza ona była.

Fourth nie potrafił się ruszyć. Jakoś nie było mu trudno uwierzyć w to, że kobieta, która przez tyle lat go wychowywała, teraz go zaatakowała. Od zawsze czuł, że coś z nią nie tak i teraz mógł jedynie pocieszać siebie samego, że przynajmniej zna prawdę i swoją biologiczną mamę, mamę, która naprawdę mocno kocha jego i Firsta, mamę, która spędziła dziewiętnaście lat na poszukiwaniu swoich synów i nigdy się nie poddała, mamę, o której wiedział, że wolałaby sama umrzeć, niż bezczynnie patrzeć, jak jej dzieci cierpią. Ostatnim, o czym myślał przed śmiercią, była jego rodzina: pani Puitrakul, czyli jego mama, First, jego brat, Gemini, jego chłopak oraz Phuwin, brat jego chłopaka. Wspominał ich wszystkich i żegnał się z nimi w swoim umyśle. Nie dał jednak kobiecie żadnej satysfakcji, nie przestając łagodnie się uśmiechać. Gem zawsze mu powtarzał, że miłość jest lekarstwem na wszystko i chociaż on nie do końca w to wierzył, nie miał już nic do stracenia, a wiele do zyskania. Pamiętał, że pan Puttha podpowiedział im, jak użyć telepatii, aby przywołać do siebie inną hybrydę lub kogoś z Magicznych i właśnie to robił. Przypomniał sobie także opowieść NuNew'a o bliźniaczych duszach.

„Jeśli naprawdę jest twoim soulmate, przybędzie, gdy go przywołasz" – Powiedział mu wtedy NuNew, zdradzając kolejne tajemnice ich magicznego świata, gdy siedzieli razem w pokoju Fourth'a po jednym z pierwszych treningów tuż po tym, jak Fourth dowiedział się o swoim prawdziwym pochodzeniu.

Gdy kobieta na chwilę odwróciła się, by podejść do przeciwległej ściany, gdzie obok drzwi stały butelki wypełnione wódką, Fourth odważył się otworzyć oczy i rozejrzeć wokół. Dostrzegł, że Phuwin wpatruje się w niego uporczywie i za pomocą samego tylko ruchu warg starał się przekazać mu krótką wiadomość, a raczej rozkaz: „Wezwij swojego brata, pomyśl o Dunku lub Gemini'im". Na więcej nie starczyło czasu. Kobieta napiła się kilka łyków alkoholu i odstawiła prawie pustą butelkę z powrotem na podłogę. Fourth zaczął intensywnie myśleć o swoim ukochanym. W kółko powtarzał jedną myśl:

„Jestem w starym zamku, ta wariatka mnie porwała, pomóż mi! Pomóż mi, porwała mnie, ta wiedźma znowu to zrobiła, pomóż mi, to ta sama osoba".

Wierzył, że Gem w końcu go usłyszy.

Nie chodziło mu bynajmniej o siebie samego, bardziej martwił się o leżących na mokrej i zimnej posadzce Phuwina(ta kobieta była tak szalona, że nie dostrzegła różnicy pomiędzy braćmi i porwała zapewne nie tego, którego chciała, Fourth mógł się tylko domyślać, że chodziło jej o Gemini'iego, jednak nawet uwięzienie jego brata mogło być świetnym szantażem, gdyby tylko wiedziała, jak silne jest uczucie pomiędzy jej wychowankiem a Geminim; Fourth nie pozwoliłby skrzywdzić brata Gemini'iego, wiedząc, jak ważny jest on dla niego), NuNew'a oraz Fluke'a. Dwaj ostatni zostali skuci ciężkimi, nieco zardzewiałymi łańcuchami, które wychodziły ze ściany z pomarańczowej cegły. Betonowa posadzka zalana była wodą, a co jakiś czas obok nich przebiegały nie tylko małe myszki, ale nawet większe i brudniejsze szczury. Nie brakowało też karaluchów, które budziły w nich obrzydzenie. Pomieszczenie wyglądało jak piwnica jakiegoś bardzo starego i dawno opuszczonego budynku, a w jego rogu Fourth kątem oka dostrzegł stos ubrań, a na jego szczycie czaszkę jakiegoś małego zwierzęcia, może kota.

Kobieta w przypływie nagłej złości znów chwyciła go za szyję i uniosła lekko w górę, by po chwili uderzyć go w policzek otwartą dłonią. Nie podobało jej się to, że Fourth ani na moment nie porzucił swojego życzliwego uśmiechu. Fourth miał tą niezwykłą zdolność, że był świetnym aktorem. Teraz także wcielił się w nową postać, a ona o tym nie wiedziała. Jego uśmiech sprawiał, że nienawidziła go jeszcze bardziej.

– I czego się głupkowato uśmiechasz? – Zapytała, wypuszczając go i sprawiając, że upadł boleśnie na betonową posadzkę. – Cieszysz się, że zaraz zdechniesz? Przynieśliście nam wstyd! Mieć dwóch synów i obaj, żeby byli ciotami! Wstyd! Dobrze, że udało mi się zająć Iris. Przestań się szczerzyć jak głupi do sera!

– Uśmiecham się, bo mi pani żal. Pani nie jest naszą matką – Powiedział tak bezbarwnym i pozbawionym emocji głosem, jakby rozgrywał decydującą partię pokera.

– CO?! Jak śmiesz?! – Spoliczkowała go kolejny raz. Jej ostre jak szpony paznokcie rozcięły skórę, powodując małe krwawienie, żadne z nich się tym nie przejęło. Fourth tylko przez kilka sekund czuł nieprzyjemne pieczenie. To słowa, które wypowiedziała do nich obu przez te wszystkie lata bolały znaczniej bardziej, ale Fourth nie zamierzał jej o tym informować, nie chciał, żeby wiedziała, do czego udało jej się doprowadzić. Pozwalał jej myśleć, cokolwiek chciała myśleć. Już go to nie obchodziło. Czekał tylko na Gemini'iego, wiedział, że jego chłopak nie zostawi go bez pomocy, ufał mu całkowicie. – Wychowałam was! Pracowałam, żeby was wykarmić. Liczyłam na to, że dacie mi gromadę ślicznych, mądrych, uroczych wnuków, a wy co mi daliście? Wstyd i upokorzenie! Robiłam to wszystko dla was!

– Co nie zmienia faktu, że nie jest pani naszą matką – Upierał się przy swoim. – Ja już wiem i First też. Pani nas porwała ze szpitala. Wraz z mężem wykradliście nas tamtego dnia, gdy się urodziłem. Przeprowadziliście się, zmieniliście nazwisko na jedno z tych bardziej popularnych. W nowym miejscu nikt was nie znał, zaczęliście wszystko od nowa. Wiemy, że nie mogła pani mieć dzieci.

Brane przez Fourth'a lekcje aktorstwa teraz się przydawały. Poznane na warsztatach techniki pozwalały mu zachować twarz, mimo iż wewnętrznie aż dygotał ze strachu, na zewnątrz pozostawał twardą skałą, zbyt twardą, by ją skruszyć. Był silny, ponieważ czuł się odpowiedzialny z Fluke'a, New'a i Phuwina. W końcu to jego opiekunka ich uwięziła.

– Nieprawda! Jestem waszą matką!

– Przykro mi to mówić, ale nie jest pani nią. Pani synek zmarł w szpitalu na rok przed tym, jak nas pani porwała. Usłyszała pani druzgocącą diagnozę: już nigdy nie będzie mogła pani mieć dzieci, czyż nie tak było?

Kobieta w końcu się załamała. Osunęła się po ścianie na podłogę i nagle zaczęła płakać.

– Ja tylko chciałam odzyskać mojego syneczka, mojego maleńkiego Forda... Był taki maleńki, taki maleńki!

– To nie usprawiedliwia porwania ani niczego, co pani później zrobiła. Jest pani obrzydliwa i proszę mi wierzyć, dostanie pani to, na co zasługuje. – Do piwnicy wszedł ktoś nowy, oświetlając ją mocną, jasną latarką. Fourth rozpoznał głos, za którym tak tęsknił i którego dźwięk tak bardzo go ucieszył. Znajome ręce objęły go i podniosły. Zimną, mokrą podłogę zastąpiły ciepłe, znajome ramiona, które mógł określić jednym słowem: dom. Jego dom, jego bezpieczna przystań, jego źródło energii, jego strefa komfortu, jego Hybryda, jego chłopak. To był Gemini.

– Phuwin... Gemi, zajmij się bratem, chyba ma gorączkę – Wyrzucił z siebie na jednym oddechu Fourth, wskazując dłonią przed siebie. Gem skierował tam wiązkę światła i dostrzegł dygoczącego na podłodze Phuwina. Tym razem zamiast Lewisa, którego Fourth się spodziewał, towarzyszył mu First, który pojawił się kilka chwil później.

– Już wiemy, dlaczego porwali państwo akurat tych dwóch chłopców. Niech pani przestanie kłamać, nigdy nie miała pani dzieci. Porwała pani chłopców, ponieważ wiedziała pani doskonale, że są hybrydami, żaden Ford nigdy nie istniał – Do rozmowy włączył się uwolniony przez Fourth'a New.

– Jakimi hybrydami? Rozum postradałeś, chłopcze? Och, na pewno jesteś takim samym pedałem, jak oni. Nie masz się czym chwalić. Powinieneś się wstydzić. W ogóle jak śmiesz się do mnie odzywać? Kim ty jesteś, dzieciaku, by pyskować do mnie? – Zapytała go drwiąco, zniechęcając go do odzywania się do niej z szacunkiem. New porzucił miły ton, nie był aktorem, był muzykiem i dlatego wytrzymał krócej niż Fourth, który czuł, że dałby radę wytrwać w roli aż do samego końca.

– Kobieto, zrozum, że przegrałaś. Mamy ciebie i twojego parszywego mężulka. Pozwoliłem, żebyś mnie porwała, ponieważ taki był plan Khaotunga. Szkoda, że go tu nie ma. I to ty nie masz prawa odzywać się do nas. Odebrałaś chłopcom szansę na normalne dzieciństwo, zniszczyłaś rodzinę, a swoich wychowanków traktowałaś jak służących a czasem i gorzej. Teraz czeka cię proces w Instytucie. Koniec zabawy. Wiedziałaś, że First jest nie tylko hybrydą, ale też jest Magiczny, prawda? Dlatego to ich wybrałaś, nieczęsto zdarza się, że hybryda dostaje dary Magicznych. A First je dostał, jest czarownikiem i przy odpowiednim szkoleniu może zostać jednym z najlepszych w całej historii. Chciałaś wykorzystać jego umiejętności dla siebie, czyż nie?

Nie odpowiedziała i nikt nawet nie miał ochoty słuchać jej odpowiedzi. First użył magii, by uwolnić Fluke'a. Zaklęcia chroniące piwnice zostały przełamane, a klątwa nareszcie odwrócona. Tuż przy wejściu pojawili się pozostali Rycerze Światła, w tym Pond, Kaownah i Joong. Każdy był obładowany bronią na wypadek, gdyby zaszła konieczność jej użycia. Kaownah miał przyklejony plaster na szyi w miejscu, gdzie wcześniej zaatakował go nietoperz. Ranę zdezynfekował dla niego kilka minut wcześniej Joong.

Fourth poczuł, że kręci mu się w głowie. Od upadku wyratowało go silne ramię Gemini'iego, który w porę go podtrzymał. Kobieta zaśmiała się niemiłym, wrednym śmiechem. Był bardzo zmęczony i słabł coraz bardziej, przestając rozumieć, co się dookoła niego działo.

– Może i przegrałam, ale wasz pupilek też przegrał. Ha ha ha! Ha ha ha!

Jej szaleńczy śmiech rozniósł się echem po niemal pustej piwnicy. Zabrzęczały łańcuchy, o które potknął się Phuwin.

– Cholera. Zabieramy ich do nas. Szybko! – Pospieszył ich New. First pomógł iść Phuwinowi, New wraz z Kaownah prowadził Fluke'a, Pond i Joong pilnowali porywaczki, by nie uciekła, a Gemini podtrzymywał Fourth'a. Z niemałym trudem wyszli na zewnątrz, z pewną tylko ulgą oddychając świeżym powietrzem. First tak, jak go uczono, zapieczętował stelą i zaklęciem wejście do piwnicy. Na następnych drzwiach narysował runę przejścia, która otworzyła im portal do ich oddziału. Za nimi wciąż szalał pożar, który First ugasił jednym krótkim, wypowiedzianym głośno zaklęciem.

Był czarownikiem. Dopiero teraz zdał sobie w pełni sprawę z tego, co to znaczy. Potarł zakurzoną ręką swędzący policzek, zostawiając na nim ciemny ślad. Kobieta, która torturowała go przez 19 lat, została nareszcie uwięziona. First odetchnął z ulgą. Był pewien, że w Instytucie Jimmy i Mixxiw poradzą sobie i przywrócą Fourth'owi pełnię zdrowia. Spojrzał przed siebie. Pierwszy raz w życiu poczuł, że ma prawdziwą rodzinę, że gdzieś należy i że jest częścią czegoś większego. Pierwszy raz w życiu czuł dumę z tego, czego dokonał. Nie mógł już się doczekać chwili, kiedy wpadnie w objęcia Khaotunga i opowie mu o wszystkim. Gdyby nie to, że Thanawat musiał być obecny na przedsezonowych testach bolidów F1, Khao na pewno byłby teraz tutaj razem z nim. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top