*38*
To była pułapka.
Mimo że w zasadzie się tego spodziewali, nie wiedzieli, skąd nadejdzie zagrożenie, mieli jedynie nadzieję, że zdołają uciec. Phuwin i First chwycili za ręce Gemini'iego. Wydawało się, że to jego trzeba chronić najbardziej, ponieważ z powodu swojej utraty słuchu nie mógł zareagować odpowiednio wcześnie. Przejście przez portal okazało się łatwe, ale po drugiej stronie ktoś na nich czekał.
Wyszli nie w Sali Przejść w Instytucie Rycerzy Światła, a w jakiejś starej rezydencji, która na pewno nie należała do żadnego z nich. Phuwin rozejrzał się szybko wokół. Ściany były chropowate i w różnych odcieniach czerwieni, w świetle zachodzącego słońca odbijającego się w potłuczonych szybach umieszczonych w meblach za ich plecami stwarzało to dość upiorne wrażenie. Phu usłyszał skrzypienie desek podłogi w pomieszczeniu obok, co wskazywało na to, że na pewno nie byli tu sami. Budynek, chociaż na pewno od dawna opuszczony, pozbawiony był typowych dla takich miejsc śladów: nie było kurzu na podłodze ani na meblach, nie było zwisających z sufitu pajęczyn, a farba nie łuszczyła się i nie odpadała ze ścian.
First chciał ruszyć przed siebie, ale Phu go powstrzymał, łapiąc za fragment ubrania na plecach.
Przejście przez portal zmyło czary nałożone na nich i teraz nie tylko Off był znów Offem, ale także Fourth przypomniał sobie swój pierwszy pocałunek z Gemini'm, ten, który wydarzył się podczas pamiętnej gry w Prawdę albo Wyzwanie. Gemini również odzyskał to wspomnienie. Okazało się, że First był zbyt niedoświadczonym czarownikiem, by dokonać pełnego procesu usunięcia wspomnień. Fourth miał cichą nadzieję, że pomoże to również odzyskać słuch jego chłopakowi, ale kiedy na niego spojrzał, w jednej chwili jego nadzieje prysły.
Gemini nadal używał gestów do komunikowania się z nim.
Cholera.
Cholera! – Zaklął w myślach Fourth. – On nadal nie słyszy!
Przez to, jak bardzo był zmartwiony stanem Gemini'iego, nie zauważył nadchodzącego zagrożenia w postaci kobiety, która w jego życiu stanowiła symbol cierpienia, zdrady i nienawiści. Fourth nie wiedział o niej nic, nie miał pojęcia, kim była, zanim zeszła na złą drogę, nie wiedział, że dawniej była jedną z nich, że przeszła pełne szkolenie i że wiedziała doskonale, jak ich zaskoczyć, znała ich metody. A do swoich własnych niecnych praktyk wykorzystała znane jej Zaklęcie Imperius. To za jego pomocą tak pokierowała prawdziwym NuNew'em, że Chawarin objął od tyłu Fourth'a, zakrywając jednocześnie dłonią jego usta, by nie mógł się wyrwać.
NuNew nie był jednak całkiem bezbronny. Resztką trenowanej latami siły woli kopnął stojący obok wielki i brzydki, brązowy wazon, który przewrócił się z głośnym hukiem i potoczył po podłodze. To zwróciło uwagę wszystkich. Off pierwszy zrozumiał sytuację i próbował ruszyć na pomoc, ale zanim zdążył to zrobić, kobieta szarpnęła za rękę NuNew'a, pstryknęła palcami i cała trójka zniknęła w kłębach szaroniebieskiego dymu.
– A niech to szlag! – Zaklął głośno Off, uderzając dłonią o własne kolano.
– I co teraz? – Zapytał Phuwin.
– Nie wiem! – Krzyknął Off. – Jak mogłeś tak dać się podejść?! P'Zee nas zabije!
Phuwin nie rozumiał, dlaczego Off miał pretensje tylko do niego jednego, przecież nie był tu sam! Podszedł do niego tak blisko, że doskonale wyczuwał złość buzującą w żyłach starszego z nich.
– A ty? Dlaczego ty nic nie zrobiłeś? – Odgryzł się, miażdżąc starszego kolegę wrogim spojrzeniem.
– Bo byłem najdalej!
– To tylko wymówka!
– Przestańcie w tej chwili! – First stanął pomiędzy szykującymi się do bójki Rycerzami Światła. Był rozczarowany ich postawą i zachowaniem. Nie tego oczekiwał po doświadczonych Nocnych Łowcach, a najbardziej zawiódł się na Offie, na którego pomoc najbardziej liczył. Wzięli go ze sobą przecież przez wzgląd na jego bogate doświadczenie w walce z siłami zła, a teraz on stał tam tak samo bezradny jak oni.
– Hę?
– Ogarnijcie się. Obaj. Nie mamy czasu na bezsensowne kłótnie, musimy wrócić do Instytutu. Doktor Jimmy musi natychmiast zająć się Gemini'im, a my musimy złożyć raport P'Zee.
– Ale my nawet nie wiemy, gdzie jesteśmy! – Zaprotestował Phuwin.
– To nie ma znaczenia, przeniosę nas z powrotem przed wejście do Instytutu – First wyjął z kieszeni stelę.
Off zrozumiał, co First zamierzał zrobić. Złapał za rękę wpatrującego się w nich z bolesnym przerażeniem w oczach Gemini'iego, którego strach potęgował fakt, że nic nie słyszał. Gemini chciał wiedzieć, co się wydarzyło i dlaczego, ale chociaż potrafił czytać z ruchu warg i domyślał się ogólnego sensu tego wszystkiego, całość pozostawała dla niego ukryta pod zasłoną milczenia. Cisza jeszcze nigdy nie była tak głośna i przerażająca.
First poprosił Phuwina, by wyciągnął rękę przed siebie, po czym każdemu z nich narysował stelą na wierzchu dłoni ten sam symbol. Wypowiedział na głos krótką formułkę. Na jego polecenie złapali się za ręce. Gemini ujrzał, że dokładnie przed nimi uformowały się zwyczajne, brązowe, drewniane drzwi pokryte startym w kilku miejscach lakierem. First, idący na czele, poprowadził ich przed siebie i już chwilę później Gemini ujrzał tak bardzo znajome otoczenie, że jego klatkę piersiową ścisnął tajemniczy ból. Wzruszenie na moment odebrało mu zdolność do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Był w domu.
Dotarł tu, wrócił do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Z rozmarzeniem spojrzał na zamalowane graffiti ściany nigdy niedokończonego budynku luksusowego hotelu, w którym mieścił się ukryty przed wzrokiem Niemagicznych Instytut Rycerzy Światła, a w nim także i Akademia Rycerzy Światła, która szkoliła kolejne pokolenia Nocnych Łowców w ich kraju.
Te znajome ściany dawały mu poczucie bezpieczeństwa, jakiego brakowało mu na Gai II.
– Chodźmy – Powiedział do nich First, chociaż Gem nie mógł tego usłyszeć. Poczuł za to, że ktoś obejmuje go w pasie i popycha do przodu, co wyrwało go z zamyślenia.
Gdy przekroczyli próg, otoczenie się zmieniło.
Zniknęło graffiti, na podłodze pojawiła się ciemnoniebieska wykładzina, a długi korytarz z drzwiami po obu stronach, prowadził wprost do głównego holu, gdzie na początku ktoś na nich czekał. Gemini w tym mężczyźnie rozpoznał doktora Jimmy'iego. Doktor Jimmy zamienił kilka słów z Offem, po czym zajął się Gemini'im.
– Chodź, naprawimy twoje uszy – Uśmiechnął się do niego i zaprowadził go do swojego gabinetu. Off nie zamierzał stawiać czoła wkurzonemu P'Zee. Uznał, że lepiej będzie na jakiś czas zniknąć z zasięgu wzroku szefa. Phuwin nawet nie zdążył go powstrzymać.
– Co za tchórz – Prychnął pod nosem Phu.
– Może wcale nie tchórz, po prostu nie chce teraz rozmawiać z szefem. Jakoś wcale mu się nie dziwię. Eh, to teraz nieważne. Idę do P'Zee, sam złożę raport. Jak chcesz, możesz iść do swojego brata, pewnie nadal jest jeszcze w szoku, zajmij się nim.
Phuwin wahał się.
Iść do Gemini'iego czy towarzyszyć First'owi? Uznał, że Gemini jest w dobrych rękach i postanowił jednak pójść z First'em.
– Nie zostawię cię z tym samego. Doktor Jimmy wie, co robi, poradzi sobie, a ja mogę się bardziej przydać u P'Zee.
First nie zamierzał się kłócić. Razem poszli w dobrze im znanym kierunku, First trochę z duszą na ramieniu, Phu pogrążony w myślach. Mijali ich inni Rycerze Światła, ale oni nie zwracali na to uwagi. Teraz liczyło się tylko to, by dowiedzieć się, dokąd ta wariatka zabrała Fourth'a i czy NuNew wykonywał jej polecenia z własnej woli, czy może zmusiła go do tego. First, będąc bardzo blisko prawdy, podejrzewał, że użyła zaklęcia lub eliksiru, ewentualnie szantażu, by wymóc na Chawarinie posłuszeństwo. Znał NuNew'a dzięki Fourth'owi i wiedział, że piosenkarz nie zrobiłby z własnej woli nic, co by w jakikolwiek sposób zraniło Fourth'a. Dobrym przykładem było to, jak NuNew zerwał z Fourth'em, by pozwolić mu na ułożenie sobie życia z kimś innym, z kimś, kto kochał go ponad wszystko, kto go długo i wytrwale szukał i kto nie potrafiłby żyć bez Fourth'a.
First wiedział, jak dużo to kosztowało NuNew'a i za to go szanował. Nie był ani trochę zaskoczony, gdy okazało się, że przez pewien czas po Instytucie krążył potwór, który tylko z wyglądu był NuNew'em.
First zatrzymał się przed drzwiami do gabinetu P'Zee, wymienił zmartwione spojrzenie z Phuwinem i z ciężkim sercem powoli uniósł dłoń, by zapukać. Jego zaniepokojenie wzrosło, gdy w odpowiedzi usłyszał słabe wołanie o pomoc. Bez namysłu rzucił się do przodu i wyważył drzwi. Widok, jaki zastał wewnątrz, zmusił go do natychmiastowego działania.
– Idź po doktora Jimmy'iego – Rozkazał Phuwinowi, widząc, co się dzieje. Phuwin usłuchał bez żadnego sprzeciwu.
Zee zachwiał się i upadł. First natychmiast kucnął obok niego i klepiąc go po policzkach, usiłował go obudzić. Od razu zauważył nienaturalnie mocno widoczne żyły, bladą, niemal białą cerę i ciemne kręgi pod oczami. Przypomniał sobie, co pan Mixxiw mówił na temat trucizn. Ostatnio niemal wszyscy członkowie ich Instytutu byli atakowani. First nie miał czasu, żeby o tym myśleć. To, co było najważniejsze, to jak najszybsze przetransportowanie szefa do sali chorych, gdzie będzie można mu pomóc. Jak na złość na korytarzu nie było widać żywej duszy, tylko Chmurka, ich szaroniebieski kot o bardzo miękkiej, puszystej sierści, leżał zwinięty w kłębek na parapecie okna naprzeciwko nich.
Zee oddelegował każdego ze swoich podwładnych do wykonania jakiegoś zadania. Odkąd Fourth i Gem przenieśli się na Gaję II, treningi ruszyły pełną parą i teraz już nikt nie mógł pozwolić sobie nawet na najmniejszą pomyłkę ani dzień wolnego. Za najbliższymi drzwiami znajdowała się hala sportowa, na której ustawiono ring, na którym mierzyli się ze sobą kiedyś dawniej zanim jeszcze wszystko się wydarzyło Fourth z Pondem, a pozostali uczniowie siedzieli na podłodze(niektórzy jak Cooheart i Cooper przynieśli ze sobą poduszki, a Nat, Turbo, Kaownah i Ciize siedzieli razem na materacu do ćwiczeń) dookoła nich i przyglądali się temu, jednocześnie słuchając ich nauczyciela, Taya Tawana. First tylko przez chwilę zastanawiał się, czy powinien poprosić ich o pomoc, lecz zdecydował, że tego nie zrobi. Nie chciał siać paniki, a raczej nikt z nich nie mógł im pomóc.
– Jesteś czarownikiem, First, wymyśl coś – Powiedział sam do siebie i wpadł na pomysł, by sprawdzić informacje na temat trucizn w ich bazie danych, do której na pewno będzie miał dostęp w sali chorych. Trzeba będzie też porozmawiać z doktorem Jimmy'im, którego pojawienia się spodziewał się w każdej chwili.
Zee był niemal równy wzrostem z nim, lecz znacznie bardziej umięśniony, a mimo to First podniósł go z podłogi tak łatwo, jakby nie ważył nic. Niosąc go w ramionach, pokonał dzielące ich od izby chorych kilkadziesiąt metrów.
W pomieszczeniu dostrzegł, że jedna z pielęgniarek opatruje zranione czoło jednego z Rycerzy Światła, którego pseudonimu ani imienia First nie pamiętał. Kobieta odwróciła się, gdy usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi i kroki. Gdy dostrzegła, że First niesie jej szefa, przerwała udzielanie pomocy chłopakowi, który mógł mieć najwyżej 20 lat i podeszła szybkim krokiem do nich.
– Co się stało? – Zapytała chłodnym, profesjonalnym tonem, przyglądając się nowemu pacjentowi.
– Nie wiem, podejrzewam truciznę, lecz nie umiem powiedzieć, jaką. Wydaje mi się, że słyszałem o niej, ale nie jestem pewien, czy to na pewno ta. Możesz sprowadzić doktora Jimmy'iego?
– Jasne, już po niego idę. Połóż go na tym łóżku i poczekaj. Zaraz wracam – Powiedziała, wskazując wolną leżankę pod oknem. First ułożył tam Zee, dłonią sprawdził puls na jego szyi(był słaby, ale wciąż wyczuwalny), czując, że jego ciało jest nienaturalnie zimne. Zostawił szefa, wiedząc, że i tak nic więcej nie może tu dla niego zrobić i podszedł do szafki, w której znajdował się zapasowy laptop, zapasowy telefon i tablet, a także kilka książek na temat medycyny Magicznych, Niemagicznych oraz hybryd. Po krótkim namyśle odrzucił możliwość odnalezienia przyczyny stanu Zee w książkach, uznał, że nie ma na to dość czasu. Wyjął z szafki tablet, zobaczył, że jest włączony i zalogował się do bazy danych, podając znany tylko jemu oraz działowi kadr i dokumentacji szyfr, po czym odnalazł sekcję „Trucizny" i zaczął ją pobieżnie przeszukiwać, pamiętając kilka ważnych szczegółów z opowieści pana Mixxiwa.
Jedno zdanie rzuciło mu się w oczy i sprawiło, że przez dłuższy moment stał w miejscu niczym posąg, wpatrując się w nie i nie wierząc, że to widzi.
„Ta substancja jest silnie trująca, może prowadzić do paraliżu lub zgonu".
W końcu otrząsnął się, poklepał samego siebie po policzku, nakazując sobie skupienie i zaczął czytać kolumienkę z tytułem: „Antidotum". Gdy czytał kolejne podpunkty skomplikowanej receptury, ktoś położył dłoń na jego ramieniu. Odwrócił głowę i zobaczył doktora Jimmy'iego.
– Pani Virachit powiedziała mi, co się stało. Znalazłeś coś?
– Tak, wygląda na to, że mamy kolejny atak wewnątrz instytutu, Zee przecież nigdzie dzisiaj nie wychodził. Zobacz, opis skutków zażycia tego pasuje idealnie do objawów Zee, boję się, żeby nie było za późno. Skąd ja wezmę teraz rumianek i łzy czarnego łabędzia?
– Spokojnie, tak się składa, że mamy w naszym magazynie to antidotum, zaraz mu je podam i powinno być dobrze – Pocieszył go Jimmy, po czym odszedł, by przynieść niewielką, ciemnobrązową buteleczkę z nieco pożółkłą etykietą i lekko zamazanym napisem po łacinie, którego First jeszcze nie umiał odczytać. Wziął z szafki jednorazowe białe rękawiczki i jednorazową strzykawkę, odkorkował buteleczkę, napełnił strzykawkę, sprawdzając, czy dobrze odmierzył potrzebną ilość roztworu, po czym wbił igłę w wyraźnie nabrzmiałą żyłę na przedramieniu Zee.
First przyglądał się całej akcji z mieszanką niepokoju i zaciekawienia.
Doktor Jimmy zakleił dziurkę po igle kolorowym plastrem, stelą narysował kółko wokół niego. Popatrzył na Zee, a widząc, że jego stan ulega prawie natychmiastowej poprawie i skóra nabiera znów zdrowego, lekko różowego odcienia, a żyły stają się mniej widoczne, uśmiechnął się do siebie i odszedł od pacjenta, by wyrzucić zużyte rękawiczki i strzykawkę.
– Nie zbadałeś go – Zdziwił się First.
– To nie było konieczne. Zanim przyszedłem, łóżko, na którym go położyłeś, samo wykonało wszystkie niezbędne badania.
– Ach! A więc to w ten sposób!
– Co „w ten sposób"? – Zainteresował się Jimmy, siadając na krześle obok Zee i obserwując go uważnie.
– W ten sposób tak szybko zbadaliście Geminiego i przywróciliście go do zdrowia.
– Cóż, tak, nasz najnowocześniejszy sprzęt medyczny bardzo nam pomógł.
Nie mogli dłużej rozmawiać, gdyż Zee otworzył oczy i o własnych siłach próbował się podnieść, chociaż wciąż jeszcze był osłabiony i przychodziło mu to z wielkim trudem. First pochylił się nad nim i złapał go pod pachami, by unieść go i pomóc mu oprzeć się o poduszki.
– Co...? – Próbował zapytać Zee, lecz jego głos był zachrypnięty, a w gardle czuł nieprzyjemne pieczenie. – Wody! – Poprosił, a First wyszedł z pomieszczenia. Tymczasem Jimmy zdążył poinformować szefa o tym, że to właśnie First, ten, któremu on tak bardzo nie ufał, go uratował.
– Gdyby nie on i jego szybka, rozsądna reakcja, być może już byś nie żył albo przynajmniej nie mógłbyś chodzić.
– Nie strasz mnie.
– Nie straszę, mówię, jak jest. Przyniósł cię tutaj, odszukał truciznę, którą ci podano, dzięki czemu ja nie musiałem tego robić i mogłem od razu podać ci antidotum. Nie wierzyłeś w niego, a zobacz, to on ci pomógł. Czy teraz wreszcie możesz zapomnieć o tym, że został wychowany wśród Niemagicznych?
Zee wzruszył ramionami i wtedy drzwi otworzyły się i wrócił First, podając napój wyraźnie spragnionemu szefowi, który od razu wypił całość, a gdy to zrobił, niemal całkowicie wrócił do dobrej formy i natychmiast zarządził zebranie ich najbardziej zaufanych ludzi w sali głównej. Wiedział już o porwaniu Fourth'a.
– Wezwij też naszych uczniów. Musimy to omówić – Polecił Firstowi i młodzieniec wyszedł, aby wykonać zadanie.
Jimmy zapisał coś w notatkach w swoim laptopie, patrząc na Zee, który już zupełnie sprawnie zeskoczył z leżanki i szykował się do wyjścia.
– Dzięki, że zająłeś się tak sprawnie Gemini'im.
– Nie ma sprawy, od tego jestem.
– Wie o Iris?
– Jeszcze nie.
– To dobrze. Postaraj się jej stąd na razie nie wypuszczać. Jesteś medykiem, na pewno znajdziesz jakiś powód.
– Dobrze, szefie, ale wiesz, że nie mogę jej tu trzymać w nieskończoność?
– Wiem, ale poczekaj chociaż, aż Fourth też wróci. I NuNu. Powinni się dowiedzieć w tym samym czasie.
Jimmy uśmiechnął się wyrozumiale.
To był pierwszy raz, kiedy zobaczył w Zee kogoś tak ekstremalnie zwyczajnego. Każdy, kto znał Zee Pruka, wiedział, że ten przystojny mężczyzna nie potrafił okazywać uczuć i nigdy się o nikogo nie martwił. Ale doktor Jimmy był pierwszym, który zaczął dostrzegać subtelne zmiany. Gdy Zee wyszedł, pogłaskał dłonią roślinę o wielkich, szerokich, ciemnogranatowych liściach stojącą w dużej doniczce o takim samym kolorze na jego biurku.
– Czy tylko ja to widzę? – Zaśmiał się cicho sam do siebie.
Był pod wrażeniem. Zee, ich P'Zee, ten surowy, dystyngowany, zachowujący się jak arystokrata szef ich jednostki zmieniał się i chociaż jego zmiana odbywała się powoli, była wyraźnie zauważalna. Jimmy wiedział, dlaczego. Zee znów miał okazję wykazać się niezwykłą odwagą i niesamowitym sprytem, by kolejny już raz ocalić jedną ważną dla siebie osobę: NuNew'a Chawarina, chłopaka, który tak jak wcześniej Fourth i First nie wiedział, kim tak naprawdę jest, a który w przeciwieństwie do nich miał się nigdy tego nie dowiedzieć.
Jimmy pomyślał też o tym, jak Phuwin wbiegł do jego gabinetu, gdy Jimmy zajmował się Gemini'im i pośpiesznie zaczął mówić, że stało się coś złego. Phu mówił tak dużo i tak szybko, że Jimmy z trudem mógł go zrozumieć. W tym samym czasie First zdążył już przynieść ich szefa i położyć go na kozetce.
Jimmy trzymał się wiary w to, że to całe zamieszanie wkrótce się skończy.
_)_)_)_)_)_))__)_))_)_
Od autorki!
Wiecie Kochani, że powoli zbliżamy się do końca?
Mogę Wam tylko obiecać, że zakończenie Wam się spodoba. Chcę też bardzo Wam z całego serca podziękować za to, że się nie poddaliście, że wytrzymaliście z naszymi bohaterami aż dotąd. Do końca już niedaleko.
Przepraszam też za ten emocjonalny rollercoster. Mam nadzieję, że mnie nie nienawidzicie za to. Trochę chciałam, żeby moje opowiadanie było nieco inne od wszystkich, żeby dawało Wam rozrywkę, było dla Was bezpieczną przystanią, a jednocześnie też żeby być może dawało jakieś rady lub lekcje z życia wzięte(niektóre przeżycia bohaterów są bazowane na moich własnych, ale to tylko niektóre).
W chwili, kiedy to piszę, Gem i Fourth szykują się do swojego wielkiego koncertu, a ja mogę tylko prosić Was z całego serca, żebyście nadal oglądali ich teledyski na YouTube, słuchali ich na Spotify i reklamowali ich, gdzie tylko się da. Nie tylko Fourth'a i Gemini'iego, ale w ogóle wszystkich zawartych w tym fanfiction aktorów. Być może ja sama zbyt łatwo ufam ludziom, ale chcę wierzyć, że ci, których wybrałam do mojego opowiadania, są dobrymi ludźmi pasują do przypisanych im przeze mnie ról.
Dziękuję też za komentarze, jesteście wspaniali!
I proszę, jeśli podoba Wam się ta opowieść, przekażcie ją dalej.
A mnie jak zwykle możecie znaleźć na Instagramie:
magical_in_love
oraz
heystranger_by_callmeannie
Powodzenia i do zobaczenia wkrótce,
Wasza Annie
_)_)_)_)_)_)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top