*36*
Tymczasem na Ziemi, w siedzibie Instytutu rozgrywały się dantejskie sceny. Ludzie biegali w popłochu po całym budynku, Zee nakrzyczał na pięciu podwładnych po kolei, a pani Puitrakul wylądowała w izbie chorych zaraz po tym, jak przekazano jej informację o tym, że na Gai II ukryci dotąd bezpiecznie Fourth i Gemini pod zmienionymi imionami Gun i Tinn, przeżyli straszny wypadek, w wyniku którego Gun, to znaczy Fourth całkowicie stracił pamięć, a Tinn, czyli Gemini ogłuchł. Teraz Gaja II stała się ich więzieniem. First zażądał, aby natychmiast kogoś tam wysłać.
Idąc do gabinetu szefa, Phuwin potknął się o leżącego na wycieraczce przed drzwiami zwiniętego w kulkę kota o tęczowej sierści. Zaklął cicho pod nosem.
– Ja polecę. Jestem bratem Gemini'iego, więc to ja muszę sprowadzić ich do domu – Zaoferował Phuwin. Pani Puitrakul zgodziła się bez wahania, lecz Zee miał inne zdanie na ten temat. Uważał, że zarówno Phuwin jak i jego koledzy, Joong, Cooper, Cooheart i Kaownah byli zbyt niedoświadczeni na takie misje. Wydawało się, że niebezpieczna kobieta mogła zastawić tam na nich pułapkę, wiedząc, że bracia pospieszą na pomoc swoim bliskim. Kaownah jawnie okazał swoje niezadowolenie, prychając i krzyżując ręce na piersi.
– Nie powinieneś tam lecieć – Zee powiedział surowym tonem, którym Phu wcale się nie przejął. Minęły już czasy, kiedy bał się swojego szefa, teraz traktował Zee bardziej jak kolegę. Nie miał oporów przed sprzeciwieniem mu się.
– Dlaczego nie? Teraz już wiemy, że ta psychopatka przez cały czas myliła moją rodzinę z rodziną Fourth'a i Firsta, więc ja będę najlepszą przynętą. Lecę, nie ma czasu do stracenia, Gem to mój brat, nie zostawię go tak – Poinformował i wybiegł w kierunku swojej sypialni, z której zabrał przygotowany wcześniej plecak.
Zrezygnowany Zee wezwał do siebie Max'a, który pojawił się z tabletem w dłoni dwie minuty później. Zee nawet nie pozwolił mu się rozgościć, od razu zaczynając zadawać pytania.
– Czy wiemy już, kto jest szpiegiem w naszym instytucie?
– Tak, Zee, aresztowaliśmy go już. Okazało się, że przekazywał informacje Mafii Czerwonowłosej Wdowy. To bardzo niebezpieczny gang mający swoją główną siedzibę w Nowym Jorku, Magnus już zajął się nimi.
– Mafia Czerwonowłosej Wdowy? Nigdy o tym nie słyszałem.
– Nic dziwnego. Mogłeś ją znać jako Eve Montgomery.
Zee musiał się zatrzymać i oprzeć o regał z książkami, przy którym znał. Poczuł, że brakuje mu tchu. Eve Montgomery, jego odwieczna rywalka, kobieta nie tylko szalona, ale także sprytna i inteligentna. Trudno było ją pokonać, więc Zee dla świętego spokoju i aby chronić przed nią swoich podwładnych, zawarł z nią pewien układ, znany jako Unia Montgomery-Panich. Eve należała do bardzo silnych czarownic, których korzenie sięgały słynnego miasteczka Salem. Pakt miał zapewnić wszystkim członkom Instytutu Rycerzy Światła nietykalność ze strony współpracowniczek Eve.
– Zee? Dobrze się czujesz?
– Tak, wszystko w porządku – Odpowiedział nienaturalnie piskliwym, zupełnie niepodobnym do swojego głosem. Max zmierzył go pełnym niedowierzania wzrokiem, ale Zee odpowiedział na to tak chłodno, że nawet znający go od lat przyjaciel nie chciał go jeszcze bardziej denerwować. – Nie zajmuj się teraz mną, mamy ważniejsze problemy na głowie. Nie powiesz mi, że uwięziliście pannę Montgomery?
– Owszem, ale nie była już panną. Wyszła za mąż za niejakiego Justina Schumachera, Niemagicznego członka rodziny Schumacherów.
– Tych od Formuły 1?
– Tych samych. Justin zmarł dwa lata temu, a Eve po stracie ukochanego męża powróciła do swoich czarnomagicznych praktyk, zastraszając ludzi w okolicy, często też przywoływała z zaświatów dusze zmarłych. Musieliśmy się nią zająć, zanim stanie się zbyt groźna. Wiesz, że pojawiła się w Tajlandii rok temu?
– Wróciła?
Gdy zadał to pytanie, na zewnątrz rozbrzmiał odległy grzmot, zwiastujący nadejście burzy. Zee zapatrzył się na widok za oknem. Ze swojego gabinetu mógł obserwować budynek szkoły, do której przez wiele lat uczęszczał Gemini. Zobaczył studentów uciekających przed deszczem, który padał coraz bardziej. Niektórzy zdążyli przemoknąć, inni używali plecaków i toreb, by osłonić głowy przed deszczem, a ci najbardziej przezorni zabrali ze sobą parasole. Żaden z uczniów nie zdradzał najmniejszych oznak zaniepokojenia. Ci Niemagiczni nie wiedzieli o tym, że zaledwie kilkadziesiąt metrów od nich, w budynku wyglądającym na opuszczony hotel, znajdowała się siedziba Rycerzy Światła, istot magicznych oraz hybryd, które czuwały nad ich bezpieczeństwem. Uczniowie nie widzieli wpatrzonego w nich przystojnego mężczyzny z ciałem pokrytym tatuażami, które tak naprawdę nie były tylko zwyczajnymi tatuażami a runami przypisanymi właśnie jemu.
Burza nasiliła się. Krople gęstego deszczu spadały z głośnym szumem na liście wielkiego i starego drzewa, co Zee i Max słyszeli przez uchylone okno. Jeszcze godzinę wcześniej powietrze było ciężkie, nieruchome, sprawiało, że wszyscy pocili się nawet wtedy, gdy stai w bezruchu. Niebo ukryło się za szarymi, ciężkimi, ołowianymi chmurami. Dzień stał się ponury. To nie był dobry znak.
– Tak, ale na krótko. Zabrała ze sobą trójkę dzieci z domu dziecka.
– Trójkę dzieci z domu dziecka? – Powtórzył jak echo P'Zee. Zaczął szczypać w zamyśleniu własne usta. Trójka dzieci z domu dziecka? To brzmiało zaskakująco znajomo, na pewno już gdzieś to słyszał, ale gdzie?
Nie mógł sobie tego przypomnieć. Z pomocą przyszedł mu Max. Podał mu tablet, na którym wyświetliły się informacje, które przekazał im kiedyś Khaotung po jednej ze swoich urbexowych eskapad.
– Pamiętasz, jak zdegradowaliśmy Khaotunga i wysłaliśmy go na zwiady do opuszczonych ruin na obrzeżach miasta? Eve tam właśnie zwabiła dzieciaki i stamtąd je porwała. Dorwanie Eve to dobra wiadomość. Zła wiadomość jest taka, że nie odnaleźliśmy dzieci i nie wiemy, gdzie są. Eve odmawia współpracy.
– Niedobrze, bardzo niedobrze. Myślisz, że Eve mogła znać panią Jiro... To znaczy, panią Kittiphobsiri?
Zee prawie nazwał kobietę nazwiskiem, pod którym ukrywała się przez niemal dwadzieścia lat. Jirochtikul było nazwiskiem, które ta kobieta komuś ukradła i przez co stała się trudniejsza do wyśledzenia. Dopóki NuNew nie sprowadził Fourth'a, a Khaotung Firsta do Instytutu, nikt z nich nie wiedział, pod jakim nazwiskiem powinni szukać chłopców. Max klasnął w dłonie i na pustej, białej ścianie, która nagle się rozjaśniła, pojawiły się wszelkie dostępne informacje na temat obu kobiet.
– Znały się, chodziły do tej samej szkoły, gdy Eve przeprowadziła się tu z Ameryki.
– Możesz mi jeszcze raz powiedzieć, kto był naszym szpiegiem?
– A czy nie zauważyłeś braku kogoś wśród nauczycieli?
Zee zamyślił się. Starał się przypomnieć sobie wszystkich pracujących tu nauczycieli, którzy szkolili nowych kandydatów. Nie było ich wielu. Czasem na wykładach gościnnie występował doktor Jimmy Potiwihok, ale jego łatwo było wykluczyć: miał zbyt dużo na głowie, by bawić się jeszcze w szpiegostwo, w świecie Niemagicznych studiował medycynę, a zdarzało mu się też grać w serialach, aby zdobyć pieniądze na dość drogie studia. Gun Atthaphan i Off Jumpol też się nie liczyli, znał ich od dawna i nigdy nie wywinęli mu żadnego numeru. W świecie Niemagicznych Off prowadził wraz z Gunem małą restaurację, której specjalnością były tajskie desery. Mix Sahaphab też nie wyglądał na podejrzanego, kochał zwierzęta i zawsze starał się im pomóc. Często podróżował pomiędzy wszechświatami, by odwiedzić swojego bardzo bliskiego przyjaciela, Earth'a Pirapata. Za to Zee nigdy nie ufał jednej osobie.
– Build Jakapan, prawda?
– Niestety. Miał motyw, prawda? To, na czym przyłapał go Gasly, to był tylko wierzchołek góry lodowej. Jakapan potajemnie zajmował się sprzedażą nielegalnych eliksirów, w tym wywaru żywej śmierci. Wiemy o jego pięciu ofiarach, ale uważam, że to nie wszystko.
– Wie, gdzie jest NuNew?
– Wydaje mi się, że nie. Przycisnęliśmy go. Zdradził sposób komunikacji z panią Kittiphobsiri. Dowiedzieliśmy się także, że gdy nasza podejrzana wiedziała się o przeniesieniu chłopców na planetę Gaya II, wykorzystała przejście w Instytucie, by się tam dostać. Gemini i Fourth nadal są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zee, nie możemy stać z boku i bezczynnie się przyglądać. Jeśli Phuwin lub ktokolwiek inny chce się tam udać, by sprowadzić chłopców z powrotem, musimy mu zaufać. Wierzę, że chłopak da sobie radę. Przydzielimy mu do pomocy Joong'a oraz dwóch naszych najlepszych rycerzy, Off'a Jumpola oraz Mixxiwa. Mix zna doskonale Gayę II, będzie wiedział, dokąd się udać, zna bezpieczne kryjówki tam.
Na ścianie przed nimi wyświetliły się informacje dotyczące dwójki wymienionych przez Max'a rycerzy.
Zee wolałby wysłać z Off'em Gun'a, ale rozumiał, dlaczego Max mu tego nie zaproponował. Gun mógł być potrzebny tutaj, gdy chłopcy już wrócą bezpiecznie do domu.
– A i jeszcze jedno.
– Co takiego?
– Ta pieprzona wariatka, pani Kittiphobsiri zaczarowała Nata. Udało nam się zdjąć klątwę, ale chłopak spędzi trochę czasu w izbie chorych. Ja sam się nim zaopiekuję.
* * *
Piętnaście minut później Max zebrał najbardziej zaufanych ludzi w swoim gabinecie, który nie różnił się wiele od gabinetu P'Zee, był może tylko nieco jaśniejszy i więcej było w nim drobnych, kolorowych akcentów takich jak abstrakcyjny obraz na ścianie tuż obok okna, poduszki w kolorowe paski na czarnej kanapie czy ciemnoróżowa doniczka z wysoką draceną na biurku obok zdjęcia Maxa i Zee z czasów, kiedy Zee był tylko zwykłym Rycerzem Światła a nie szefem całego Instytutu w Bangkoku.
Kaownah także się wprosił, zauważając, że Max prowadzi First'a i Khaotunga dokądś.
Kaownah był jednym z uczniów Akademii Rycerzy Światła i chociaż nie był najbardziej utalentowany, nadrabiał to pewnością siebie i pracowitością. Wielokrotnie ćwiczył do późna to, w czym nie był dobry najczęściej w towarzystwie Turbo, Santy, Fluke'a, a czasem też Coopera, Coohearta i Ciize. Uwielbiał to. Kaownah pochodził z całkowicie niemagicznej rodziny i był w kompletnym szoku, gdy się dowiedział o istnieniu Instytutu Rycerzy Światła w Bangkoku, który ukryty był w budynku, który przypominał nawiedzony hotel.
Kaownah już znacznie wcześniej interesował się tym budynkiem, ale nigdy nie udało mu się wejść do środka. Dopiero, gdy sam stał się członkiem tej elitarnej grupy, mógł zrozumieć, dlaczego.
Tego dnia wszyscy mieli na sobie przydzielone im mundurki, a więc łatwo było rozpoznać kto był na jakim etapie nauki. Szkolenia nie były łatwe. Niejeden raz Jimmy musiał składać połamane kości, leczyć rozciętą zbyt głęboko skórę, podawać antidotum na źle przyrządzone eliksiry. Kaownah pomimo swojej nadmiernej ciekawości i wciskania nosa w nieswoje sprawy był lubiany pośród innych Rycerzy Światła. Zdarzało się, że to Kaownah był wysyłany na misje, gdy Khaotung nie mógł.
Również i teraz chciał wziąć udział w misji sprowadzenia Fourth'a i Gemini'iego do domu. Idąc za Firstem i Khaotungiem niósł w jednej ręce kolorowy kubek termiczny, w którym przygotował sobie swoją ulubioną kawę. Mijając lustro ustawione z niewiadomego powodu pomiędzy drzwiami do pokoju 219 i 220, zatrzymał się na moment, przyjrzał się swojemu odbiciu, poprawił jakiś niesforny kosmyk i uśmiechnął się do siebie samego. Wyglądał naprawdę dobrze, a runy, które pojawiły się na jego skórze, zdawały się idealnie pasować do jego zadziornego charakteru. Ciemnofioletowa bluza z białymi ściągaczami i wielkimi żółtymi literami KL(Knights of the Light) na plecach oraz niewielkim wyszytym żółtą nitką napisem Knights of the Light na lewej piersi ubrana na biały, zwyczajny podkoszulek była jego ulubioną. Dopasował do tego zwykłe, szerokie dżinsy.
Zee zmierzył go nieprzyjaznym wzrokiem, ale nie powiedział zupełnie nic, co Kaownah uznał za zgodę na jego uczestnictwo w tej akcji. Podszedł do regału z książkami i oparł się o niego plecami, popijając swoją kawę.
Zee i Max wyjaśnili im to, czego się dowiedzieli.
Pond podobnie jak wcześniej Zee próbował powstrzymać Phuwina przed wyruszeniem na misję.
– Nie możesz mnie powstrzymywać. Chyba nie zamierzasz zamknąć mnie w pokoju i nie pozwolić mi brać udziału w misjach?
– A co, jeśli tak zrobię?
– Wtedy ucieknę i stracisz mnie na zawsze. Zerwę z tobą.
– Nie, proszę, nie rób tego Phu.
– W takim razie nie powstrzymuj mnie, to moje zadanie. Poza tym nie sądzę, żeby to było aż tak niebezpieczne. Wydaje mi się, że ta wariatka może trochę się nas teraz obawiać, nie zrobi niczego ryzykownego, co mogłoby ją wpędzić w pułapkę. Wiem, że się martwisz, ale sobie poradzę, jestem już dużym chłopcem.
Phuwin złapał Ponda za policzek i uszczypnął go pieszczotliwie.
– Nie martwię się o ciebie, wiem, że sobie świetnie poradzisz. Po prostu wolałbym, żebyś został tutaj.
– Rozumiem. Czyli mój własny chłopak wcale się o mnie nie martwi. To smutne – Phuwin zrobił nadąsaną minę.
– Lewis ma wyścig w ten weekend, nie może nagle zniknąć, by się u nas pojawić, więc musisz sam do niego dotrzeć. On ci stworzy portal, którym przedostaniesz się na Gaję, jednak musisz pamiętać, że tam czas płynie nieco inaczej, podczas gdy u nas minęły zaledwie pięć miesięcy, u nich właśnie skończył się rok szkolny, ostatni w liceum dla Guna i Tinna.
– Sprowadź ich bezpiecznie, proszę – Poprosiła pani Puitrakul.
– Idę z tobą, przyda ci się ktoś do pomocy tak na wszelki wypadek – Wtrącił się First, już z plecakiem na plecach, pojawiając się obok nich znikąd.
– Huh?
– Tak, lecę z tobą, to mój brat, pomogę go przywieźć do domu. Poza tym uważam, że Gemini'iego też trzeba zabrać do domu. A jak już tu będziemy, to może coś poradzimy na jego problemy ze słuchem.
– To nie są tylko problemy ze słuchem, on całkiem nie słyszy.
– Nie szkodzi, coś na pewno uda nam się zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top