*29*



Tak, jak to przewidział, ostatnie 23 godziny, zanim Gemini mógł powrócić do swojego ciała, były dla nich najtrudniejsze. Po czterech godzinach, gdy na zewnątrz zapadła już ciemna noc First siłą musiał wyprowadzić swojego brata z poczekalni i zabrać do swojego pokoju, gdzie z najwyższym trudem zmusił go do zjedzenia zaledwie jednej kanapki. Fourth twierdził, że nie jest głodny. Role się odwróciły. Teraz to First opiekował się Fourth'em. First musiał użyć każdego znanego mu argumentu, by zapędzić Fourth'a pod prysznic. Nattawat szarpał się i wyrywał, pragnąc jak najszybciej znów być u boku Gemini'iego, aby dotrzymać swojej obietnicy, że już nigdy go nie opuści.

– Nie możesz się nie myć. Pomyśl tylko, jutro twój Gemini wróci i co zastanie? Chyba nie chcesz, żeby się wystraszył twojego smrodu?

– Nie śmierdzę przecież – Bronił się Fourth, wąchając swoją koszulkę.

– Naprawdę? Całe ciuchy masz uwalane krwią, jesteś do tego spocony, aż stąd cię czuję – First powiedział prowokacyjnie i zatkał nos palcami, jakby chciał się ochronić przed wyjątkowo nieprzyjemnym zapachem. Fourth nadal nie chciał go słuchać, ruszył w stronę drzwi, by wrócić do sali chorych. Chciał przez cały czas być przy Gemini'im i nie docierało do niego, że to na niewiele się zda. First zatrzymał go, łapiąc za rękę i pociągnął za sobą do łazienki, gdzie zabrał się za zdejmowanie z Fourth'a przepoconej i brudnej koszulki. Siłą odwrócił brata twarzą w stronę lustra i powiedział.

– Tylko spójrz na siebie: opuchnięte i zaczerwienione oczy, czerwony nos, chaos we włosach i jeszcze ślady krwi Gemini'iego na twojej szyi, to nazywasz czystością? Jak Gemini cię zobaczy, to się wystraszy.

– Przecież już mnie widział – Fourth odpowiedział bez entuzjazmu.

– Mówię poważnie, ogarnij się. Weź prysznic, umyj zęby i idź grzecznie spać, dzisiaj cię przypilnuję. Chyba, że chcesz, żebym ja cię wykąpał.

Fourth'a zdegustowała sama myśl o tym, że ktoś miałby pomagać mu w kąpieli. Jedyną osobą, której mógłby na to pozwolić, był Gemini, ale wolał nie mówić o tym głośno, żeby nie dać bratu kolejnej okazji do wyśmiewania się z niego. Wypchnął Firsta za drzwi.

– Poradzę sobie sam, jestem już dorosły, nie jestem małym dzieckiem, nie musisz mi pomagać w kąpieli!

First uśmiechnął się delikatnie.

To było jak niewielkie zwycięstwo odniesione w tej dziwacznej wojnie, w której nawet nie było wiadomo, o co chodzi.

Tymczasem do pokoju zajrzał Khaotung. First zaproponował mu, żeby usiadł, ale Tung odmówił, twierdząc, że bardzo się spieszy.

– Wpadłem tylko sprawdzić, co u was? Dzisiaj muszę pojechać gdzieś z Offem i Tay'em.

– Och, sądziłem, że zostaniesz na noc – First nie krył rozczarowania. Na widok jego smutnej miny Khaotung postukał go palcem wskazującym w policzek.

– Uśmiechnij się do mnie, postaram się szybko wrócić. Jak rozumiem, dzisiaj Fourth u ciebie śpi?

– Yhm. Tak będzie najlepiej. Chcę mieć go na oku.

– Dlaczego? Boisz się, że ktoś go zaatakuje?

– Nie, w Instytucie jest prawie bezpieczny. Prawie – First podkreślił słowo „prawie" spoglądając na Khao wymownie. Thanawat zrozumiał.

– Będzie dobrze, zobaczysz.

– Wiesz? Zaczynam się zastanawiać, czy bycie Rycerzem Światła to nie jest jakiś rodzaj kary dla nas? Zobacz, w jakim nieustannym niebezpieczeństwie się znajdujemy.

– Nie martw się, jestem pewien, że Zee wraz ze starszyzną i seniorami naszego oddziału Nocnych Łowców coś wymyślą.

First bardzo chciał w to wierzyć. Khaotung przytulił go tak mocno, jak tylko potrafił, zanim pożegnał się z nim krótko i wyszedł.

Przez następne dwa dni Fourth prawie nie wychodził z sali chorych, cały swój czas spędzając z Geminim, który w końcu odzyskał swoje ciało i powoli odzyskiwał też siły oraz swoją magię. Jimmy i Mix stale monitorowali jego stan, zapisując coś w notatkach na swoich tabletach i rozmawiając ze sobą konspiracyjnym szeptem. Fourth dałby wiele, by podsłuchać, o czym rozmawiali.

*  *  *

Tymczasem...

– Myślę, że powinniśmy o tym powiedzieć szefowi – New stwierdził stanowczo, przyglądając się obrazowi z kamery umieszczonej w rogu wyglądającej z zewnątrz na opuszczoną hali sportowej, w której owego feralnego dnia trenowali chłopcy. Zobaczył, jak jakiś ciemny cień, tylko trochę podobny do sylwetki zwykłego człowieka lecz pozbawiony właściciela podkradł się do porzuconych na podłodze sztyletu i bicza w chwili, gdy Gemini i Pond ćwiczyli strzelanie z łuku do tarczy, a Phuwin mierzył się z Fluke'iem bez użycia jakiejkolwiek broni nieopodal. Ni stąd ni zowąd ozdobny sztylet podniósł się i samoczynnie ugodził Gemini'iego w ramię, rozcinając skórę i powodując krwawienie. Zaskoczony Gemini upadł na podłogę, tuż obok tego, co go zraniło. To zwróciło uwagę Phuwina, który dłońmi ułożonymi w literę T poprosił o czas i podszedł do brata.

– Co się dzieje? – New usłyszał z głośników wyraźny głos Phuwina.

– Nie wiem, upadłem i... Nie wiem, jak to się stało – Odpowiedział mu Gemini.

– Niezdara z ciebie – Stwierdził Phuwin i pomógł bratu wstać. – Dasz sobie radę?

– Tak, to tylko drobne skaleczenie, doktor Jimmy na pewno ma na to jakąś maść – Gemini zbył pytanie Phuwina lekceważącym machnięciem ręką. Dla Rycerzy Światła powierzchowne zranienia były w zasadzie codziennością i ta beztroska jakoś nie dziwiła NuNew'a, nie podobał mu się natomiast dziwny cień, który widać było wyraźnie na nagraniu. To mógł być demon. A możliwe też było, że gdzieś poza zasięgiem kamer stał ktoś jeszcze, kto zaczarował sztylet w ten sposób, by zranił nieświadomego nadchodzącego zagrożenia chłopaka.

New zatrzymał odtwarzanie. Widział to nagranie już wiele razy od chwili, kiedy poinformowano go o całym zdarzeniu. Gem wciąż znajdował się w sali chorych, a Fourth siedział przy nim, trzymając go za rękę i zapewniając, że już nie zostawi go samego.

– Za bardzo się boję, że cię stracę – Szeptał.

Gem, odzyskawszy już siły, podniósł zdrową rękę i pogłaskał go po głowie.

– Nie stracisz mnie, nie tak łatwo mnie wykończyć, wiesz? Poza tym teraz, kiedy cię odnalazłem i kiedy wiem, że jesteś po mojej stronie, mam bardzo ważny i piękny powód do walki.

– Sugerujesz, że jestem piękny?

– Mówisz, jakbyś tego nie wiedział sam.

Fourth wzruszył ramionami.

– Skąd mam wiedzieć, nikt dotąd mi tego nie powiedział.

– To nawet lepiej, w takim razie będę jedynym, który ci to mówi.

Fourth, starając się ukryć to, że ta wymiana zdań pomiędzy nimi spowodowała palenie jego twarzy, poklepał dłonią swój policzek, mówiąc sobie w myślach: „Ogarnij się", a głośno zażartował:

– Już ci lepiej i znowu próbujesz mnie wkurzać, co?

– Nie chcę cię wkurzać, chcę cię podrywać – Powiedział zabójczo szczerze Gemini, po czym odwrócił twarz zawstydzony swoją własną odwagą. Fourth tylko złapał go za rękaw i z całej siły ścisnął materiał, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki pojawił się na jego ustach.

– Musisz być tak cholernie uroczy? – Zapytał, wciąż się uśmiechając. Teraz, gdy już znali swoje wzajemnie uczucia, stali się odważniejsi, a mimo to Gemini nadal bywał nieśmiały. Odkąd wrócił, Fourth obiecał im obojgu, że go nie opuści nawet na moment. Właśnie dlatego chwilę wcześniej własnoręcznie go nakarmił. Początkowo Norawit protestował trochę, przypominając Nattawatowi, że przecież on też ma ręce i potrafi się nimi posługiwać, ale Fourth uciszył go, podtykając mu pod nos wielki, smakowicie pachnący kawałek deseru.

Fourth pomyślał o tym, że w ciągu ostatniego tygodnia wydarzyło się aż zbyt wiele. Powrót jego matki, której dotąd nie znał, uznał za wielkie szczęście, ale to, że Gem żyje, było dla niego jak cud. Kobieta wróciła do Instytutu, jakby przeczuwając, że jej syn cierpi, jak jeszcze nigdy dotąd. Gdy Gemini wciąż jeszcze przebywał poza swoim ciałem, Zee zaprosił Fourth'a i Firsta do swojego gabinetu i przedstawił im ich własną matkę. Kobieta rozpłakała się ze wzruszenia na ich widok, porwała ich w objęcia i gorąco obiecała, że nie pozwoli, by stało im się coś złego. Przepraszała ich też za to, że nie potrafiła odnaleźć ich wcześniej. Z powodu stanu Gemini'iego nie mieli jednak okazji na dłuższe rozmowy, ale kobieta rozumiała, że dla jej młodszego syna stan zdrowia tego chłopaka jest najważniejszy na świecie i nie zamierzała się w to wtrącać.

– Yhm, właśnie, Gem, moja mama się odnalazła.

– Och! Poznałeś ją?!

– Tak. Jest bardzo miła, ale niewiele o niej wiem. Czuję się przy niej trochę nieswojo, ale kiedy pomyślę, że to jednak moja mama... Wiesz, jest zupełnie inna od tej wariatki, która nas wychowywała i wiem, że może dziwnie to zabrzmi, ale cieszę się, że tamta kobieta nie jest naszą prawdziwą matką. Moja prawdziwa mama... – I Fourth zaczął opowiadać Gemini'iemu o swoich wrażeniach z ich pierwszego spotkania. Oczy mu błyszczały, a Gemi kolejny raz pomyślał o tym, że jest szczęściarzem, skoro może patrzyć w te piękne oczy, widzieć ten szeroki uśmiech i słyszeć ten melodyjny głos, który na pewno brzmiałby cudownie, gdyby Fourth zdecydował się śpiewać.

Tymczasem w pokoju zebrań, który znajdował się dokładnie naprzeciwko sali chorych, New i pani Puitrakul rozmawiali na temat grożących chłopcom niebezpieczeństw. New zdążył wezwać Zee, a pani Puitrakul swojego drugiego syna, Firsta oraz brata Gemini'iego, Phuwina. Z mamą Phu, Dunka i Gemini'iego połączyli się za pomocą videorozmowy na laptopie należącym do NuNew'a.

– Zostali zaatakowani dwukrotnie, nie mogą tu zostać, nie są bezpieczni nawet w Instytucie – Z nutką rozdrażnienia w głosie powiedział Zee. Stał odwrócony do nich plecami z dłońmi w kieszeniach spodni i patrzył przed siebie na widok za oknem, który całkowicie go nie interesował.

– Jest pewne rozwiązanie, ale potrzebujemy do tego pomocy Magnusa Bane'a, to obecnie jedyny znany mi czarownik, który potrafi wyjąć wspomnienia z czyjejś głowy i umieścić je w bezpiecznym miejscu – Podpowiedział NuNew, przeglądając pospiesznie swoje notatki przeniesione z zeszytów na tablet.

– Czy naprawdę nie ma innego wyjścia? – Zapytała trwożnie pani Puitrakul. Dopiero co odzyskała swoich zaginionych przed laty synów, nie zdążyła nawet się tym nacieszyć.

– Proszę się nie martwić, będziemy ich cały czas obserwować, gdyby coś niepokojącego się działo, natychmiast wyślemy kogoś z odsieczą – Pocieszył ją New.

– Dobrze, niech tak będzie, ale mam jedną prośbę.

– Tak? Jaką?

– Nie wysyłajcie ich gdzieś daleko od siebie, nie chcę, by Fourth był samotny. Mój syn dość już wycierpiał, wyślijcie ich gdzieś razem.

– Dobrze, tak zrobimy – Zgodził się Zee, nie widząc powodu, dla którego mieliby postąpić inaczej.

Dziesięć minut później wszyscy zebrali się w sali chorych, by obwieścić Gemini'iemu i Fourth'owi, co postanowiono. Na korytarzu już czekał Magnus, poinformowany przez Khaotunga, który dostał wiadomości na ten temat zarówno od New, Zee jak i od Firsta.

– Przeniesiemy was do równoległego wszechświata, gdzie Fourth będzie miał pseudonim Gun i będzie uczniem ostatniej klasy liceum Nyomsil razem z Tinn'em. Tinn to ty, Gemini. Zanim przejmiecie ich role, spotkacie się z nimi. Prawdziwi Tinn i Gun zostaną wysłani na ten czas na wakacje do kraju o nazwie Polonia i wrócą, gdy wy wrócicie do nas. Tu macie wszystkie potrzebne wam informacje – New wręczył chłopcom tablety, na których wyświetlono dane osobowe i inne informacje takie jak hobby, zainteresowania, ulubione seriale, ulubione przedmioty w szkole czy te, najbardziej znienawidzone przedmioty w szkole. Był też krótki filmik, przedstawiający szkolny zespół muzyczny o nazwie Chinzilla, w którego skład oprócz Gun'a wchodzili też: Phat, Win, Yo i Por.

– To będzie dla was powrót po wakacjach, gdyż w tamtym świecie wakacje właśnie dobiegają końca – Udzielił im kolejnych informacji New.

– Eee... – Gem nie był przekonany co do tego pomysłu, za to Fourth był wyraźnie wkurzony. Krew aż w nim kipiała, kiedy zaciskał zęby i gryzł się w język, byle tylko nie odpowiedzieć czegoś wrednego. First to zauważył.

– Mówiłem mamo, że oni na to nie pójdą, zwłaszcza twój drugi syn. On jest wojownikiem, to nie jest ktoś, kto będzie siedział na tyłku i czekał, aż ktoś inny wszystko za niego zrobi. To on zawsze mnie wspierał i ratował mnie z opresji, to on nadstawiał za mnie karku. Jest może młodszy, ale na pewno bardziej dorosły i odpowiedzialny niż ja.

To, co powiedział, na wszystkich zrobiło piorunujące wrażenie. New aż zapomniał, jak się mówi, marszcząc brwi i usiłując zrozumieć, dlaczego First popiera brata.

– Chłopcy, już mówiliśmy, to dla waszego bezpieczeństwa, ktoś próbuje was zabić, nie możemy tak ryzykować. A co, jeśli was zaatakują? Tu nie jesteście bezpieczni – Pani Puitrakul ścisnęła mocniej rękę swojego młodszego syna, obok którego siedziała na dostawionym przez siebie krześle przy łóżku Gemini'iego.

– Niech to zrobią! Czekam! – Zawołał buntowniczo Fourth. – Jeśli trzeba, pokonam ich.

– Razem to zrobimy – Dodał Gemini. – Nie po to trenujemy, żeby potem siedzieć jak mysz pod miotłą i się ukrywać. Jeśli mamy zostać Rycerzami Światła, a przecież do tego nas szkolicie, musicie nam zaufać.

– Mówiłem – Rozłożył bezradnie ręce First. Zbyt dobrze znał swojego młodszego brata, wiedział, że ten nie lubi przegrywać, a jeszcze bardziej nienawidzi, gdy traktuje się go jak dziecko.

– To nie jest prośba. To wasze zadanie. Kto wie, być może pobyt w tamtym wszechświecie wcale nie będzie taki miły, jak by się wydawało? I być może tam też się na coś przydacie. Żaden świat nie jest wolny od ciemnych mocy i potworów, od demonów, z którymi trzeba walczyć. Chcecie się sprawdzić? Więc wykonajcie to zadanie – Milczący dotąd Zee był nieugięty. Żadne prośby nie były w stanie zmienić jego zdania. Już postanowił, że wyśle chłopców na planetę zwaną Gaja II, która była bliźniaczką Ziemi, którą uważali za swój jedyny prawdziwy dom. Różnice pomiędzy tymi dwoma światami były naprawdę minimalne, na przykład według przekazanych im informacji First również miał tam swojego bliźniaka, który nazywał się Yok i wraz z bliźniakiem Gun'a Atthaphana, Blackiem, który na Gai II miał swojego brata bliźniaka, White'a w nieco agresywny i awanturniczy sposób walczył o sprawiedliwość w ich kraju.

– Ok, ale na jedno się nie zgadzamy – Powiedział Fourth, odważnie patrząc Zee prosto w oczy, jakby rzucał mu wyzwanie. Nie przepadał za nim, Zee według niego był zbyt stanowczy, wredny i samolubny, nie liczył się ze zdaniem innych i uważał, że wie najlepiej, co jest dla nich dobre.

– Tak? – Zee tylko uniósł brwi w górę.

– Nie możecie wymazać nam pamięci.

– Ale to dla waszego bezpie...

– Nieprawda – Fourth przerwał New'owi w połowie wypowiedzi. Gemini jeszcze nigdy nie widział Fourth'a tak wściekłego. Jego oczy dosłownie ciskały błyskawice w stronę jego byłego chłopaka, do którego Fourth podszedł, nieoczekiwanie łapiąc go za fragment liliowej bluzy z kapturem.– Nie mów, że to dla naszego bezpieczeństwa. Nie zniżaj się do kłamstwa. Sam chcesz, żeby wymazano nam wspomnienia, żebym nie pamiętał o tobie i o tym, jakim dupkiem tak naprawdę jesteś. Poza tym zapominasz o jednej kwestii. Jak mielibyśmy się bronić, jeśli nie będziemy nic pamiętać? Jak sobie wyobrażacie naszą walkę z nieczystymi siłami, skoro nie będziemy wiedzieli nawet, jak je rozpoznać? Jeśli zapomnimy wszystko, czego już się tu nauczyliśmy?

NuNew odepchnął Fourth'a od siebie. Nie rozumiał, o co mu chodziło? Czyżby miał jakiś powód, by się na niego złościć? By go uderzyć? A może przyczyną były ostatnie wydarzenia? Nattawat i Norawit z pewnością potrzebowali odpoczynku.

Lecz NuNew'a przeraziło coś innego: możliwość, że Fourth odkrył coś na jego temat, że zaraz wyciągnie na wierzch jakiś niewygodny fakt, który go pogrąży, a być może też zakończy jego karierę zarówno w świecie Magicznym jak i Niemagicznych. Nie chciał rezygnować z muzyki, to była jego największa pasja, wolał nawet muzykę od brudnej, obrzydliwej, czasem przepełnionej smrodem, potem, krwią i zmęczeniem walki z demonami lub hordami rozwścieczonych wampirów, którym zabroniono atakowania nieświadomych obcokrajowców, którzy przybyli do Tajlandii, by podziwiać jej piękno i kulturę. Na wszelki wypadek wolał stanąć po stronie Fourth'a, w tej chwili to on stanowił największe zagrożenie. Odesłanie go na inną planetę wydawało się całkiem rozsądnym pomysłem, który sprzyjał planom NuNew'a. Chawarin już rano podsłuchał krążące po Instytucie plotki o tym, że Iris spędziła noc z Norawitem i Nattawatem. Nie podobało mu się to, co słyszał. Zapytał o to jeszcze raz swoją siostrę, ale ta nie powiedziała mu nic nowego. Upierała się tylko przy tym, że żaden z chłopaków nie zrobił jej najmniejszej krzywdy. NuNew potrzebował czasu na uporządkowanie tego bałaganu i chaosu, jaki pojawił się w jego myślach.

– Chłopak ma rację szefie – New zwrócił się bezpośrednio do Zee. To właśnie on był słabością Pruka Panicha. Zee po prostu nie umiał mu odmawiać. Machnął zrezygnowany ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

– A róbcie sobie, co chcecie, tylko żebyście mi potem nie przychodzili ze złymi wieściami. Chcecie robić wszystko po swojemu? Dobra, niech tak będzie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Gem i Fourth przybili ze sobą żółwiki, usatysfakcjonowani tym, że zostali wysłuchani. Nie spodziewali się, że Zee tak szybko ulegnie. Zee pospiesznie opuścił salę chorych, miał jeszcze mnóstwo innych problemów na głowie, przede wszystkim trzeba było skontaktować się z Earth'em Pirapatem, który na Gai II znajdował się już od jakiegoś czasu i regularnie wysyłał im meldunki na temat stanu bezpieczeństwa w tamtejszej Tajlandii.

– Nasz szef chyba się zakochał – Szepnął Fourth'owi na ucho First, mrugając do niego porozumiewawczo okiem.

– Skąd takie przypuszczenie?

– Już samo to, że się zgodził, jest podejrzane, to jasne, że nawet taki wielki i poważny Magiczny ma też w sobie umiejętność kochania, nic w tym dziwnego. Ale inni, kiedy się dowiedzą, mogą być nieco zaszokowani.

– Uhm, racja. Ale przecież oni pasują do siebie – Wtrącił się Gemini. – Dobra, ale jak na razie to ja mam dosyć siedzenia tutaj. Fourth, idziemy do naszego pokoju?

– Spoko, możemy iść. Doktor Jimmy mówi, że wracasz do sił, za najdalej dwa lub trzy dni mógłbyś trenować znowu. To dobre wieści.

– Nawet bardzo dobre – Zgodził się z nim Fourth. First pożegnał się z nimi z przyklejonym na twarzy bardzo fałszywym uśmiechem. Nie potrafił cieszyć się z tego, że jego brat zostanie zabrany i wysłany gdzieś bardzo daleko. Jeszcze nigdy dotąd nie musiał radzić sobie sam bez pomocy Fourth'a dłużej niż przez tydzień, a tym razem nie wiedzieli, ile czasu to zajmie. Mogli tylko się domyślać i mieć nadzieję, że gdy Fourth i Gemini będą bezpieczni, im uda się w końcu schwytać tą niezrównoważoną kobietę, która według nich odpowiadała za wszystko, co złego ostatnio im się przydarzyło. First z pewną nieporadnością i z lękiem opowiedział ich prawdziwej mamie o tym, jak byli traktowani przez porywaczy i nie był wcale zaskoczony tym, że jego matka się zdenerwowała. Idąc do swojego pokoju nie mógł przestać o tym myśleć. W końcu jednak zmienił zdanie i zamiast do apartamentu, wyszedł na tyły Instytutu, gdzie mieściły się baseny pływackie, ogrody i duży staw pełen różnych gatunków ryb i innych stworzeń wodnych, niektórych tak dziwnych, że First był zaskoczony, że w ogóle mogą one istnieć.

Fourth pomógł Gemini'iemu się przebrać z piżam w normalne ubranie i zaprowadził go do pokoju, w którym mieli zamieszkać razem, ale nie zdążyli. Z pewną dozą smutku rozejrzał się po pomieszczeniu. Był to pokój wcześniej należący tylko do Gemini'iego i wszystkie należące do niego przedmioty zostały poustawiane na półkach i na szafkach, podczas gdy bagaże Fourth'a wciąż stały w kącie obok szafy nierozpakowane. Fourth zauważył, że ktoś zatroszczył się o to, by przenieść tu spakowane przez niego wcześniej kartony z domku, w którym pomieszkiwał w świecie Niemagicznych. Mógłby się założyć, że to był NuNew. Chociaż nie rozumiał, dlaczego NuNew mu pomaga. Czyżby dręczyły go wyrzuty sumienia? To było bardzo prawdopodobne. Nattawata nadal bolało to, że Chawarin go zwyczajnie okłamał, że oszukiwał go przez te wszystkie miesiące, kiedy wmawiał mu, że go kocha i że chce, żeby byli razem. Czuł się tak, jakby był zabawką przerzucaną z kąta w kąt, gdy właściciel już się nią znudził. Rozczarowanie zachowaniem NuNew'a było tym większe, ponieważ sam Fourth nigdy nie okłamywał Nu, zawsze mówił mu dokładnie to, co czuł, nawet jeśli wiedział, że jego słowa mogą zranić ich obu. Był szczery, nie ukrywał niczego i wierzył, że New postępuje tak samo, a tymczasem okazywało się, że jest inaczej. Być może New nigdy nie był z nim szczery, być może pod przykrywką dobrego przyjaciela, uroczego partnera i wspaniałego wokalisty o wyglądzie tak zniewalającym, że zakochiwali się w nim wszyscy, nie tylko kobiety, ale również mężczyźni, być może pod tą przykrywką krył się ktoś o czarnym charakterze, pełnej mroku duszy, której Fourth, będący ucieleśnieniem najczystszych intencji, nie był w stanie rozpoznać. A może wręcz przeciwnie, może rozpoznał jego pełną zła duszę i przekornie jego własna dusza zapragnęła spróbować uleczyć chorą duszę NuNew'a? Nie był już niczego pewien, co dotyczyło Chawarina. Muzyk zawiódł go, doprowadził do tego, że Nattawat nie był pewien, czy jeszcze kiedykolwiek mu zaufa.

– Nawet nie zdążyliśmy nacieszyć się tym, że razem mieszkamy – Stwierdził ponurym tonem Fourth.

– Nie martw się, jeszcze będziemy mieli mnóstwo czasu dla siebie, który spędzimy razem, obiecuję.

Gemini uśmiechnął się tak pięknie i szeroko, że Fourth nie mógł się powstrzymać i uszczypnął go w policzek.

– I znowu starasz się być uroczy, co? Hmmm?

– Wcale się nie staram. Ja jestem uroczy – Stwierdził z rozbrajającą szczerością Gemini. Małe lwiątko należące do Gemini'iego chyba nie było zadowolone z tego, że jego pan poświęca więcej uwagi komuś innemu, więc podeszło do Gemini'iego i położyło swój duży łeb na jego kolanach, domagając się standardowej porcji pieszczot. Fourth zaśmiał się na ten widok, a Gem podrapał wielkiego kociaka po brzuchu. Feniks należący do Fourth'a spał spokojnie z dziobem ukrytym pod skrzydłem na swojej żerdzi tuż obok drzwi, co oznaczało, że przynajmniej on nie wyczuwa w pobliżu żadnego zagrożenia.

– Szkoda, że nie możemy ich wziąć ze sobą, co nie? – Zapytał Fourth łagodnie głaszcząc sierść zadowolonego małego lewka.

– To prawda, ale gdybyśmy je ze sobą wzięli, moglibyśmy nieco za bardzo zwracać na siebie uwagę. Nie na co dzień widzi się chłopca spacerującego w towarzystwie młodego lwiątka lub feniksa.

– Jak myślisz, jacy są Tinn i Gun?

– Nie wiem, ale na pewno trochę różnią się od nas. Z tego, co słyszałem, są rywalami, a przynajmniej tak mi powiedział NuNew.

– Rywalami? – Nieprzyjemne uczucie ścisnęło żołądek Fourth'a, gdy to usłyszał. Nie zamierzał być przeciwnikiem Gemini'iego, kochał go i nie wyobrażał sobie, jak miałby w ogóle być w stanie nawet tylko udawać, że go nie lubi. — To znaczy, że od tej pory mam cię nienawidzić?

– Chyba tak – Powiedział tylko Gemini, a gdy zobaczył skwaszoną minę swojego ukochanego, objął go ramieniem i przyciągnął do siebie, by go mocno przytulić. Dla nich to był ich język miłości: czasem ze sobą na żarty walczyli, toczyli bitwy na poduszki, atakowali siebie wzajemnie, spychali siebie wzajemnie z krzeseł na podłogę, a wszystko po to, by mieć pretekst, aby jak najdłużej czuć dotyk ciała tego drugiego z nich. Gdy Fourth tulił do siebie Gemini'iego, obaj czerpali z tego uścisku siłę i pokłady nowej energii. Teraz Fourth wiedział już, że za każdym razem, gdy poczuje się gorzej, będzie mógł przyjść do Gemini'iego, a ten będzie na niego czekał z otwartymi szeroko ramionami, by go pocieszyć. Jego bliskość, ciepło jego ciała, dźwięk jego głosu i jego charakterystyczny zapach zawsze przynosiły Fourth'owi ulgę i spokój. Nie wyobrażał sobie już, że miałby z tego zrezygnować, więc kiedy Gemi powiedział mu o tym, że Tinn i Gun są rywalami, poczuł się tak, jakby tracił grunt pod nogami.

Rywale. Tinn i Gun to rywale. Damn!

– Nie martw się, znajdziemy jakiś sposób – Pocieszył go Gemini, głaszcząc go po plecach. W jego głowie już zrodził się pewien plan, ale wolał najpierw go zapisać i przegadać z Fourth'em każdy szczegół na spokojnie, żeby móc go wprowadzić w życie, gdy już będą znajdować się w tamtym świecie. Pomyślał, że dobre będzie napisać szczegółowy plan wydarzeń, a do tego jeszcze scenariusz. – Mam już nawet pewien pomysł.

– Masz pomysł? Jaki? – Chciał wiedzieć natychmiast Fourth. Gemini wypuścił go z objęć, wstał z kanapy, na której siedzieli i podszedł do białej tablicy, na której zaczął zapisywać punkty, której pojawiły się w jego myślach.

Problem do rozwiązania: Tinn i Gun są rywalami.

Rozwiązanie: Sprawić, by Tinn i Gun zakochali się w sobie.

– Jesteś szalony, wiesz o tym?

– Tak, kocham cię do szaleństwa, masz rację.

Fourth roześmiał się, słysząc ten tekst. Pacnął własną dłonią we własne czoło z niedowierzania, a jednocześnie pomyślał też o tym, że Gemini na pewno nigdy nie pozwoli mu się nudzić. Był zabawny, wesoły, głośny i pełen energii, rzadko kiedy zatrzymywał się na dłużej, czerpał z życia pełnymi garściami i nie bał się być sobą. Fourth'owi to imponowało.

– Też cię kocham, Gemini – Odpowiedział zupełnie swobodnie, przypominając sobie o swojej obietnicy, że nie przepuści już żadnej okazji, by mu to powiedzieć. – Ale wróćmy do twojego planu.

– No więc mój plan jest taki: NuNew mówił, że Tinn i Gun na razie są wrogami, a my mamy stać się nimi. Nie wiemy, na jak długo, ale podobno tam czas płynie nieco szybciej niż u nas, chociaż nie rozumiem, jak to możliwe, przecież czas powinien chyba być uniwersalny? Dlaczego miałby płynąć inaczej w naszym wszechświecie, a inaczej w innym? Czy to nie dziwne?

Gemini dał się ponieść swoim akademickim rozważaniom na temat teorii czasu i czasoprzestrzeni, według której przeniesienie się do równoległego wszechświata było tak trudne, że prawie niemożliwe, a jednak przecież oni mieli za chwilę tego dokonać. Fourth pomyślał, że gdyby teraz założyć Gemini'iemu okrągłe okulary, mógłby z powodzeniem zamienić się w całkiem przystojnego nerda. To była całkiem kusząca wizja, Gem w okularach... Fourth potrząsnął głową, żeby pozbyć się podobnych myśli, które z jakiegoś powodu powodowały, że czuł się lekko zawstydzony i onieśmielony.

Gemini w okularach... Fourth nie mógł nic poradzić na to, że chciał to zobaczyć na żywo. Obecnie jedyne okulary, w jakich go widział, to te przeciwsłoneczne, na punkcie których Gemini miał chyba obsesję, gdyż w jego pokoju znajdowała się szafka, w której umieszczono tylko i wyłącznie całe mnóstwo różnych typów okularów przeciwsłonecznych.

– Chyba trochę odbiegasz od tematu, co? – Nadal rozbawiony Fourth podszedł do niego i poklepał go delikatnie po policzku. – Nie czas teraz na rozwiązywanie zagadek tej głupiej fizyki, musimy wymyślić plan, jak zbliżyć do siebie Tinna i Guna.

– Och, masz rację. Ale nie mów, że fizyka jest głupia, bo nie jest.

– Dobrze, dobrze. Skup się na tym – Fourth postukał palcem w tablicę obok nich. Gemini na moment zmarszczył zabawnie nos, jakby był niezadowolony, ale zaraz jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Już samo tworzenie planu wprawiło go w ekscytację.

– Wiem, jak ich do siebie zbliżyć! Jeśli dobrze pamiętam, w informacjach o nich było coś o tym, że Gun jest członkiem klubu muzycznego i marzy o tym, żeby wygrać Hot Wave. Co ty na to, żeby Tinn mu pomógł?

– Oni się nienawidzą, jeśli Tinn nagle zacznie im pomagać, to czy ich przyjaciołom nie wyda się to podejrzane?

– Zawsze możemy powiedzieć, że Tinn od początku był zakochany w Gunie.

– Jesteś geniuszem.

– Wiem, dzięki – Gemini uśmiechnął się triumfalnie. Pochwała od Fourth'a wywołała przyjemne ciepło, rozlewające się po całym jego ciele. Zapisał na tablicy kolejny punkt.

Sposób: Tinn musi pomóc Gun'owi wygrać Hot Wave.

– Pamiętaj, że nikt nie może poznać naszej prawdziwej tożsamości – Upomniał go Fourth.

– Wiem. Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego nasz Gun, Gun Atthaphan, tak bardzo upierał się przy zajęciach z aktorstwa, teraz nam się to przyda.

– A ja nadal nie wiem, czy sobie poradzę z tym, że muszę udawać, że Gun z tamtego wszechświata nienawidzi Tinna. Nie chcę cię nienawidzić.

– Potraktuj to jako wyzwanie, jak rolę do zagrania. Wyobraź sobie, że jesteś bohaterem filmu. Ten bohater początkowo nie lubi swojego przeciwnika, nie chce mieć z nim nic wspólnego, ale z biegiem czasu, który spędzają razem, coraz bardziej otwiera dla niego swoje serce i w końcu, nie wiedząc samemu, kiedy i jak to się stało, zakochuje się w swoim rywalu, ze zdumieniem okrywając, że jego „rywal" odwzajemnia te uczucia. Co ty na to? Piękny plan?

– Bardzo.

– No właśnie. Więc zróbmy wszystko, aby to się udało. Potraktujmy to jak przygodę, o której po powrocie opowiemy naszym przyjaciołom.

Nagle mina Fourtha zrzedła, gdy przypomniał sobie, że przecież przejmą życia prawdziwych osób z planety Gaja II.

– Gem...

– O co chodzi?

– Bo widzisz... My tu się świetnie bawimy wymyślając ten plan, a co z nimi, z prawdziwym Tinnem i Gunem? A co, jeśli oni się na to nie zgodzą, jeśli nie będzie im to pasować? Jeśli to sprawi, że będą czuli się niekomfortowo?

– Myślę, że Zee o tym już pomyślał. Tinn i Gun zostaną wysłani razem do innego kraju, do miejsca, w którym nikt nie będzie ich szukał. Zostaną tam wysłani razem i będą musieli nauczyć się współpracować ze sobą, a może to da im szansę na to, by się do siebie zbliżyli? Kto wie?

– Chciałbyś, żeby byli razem, prawda?

– Oczywiście. Kibicuję im tak samo mocno jak nam.

Gemini chciał zrobić zdjęcie swojego planu, ale wiedział, że to mu się nie przyda. Na tamtą planetę nie mógł zabrać ze sobą swojego telefonu, Zee pozwolił im jedynie na zabranie zeszytów, w których będą prowadzić dzienniki oraz steli. Zamiast tego zaczął więc przepisywać wszystko do zeszytu w grubej, czerwonej okładce. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top