*25*
Fourth i Gemini znów szli bardzo blisko siebie, ich dłonie raz po raz uderzały o siebie, a oni udawali, że tego nie zauważają, chociaż obaj czerpali ogromną przyjemność z tego nawet krótkiego dotyku. Gemini w drugiej ręce dźwigał miecz. Wracali do Instytutu powoli, zmęczeni i senni, ale za to szczęśliwi. NuNew czuł ulgę, że mają to już za sobą, bycie przynętą wcale nie jest takie fajne. Na samo wspomnienie obrzydliwych tworów, z jakimi musieli się zmierzyć, poczuł obrzydzenie. Żeby oderwać swoje myśli od tego, spojrzał przed siebie na idących przed nim Gemini'iego i Fourth'a. Trochę im zazdrościł tej niewinnej bliskości, tej naturalnej chemii, jaka była między nimi. Widział, jak Fourth mówił coś do Gemini'iego, a Gem patrzył na niego krótką chwilę, po czym odwracał wzrok, nieudolnie próbując ukryć uśmiech. NuNew nie potrafił oprzeć się pokusie i wkroczył pomiędzy chłopców, zarzucając im ręce na ramiona.
— I jak się czujecie po pierwszej misji?
— Raczej dwóch — Uzupełnił z uśmiechem Fourth. — Wyśmienicie! Mówię serio! I zobacz na nasze stroje! Uważam, że w czerni wszyscy wyglądamy pięknie. Ej, właśnie, Nu, bo mówiłeś coś o kolejnym teledysku. Co ty na to, żeby na następnym teledysku wystąpili tancerze przebrani za mafię, cali w czerni i złotej biżuterii? I z takimi mega wypasionymi okularami przeciwsłonecznymi?
— Dobry pomysł, nong Fourth. A skoro tak mówisz, to może ty i Gemini wystąpicie razem ze mną?
— My?! — Zapytali obaj równocześnie.
— Tak, wy. Fourth już śpiewałeś ze mną i wiem, że masz piękny głos, a ty Gemini, czy nie pamiętasz już, że na początku swojego pobytu tu zanim zaczęły się na poważnie szkolenia i zajęcia, czasem grałeś na gitarze i śpiewałeś? Słyszałem cię. Phuwin mógłby zagrać na pianinie, a Pond ma genialne mięśnie, moglibyśmy wykorzystać to jako nasz atut. Joong już się zgodził wystąpić jako tancerz i tak sobie myślę, że taką ekipą to na pewno zdobylibyśmy serca fanów.
— Znowu wychodzi z ciebie biznesmen, P'New — Uśmiechnął się zadowolony Gemini, słysząc wyraźny entuzjazm w głosie przyjaciela. — Jak rozumiem, chcesz, żebym przekonał Phu?
— A mógłbyś? — NuNew zrobił taką minę, że Gemini'iemu trudno było odmówić, zwłaszcza kiedy patrzył na jego pełne nadziei i błyszczące entuzjazmem oczy.
— Oczywiście, P'New. Wiesz, że jestem twoim dłużnikiem — Gemini delikatnym ruchem brody wskazał na Fourth'a. NuNew zrozumiał.
— Właściwie to ja jestem waszym dłużnikiem.
— Co? Czemu? Jak?
— Kochałem Fourth'a, ale nie w taki sposób. Dopiero wy dwaj uświadomiliście mi, że czasem właściwa dla nas osoba to nie ta, o której myślimy, że jest właściwa, ale ta, która wydaje nam się nieosiągalna.
— Mówisz o Zee — Stwierdził po prostu Gemini.
— Tak. I dlatego wam dziękuję. A nawiasem mówiąc, nong Gemini, skąd wiedziałeś?
— Pamiętasz dzień, kiedy poszliśmy poprosić Zee o pomoc w odnalezieniu mojego nieznajomego?
New zmarszczył czoło i zamyślił się. Dzień w którym poszli poprosić Zee o pomoc? Jasne, że to pamiętał, Zee nakrzyczał wtedy na nich, twierdząc, że Instytut Rycerzy Światła to nie biuro matrymonialne i nie będzie się zajmował takimi głupotami.
— Twój Zee przyznał wtedy, że czuje coś do ciebie. Tak naprawdę zgodził się nam pomóc, ale prosił, żebym ci nie mówił, bo i tak masz za dużo na głowie. Martwił się o ciebie i nie chciał dodawać ci kolejnych obowiązków, to wtedy zrozumiałem, że on się w tobie podkochuje.
— Jesteś bardzo spostrzegawczy.
— Oczywiście. Musiałem się tego nauczyć, kiedy szukałem mojego nieznajomego, szukałem go tak długo, traciłem nadzieję i zyskiwałem ją na nowo, chwilami doprowadzało mnie to do rozpaczy. Czasem zdawało mi się, że już go widzę, że to na pewno on, ale potem tamten chłopak odwracał się, a ja czułem jedynie rozczarowanie. To właśnie nauczyło mnie spostrzegawczości, sprawiło, że dokładniej obserwuję swoje otoczenie, śpiewanie pomagało mi poradzić sobie z tym wszystkim, poprzez muzykę nauczyłem się przekazywać to, co czuję, a to bywały różne, czasem skrajne emocje — Gemini uśmiechnął się znów i dopiero wtedy obaj z New przypomnieli sobie o towarzystwie Nattawata, który przysłuchiwał im się z wyraźną ciekawością i wypiekami na twarzy. Dziwnie było słuchać o tym, jak Gemini go szukał, że śpiewał wtedy piosenki i grał na gitarze.
— Gem, czy mógłbyś dla mnie coś zagrać na gitarze? Nigdy nie słyszałem, żebyś grał albo śpiewał — Poprosił.
“Gem jest taki piękny i przystojny, walczy z demonami, a bycie liderem grupy przychodzi mu z taką łatwością, a jeśli do tego jeszcze potrafi grać na gitarze, to sprawia, że jest jeszcze bardziej gorący, niż myślałem! Jak mam się oprzeć takiemu słodziakowi?!” — Pomyślał Fourth, a jego „słodziak“ właśnie w tym momencie jakby dostał zastrzyk nowej energii. Zupełnie znienacka zaczął tańczyć wokół niego i NuNew'a, wymachując dziwacznie rękoma, pogwizdując i podskakując, jakby wcale nie miał za sobą długiego, męczacego dnia. Zmęczenie i senność ustąpiły miejsca radości i ekscytacji. Wreszcie zatrzymał się i powiedział.
— Pewnie, że tak. Tylko zastanawiam się, jaką piosenkę wybrać.
— Zagraj mi twoją ulubioną piosenkę.
— Okej, młody panie Fourth — Zażartował sobie Gemini, kłaniając się nisko. — Jak sobie pan życzy, mistrzu.
— Dotarliśmy do mojego pokoju. Tu się rozstaniemy. Nie zapomnijcie przyjść na poranne zebranie przed śniadaniem. Sądzę, że P'Zee do tej pory już zdąży wrócić — Poinformował ich NuNew, gdy dotarli pod drzwi pokoju numer 211, który New dzielił z Phuwinem. Phuwin jak zwykle gdzieś zniknął. NuNew co prawda mógł sam go poprosić o to, by zagrał na pianinie w jego nowym teledysku, lecz nie miał aż tak bliskiego kontaktu z nim i obawiał się, że gdyby zwrócił się z tym bezpośrednio do niego, Phu mógłby pomyśleć, że chce go wykorzystać do wybicia się na jego talencie, co poniekąd było prawdą. Poza tym New wolał zostawić to zadanie komuś znacznie bliższemu Phuwinowi, jego młodszemu braciszkowi, Gemini'iemu. Wierzył, że chłopak łatwiej przekona brata niż gdyby miał to zrobić on sam. Powiedział im szybkie „Dobranoc” i udał się na zasłużony odpoczynek.
* * *
First był zaskoczony tym, jak wiele udało mu się osiągnąć. Kaownah i Earth szli na czele tego pochodu i omawiali jeszcze raz każdy ruch, każde słowo i wszystko, co się wydarzyło. Korzystając z tego, że Niemagiczni nie byli w stanie ich zobaczyć ani usłyszeć, śmiali się głośno. Ich obecność wyczuł jedynie duży, czarny kot, który na ich widok czmychnął pomiędzy śmietniki ma odpady segregowane.
Przepełniała ich radość z wykonanego dobrze zadania. NuNew opuścił ich jako pierwszy. Pozostali rozdzielili się na korytarzu, gdy każdy wszedł do swojego pokoju. Tylko Gem i Fourth szli teraz w pewnym oddaleniu od siebie, jakby to, że nikt więcej im nie towarzyszył, sprawiło, że stali się bardziej nieśmiali.
— To jak? Zostajesz dzisiaj też u mnie? — Zapytał Gemini.
— A mogę?
— Pewnie, że tak. A jak tylko Zee wróci, to poprosimy go, żebyś mógł zostać u mnie na stałe. Mam duży pokój, zmieścimy się. I jak chcesz, to będę mógł ci codziennie grać na gitarze. A ty będziesz mi opowiadał o swoim życiu i o tym, jak ci minął dzień. Tylko o tym pomyśl! Będzie wspaniale!
Fourth na samą myśl o wspólnym mieszkaniu uśmiechnął się. Przyłapał samego siebie na tym, że ta myśl go cieszyła, a jeszcze 7 miesięcy temu był gotów uciec przed Gemini'im do innej rzeczywistości lub pobliskiej galaktyki. Teraz, kiedy już wiedział, że łatwiej się dostać do równoległej rzeczywistości niż do najbliższej galaktyki i gdy poznał lepiej Norawita, zaczął dostrzegać to, na co wcześniej jego oczy były ślepe.
— W takim razie dzięki! Tak prawdę mówiąc to nie lubię spać sam.
— No to teraz już nigdy nie będziesz musiał spać sam, obiecuję, mój przystojny nieznajomy.
— Czemu nadal tak mnie nazywasz?
— Chyba za bardzo się do tego przyzwyczaiłem. Szukałem cię ponad 3 lata, to weszło mi w nawyk.
* * *
Tym razem Khaotung pozwolił sobie złamać zasadę narzuconą przez Zee i również i on nie spał w swoim pokoju. Thanawat, pomimo tego, że był Rycerzem Światła już od jakiegoś czasu, został zdegradowany przez Zee i musiał podjąć się szkolenia tak samo, jak pozostali uczniowie. Nie było mu to na rękę, zwłaszcza, że wrócił na koniec sezonu do Formuły 1. A fani domagali się kolejnych odcinków z opuszczonych i często nawiedzonych miejsc.
First splótł place ich rąk ze sobą i zaprowadził go do siebie. Pokoik miał nieco mniejszy niż Khaotung, ale wciąż wygodny i urządzony w ciepłych barwach. Przez sam środek okna na skos namalowano flagę w odcieniach zieleni i błękitu, Khao natychmiast ją rozpoznał, w świecie Niemagicznych ta flaga była nazywana Gay Pride Flag. Uśmiechnął się, dostrzegając na ścianie zawieszone nie tylko fotografie Firsta z Fourth'em, ale także swoje. Zauważył, że na jednej z nich wokół obu oczu miał narysowane niebieskie serduszka.
— Co to? Czemu namalowałeś na nich serduszka? Lubisz moje oczy?
— Kocham je — Przyznał bez wahania First i objął Khaotunga od tyłu, stając za jego plecami.
— A, to dlatego ciągle się na mnie gapisz.
— A co, nie mam prawa patrzyć na swojego chłopaka? Hmmm?
— Ja ci nie zabraniam.
— Thanks — Powiedział po angielsku i dodał. — Świetnie sobie dzisiaj poradziłeś.
— Ty też byłeś dobry. Nie, czekaj... Nie. Ty byłeś dzisiaj świetny! Zobacz, jak dużo już umiesz.
— Bo mam świetnych nauczycieli.
— Zaczynam się cieszyć, że Zee mnie zdegradował, bo dzięki temu mogę uczyć się razem z tobą i mam więcej okazji, by cię obserwować i spędzać z tobą czas. Chyba mu za to podziękuję.
— A nie masz wyścigu w ten weekend?
— Niestety mam — Khao westchnął ciężko i wydostał się z objęć Firsta. Podszedł do szafy i zaczął przeglądać ubrania należące go jego chłopaka. Szybko wybrał zestaw dla siebie: pomarańczową koszulkę na ramiączka i krótkie, szare spodenki. — Idę się wykąpać, a ty wezwij skrzata domowego i poproś, żeby skombinował nam coś do jedzenia, przez Pond'a zgłodniałem.
— Ok, ale nie puszczę cię tak łatwo — First znów przykleił się do Khaotunga, ale tym razem stał twarzą w twarz z nim.
— Hmmm? Czyżbym o czymś zapomniał?
— Owszem, zapomniałeś — First postukał palcem we własny policzek, spoglądając na Khao sugestywnie. — Gdzie moja nagroda za dzisiejszy dzień?
Khaotung roześmiał się, a First kolejny raz pomyślał o tym, jak bardzo kocha ten śmiech, był pełen radości, melodyjny, po prostu cudowny, to jeden z najpiękniejszych dźwięków, jakie kiedykolwiek słyszał. Piękniejszy chyba był tylko głos Khaotunga, gdy mówił mu, że go kocha. Nie czekał, aż Thanawat go pocałuje, pochylił się lekko i sam złożył delikatny pocałunek na policzku Khaotunga.
— Och, przecież to ja miałem dać ci nagrodę, a nie ty mi?
— Myślę, że dzisiaj obaj zasłużyliśmy na nagrodę.
— Masz rację. A tak w ogóle to czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, jak cholernie uroczy jesteś j jak bardzo cię kocham?
— Tak, wiem, przypominasz mi to codziennie — Nagle gardło Firsta ścisnęło wzruszenie. Łzy szczęścia i niedowierzania popłynęły z jego oczu, zanim zdążył się zorientować, co się z nim dzieje. Otarł je wierzchem dłoni. W ramionach Khao czuł przyjemne ciepło i wiedział, że jest bezpieczny, było to coś, czego nigdy wcześniej nie czuł. Zrozumiał, że dom to nie miejsce, ale osoba, która potrafi każde miejsce uczynić wyjątkowym i nadać mu ciepło oraz kolory. W ciągu ostatnich 7 miesięcy jego świat zmienił się całkowicie, a wraz z nim on. Znów uwierzył w miłość(a może nigdy tak naprawdę nie przestał w nią wierzyć, tylko bał się otworzyć swoje serce, nie chciał znów zostać zraniony), doktor Jimmy znalazł sposób, by usunąć jego blizny(niemal się popłakał, gdy Jimmy mu to zaproponował, ale po namyśle zdecydował, że chce, aby te blizny pozostały na jego ciele, w końcu były świadectwem jego życia, jego walki, jego dobrego serca, które wolało zranić samo siebie niż pozwolić innym cierpieć), w Instytucie odnalazł prawdziwych przyjaciół i teraz już tylko jedna sprawa go martwiła: że nie znał swoich prawdziwych rodziców. O matce dowiedział się sporo od Maxa, z którym dzielił apartament, ale o jego ojcu nawet Max niewiele wiedział. Z niecierpliwością czekał na dzień ich spotkania z matką, ale ten wciąż nie nadchodził.
Khaotung zauważył, że jego chłopak jest pogrążony w myślach i wykorzystał jego nieuwagę, by musnąć swoimi ustami wargi Firsta.
— Co?
— Nic, ale najpierw prosisz mnie o nagrodę, a potem nagle zaczynasz mnie ignorować. Zdradzasz mnie? — Zapytał, nieświadomie powtarzając zasłyszany przez siebie tekst, który pochodził z serialu, jaki oglądali niedawno. Serial został nakręcony na planecie Ziemia I i nosił tytuł „The Eclipse”. First był w ogromnym szoku, gdy zobaczył swojego sobowtóra występującego w towarzystwie sobowtóra Khaotunga, a jeszcze bardziej zdziwił się słysząc ich nazwiska w tamtej rzeczywistości.
— Oczywiście, że nie. Myślę o tym, że miałem rację: jestem szczęściarzem. Gdybym nim nie był, nie spotkałbym ciebie, nie zakochałbym się w tobie i nie byłbym dziś tak szczęśliwy. Wiesz? Zawsze marzyłem o takich chwilach jak ta, o tym, że będę miał chłopaka, którego będę mógł przytulić zawsze, kiedy będę miał na to ochotę, który będzie mi mówił, że mnie kocha i który nie zostawi mnie tylko dlatego, że jestem chory.
— Nie jesteś chory, jesteś wyjątkowy.
— Jestem. Rozmawiałem z Jimmy'im. Potwierdził to, co już wiedziałem. Nadal choruję na depresję, nadal odczuwam skutki stresu pourazowego i nawet w naszym świecie to zajmie jeszcze jakiś czas, nim wrócę do normy. Zwłaszcza, że przez 19 lat byłem ofiarą przemocy ze strony osób, które porwały mnie i Fourth'a, to szmat czasu, trudno naprawić takie szkody powstające latami w tak krótkim czasie — Głos Firsta drżał lekko, gdy to mówił, słowa z trudem przechodziły mu przez ściśnięte gardło, nie potrafił tak po prostu nazwać samego siebie „ofiarą przemocy“, źle mu się to kojarzyło, te słowa brzmiały nieprzyjemnie, nie chciał ich wymawiać, ale przecież powtórzył tylko to, co mówił doktor Jimmy, a przed nim stał jedynie Khaotung, jego Khaotung, jego chłopak i przyjaciel, jego bratnia dusza, ktoś, kogo kochał najbardziej na świecie i komu ufał. Chyba tylko dlatego zdobył się na to wyznanie.
— Nie martw się, ci ludzie zapłacą za to, co wam zrobili. Obiecuję, że sam osobiście tego dopilnuję. Już nikogo więcej nie skrzywdzą.
— Dziękuję, ale proszę, nie rań ich za bardzo. Zrobili, co zrobili, ja już im wybaczyłem, zostaw to. Wiesz? Ja chcę jedynie o nich zapomnieć, tylko że... Tylko że zabrali mi 19 lat z mojego życia, 19 lat, kiedy nie wiedziałem, kim jestem. Straciłem te wszystkie lata i już ich nie odzyskam. Nigdy nie dowiem się, jak mogłoby się potoczyć moje życie, gdyby nas nie zabrali. A co, jeśli obaj z Fourth'em mogliśmy stać się kimś innym? A co jeśli mieliśmy szansę przynieść dumę naszym prawdziwym rodzicom?
— Już to robicie. First, skarbie, posłuchaj mnie uważnie. Kiedy wasza mama wróci i usłyszy o tym, czego dokonaliście i jak silni byliście, jestem pewien, że będzie z was tak samo dumna jak ja teraz. Będzie się cieszyła, że to wy jesteście jej synami.
— Ale byłem słaby, kiedy byłem u tamtych ludzi.
— Nie, First, byłeś cholernie silny, a to oni sprawiali, że myślałeś, że jesteś słaby, ale to już za tobą, już się skończyło. Teraz jesteś bezpieczny i możesz być sobą. Dobra, ale koniec tego gadania, ja naprawdę muszę się wykąpać, czuję, że wszystko się do mnie lepi. Za długo przebywałem w innym klimacie. Zaraz wracam — Khaotung cmoknął Firsta w policzek, wydostał się z jego objęć i poczłapał powoli do łazienki. Maxa wciąż jeszcze nie było, więc postanowił skorzystać z okazji i zrelaksować się w wannie trochę dłużej. Przyjemne ciepło wody pełnej piany działało na niego uspokajająco i usypiająco. Dodatkowo tuż za drzwiami miał kogoś, kto na nowo nauczył go śmiać się i cieszyć nawet z małych rzeczy takich jak smak kawy, śpiew ptaków, cykanie świerszczy czy łagodny zapach delikatnej wody kolońskiej, jakiej używał First. Mógłby śmiało powiedzieć, że szczęście ma zapach i ma imię.
* * *
Gdy Fourth wyszedł z łazienki, Gemini na jego widok oniemiał. Przez dłuższą chwilę siedział wyprostowany na krześle przed biurkiem, gdzie zajęty był pisaniem swojej części raportu. Wiedział, że P'Zee im nie odpuści, jeśli tego nie napiszą i wolał mieć to nudne zajęcie z głowy. Fourth stał przed nim w samych długich, granatowych spodniach od piżam, jego klatka piersiowa była całkowicie naga i w niektórych miejscach wciąż widać było maleńkie kropelki wody. Fourth według Gemini'iego wyglądał zjawiskowo i nieziemsko. W jego głowie pojawiła się uporczywa myśl, że jeśli nie da mu jakiejś bluzki, nie będzie w stanie skupić się na niczym innym. Półnagi Fourth był zdecydowanie widokiem ponad siły i wytrzymałość biednego Gemini'iego, którego serce biło szybko i głośno, a oddech stał się dziwnie głośny i płytki.
— F-Fourth? M-może byś się u-ubrał? — Zapytał niepasującym do niego głębokim głosem. Zawsze, gdy się denerwował, zaczynał się jąkać, a tym razem jego zdenerwowanie osiągnęło punkt graniczny.
— Czyżbym cię zawstydził? — Zapytał Fourth rozbawiony reakcją chłopaka. Drażnienie go i droczenie się z nim sprawiało mu nad wyraz dużo frajdy. Uwielbiał wkurzoną minę Norawita. Zawsze wtedy miał ochotę podejść i uszczypnąć go w policzek lub ucałować zmarszczone czoło. To było takie zabawne i urocze! Fourth nie mógł się powstrzymać od wkurzania go na żarty.
Gemini, widząc, że nie wygra z Fourth'em, zrobił coś, czego ten zupełnie się nie spodziewał. Zamiast podać Fourth'owi jakąś koszulkę, zdjął swoją czarną, lśniącą, aksamitną koszulę, w której uczestniczył w misji i teraz on również paradował po pokoju jedynie w samych spodniach, czarnych, obcisłych, skórzanych spodniach, które idealnie podkreślały jego wysokie, zgrabne nogi. Fourth przełknął głośno ślinę, zastanawiając się, jak u diabła ma sobie poradzić z utrzymaniem rąk przy sobie, gdy takie gorące ciacho znajdowało się tuż przed jego nosem?
— Odgrywasz się na mnie? — Zapytał głównie po to, by zyskać na czasie.
— Wcale. Gorąco tu, nie uważasz?
Fourth nie był pewien, czy Gemini mówi serio czy tylko sobie z niego drwi, ale Gem nie dał mu szansy długo się nad tym zastanawiać. Porwał z łóżka misia w kształcie wielkiego kolorowego niedźwiadka i uderzył nim Fourth'a w plecy.
— Chcesz się bić?! — Zawołał do niego radośnie i zaczął piszczeć z uciechy, gdy Nattawat złapał poduszkę i zaczął za nim biegać po całym pokoju. Ich krzykom i śmiechom nie było końca. Biegali w kółko tak długo, dopóki Gemini nie otworzył drzwi i nie wybiegł na korytarz, gdzie zderzył się z wracającym właśnie skądś z ponurą miną Maxem.
— Ojć! — Powiedział tylko Gemini i umknął z powrotem do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie. Jego spokój nie trwał długo. Chwilę później dało się słyszeć znajomy głos.
— Nong Gemini, to ja, P'Gun, wpuść mnie do środka — Poprosił stłumiony głos na zewnątrz. Gem posłusznie otworzył i ujrzał uśmiechniętego opiekuna Fourth'a.
— Dobry wieczór, P'Gun.
— Dobry wieczór, Gemini. Nie uważasz, że powinniście już spać?
— Eeee? — Gemini spojrzał na Gun'a bezmyślnie. Gun pokazał mu zegarek na swojej ręce, który wskazywał godzinę 2:28 w nocy.
— Skąd wy chłopcy macie tyle energii?
— Nie mam pojęcia, P'Gun.
— Dobrze, nie szkodzi, możecie się bawić, ale trochę ciszej, bo jeszcze ktoś pomyśli, że was coś zaatakowało. Idźcie już spać. P'Tay spędzi dziś noc u mnie, a ty Fourth możesz zostać tutaj. Pogadam o wszystkim z nong Zee, nie martwcie się. Zauważyłem, że ostatnio częściej śpisz tu niż u siebie, nong Fourth, myślę, że lepiej będzie po prostu jak zamieszkacie razem. Nie wiem, po co Zee wymyślił tą całą checę z zamianą partnerów, nigdy wcześniej tego nie było. No, to dobranoc chłopcy, maszerujcie prosto do łóżek.
— Dobranoc P'Gun — Odrzekli obaj i odprowadzili Gun'a wzrokiem do pokoju, który na co dzień należał do Fourth'a.
Gemini pomyślał o tym, co łączyło Guna i Offa.
Wiedział, że Off lubił Guna właśnie za jego ekstrawagancję i pewien rodzaj ekcentryczności. Gun Atthaphan zawsze wyróżniał się z tłumu i to nie tylko przez swój niski wzrost czy promienny uśmiech dużych, pełnych, pokrytych jasnoróżową pomadką ust. Gun po prostu był wyjątkowy i czarujący. Ludzie go kochali, chcieli wiedzieć jak najwięcej jego występów, często wspierali ich obu poprzez wysyłanie im prezentów. Off był niezwykle dumny z tego, że to właśnie Gun jest jego mężem i czasem chwalił się nim wstawiając zdjęcia na swój profil na Instagramie. Fani żartowali, że na tym etapie Off zrobił ze swojego konta instagramowego fanpage dla Gun'a. Off uwielbiał spędzać czas na czytaniu komentarzy od fanów. Odkrył nawet aplikację o nazwie wattpad, gdzie osobną kategorią książek, które mógł pisać każdy, była kategoria o nazwie fanfiction. Pewnego razu dla żartu wpisał w wyszukiwarce tam frazę „OffGun” i odkrył, że dokopał się do prawdziwej skarbnicy wiedzy na temat swój i swojego męża. Niektóre opowiadania go bawiły, inne denerwowały, a jeszcze inne nie robiły na nim żadnego wrażenia. A gdy trafiał na ciekawszy fragment, robił screnshoty, aby później odczytać to na głos w obecności Gun'a. Dla Gemini'iego i Khaotunga ta dwójka reprezentowała go, czego oni sami pragnęli. Khao chciał poślubić Firsta, a Gemini nie mógł pozbyć się z umysłu marzeń o tym, by pewnego dnia założyć rodzinę właśnie z Fourth'em, nawet jeśli teraz obaj wciąż byli jeszcze bardzo młodzi.
Gemini myślał o tym wszystkim, biorąc szybki prysznic. Użył mnóstwo żelu pod prysznic, żeby jak najpiękniej pachnieć, wyszorował zęby, wysuszył włosy najpierw ręcznikiem, potem suszarką, obejrzał swoją własną twarz w lustrze nad umywalką z każdej strony, upewniając się, że dobrze wygląda i dopiero wtedy wrócił do pokoju.
Gemini ułożył się wygodnie na łóżku na prawym boku, co pozwoliło mu bezkarnie wpatrywać się w pogrążonego w lekturze Fourth'a. Chłopak czytał notatki przekazane mu przez NuNew'a na temat hybryd, mitów, legend miejskich i proroctw, które zwiastowały nadejście Hybrydy znacznie potężniejszej od pozostałych. Jeszcze do niego nie docierało to, że to on, First lub Gemini mogli być właśnie tą zapowiadaną Hybrydą. Jedno słowo tłukło mu się po głowie jakby bez jakiegoś wyraźnego powodu.
Nephilim.
Dziecko anioła i ludzkiej kobiety.
On też słyszał te pogłoski. Wiedział, co mówiono o nim i jego bracie, Firscie. Podobno obaj byli synami anioła.
„Ja? Czy to możliwe? Przecież jeszcze do niedawna i ja i First byliśmy tylko zwyczajnymi, ludzkimi chłopcami, dzieciakami bez przyszłości i z przerażającą przeszłością. Jak to możliwe? Nie, to na pewno jakaś pomyłka. Jestem tylko zwykłym człowiekiem. Zupełnie zwyczajnym”.
Ale potem pomyślał o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 7 miesięcy i nie był już tak pewien swojej zwyczajności.
Tymczasem Gemini dostrzegł ponury grymas na jego twarzy, przysunął się bliżej i zaczął masować jego czoło, próbując sprawić, by go nie marszczył.
— Co robisz? — Zapytał Fourth wyrwany z zamyślenia.
— Nic takiego. Po prostu nie chcę, żebyś był smutny.
— Nie jestem smutny, po prostu się zamyśliłem. Ej, właśnie! Myślisz, że któryś z nas może być tą Hybrydą przez wielkie H?
— Mówisz o posłańcu, który ma stać się przywódcą wszystkich Nocnych Łowców i poprowadzić ich u boku archarniołów do całkowitego zwycięstwa nad złem i szatanem?
— Yhm.
— Nie sądzę. Wydaje mi się raczej, że któryś z nas może być na tyle silny, by pokonać demony na naszym terytorium, tak jak zrobili to Harry Potter i Alexander Lightwood, ale wygrać z szatanem, najważniejszym i najpotężniejszym z upadłych aniołów może tylko archanioł Michał.
Fourth spojrzał Gemini'iemu w oczy i zdobył się na odwagę by powiedzieć o tym, co gnębiło go od dawna.
— Bo widzisz, Gemi... Słyszałem, jak Zee i Max ze sobą rozmawiali... Ja i First... My...
— Śmiało, powiedz mi. Nie bój się, to tylko ja, Gemini. Jestem tu, by cię wysłuchać. Zawsze.
— No więc Zee mówił, że jest możliwe, że First i ja możemy być synami archanioła Michała.
— Nie gadaj! — Na tą wieść Gemini aż usiadł prosto.
— Tak mówił. Ja sam mam spore wątpliwości, jestem przecież zwyczajnym chłopcem, jak mogę być synem najważniejszego z archaniołów?
— Nie jesteś zwyczajny. Jesteś wyjątkowy, nie tylko dla mnie, jesteś w ogóle wyjątkowy. Przyglądałem ci się, rozmawiałem o tym z Nu, obaj wiemy, że to może być prawda.
— I nie powiedziałeś mi?
— Nie wiedziałem, jak to zrobić.
— Ale ja nie potrafię walczyć z demonami.
— Zabiłeś dzisiaj jednego. Potrafisz. Musisz tylko uwierzyć w siebie. Jeśli chcesz, spróbuję wypytać o to Zee, gdy tylko wróci. Może dowiemy się czegoś więcej? A na razie chyba pora iść spać, nie sądzisz? Chodź, przytul mnie mocno, żebyś nie miał koszmarów. Jutro o wszystkim na spokojnie pomyślimy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top