*24*

Pojawiły się plotki, chociaż w towarzystwie braci nikt z Rycerzy Światła nie odważył się powiedzieć niczego głośno. Coraz częściej towarzyszyły im podniecone szepty, ludzie wskazywali sobie ich palcami, co Phuwina doprowadzało do białej gorączki. Dunk próbował go uspokajać, tłumaczyć, że to nic takiego, ale wszyscy wiedzieli, że dopóki sami czegoś nie osiągną, plotki nie znikną.

I nie chodziło tu o ich orientację seksualną, to nie miało aż takiego znaczenia w ich świecie, przecież to było zupełnie naturalne. Chodziło o coś więcej, coś, na co też nie mieli większego wpływu. First czuł się dość niepewnie pod ostrzałem spojrzeń, nawet jeśli były to raczej ciekawskie niż wrogie spojrzenia, a i w szeptach tych istot magicznych, hybryd i pozostałych nie było żadnej wrogości. Wszyscy zdawali się być zaintrygowani tym, co się działo. Nowi uczniowie powoli poznawali kolejnych Rycerzy Światła, czarowników, elfy, skrzaty domowe, wróżki. Pewnego dnia z wizytą w ich jednostce pojawił się nawet jeden z centaurów. Nie była to długa wizyta i żaden ze studentów nie zamienił z nim ani słowa, ale teraz nawet ci najbardziej niedowierzający z nich mogli się przekonać na własne oczy o istnieniu tak różnych gatunków. Nie wszystkie istoty magiczne żyły w pokoju z członkami Instytutu, bywały takie gangi wampirów lub wilkołaków, które wybrały drogę cienia i ciemności i nie można było już im pomóc. Tego też uczyli się na zajęciach: jak rozpoznać istoty magiczne, które są po stronie dobra od tych, które pozostawały pod panowaniem władz ciemności. Przerobili już temat siedmiu książąt piekieł, który Firstowi wydawał się najbardziej ekscytujący.

Jednak wszystkich najbardziej interesowały dwie kwestie: czy Gemini, Fourth lub First mogą być zapowiedzianymi przed wiekami Hybrydami oraz jakie relacje łączą nowych studentów. A plotki w ich jednostce rozchodziły się lotem błyskawicy.

Gemini, gdy Phuwin w końcu mu o wszystkim opowiedział, podzielił się z nim podsłuchaną rozmową Natasita z Iris.

– Więc widzisz, jak jest. Nat chyba nie bardzo chce, żebym tu był. Właściwie to nie wiem, dlaczego i co takiego mu zrobiłem, ale jeśli ktoś tu knuje przeciwko nam, to chyba tylko on.

– Myślisz, że posunąłby się aż do wpuszczenia demona do naszego Instytutu? – Zapytał Phuwin, przeglądając obraz z wielu kamer umieszczonych na terenie nie tylko całego budynku, ale też na zewnątrz, głównie w ogrodach. Chciał znaleźć coś podejrzanego, coś różniącego się od wszystkiego wokół. Na próżno się wysilał. Gdziekolwiek nie spojrzał, wszędzie widział to, co zawsze: przechadzających się tu i tam Rycerzy Światła, Zee idącego do swojego gabinetu w towarzystwie Maxa, który o czymś mu opowiadał, żywo gestykulując, siebie samego oraz swoich kolegów i braci podczas treningów i przerw... Nic bardziej dziwacznego od kicającej jak zając niebieskiej wiewiórki o bladoróżowym ogonie.

– Nie mam pojęcia. Może nawet sam został opętany?

– Elf opętany? To w ogóle jest możliwe? – Zainteresował się Fourth. Rozłożył ręce szeroko prostując zmęczone, obolałe od pochylania się w niewygodnej sylwetce plecy. Od trzech godzin szukali czegokolwiek, co mogłoby im pomóc w walce z tym czymś, co zdawało się być nieuchwytne. Całą piętnastką zebrali się w Pokoju Monitoringu. New na wszelki wypadek spisał listę obecności, którą następne zaszyfrował i ukrył za pomocą steli i narysowanej nią runy nad kawałkiem papieru. Imiona i nazwiska wraz z pseudonimami zamieniły się w nazwy seriali, w których występowali ich bliźniacy w równoległej rzeczywistości na planecie Ziemia I i w ten sposób tylko ich piętnastka mogła odczytać ten szyfr.

New spojrzał na listę w swojej dłoni.

1. Not Me
2. Cutie Pie
3. Until We Meet Again
4. Moonlight Chicken
5. A Tale Of A Thousand Stars
6. Star In My Mind
7. Love Stage!!
8. My Engineer
9. My School President
10. Hidden Agenda
11. A Boss And A Babe
12. Never Let Me Go
13. Fish Upon The Sky
14. The Eclipse
15. Only Friends

Komuś z ich świata i ich rzeczywistości te słowa połączone razem niewiele mówiły, a gdyby przypadkowo lista wpadła w ręce Niemagicznych, nie zrozumieliby absolutnie nic, lecz dla nich miały ogromne znaczenie. New w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy pokazał im urywki tych seriali, w których zagrały ich bliźniacze wersje w równoległych wszechświatach. Wytłumaczył im też, że istnieją również takie krainy, w których to postacie z tych filmów są prawdziwe, a oni są tylko wymyślonymi bohaterami jakichś książek lub seriali. Trudno było im to wszystko pojąć i nawet nie próbowali.

Ale teraz mieli przed sobą realne zagrożenie. Ktoś wyraźnie nawoływał do powstania przeciwko Zee, a każdy z nich wiedział, że to doprowadziłoby do rozłamu w Instytucie, do jego podziału i osłabienia.

– Poczekaj! – Mix kliknął palcem w ekran, któremu przyglądał się razem z Cooperem.

– Co jest?

– Możesz cofnąć o dziesięć sekund?

– Jasne, już cofam nagranie – Cooper zastosował się do prośby i chwilę później wszyscy ujrzeli to samo. Jasna, chociaż niemal niewidoczna chmura przemknęła u dołu ekranu niemal przy samej podłodze przed drzwiami pokoju należącego do profesora Jakapana.

– Myślisz o tym samym co ja? – Cooper spojrzał na Mixa znacząco, a gdy ten skinął głową, zawołał pozostałych. – Chłopaki! Chyba coś mamy! Chodźcie tu!

Wszyscy natychmiast porzucili swoje zajęcia i przeszli na środek sali. Pomieszczenie było doskonale chronione zaklęciami. Nie posiadało żadnych okien, za to mnóstwo sztucznego oświetlenia, ekranów i sprzętów elektronicznych o nieznanym nawet im zastosowaniu.

Dunk, First, Khaotung i Book we wszystkich dostępnych księgach szukali pasujących opisów demonów i gdy coś znaleźli, jeden z nich podchodził do białej plastikowej tablicy magnetycznej i zapisywał na niej to, czego się dowiedzieli. W ten sposób zapełnili już ponad połowę dostępnego miejsca, a wciąż jeszcze nie mogli dojść do porozumienia między sobą, co mogło być przyczyną dziwnych zdarzeń w Instytucie.

Fourth wstał z podłogi, na której siedział, usiłując złamać zabezpieczenia w laptopie podkradzionym przez New z pokoju Natasita, a Gemini walczył z laptopem Zee, chociaż nikomu nie zdradził, jak wszedł w jego posiadanie, wyciągnął rękę w stronę Gem'a i pomógł jemu również wstać.

– Nawet nie mrugnąłeś, gdy ci zaoferował swoją rękę – Szepnął mu wprost do ucha Dunk, drocząc się z młodszym braciszkiem, który na te słowa zarumienił się lekko i by ukryć swoje zmieszanie, zasłonił twarz zabraną naprędce z blatu wielkiego, podświetlanego, szklanego stołu starą gazetą, której data wskazywała na pochodzenie z 1948 roku, a język, jakim została napisana, na pochodzenie z krajów anglojęzycznych.

– Zamknij się – Gemini trzepnął Dunka gazetą w głowę. – Nie czas teraz na żarty.

– Ale przecież odrobina uśmiechu nigdy nie zaszkodzi – Zaprotestował Dunk.

Gemini tylko przewrócił oczami i podszedł za Fourth'em w stronę ekranu pokazywanego przez Mixa i Coopera.

– Widzicie tą białą chmurę? To może być albo jakieś zakłócenie, albo, co bardziej możliwe, jakaś manifestacja istoty, której tu nie powinno być. Już chyba wiem, co powinniśmy zrobić – Powiedział im Mixxiw i zaczął wyjaśniać plan, który pojawił się w jego głowie. Słuchali go uważnie, co jakiś czas tylko zadając pytania. Gemini notował co ważniejsze podpunkty w zeszycie. Mix wskazał im słabą stronę stwora i sposób na złapanie go w pułapkę.

– No, teraz Zee powinien nam wreszcie uwierzyć, że to nie my zabieramy starodruki z archiwum – Odetchnął z wyraźną ulgą Book, który dostał swoje przezwisko zupełnie nie bez powodu. Również i tutaj odpowiadał za kolekcję najstarszych i najcenniejszych książek, pism, a nawet za niektóre eksponaty muzealne, które umieszczono pod dodatkową ochroną w podziemiach Instytutu.

– Nie zapomnij, że to dziedzictwo Flynna Carsona, słynnego już Bibliotekarza – Kaownah mrugnął do niego okiem. – Byłby zrozpaczony, gdyby się dowiedział, że część tego, co odkrył i nam przekazał, nagle w tajemniczych okolicznościach zaginęła.

– Musimy to odzyskać.

– Właśnie, to mi coś przypomniało. Rozmawiałem o tym z Zee, ale wtedy nie mogliśmy nic więcej zrobić, więc wysłaliśmy tylko nasz gang wilkołaków na zwiady, ale teraz znaleźliśmy nowy trop. Khaotung, pamiętasz tą eksplorację opuszczonego, ponurego pałacyku, w którym rzekomo zaginęło troje dzieci z domu dziecka?

– Tak, pamiętam, ale Zee chyba nie przydzielił tej sprawie priorytetu?

– Bo nie mógł, mieliśmy wtedy inne problemy, Niemagiczni zaczęli siebie wzajemnie mordować bez powodu, musieliśmy odkryć, co do tego doprowadziło i to unieszkodliwić. Dlatego szkolenia hybryd i nowych kandydatów na Rycerzy Światła odbywały się wtedy tak chaotycznie i bez planu. Mieliśmy wtedy dostępnego tylko pana Build'a.

– Dobra, NuNew, do rzeczy! Jak będziesz tak odbiegał od tematu, to nigdy nie skończysz – Ofuknął go wyraźnie poirytowany Gun.

– Już mówię. Chodzi o to, że już wiemy, co się stało z tamtymi dziećmi. Zostały przeniesione portalem stworzonym w sąsiednim domu. Jak tylko skończymy naszą sprawę, czeka nas jeszcze kolejne zadanie, polegające na sprowadzeniu tych dzieci bezpiecznie do Instytutu.

– Ale przecież to Niemagiczni! Czy magia otaczająca Instytut ich nie zabije? – Poddał w wątpliwość jego projekt Cooper.

– Tego nie wiemy, od lat nie było tu nikogo Niemagicznego poza członkami rodzin Rycerzy Światła, hybryd oraz Magicznych.

– Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że te dzieciaki po takim czasie mogły zostać całkowicie zamienione w demony? – Zapytał znów Gun, który znał mnóstwo podobnych historii o niezbyt szczęśliwych zakończeniach. Z tego, co pamiętał, najczęściej trzeba było zabić takiego człowieka, który zbyt długo pozostawał poza swoim doczesnym miejscem przeznaczenia i często widział i przeżył zbyt dużo. Za pierwszym razem wywołało to w nim odrazę, pamiętał, że gdy był świadkiem takiego koniecznego poniekąd morderstwa, zwymiotował w krzaki, ale później do tego przywykł i przestało to robić na nim wrażenie. Martwił się jednak o dwójkę najmłodszych studentów. Gemini i Fourth tylko słuchając o tych okropieństwach, pobledli i wyglądali, jakby mieli zaraz zemdleć.

– Wiem, dlatego pójdą tam tylko najbardziej wykwalifikowani z nas.

– Znowu chcesz zrzucić na mnie czarną robotę – Gun nie był zadowolony, ale nie mógł też pozwolić, by wysłano do tego zadania dzieciaki, a za takich uważał Fourth'a i Gemini'iego.

– Nie, nie pójdziesz z nami. Ja pójdę z Joongi'iem i First'em. Off i Jimmy zbadali już wszystkich, poddali dokładnej analizie ich krew i najsilniejszą mocą dysponuje obecnie First, za to najwięcej doświadczenia i umiejętności w razie konieczności stoczenia walki posiada Joong.

Joong i First wyszli przed szereg, gdy ich wywołał.

– First?! Zwariowałeś? Może i jest jednym z niewielu tak potężnych czarowników naszych czasów, ale to nie zmienia faktu, że wciąż nie zaliczył szkolenia z użycia zaklęć obronnych! Bez tego nie może nigdzie pójść — Zaprotestował gwałtownie Dunk.

– Niech idzie Fourth – Zaproponował Fluke, wypychając lekko wyższego od siebie kolegę na przód.

– Co? Czemu on?

– A dlaczego nie? Jest zdolny, opanował posługiwanie się bronią, jest młody, szybki i zwinny. Poradzi sobie.

– Nie, Fourth nie może tam iść – Wtrącił się Gemini. Przed oczami pojawiła mu się straszna wizja, na której ziszczenie się nie mógł pozwolić. Nie chciał widzieć krwi swojego ukochanego użytej do namalowania odwróconego pentagramu na ścianie, nie chciał, by jego Nieznajomy stał się ofiarą złożoną dla szatana. To, co zobaczył, było wystarczająco przerażające, by sprawić, że nieświadomie złapał Fourth'a za rękę i przyciągnął w swoim kierunku.

Ich rozmowę przerwało pojawienie się Max'a w towarzystwie młodej kobiety.

– Przyprowadziłem wam kogoś, kto może wam pomóc. Porozmawiajcie z nią.

– Nie zamierzasz zostać i nam pomóc? – Zainteresował się Gun.

– Nie mogę. Zee wyjechał w pilnej sprawie do Nowego Jorku, gdzie ma się spotkać a Alexandrem Lightwoodem. Zresztą, wasze zadanie jest łatwe: musicie tylko porozmawiać z Lucy i ustalić, czy jej opowieść może nam jakoś pomóc. Spiszcie raport i zostawcie go w moim gabinecie, przejrzę go rano. Teraz mam ważniejsze rzeczy do roboty. – Wyjaśnił im krótko Max, po czym pospiesznie opuścił pomieszczenie.

Cooper podszedł do kobiety. Od razu widać było, że jest przerażona. Cooper podprowadził ją do jednego z czarnych, wygodnych, skórzanych foteli i podał jej pudełko chusteczek. Wzięła dwie i zaczęła mówić. Zwróciła się wprost do Gemini'iego, jakby nie dostrzegała obecności pozostałych.

– Wiem, że nie chcesz narażać życia twoich przyjaciół, Gemi, ale ja nie mam wyboru, muszę cię o to prosić. Tylko wy możecie to powstrzymać. Ja wciąż słyszę krzyki i jęki ich ofiar – Z oczu młodej kobiety popłynęły łzy. – Gemi, przepraszam, ale ja nie jestem w stanie im tego wybaczyć...

Przerwała na chwilę swoją opowieść by osuszyć mokre policzki.

– ... ani zapomnieć – Dodała cichym, pełnym żalu szeptem.

Rycerze Światła oraz studenci wymienili między sobą ciche uwagi.

– Kim jesteś i z czym do nas przybywasz? – Zapytał Gemini. Zupełnie naturalnie stał się ich przywódcą, stanął na ich czele i gotów był wysłuchać tego, co miała do powiedzenia dziewczyna o szarych, smutnych oczach, jasnobrązowych włosach zaczesanych w kitkę na czubku głowy, ubrana w różową koszulkę w niebieskie motylki.

– Nazywam się Lucy Zalewska, pochodzę z Polski, lecz obecnie mieszkam w Bangkoku, jestem hybrydą tak samo jak część z was. NuNew mnie zna.

Spojrzeli na NuNew'a, a ten skinął głową. Lucy kontynuowała.

– Kilka dni temu doszło do napaści na jeden z barów. Wiem, że pracował w nim jeden z naszych, Nanon. Był moim przyjacielem. Często pozwalał mi wieczorami śpiewać na malutkiej scenie w tym barze. A przy okazji przekazywał mi informacje na temat Instytutu. Ostatnio zaczął się bać. Mówił, że go śledzono, że włamano się do jego domu i splądrowano go, zniszczono wiele mebli i bezcennych przedmiotów. Chciał uciec, ale nie zdążył. Prosił mnie, żebym coś wam przekazała, jeśli coś mu się stanie. Dlatego do was przyszłam.

– Dobrze, Lucy, w takim razie powiedz nam, co wiesz?

– Nanon odkrył, że jeden z siedmiu książąt piekieł wysłał swoje oddziały pomiędzy Niemagicznych, żeby siały spustoszenie, namawiały do grzechu, kusiły. Jego oddziały doprowadzały do tego, że ludzie zaczęli nienawidzić swoich bliskich. Nagle zupełnie zdrowi psychicznie młodzi mężczyźni zaczęli napadać na kobiety i dzieci, gwałcili je, a potem, po wielogodzinnych torturach zabijali je. Pozwolili Nanonowi być świadkiem jednej z takich bestialskich egzekucji, zanim i jego zamordowali. Nanon wezwał mnie wtedy do siebie za pomocą więzi parabatai, mimo że nie był jeszcze wykwalifikowanym Rycerzem Światła. Gdy dowiedział się, że się zbliżają, kazał mi się ukryć. Użył steli, by aktywować runę i zamaskować moją obecność. Widziałam to wszystko. Widziałam, co mu zrobili. I chociaż tyle się mówi w naszym świecie o umiejętności wybaczania, ja im tego nie wybaczę. Nigdy im nie wybaczę tego okrucieństwa.

Gemini nie miał serca prosić ją o opowiadanie o tym, czego dokładnie była świadkiem. Nie chciał, by znów musiała to przeżywać. Kobieta zapłakała jeszcze głośniej.

– Przyszłam do was, żeby prosić o wymazanie mojej pamięci. Wiem, że możecie to dla mnie zrobić. Wykonałam już swoje zadanie. A, i jeszcze jedno Nanon prosił też, żebym oddała wam ten zeszyt – Lucy wręczyła Gemini'iemu zwyczajny, niepozorny notatnik w szarej, tekturowej oprawie, który wyjęła z niewielkiego, czarnego plecaczka. Gemini zajrzał do środka, ale zobaczył tylko jakieś szlaczki i rzędy liter, które wyglądały tak, jakby przedszkolak uczył się pisać. Niewiele mu to mówiło. – Musisz narysować runę przyjaźni, Nanon zabezpieczył to na wypadek, gdyby dostało się w niepowołane ręce. W ten sposób tylko jeden z Rycerzy Światła może go odczytać.

– Dziękujemy – Odrzekł NuNew. Odebrał zeszyt od Gemini'iego, narysował runę za pomocą steli na okładce. Notatnik zajaśniał bladoniebieską poświatą, a bezsensowne wzorki i rzędy liter ułożyły się posłusznie w tekst napisany po tajsku. New położył go na podświetlanym blacie, który natychmiast przerzucił obraz na wielką białą tablicę, umożliwiając wszystkim odczytanie zapisanych tam słów.

Już wiem, kim oni są. Te dwie sprawy są ze sobą powiązane. Odkryłem, że ten pierwszy demon grasujący po terenie naszego oddziału to przedrzeźniacz. W zwykłej postaci nie jest groźny i należy raczej do niezbyt inteligentnych istot, lecz akurat ten egzemplarz został „ulepszony" krwią niewinnego, prawdopodobnie noworodka zabranego Niemagicznym i zabitego. Wszędzie, gdzie się pojawiał, widziałem ten sam ślad: odwrócony pentagram i liczbę 666. Jest w stanie przybrać dowolną postać, ale musi jej wcześniej dotknąć. Nie trzeba go zabijać, ale należy go zamknąć w magicznej klatce otoczonej srebrnym łańcuchem. Z tym nie powinniście mieć problemu. Najczęściej na swoje ofiary wybiera tych, którzy są słabsi psychicznie. Poprzednio, zanim uciekłem z Instytutu, by zmylić tropy tych, którzy na mnie polują, przedrzeźniacz opanował ciało pana Putthy, obawiam się, że może to robić częściej, dlatego musicie być ostrożni, gdy z nim rozmawiacie.

Obawiam się jednak, że skoro to czytacie, nie jestem w stanie powiedzieć Wam tego osobiście.

Jest jeszcze druga kwestia, znacznie groźniejsza. To zadanie nie będzie należało do łatwych. Lucyfer się wściekł. Grozi zniszczeniem Instytutu i obawiam się, że może faktycznie spróbować to zrobić. Zacząłem pisać ten dziennik, ponieważ dzisiaj ktoś przeszukał mój dom, niszcząc wiele rzeczy. Wiem, czego szukali. Myślą, że wiem, gdzie ukrywa się Mike, chcą go dopaść. Nie wiedzą na szczęście, że Mike to obecnie Perth Nakhun, który mieszka spokojnie wśród Niemagicznych i udaje aktora. Jest ich trzech, przejęli ciała mężczyzn w średnim wieku, tak mniej więcej każdy około 40 lat. Mają Znak, wypalony odwrócony krzyż umieszczony nad ludzką czaszką na lewych przedramionach, ale poznacie ich też po charakterystycznym smrodzie palonych ludzkich zwłok.

Gdy tylko przeczytacie moje notatki, spalcie je lub ukryjcie w bezpiecznym miejscu.

Na koniec chcę wam podziękować na wypadek, gdybym nie miał okazji zrobić tego osobiście.

Pewnie myślicie, że nie podobało mi się w Instytucie, ale to nieprawda. Uwielbiałem nasze treningi i szkolenia. Wiele się nauczyłem i chciałem u waszego boku walczyć z siłami ciemności i złem. Przykro mi, że nie będę miał takiej okazji, ale najwidoczniej jest mi pisany inny los. Pogodziłem się już z tym. Nie żałujcie mnie, jestem pewien, że jeszcze się spotkamy. Zaopiekujcie się Ohm'em, proszę. To był mój przyjaciel i wiem, że będzie za mną tęsknił.

Spodziewam się cierpienia. Widziałem, co tacy jak oni potrafią zrobić. Są niebezpieczni w cholerę nie tylko dla nieświadomych Niemagicznych, ale nawet dla nas, w tym również dla Rycerzy Światła z długim stażem. Tylko nie wysyłajcie Gun'a ani nikogo z krwią wampira, bo mogą ją wyczuć, a wtedy Wasz plan legnie w gruzach.

Do zobaczenia.

Wasz Nanon".

Gemini zastanawiał się tylko przez chwilę nad tym, co właśnie przeczytali, a potem do głowy zaświtał mu pewien pomysł. Zebrał pozostałych wokół siebie i zaczął im wyjaśniać swój plan. Teraz, kiedy wiedzieli już, z czym mają do czynienia, wiedzieli też, jak to pokonać. W obu przypadkach należało zwabić demony w pułapkę. Gemini wyjaśnił im swój plan, zapisując ważniejsze punkty na tablicy i wyznaczając zadania. Podzielił ich na dwie grupy. Fourth przyglądał się z uznaniem temu, jak Norawit rzeczowym tonem wyjaśnia każdy krok, jaki musieli wykonać.

– Nie mamy czasu do stracenia. Zee tu nie ma, a bez niego Instytut i tak jest osłabiony – Przyznał z lekką niechęcią NuNew.

– Tak, to musi być dzisiaj. Jak najszybciej. Mix, twoje zadanie będzie polegało na odwróceniu uwagi Max'a. Musisz go czymś zająć. Jestem pewien, że coś wymyślisz.

– Jasne, nie ma problemu, zrobi się.

– Book, ty musisz porozmawiać z Nat'em. Gdyby zaczął się dziwnie zachowywać, powiadom nas. Kto wie, czy przedrzeźniaczy nie ma więcej i czy Nat nie jest też opętany przez coś innego.

– Tak jest, młody paniczu – Book wyprostował się na baczność i zasalutował.

– A my... My się z nimi zmierzymy.   

Teraz należało tylko wprowadzić oba plany w życie i pokonać to, co czyhało na nich w mroku. Późny, deszczowy wieczór był idealną porą na wykonanie zadania.

*   *   *

Kiedy spacerowali pod parasolami rozmawiając spokojnie, dało się dostrzec subtelne różnice. Joong i Dunk szli nieco z dala od reszty grupy, niosąc dwa osobne, zrobione z przezroczystego tworzywa duże parasole, idąc w pewnej odległości od siebie(Dunk wciąż był zły na Joong'a za to, że nie pojawił się na treningu tak, jak się przecież jeszcze rankiem umawiali). Gemini i Fourth podążali niemal przyklejeni do siebie pod jedną, nieco mniejszą, tęczową parasolką i za każdym razem, gdy Gem trochę się oddalał, Fourth kierował trzymany parasol w jego stronę tak, aby to jego ochronić przed deszczem, mimo że to oznaczało, iż on sam będzie cały mokry. Phuwin i Pond przez chwilę walczyli o to, kto powinien trzymać rączkę ich fioletowo-żółtego parasola, by ostatecznie zgodzić się, że obaj będą ją trzymać. Za to First ubrał rażąco pomarańczowy długi płaszcz przeciwdeszczowy i niósł duży, czerwony parasol nad Khaotung'iem, który nie przestawał robić im zdjęć.

Wydawało się, że to zupełnie zwyczajny, spokojny wieczór, ale to były tylko pozory, a oni, chociaż naprawdę byli zakochanymi parami, to jednak tym razem odgrywali scenkę, by zmylić pewnego intruza, który dostał się w okolice ich Instytutu. Informacje na jego temat przekazał im Nanon, twierdząc, że byt ten jest o tyle niebezpieczny, że może zmieniać swój wygląd, podobnie jak Fourth, ale żeby mógł to zrobić, musi dotknąć ciała osoby, w którą chce się zamienić, czego Fourth robić nie musiał. Istota, która za nimi podążała, nie należała do inteligentnych i według Joong'a to było nudne, łatwe zadanie dla nowicjuszy, mimo to posłusznie zgodził się wziąć w tym udział jako najbardziej doświadczony z nich wszystkich.
Gem dostrzegł ruch w ciemności pomiędzy drzewami w parku, który właśnie zostawiali za sobą, odwrócił się lekko, udając, że chce pocałować Fourth'a w szyję, po czym głośnym szeptem poinformował idących z tyłu w bardzo bliskiej odległości Ponda i Phuwina.

— Jest między drzewami, wygląda jak NuNew, ale P'New jest teraz w Instytucie. Udawajcie, że go nie widzieliście. Rozdzielimy się i każda para podejdzie go z innej strony, ja i Fourth zostaniemy tutaj i poczekamy, aż się zbliży.

— Dobra, robi się — Zgodził się w imieniu wszystkich Pond, kiwnął głową na Phuwina, splótł palce ich dłoni i obaj odwrócili się, by odejść w kierunku, z którego przyszli. To zastanawiające, że ci bardziej od nich doświadczeni Rycerze Światła z taką łatwością i zgodnością wykonywali polecenia najmniej doświadczonego z nich chłopaka, a jednak Gemini miał w sobie coś z przywódcy, jakieś cechy szczególne tylko dla tych najlepszych liderów, chociaż wcale się o to nie prosił. Jedyne, o czym od dawna marzył, to znaleźć swojego chłopca i dostać powołanie do zakonu Rycerzy Światła. Oba marzenia spełniły się w stopniu, jakiego się nie spodziewał.

Dunk i Joong skręcili w prawo, udając, że kierują się w stronę pobliskiej budki z Bubble Tea, gdzie dla niepoznaki zakupili dwa kubki swoich ulubionych napoi. Khaotung nadal wszystko fotografował i niby przypadkowo zbliżył się do chłopaków na tyle blisko, by pokazać im wyświetlacz aparatu. Gem i Fourth wyraźnie zobaczyli między drzewami postać przypominającą NuNew'a. Przenieśli wzrok z ekranu na otaczającą ich przestrzeń i po chwili zlokalizowali intruza.

— Idziemy — Powiedział cicho Gem, wskazując dłonią w stronę, gdzie oddalili się Joong i Dunk. Najwyraźniej byt obrał sobie za cel właśnie tą dwójkę. Nie mieli czasu do stracenia. Podeszli tak cicho, jak to tylko możliwe, ciesząc się, że deszcz skutecznie tłumił większość cichych dźwięków takich jak odgłosy kroków. Uwięzienie tego stwora nie należało jednak do łatwych. Gdy Fourth i First podeszli bliżej i First miał stworzyć dla niego magiczną klatkę, potwór zaniósł się obłąkańczym śmiechem powodującym ciarki na plecach i wytrącił Fourth'owi stelę z ręki, popychając go na First'a w taki sposób, że starszy musiał go poddtrzymać, by nie upadł i nie uderzył głową o twardy beton chodnika. To na szczęście odwróciło uwagę stwora od Joong'a i Dunka, którzy zarzucili na niego wyjętą z plecaka sieć wykonaną ze splotu złota z odrobiną aluminium, dając Firstowi czas na pozbieranie się. Kanaphan wykonał kilka tanecznych ruchów dłońmi tak, jak uczył go tego przez wideorozmowy Lewis Hamilton i ku jego nieopisanej uldze ten dziwny byt został otoczony przez metalową, błyszczącą jasną poświatą dużą klatkę, która wyglądała niczym absurdalnie powiększona klatka dla chomika. Fourth na kłódce narysował stelą runę zabezpieczającą nie wiedząc, że zupełnie niedługo przyjdzie mu użyć jej w znacznie ważniejszym celu. Tymczasem udało im się unieszkodliwić to „coś" i przetransportować do Instytutu, gdzie doktor Jimmy, Gun oraz Off mieli przejąć kontrolę i dowiedzieć się, czym dokładnie był ów dziwaczny stwór. Pewni było tylko jednego: to nie było coś ze świata Niemagicznych. Musieli sprawdzić, na ile rację miał Nanon, nazywając tego potwora przedrzeźniaczem.

Off Jumpol, jeden z ważniejszych naukowców zatrudnionych w Instytucie, zajmujący się głównie prowadzeniem eksperymentów w zakresie biologii, chemii, astrofizyki i fizyki, podejrzewał, że ten stwór został stworzony przez jakiegoś mało doświadczonego idiotę, który pewnie chciał go użyć, aby zastraszyć członków Instytutu, ale ponieważ nie miał wielkiego pojęcia o tym, jak tworzy się podobne byty, coś zrobił źle i jego potwór nie był w stanie wykonać powierzonego mu zadania. Offowi wydawało się to bardzo zabawne.

*   *   *

Ledwie jedno zadanie zostało wykonane, a oni wyruszyli na kolejną misję. Udali się całą grupą do miejsca, gdzie znaleziono ciało Nanon'a.
W ciszy, która tam zaległa, coraz głośniej dało się słyszeć nowe dźwięki, początkowo bardzo ciche, jakby dobiegające z oddali, stopniowo stawały się coraz głośniejsze. First zadrżał, gdy lodowaty powiew wiatru smagnął go po twarzy. Wszyscy ubrani byli na czarno, mieli na sobie już nie mundurki uczniów, lecz szaty pełnoprawnych Rycerzy Światła, czarne, których kolor błyskawicznie zmieniał się, gdy tego potrzebowali. A teraz potrzebowali właśnie czerni, która mogła ich doskonale zamaskować wśród cieni drzew na pobliskim, upiornym placu zabaw, na którym już nikt się nie bawił. Plac zabaw znajdował się na tej samej ulicy co bar, w którym pracował Nanon i w pobliżu miejsca, gdzie znaleziono jego zwłoki. Nie mogło być mowy o pomyłce. Lucy doskonale im to opisała. Gemini, który odkrył swoją kolejną umiejętność dzięki młodej kobiecie, nie potrafił wymazać z pamięci okrutnych wizji wspomnień o torturach i śmierci ich przyjaciela. Zdawało mu się, że echo wciąż krzyczy głosem Korapata. Gdy ukrył się w cieniu drzew pod jednym z wyższych, choć bardzo zaniedbanych bloków mieszkalnych, na ziemi wciąż dało się dostrzec plamy mocno zatartej krwi.

Nie wydając najcichszego nawet odgłosu Gemini gestem dłoni nakazał im rozdzielenie się i zajęcie pozycji. Pierwsza misja była łatwa i się powiodła bez większych komplikacji, lecz ta była znacznie trudniejsza, wymagała od nich sprawności, zwinności, sprytu i myślenia taktycznego. Plan ułożył Khaotung i dopiero teraz okazało się, jak bardzo przydały mu się lata pracy w Formule 1, gdzie uczył się planowania i strategii od najlepszych, mimo że Ferrari rzadko wygrywało, czasem potrafili popisać się takim zagraniem taktycznym, na które nikt inny by nie wpadł.

Szum nasilił się. Było słychać wiatr, ale kiedy spojrzeli na gałęzie drzew, te nie poruszały się w ogóle. Umieszczona na maszcie flaga Tajlandii łopotała głośno i złowróżbnie. Usłyszeli jeszcze coś, coś, co zmroziło im krew w żyłach. Dziecięce huśtawki przed nimi zaczęły się poruszać. Metal skrzypiał. Słyszeli też szczęk łańcuchów.
Lecz, co było dla niego zaskakujące, Gemini nie bał się. Spodziewał się, że paniczny strach będzie go powstrzymywał, ale zamiast strachu pojawiła się pewność, że podejmują właściwą decyzję. Otuchy dodawała mu obecność jego przyjaciół. Kolejnym plusem było to, że ludzie, którzy znajdowali się wciąż pod wpływem demonów, mieli tak bardzo zniszczone dusze, że gdy NuNew zobaczył ich kolor i stan, aż wzdrygnął się z obrzydzenia. Każda z trzech dusz była niemal czarna, w wielu miejscach podziurawiona niczym stary, zużyty materiał na prześcieradło, brakowało im blasku, były osmolone i brudne. Patrząc na swoich przeciwników NuNew nie czuł złości, nie chciał się mścić. Wręcz przeciwnie, czuł jedynie odrazę. Na znak od Gemini'iego wyszedł spokojnie z cienia, jakby od niechcenia wpatrując się w ekran telefonu. Miał być przynętą. Pozostali czekali ukryci w cieniu, obstawiając całą okolicę tak dokładnie, że gdyby ci ludzie nawet spróbowali uciec, nie mieliby dokąd. Phuwina martwiło tylko jedno: że demony mogą ich wyczuć i ewakuować się, zanim oni zdążą ich uwięzić lub unicestwić, porzucając niepotrzebne im już ciała ludzi, których opętali. Ale nie miał czasu, żeby powiedzieć o tym pozostałym. NuNew był już widoczny w słabym świetle lamp ulicznych. A tamci go zauważyli i oderwali się od ciała młodego chłopca, który leżał na zrudziałej, suchej trawie przed nimi. Nawet z tej odległości Phuwin wiedział, że chłopiec, który mógł mieć najwyżej 10 lat, nie oddychał. Na szyi miał świeże rany, które wyglądały, jakby podrapał go gigantyczny kot, cera była blada, przez skórę prześwitywały błękitne nitki żył. Ubrany był w drogie spodnie prawdopodobnie jednej z najdroższych marek odzieżowych dostępnych w Tajlandii. Wiedzieli, kim był. To James Arthit Songsam, syn miejscowego polityka i handlarza bronią.

NuNew udawał, że ich nie widzi, pochłonięty pisaniem wiadomości na Instagramowym koncie Fourth'a, ale w rzeczywistości był ostrożny i uważny, słuchał każdego, nawet najmniejszego szmeru i zdawał sobie sprawę z tego, co zaraz nastąpi.

Zaatakują go.

Na pewno już wyczuli jego aurę, dla nich była jak woń przegranej. Najniższy z nich wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu, ukazując brak dwójki po prawej stronie.

— A kogóż my tu mamy? — Zachrypiał nieprzyjemnie. Jego głos brzmiał jak zgrzyt zardzewiałego żelaza.

Nie okazuj strachu, to tylko zwykli ludzie" — Nakazał sam sobie w myślach NuNew, odrywając wzrok od ekranu i spoglądając na swoich przeciwników. Jego przyjaciele tymczasem z powodzeniem niezauważeni pochodzili coraz bliżej i bliżej, każda sekunda nieuwagi ze strony tych przerażających i odpychających istot zwiększała ich szanse powodzenia. Fourth był najbliżej.

— Słucham? O co chodzi? — Zapytał pozornie niedbałym tonem NuNew. Gdy był już tak blisko nich, wyczuł smród, jaki wydzielali: był to swąd przepoconej, dawno nie mytej skóry pomieszany z dławiąco mocnym zapachem jakichś perfum lub dezodorantu, zapewne próbowali zamaskować woń, która mogła zdradzić ich prawdziwe pochodzenie. Czuć było coś jeszcze: smród palonego ciała. Chawarin odważnie spojrzał w oczy najniższego, rzucając mu wyzwanie.

— Wynoś się stąd, parszywy mieszańcu! Jesteś nikim, zerem, nigdy nie zdobędziesz tego, czego pragniesz — Wychrypiał znów najniższy, stopniowo podchodząc coraz bliżej do New.

— Skąd możesz wiedzieć, czego pragnę? Nie znam cię — NuNew nadal odpowiadał niedbale i spokojnie, starając się zyskać na czasie. Dla niego to nie była pierwsza taka misja.

— Kłamca! — Zawył mężczyzna średniego wzrostu, mający na nosie niemal prostokątne okulary, które mogły mu służyć raczej jako rodzaj przebrania niż przyrząd poprawiający wzrok. — Jesteś jednym z nich, jesteś tym cholernym mieszańcem i wiesz co? Zrobimy z tobą to samo, co z twoim kumplem, chcesz? O tak, myślę, że to będzie świetna zabawa.

Jego towarzysze zaśmiali się przeraźliwym, pozbawionym wesołości śmiechem.
Phuwin, Fourth, Pond i Kaownah nie dali im okazji, by pokazali, co potrafią zrobić i do czego są zdolni. First uniósł obie dłonie ku górze, wyszeptał znaną mu formułkę, a pomiędzy jego palcami pojawił się błękitny płomień. First uśmiechnął się delikatnie, skupiając swoje myśli na najczystszym uczuciu, jakie znał, na miłości do swojego młodszego brata, a miarę, jak jego uczucie potężniało, ogień także stawał się coraz większy, bardziej jaskrawy. First skierował obie dłonie w stronę mężczyzn, a strumienie niebieskiego ognia spłynęły w ich kierunku, otaczając ich niczym dwa wielkie, ogniste węże. Postacie wydały z siebie ryk niepodobny do niczego, co Fourth lub First kiedykolwiek słyszeli. Phuwin odruchowo zakrył dłońmi uszy. Wtedy na środek wyszedł Gemini. Obiema dłońmi ściskał rękojeść potężnego, diamentowego miecza, z którego wydobywała się mglista, jasnożółta poświata. Miecz został wcześniej poświęcony przez Cichych Braci i wzmocniony łzami anioła. Cooheart i Fourth dźwigali identyczne miecze i teraz każdy z nich stanął naprzeciwko jednego z mężczyzn. W tej właśnie chwili demony zorientowały się, co miało się wydarzyć, lecz nie mogły już nic zrobić. First trzymał ich na uwięzi zaklęciem. Płynąca w jego żyłach krew anielska dawała mu moc panowania nad istotami tak bardzo przepełnionymi złem.

— Teraz! — Krzyknął NuNew, a Fourth, Cooheart i Gemini jednocześnie rzucili się do ataku, wbijając miecze wprost w miejsca, gdzie powinny znajdować się serca. Żaden z nich nie chybił nawet na milimetr. Wielogodzinne męczące treningi opłaciły się. W niebo wzbił się wrzask tak potężny, że trudno było go wziąć za krzyk ludzki. Do niebieskich płomieni dołączyły czarne i pomarańczowe, doczesne ciała zaczęły płonąć i rozpadać się na ich oczach z głośnym sykiem.

Ignis iste Dei emundet te.  Angelica voluntas! — Powiedział donośnym głosem Gemini, odsuwając się od nich. „Ten ogień Boży was oczyści. Wola anielska!"

Postacie, ciała, ogień i smród zniknęły, gdy tylko skończył mówić. Latarnie uliczne zapłonęły mocniejszym światłem. Chmury odsłoniły niewielki sierp księżyca. Noc uczyniła się pogodna i spokojna. Ciszę zastąpiła pogodna muzyka dobiegająca z pobliskiego baru. Do ich nosów doleciał przyjemny zapach gofrów.

— Wiecie co? — Zapytał wesoło Phuwin.

— Co?

— Tak właściwie to jestem głodny. Chodźmy coś zjeść.

—Spoko. Jestem pewien, że w Instytucie czeka nas coś pysznego — Pond objął swojego chłopaka ramieniem.

— Nie tak szybko, musimy jeszcze napisać raport — Przypomniał im NuNew.

— Raport? — Pond jęknął i udał, że uginają się pod nim nogi. — Ale z ciebie niszczyciel dobrej zabawy... Nie możesz nam dzisiaj odpuścić? Stoczyliśmy walki z kilkoma demonami w ciągu jednego dnia.

— To nazywasz walką? Według mnie oba zadania były dość łatwe, a raport trzeba napisać choćby po to, by później nasi następcy mieli jakieś materiały źródłowe, gdyby przyszło im walczyć z czymś podobnym. Pamiętaj, że my też korzystaliśmy z opisów zapisanych przez naszych poprzedników i to one bardzo nam pomogły.

— Lucy też nam bardzo pomogła — Dodał Fourth. — Jak myślicie, odnalazła już spokój?

— Na pewno tak, doprowadziła do pokonania groźnych demonów, ma swój udział w tym zwycięstwie, może teraz jej dusza zazna spokoju.

— Mam taką nadzieję, Gemi. Nie chcę, by niewinni cierpieli — Zgodził się z nim Fourth.
Teraz wracali do Instytutu ze znacznie lżejszymi sercami, z których spadły wielkie i ciężkie kamienie. Ich radości z pokonania kolejny raz sił ciemności nie zmącił nawet fakt konieczności dokładnego wyjaśnienia i opisania zaistniałych okoliczności i wydarzeń.

— Na co masz ochotę? — Zapytał Phuwin, zaglądając głęboko w oczy swojego chłopaka.

— Na ciebie — Szepnął mu wprost do ucha Pond, łaskocząc jego szyję swoim oddechem. Phu trzepnął go ręką w ramię.

— Idiota. Pytałem o jedzenie.

— Hmmmm... W takim razie... Nadal ciebie.
— Tobie naprawdę odbiło!

— Oczywiście! Nie wiedziałeś, że oszalałem z miłości do ciebie?

— Ble, zaraz zwymiotuję — Gemini udał, że zbiera mu się na wymioty, chociaż tak naprawdę ta mała, ale urocza wymiana zdań pomiędzy jego bratem i Pondem wydawała mu się zabawna.
Szli powoli, dźwigając miecze, które teraz wyglądały zupełnie zwyczajnie, a w oczach Niemagicznych zapewne przypominały plastikowe zabawki. Fluke i Cooheart zamykali ten dziwaczny pochód. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi. Czuli się spełnieni. Wiedzieli, że wykonali kawał dobrej roboty i teraz marzyli już tylko o gorącej kąpieli, o  czymś do jedzenia oraz wygodnym łóżku. Fourth zamierzał spać co najmniej do południa i poprosił, aby nikt mu w tym czasie nie przeszkadzał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top