*17*
NuNew długo zbierał się na odwagę i szukał w myślach odpowiednich słów. Jak miał przekazać te wszystkie newsy chłopakowi, który dotąd nie miał pojęcia o istnieniu innego świata, tak ściśle powiązanego ze światem ludzi? Świata, który był znacznie mroczniejszy, ale też ciekawszy, niż możnaby sobie to wyobrazić. Pragnął odsunąć tą chwilę od nich jak najdalej w czasie. Patrzył na jego zamknięte oczy, na długie rzęsy, na idealnie wyrzeźbiony nos i usta jakby stworzone do całowania i tak bardzo nie chciał tego zmieniać, nie chciał niszczyć tego, co mieli.
Jednakże NuNew, mimo iż sam czasem uważał siebie za takiego, nie należał do osób samolubnych, a dla kogoś, kto był dla niego ważny, był gotów zrobić wiele, wiele poświęcić.
Musiał przyznać otwarcie, że ten o 3 lata młodszy chłopak przez ostatnie miesiące był jego oazą spokoju, był też inspiracją do kolejnej, napisanej przez Nu piosenki, której nagrywanie miał zacząć w następnym tygodniu, a której tekstu nie mógł wyrzucić z pamięci.
Today you're still with me
Today you're still mine
Tomorrow I'll have to let you go
I know it'll break me
I know it will bring me more tears
But I know what's right
I can't come in between you and your soulmate
Because we've never ment to be
Because you were never mine
The more we fight the bigger pain we'll feel
So let it go
Yes, babe, let it go
Maybe we'll meet again one day
Let it go, just let it go
Płakał pisząc tą piosenkę, gdy nie mógł spać, a pisał ją na swoim magicznym papierze, jednocześnie oglądając na laptopie pokaz slajdów zawierający ich wspólne zdjęcia. Skoro nie kochał Fourth'a, to dlaczego to tak bardzo bolało?
Starał się o tym nie myśleć. Przecież musiał to zrobić.
“Ja sobie poradzę. Fourth to dobry przyjaciel i tylko tym może być dla mnie, a Gemini nie może bez niego żyć, to proste równanie, a ja znalazłem niewiadomą x. Może pora przestać uciekać przed prawdą? Może pora powiedzieć P'Zee, że wybrałem Fourth'a, ponieważ nieco przypominał mi jego z dawnych lat? Zaraz... Czy ja całkiem zwariowałem?! Powiedzieć coś takiego Zee?! Przecież on mnie zabije! Nie sądzę, żeby zrozumiał, a nie chcę mieć złamanego serca dwukrotnie w ciągu jednego dnia! Nie, nie, to odpada. Ok, zrobię inaczej. Najpierw muszę wprowadzić do naszego świata Fourth'a, a potem się zobaczy, co dalej“ — Pomyślał i uspokojony zaczął mówić.
— Co powiesz na to, jeśli ci powiem, że gdzieś tam istnieje wszechświat, w którym nie jestem twoim chłopakiem? — Zapytał w końcu NuNew, bawiąc się włosami Fourth'a. Nattawat leżał na kanapie z głową na kolanach NuNew'a w ich sekretnym domku, czyli mieszkaniu, które New kupił w tajemnicy przed wszystkimi i o którym wiedział tylko Fourth. Było skromnie urządzone, wypełnione jasnymi meblami i o seledynowych ścianach. To tu Fourth czuł się najbezpieczniej i to tu oprócz mieszkania Firsta spędzał najwięcej czasu.
— A istnieje taki? — Odpowiedział pytaniem na pytanie Fourth. Otworzył oczy i przyglądał się Chawarinowi. Jakieś przeczucie podpowiadało mu, że coś jest nie tak. New wyglądał na spiętego i zdenerwowanego.
— Jeśli mam być całkowicie szczery, to tak, taki wszechświat istnieje. Mam nawet coś, co mogę ci pokazać, tylko musisz gdzieś ze mną pójść.
– Ok, chodźmy w takim razie – Fourth nie namyślał się zbyt długo. Wstał z kanapy i pomógł wstać NuNew'owi. I tak nie mieli nic lepszego do roboty. NuNu uśmiechnął się do niego smutno, chwytając jego dłoń. Był świadom tego, że pokazanie chłopakowi tego może na zawsze zmienić ich wzajemne relacje, już nigdy nie będzie tak samo. Nie mógł jednak pozwolić sobie na ukrywanie tego, chociaż w ramionach młodszego czuł się bezpiecznie i swobodnie, rozumiał też, że nie może zatrzymać go dla siebie na zawsze.
Pomyślał o tym, że być może ostatni raz trzyma go za rękę, być może ostatni raz tak szczerze ze sobą rozmawiają i na pewno był to ostatni raz, kiedy mógł go nazwać swoim chłopakiem... Tak bardzo nie chciał go stracić, nie chciał, żeby zniknął z jego życia, dawał mu tyle siły i odwagi, tak wiele razy był jego oazą spokoju. Jak NuNu ma pójść dalej bez swojego nonga?
— Tylko proszę, nie znienawidź mnie.
—Dlaczego miałbym cię nienawidzić?
— Powiem ci wszystko, będziesz mógł zadawać tyle pytań, ile potrzebujesz, wtedy zrozumiesz, że nie mogłem postąpić inaczej.
Fourth zastanawiał się, co zrobił nie tak, czy może zaufanie NuNew'owi pomimo ostrzeżeń Firsta, który znał New'a jak własną kieszeń, było błędem? Teraz już i tak było za późno na wycofanie się. Podświadomie Fourth czuł, że to nie jest to, że w jego relacji z piosenkarzem czegoś brakowało. NuNew tymczasem wyprowadził go z domu i nakazał mu zajęcie miejsca pasażera w jego nowiutkim Ferrari, na które mógł sobie pozwolić właśnie dzięki znajomości z Khaotungiem, który swojego auta prawie nie używał. Fourth robił wszystko zupełnie nieświadomie pogrążony w myślach. NuNew widział to i zrozumiał, że najlepiej będzie powiedzieć prawdę od razu, ukrywanie tego nie mogło żadnemu z nich w żaden sposób pomóc.
– Fourth? – Zaczął nieśmiało NuNew, po raz pierwszy od dawna obawiając się reakcji swojego chłopaka. Chociaż... Czy miał w ogóle prawo nazywać go swoim chłopakiem? Byli w związku, z którego obaj mieli pewne korzyści, ale NuNew nie był aż tak głupi i ślepo zakochany, by nie zauważyć, że początkowo istniejąca między nimi dobra chemia zniknęła i została zastąpiona jakąś ponurą niezręcznością.
Gdy wyjeżdżali na zatłoczoną o tej porze ulicę, nad ich głowami pojawiły się groźnie wyglądające chmury, które jeszcze bardziej uzmysłowiły im obu, jak wiele ich dzieli i jak niewiele ich łączy. Ciągnięcie tego dłużej byłoby zbyt bolesne dla obojga. Fourth westchnął, ale nie odpowiedział. Wpatrywał się w krajobraz przed sobą, chociaż tak naprawdę niewiele dostrzegał, jego myśli błądziły wciąż wokół tego, co usłyszał.
— Fourth? Słuchasz mnie? — Zapytał nieco głośniej i pewniej.
— Tak, tak — Fourth odwrócił głowę w jego stronę. Z jego twarzy nie dało się nic odczytać, lecz New czuł, że dla chłopaka to coś, o czym trudno mu rozmawiać.
— Zanim tam pojedziemy, musisz coś wiedzieć.
— Jasne, co takiego?
— Pamiętasz rysunki, które znalazłem w twoim pokoju?
— Rysunki? — Fourth początkowo nie rozumiał, o co chodzi.
— Tak, rysunki. Te szkice, na których widać twarz jakiegoś chłopaka.
_ Och... Mówisz o chłopaku z moich snów... — Odpowiedział słabo Fourth. Wciąż się tego wstydził, wciąż nie umiał o tym rozmawiać. Z nikim, a już szczególnie z NuNew'em, ale nie mógł zmienić faktu, że NuNew zdążył zobaczyć wnętrze drzwi od szafy całkowicie zasłonięte kartkami pokrytymi szkicami ołówkiem, które przedstawiały jedną i tą samą osobę: chłopaka, który często odwiedzał go w snach. Nawet dla niego samego brzmiało to żałośnie, dlatego nikomu o tym nie mówił: wiedział, że wyśmialiby go. To było bez sensu, tym bardziej, że zazwyczaj po przebudzeniu nigdy nie pamiętał dokładnie, o czym był sen, który mu się przyśnił, za to twarz tego chłopaka była bardzo wyraźna.
— Tak, mówię o nim. Znam kogoś, kto ma podobne ale z twoją podobizną. Znalazłem go. Nazywa się Gemini Norawit Titicharoenrak i jest jednym z nowych uczniów Instytutu, do którego ja sam należę.
— Czekaj... Nie powiesz mi chyba, że ten gościu istnieje naprawdę?! Nie wymyśliłem sobie tego?!
— Ze smutkiem, ale i też z ulgą muszę przyznać, że nie, nie wymyśliłeś sobie tego, a my właśnie jedziemy go spotkać.
— Co?! Zaraz... Nie! Ja... Ja jestem kompletnie nieprzygotowany! W dodatku wyglądam okropnie! Jak mnie zobaczy w takim stanie, to zaraz ucieknie — Fourth zaczął panikować. Obaj równocześnie spojrzeli na buty, jakie miał na nogach i NuNew pokręcił głową.
— Masz rację, potrzebujesz nieco odświeżenia. Przydadzą się też nowe buty i ubrania, te nie wyglądają najlepiej.
— Ale ciebie nie odstraszają.
— Nie, mnie nie, ale pamiętaj, że ja cię znam już dość długo, przyzwyczaiłem się. Natomiast dla osoby z zewnątrz to może być szok. Zróbmy tak: pojedziemy najpierw do mnie, weźmiesz szybki prysznic, Win zajmie się twoją twarzą i włosami, a ja w tym czasie znajdę ci coś ładnego do ubrania.
Fourth pokiwał głową na znak zgody nie będąc w stanie wykrztusić nawet jednego słowa. Nie docierało do niego, co się właściwie wydarzyło. Usilnie próbował to zrozumieć. Sięgnął do kieszeni po telefon, który odblokował i na którym w galerii zdjęć wyszukał fotografie portretów, jakie narysował.
— Masz jego zdjęcie? — Zapytał po długiej chwili milczenia i wpatrywania się w ekran, jakby ten miał mu pomóc.
— Tak się składa, że mam. Jest w moim telefonie. Wyjmij go z torebki i odblokuj, znajdziesz go bez trudu, bo to pierwsze zdjęcie z brzegu.
— Okay.
Gdyby NuNew nie czuł się tak bardzo przytłoczony tym wszystkim, być może zauważyłby, jak bardzo zabawne było to, że obaj chłopcy postępowali niemal identycznie, ich pytania były podobne i obaj mieli szafy wypełnione swoimi wzajemnie portretami, zupełnie jakby wiązało ich ze sobą coś szczególnego. Nat pewnie nazwałby ich soulmate'ami. Więzi pomiędzy bliźniaczymi duszami były bardzo silne, lecz czasem doprowadzały do tragedii jak w przypadku Ina i Korna. New nie chciał, żeby historia się powtórzyła i obiecał siebie, że nigdy nie stanie pomiędzy dwoma osobami, które są sobie przeznaczone.
Rozstania z Fourth'em nie traktował jak coś złego, co mu się przydarzyło, wiedział, że postępuje właściwie i że może być sam z siebie dumny. Patrzył na to w kategoriach nieco bolesnej lekcji, którą musiał zrozumieć. Postanowił zapamiętać tylko ich dobre chwile. Zdawał sobie sprawę z tego, że Fourth nie był w nim zakochany, chociaż nie mówił mu o tym. Domyślał się, że Nattawat po prostu nie potrafił mu odmówić, że zrobił to z dobrego serca, zgodził się być jego chłopakiem, ponieważ być może też czuł się samotny.
Fourth niezwykle szybko wykonał polecenie i nagle zupełnie zapomniał, jak się oddycha. Jego serce zaczęło bić mocno i głośno, jakby próbowało wyrwać się z piersi i pobiec na spotkanie z tym chłopakiem, który spoglądał na niego wesołym spojrzeniem brązowych oczu z małego wyświetlacza. Ręce mu zadrżały i urządzenie wypadło z dłoni, lądując na jego kolanach, czego nawet nie zauważył. Z oczu mimowolnie i niekontrolowanym strumieniem zaczęły płynąć łzy. Cały świat zniknął w ułamku sekundy, czerń i smutek otoczyły wszystko, a gdy próbował się uspokoić, jego samopoczucie jeszcze bardziej się pogorszyło. Tęsknota, którą tak długo nosił w sobie, nie umiejąc jej zrozumieć i wytłumaczyć, teraz stała się wręcz przytłaczająca.
Nie pamiętał już, że chłopiec z jego snów był tym samym, któremu kiedyś pomógł, tamten wyglądał nieco inaczej, ten był bardzo przystojny, elegancki i widać było, że miał klasę, że pochodził z bogatej rodziny i na pewno bardzo dbał o siebie i swój wygląd. Nastolatek, któremu wtedy pomógł, był drobny, chudziutki, miał krótkie, niezbyt równo obcięte włosy i był blady, nie wspominając już o trądziku na twarzy. Ten ze zdjęcia miał opaloną skórę, grzywkę ciemnych włosów opadającą równo na czoło, uroczy uśmiech dużych ust i błyszczące chęcią życia oczy. Prezentował się bogato i dostojnie niczym książę z filmu.
— N-nie... To... To nie-nie... To niemożliwe — Wyszeptał tylko, zanim stracił przytomność.
NuNew spodziewał się, że Fourth może przyjąć to bardzo źle, lecz nigdy by nie przewidział, że aż tak źle. Przez głowę przebiegła mu myśl, czy nie powinien zabrać Fourtha do szpitala, lecz uznał, że nie ma takiej potrzeby. Wiedział przecież, dlaczego Fourth zemdlał, wiedział, że to jego wina, lecz nie umiał znaleźć innych słów, by przekazać taką wiadomość. Bycie brutalnie szczerym – tylko to im obojgu pozostało.
— Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz i znów będziemy mogli się przyjaźnić — Wyszeptał NuNew patrząc na swojego niemal już byłego chłopaka z pewnego rodzaju tkliwością i troską. Nie zatrzymał się, nie zjechał na pobliski parking. Musiał zawieść Fourth'a na miejsce. Byłby kłamcą, gdyby powiedział, że się nie boi. Bał się, lecz starał się tego nie okazywać, nawet wtedy, gdy rozkojarzony Fourth przywitał się słabym głosem z Winem, ich wspólnym przyjacielem, który był jednocześnie osobistym wizażystą NuNew'a. New i Win zaprowadzili Fourth'a do łazienki, a sami zajęli się doborem odpowiedniego stroju.
– A więc jednak mu powiedziałeś – Bardziej stwierdził niż zapytał Win, przeglądając poukładane na półkach w równiutkie stosy spodnie dżinsowe, by ostatecznie wybrać te najjaśniejsze z nadrukowanymi czarnymi gwiazdami różnych rozmiarów, które wyglądały jak narysowane markerem, by po chwili dobrać do tego bladoniebieski podkoszulek i równie jasną rozpinaną błękitną bluzę z kapturem, której rękawy pokryte były kolorowym graffiti. New dobrał do tego wygodne, białe adidasy i niewielką, czarną, prostą torebkę, do której można było schować telefon i portfel.
— Nie mogłem go dłużej okłamywać. Nie chcę, żeby mnie znienawidził.
— Mówiłeś, że go kochasz, czyżbyś się pomylił?
— A jak myślisz?
— Czekaj... Czy właśnie sławny nieomylny NuNew Chawarin przyznał się do błędu? — Win wyglądał, jakby był w ciężkim szoku. Odłożył wybrane przez siebie ubrania na łóżko i zajął się ustawianiem kosmetyków.
— Yhm. Uznaj to za wyjątek.
— Chyba nie rozumiem — Poskarżył się Win. — Możesz mi wytłumaczyć? Jeszcze tydzień temu byłeś do szaleństwa zakochany w tym chłopaku, co się zmieniło?
— Ktoś go szuka, ktoś, kto nie może bez niego żyć, ja mogę, więc to ja muszę odpuścić.
— New... Jesteś pewien, że nie masz gorączki? Nigdy wcześniej nie widziałem, żebyś zachowywał się w ten sposób. O co chodzi?
— Powiedziałem mu, że osoba z jego snów i szkiców to Gemini, jeden z uczniów w moim Instytutucie. Problem polega na tym, że zarówno ja, jak i Fourth, Gemini, ty, Margaret, Khaotung i Iris jesteśmy hybrydami, o czym Fourth nie ma pojęcia. Nie wiem, jak mu o tym powiedzieć. Może powinienem poprosić o to Iris?
— Zacznij od początku, najpierw może powiedz mu o naszym świecie, dopiero później o tym chłopaku, który go szuka.
Właśnie w tej chwili za ich plecami rozległ się hałas przypominający brzęk upadającego na podłogę szkła. Gdy New i Win odwrócili się w stronę dochodzącego dźwięku, zobaczyli Fourth'a patrzącego na nich w osłupieniu z szeroko otwartymi ustami i uniesioną w górę ręką na wysokości klatki piersiowej, w której jeszcze chwilę wcześniej ściskał szklankę z wodą, która teraz upadła na podłogę z jasnych paneli, rozchlapując napój wokół nóg chłopaka.
— Coś ty powiedział? O jakich hybrydach mówisz? I kto to Iris?
— Myślę, że powinniście to przegadać na spokojnie, idę się przejść, wrócę za pół godziny – Taktownie wycofał się Win, wiedząc, że takie sprawy New i Fourth myszą przegadać między sobą. Zabrał swój telefon z toaletki obok NuNew'a i wyszedł z budynku niemal niepostrzeżenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top