*14*
We Włoszech pani menadżer Khaotunga przyjrzała się Firstowi krytycznym wzrokiem, ale ponieważ jej podopieczny nakreślił jej zarys sytuacji swojej i nowego przyjaciela, postanowiła się nie wtrącać. Margaret nie należała do ludzi, którym zależało na własnym sukcesie nawet kosztem innych ludzi, dbała o swojego klienta i chociaż od czasu do czasu załamywała z rozpaczy ręce, zawsze mu pomagała i nie jeden raz wyciągała go z tarapatów. To też ona uznała, że jeśli Khao czuje się szczęśliwy, mając u boku mężczyznę, ona nie ma prawa robić cokolwiek, by to zniszczyć. Niewielu było menadżerów takich jak ona, ale 48-letnia kobieta traktowała go jak swojego własnego syna, którego nigdy nie miała i chciała, żeby po prostu był szczęśliwy. Z Firstem też od razu złapała dobry kontakt i uznała, że to i tak najlepszy wybór, jakiego mógł dokonać Thanawat. First był młody, przystojny, grzeczny, dobrze wychowany i spokojny. Uspokojona, że może mu powierzyć część swoich obowiązków takich jak pilnowanie Taja, by nie zrobił czegoś głupiego, co zaraz stanie się gorącym newsem w internecie i prasie kolorowej, rozmawiała z nim tak, jakby wcale nie był tylko chłopakiem bez pracy czy wykształcenia, a za to z masą blizn.
– Cieszę się, że znalazłeś kogoś na stałe – Uśmiechnęła się do obu wieczorem w przeddzień wyścigu. Siedzieli w apartamencie należącym do Khao i po raz ostatni dyskutowali o planie na najbliższe 24 godziny. – Przykro było patrzeć, jak niszczysz sobie życie, ale nie chciałam się wtrącać.
– Marge, ale my nie jesteśmy razem – Albo Firstowi tylko się wydawało, albo Khaotung naprawdę się zarumienił. Zaskoczyło go to, co powiedział znacznie ciszej. – Jeszcze nie.
– Ej Tung! – First zrobił minę, która rozbawiła oboje jego nowych przyjaciół.
– Oj dajcie spokój, chłopcy. Z perspektywy czasu i doświadczenia powiem wam, że jeśli przy kimś czujecie się wyjątkowo, czujecie się szczęśliwi i spokojni, to musicie się upewnić, że zrobiliście wszystko, aby zatrzymać tę osobę przy sobie. I powiem ci, First, w sekrecie, że Khaotung nie miał dotąd szczęścia. Większość ludzi, których spotykał, go wykorzystywała, a on i tak leciał do nich jak ćma do ognia. Cieszę się, że ostatecznie wybrał ciebie, wydajesz się być dobrym chłopcem.
First nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Czuł się zawstydzony. Nerwowo miętosił fragment pościeli, na której siedział obok Khao, który to zauważył i wykorzystał okazję, by doprowadzić do tego, że jego policzki i uszy stały się jeszcze bardziej czerwone. Khaotung przechylił się w jego stronę i z głośnym cmoknięciem złożył soczysty pocałunek na jego policzku. First dotknął tego miejsca, jakby coś go tam poparzyło.
– Jesteś taki piękny i uroczy, kiedy się rumienisz – Stwierdził Khaotung, nie odrywając wzroku od zupełnie już czerwonej twarzy Kanaphana, który nieporadnie usiłował ukryć rumieńce, zasłaniając je dłońmi.
* * *
To miał być wyjątkowy dzień, który zapamięta do końca życia. I tak się też stało.
Kao zaprowadził Firsta do garażu Ferrari, jednego z 10 zespołów, które walczyły między sobą. First uważnie przeanalizował pozycje startowe całej dwudziestki. Kao startował z całkiem dobrej trzeciej pozycji, jeśli bolid nie odmówi posłuszeństwa, a jego stratedzy ściągną go na pit stop w odpowiednim momencie, miał szansę utrzymać to miejsce lub nawet przesunąć się wyżej, chociaż walka z Maxem Verstappenem i Sergio Perezem wydawała się dość trudnym zadaniem. Jednak... Przecież to tor Monza, tak dobrze znany Khaotungowi. Jeszcze dwa dni wcześniej oprowadzał Firsta po całej okolicy i opowiadał o wszystkim, co pamiętał. Obaj dużo się śmiali i od czasu do czasu popijali podarowane im przez Maxa RedBull'e. Na sobie mieli swoje prywatne stroje, Kao wybrał biało-czerwoną kurteczkę, biały podkoszulek i proste, jasne dżinsy, a First czarną bluzę z nadrukiem z uroczym, kolorowym pluszowym misiem na środku i równie czarne obcisłe spodnie, które jeszcze bardziej uwydatniały jego wysokie, szczupłe nogi. Dla żartu założyli identyczne pary butów i Kao pozwolił Firstowi opublikować zdjęcie ich nóg na Instastories, prosząc jedynie, by go nie oznaczał ani nie podawał lokalizacji.
Pogoda przez cały weekend dopisywała, świeciło słońce i było przyjemnie ciepło, chwilami tylko zrywał się lekki wiaterek, niosąc ze sobą zapach rozgrzanego asfaltu i pizzy. Podobnie było w dzień wyścigu. Obaj ubrani w oficjalne stroje Ferrari pojawili się w padoku znacznie przed wyznaczonym czasem.
– Mogę dodać na IG, gdzie jestem?
– Jasne, myślę, że nie ma powodu, by robić z tego tajemnicę.
– Hę? Przedwczoraj mówiłeś coś innego.
– Bo chodziło o coś innego. Wiesz? Teraz jesteś pełnoprawnym członkiem naszego zespołu, więc to nic dziwnego, że dodajesz zdjęcia z naszego boksu, prawda?
– Racja! – Rozpromienił się First. – A mogę dodać zdjęcie z tobą?
– W sumie... Czemu nie? Sam jestem ciekaw...
I Kao ustawił się tuż obok Firsta, pokazując znak V palcami i uśmiechając się, podczas gdy First nieco zdenerwowany pstryknął im kilka zdjęć. Jednak niedługo później Kao musiał się zbierać i przygotować do wyścigu. First mógł pozostać w garażu i obserwować wszystko na rozstawionych wokół ekranach, na których oprócz podglądu z kilku kamer, w tym tych umieszczonych w bolidzie i w kasku, znajdowały się również różne tabelki i wykresy. First jeszcze nigdy wcześniej nie był tak blisko centrum wydarzeń, które tak bardzo go interesowały. Rozpierała go dobra energia i szczęście. Każdego, kto wszedł do garażu, witał wesołym uśmiechem, zamienił nawet kilka słów z inżynierem wyścigowym Kao. Dla niego było to jak spełnienie marzeń, najcudowniejszy sen, który właśnie się ziścił. Już nie mógł się doczekać wieczoru, kiedy to niezależnie od tego, kto by wygrał, Charles i Khaotung zaprosili wszystkich na imprezę, podobno Leclerc miał coś ważnego do ogłoszenia.
* * *
Kiedy na trybunach zaczęli pojawiać się kibice, First poczuł, że ich ekscytacja udziela się też i jemu. Czuł to samo co oni. Ze słodkim zniecierpliwieniem czekał na to, aż zapalą się i zgasną czerwone światła, aż dwadzieścia najszybszych maszyn ruszy z piskiem opon do pierwszego zakrętu. Spodziewał się, że ktoś może wyjechać poza tor, ktoś inny może się z kimś zderzyć, ktoś straci pozycję, ktoś inny zyska kilka. A towarzyszący temu dźwięk silników i doping kibiców będą niosły kierowców niczym wiatr pod narty skoczków narciarskich.
First nie wiedział, dlaczego pomyślał akurat o skokach narciarskich, w sumie widział tylko dwa konkursy i to jeden z komentarzem po japońsku, z którego niewiele rozumiał, a drugi już po angielsku. Oba dotyczyły igrzysk olimpijskich w Pekinie, które oglądał głównie z nudów. Jedna twarz wydawała mu się wtedy znajoma, ale kiedy przeczytał podpis, stwierdził, że nic mu to nie mówi. Sprawdził to na wszelki wypadek na wikipedii i dowiedział się, że ów sportowiec był trzykrotnym mistrzem olimpijskim pochodzącym z jakiegoś odległego kraju o niewiele mu mówiącej nazwie Polska. Z Polski znał tylko jednego człowieka: Roberta Kubicę.
Wraz z każdą upływającą minutą oczekiwania serce biło coraz mocniej i żwawiej, zdawało mu się nawet, że byłby w stanie wybiec na tor, ustawić się obok bolidu, w którym zajmował półleżącą pozycję Khaotung i wystartować razem z nim. To było szaleństwo. Ta brawura, ta prędkość, ryk silników, wrzawa na trybunach, tysiące flag, wśród których dominowały flagi Ferrari oraz Holandii, tak bardzo związanej z Maxem Verstappenem, mistrzem z ostatnich dwóch sezonów, który bardzo pewnie zmierzał po kolejny tytuł. First założył się nawet z Khaotungiem, że Max zdobędzie cztery tytuły i ani jednego więcej tak samo, jak wcześniej Sebastian Vettel.
Gdy kierowcy parkowali na swoich miejscach startowych po wykonaniu okrążenia formującego, First oparł łokcie na blacie przed sobą, podparł brodę zaciśniętymi w pięści dłońmi i wpatrzył się w ekrany przed sobą.
Z całego serca wierzył, że Khaotung jest w stanie to wygrać. Chciał widzieć go na podium, chciał zobaczyć jego szeroki uśmiech, to, jak podnosi puchar w górę, jak opryskuje wszystkich szampanem... Chciał widzieć jego szczęście, a wiedział, że nic tak nie cieszy, jak zwycięstwo na legendarnej już Monzy. Chyba tylko wygrana na torze w Monako mogła cieszyć bardziej.
Gdy pojawiła się zielona flaga i zaczęły się zapalać czerwone światła, First odruchowo wstrzymał oddech. Jeszcze nigdy nie był tak blisko, nie miał bolidów F1 niemal na wyciągnięcie ręki. To właśnie za chwilę miało się rozstrzygnąć, czy Ferrari wprowadziło odpowiednie poprawki i czy praca kilkuset osób nie pójdzie na marne. Kanaphan zdawał sobie sprawę z presji i odpowiedzialności, jaka ciążyła na Thanawacie, dlatego poprzedniego wieczoru starał się robić wszystko, aby Tung w siebie uwierzył, powtarzał mu, że jest w stanie to zrobić, przypominał mu, że nie ma rzeczy niemożliwych, a oni, kierowcy Formuły 1 nie jeden raz udowodnili, że to, co dla innych jest zupełnie niemożliwe, dla nich jest jedynie z gatunku trudniejszych wyzwań, które podejmowali i ostatecznie które pokonywali. First znał historię wielu przypadków, kiedy to zawodnicy startujący nawet z końca stawki doganiali czołówkę, stawali na podium czy nawet wygrywali.
– Pamiętasz Buttona w 2011 w Kanadzie? Ile razy wtedy zjeżdżał do alei serwisowej? W ilu dziwnych sytuacjach brał wtedy udział? A wygrał, prawda? – Zapytał First poprzedniego wieczoru, kiedy leżeli obok siebie na podłodze(Tung twierdził, że jej chłód działa na niego orzeźwiająco) i rozmawiali.
– Tak, na ostatnim okrążeniu wyprzedził ostatniego rywala – Uśmiechnął się, doskonale rozumiejąc, co jego przyjaciel chciał mu przez to przekazać. – Dziękuję.
First w odpowiedzi pokazał tylko okejkę i przez kolejne dziesięć minut w ciszy spoglądali na wyświetlone na suficie w ciemnym pokoju kolorowe, ruchowe zdjęcia nocnego nieba wykonane przez jeden z najlepszych współczesnych teleskopów, teleskop James'a Webba. Obaj byli zachwyceni pięknem i ogromem wszechświata, nawet Khaotung, który znał znacznie więcej sekretów magii, fizyki, chemii i astronomii, widząc podekscytowanie Firsta, który cieszył się jak dziecko, znów przypomniał sobie, jak to jest, kiedy cieszy cię mały drobiazg taki jak kolor gwiezdnego pyłu na zdjęciu czy smak oryginalnej włoskiej pizzy. Thanawat sądził, że włoskie potrawy już dawno mu się przejadły i przestały smakować, ale w towarzystwie nowego przyjaciela odkrył, iż nadal potrafi pokochać nawet makaron.
Firsta cieszyło wszystko. Zachowywał się jak małe dziecko zabrane po raz pierwszy do wesołego miasteczka. Zadawał mnóstwo pytań, opowiadał przeczytane w książkach lub w internecie ciekawostki, szukał potwierdzenia lub zaprzeczenia dla zasłyszanych gdzieś plotek, a najbardziej rozbawił go, gdy pierwszy raz zobaczył bolid, którym ścigał się Khaotung, który jeszcze nigdy nie widział, żeby komuś tak bardzo świeciły się oczy na widok czegoś, co dla niego samego było cudowną codziennością. Szczęście malujące się na twarzy nowego przyjaciela uzmysłowiło mu, że sam jest niesamowitym szczęściarzem.
Nie mógł jednak zapomnieć o głównym powodzie, dla którego zabrał Firsta ze sobą.
Późną nocą, gdy upewnił się, że Kanaphan śpi, wymknął się na pusty i ciemny korytarz hotelowy, by zadzwonić do Zee.
– Szefie, jestem już pewien, że First to jedna z naszych zaginionych hybryd – Poinformował przewodniczącego oddziału Rycerzy Światła w Bangkoku.
A teraz Khaotung miał inne, chwilowo ważniejsze zadanie: pojechać jak najlepiej, popełnić jak najmniej błędów, nie dać się wyprzedzić i wykorzystać każdą szansę, jaka się nadarzy, aby dowieźć do mety nie tylko podium, ale być może nawet zwycięstwo. Czuł się o wiele bardziej podekscytowany, niż się tego spodziewał. Ostatni raz tak się czuł, kiedy debiutował w wyścigu o Grand Prix Formuły 1 wiele lat temu. First obudził w nim tą samą pasję, która pchnęła go do tego, by zostać zawodowym kierowcą sportowym. I teraz nareszcie znów dzielił tą pasję ze swoimi kibicami, zdawało mu się, że tu, na tym wyjątkowym dla Tifosi torze stał się jednością z tłumem ubranym na czerwono. I to właśnie dla nich jako podziękowanie chciał dać im zwycięstwo. Za to, że go wspierali przez tyle lat, za to, że właśnie jego kibice byli jednym z głównych powodów, dla których nie rzucił tego wszystkiego w diabły. I właśnie jeden szczególny kibic stał dokładnie teraz w przeznaczonym dla niego garażu, kibic, który od pierwszego momentu wydał mu się inny od pozostałych i Khaotung wiedział, że nie chodziło tylko o to, że First prawdopodobnie był hybrydą, co sprawiało, że Tung czuł łączącą ich magię. Thanawat zobaczył w nim partnera na resztę życia dla siebie. Gdy ich oczy się wtedy spotkały, nie chciał już szukać nikogo innego. Nie miała znaczenia mroczna i smutna przeszłość Kanaphana, blizny na jego rękach napawały Thanawata smutkiem i goryczą oraz współczuciem. Chciał być z nim i upewnić się, że First już nigdy nie będzie miał powodu, by krzywdzić samego siebie.
Początkowo nie działo się nic niezwykłego. Na starcie Max wypchnął nieco poza tor Sergio, nie zostawiając miejsca Khaotungowi, ale potem właściwie tylko mijało okrążenie za okrążeniem, podczas których było kilka manewrów wyprzedzania, lecz pierwsze trzy miejsca pozostały bez zmian. Emocje nieco opadły. First zastanawiał się, kiedy Khaotung zostanie wezwany na pitstop i czy mechanicy Ferrari nie popełnią jakiegoś niepotrzebnego błędu, który mógłby się zakończyć stratą podium lub co gorsza wypadnięciem z punktowanej dziesiątki. Uważnie śledził wszystkie wykresy i cyferki migające na ekranach przed nim. Nie spodziewał się zamieszania, które miało nastąpić kilka sekund później.
Nagle torze zapadła niespotykana cisza, przerywana jedynie piskiem hamujących opon rozpędzonych bolidów i dźwiękiem silników, w które były wyposażone. Kibice, którzy zajmowali trybunę najbliższą do feralnego zakrętu numer 11, zwanego Parabolica podnieśli się ze swoich siedzeń i w milczeniu podeszli najbliżej, jak tylko się dało. Rozpędzony bolid RedBull'a z numerem 1, należący do mistrza świata z dwóch poprzednich sezonów, Maxa Verstappena, uderzył w czerwone Ferrari Thanawata z numerem 29, wyrzucając je daleko poza tor. Jadący tuż za nimi Lewis Hamilton nie zdążył zareagować w inny sposób, jak tylko uciec w bok, uszkadzając przy tym przednie skrzydło swojego samochodu, gdy posypały się szczątki z obu bolidów.
– Czy wszystko z nimi w porządku? – Zapytał zaniepokojony Lewis przez swoje radio.
– Nie jesteśmy pewni, Lewis – Odpowiedział mu szczerze jego inżynier wyścigowy, Peter Bonnington, by chwilę później ogłosić czerwoną flagę.
„Musi być naprawdę źle, skoro zdecydowano się wywiesić czerwoną flagę, zwykle w podobnych sytuacjach po prostu wysyłają samochód bezpieczeństwa" – Pomyślał Brytyjczyk i po ustawieniu na swojej kierownicy odpowiedniego trybu rozpoczął zjeżdżanie do alei serwisowej, gdzie wszyscy mieli czekać na dalsze informacje.
Lewis wyskoczył z bolidu tak szybko, jak to tylko było możliwe.
Khaotung był jednym z Rycerzy Światła, jak nazywano oddział Nocnych Łowców w Tajlandii, Lewis znał go bardzo dobrze, to właśnie on, chociaż nigdy nie czuł potrzeby mówienia o tym komukolwiek, wypatrzył tego młodego chłopaka, zanim ten jeszcze zaczął swoją przygodę z wyścigami i to on pomógł mu dotrzeć aż do Formuły 1, dlatego czuł się wyjątkowo przywiązany do tego dzieciaka. Maxem nie przejmował się zbytnio, wiele razy toczył z nim zażarte pojedynki na torze, a kilkukrotnie obaj omal nie posłali siebie wzajemnie na śmierć. W Maxie było coś groźnego i niebezpiecznego, czego nawet taki czarownik jak Lewis Hamilton, trochę się obawiał, głównie dlatego, że nie miał pojęcia, cóż to takiego. Dwa razy próbował namówić Pierre'a Gasly'iego by upił Verstappena i przetransportował go do ich Instytutu, jednakże to okazało się niemożliwe ze względu na wyjątkowo odporną na alkohol głowę Holendra.
Teraz Lewis chciał wiedzieć więcej. Zatrzymał się dość daleko od garażu zespołu Ferrari, więc musiał biec, ale adrenalina dodała mu energii, mimo że był już dość zmęczony długim wyścigiem.
Okrążenie numer 29, dokładnie tyle udało im się przejechać, zanim bolid z numerem właśnie 29 wyleciał w powietrze, przekoziołkował, co było dość nienaturalne dla tych jakże nowoczesnych i podobno bardzo bezpiecznych maszyn.
W garażu Ferrari Lewis od razu dostrzegł Firsta. Chłopak kucał na podłodze, zakrywając złączonymi dłońmi nos i usta, a w jego oczach malowało się przerażenie.
– To Charles czy Khaotung? – Zapytał głośno, chociaż wystarczyło jedno spojrzenie na Taja, by poznać odpowiedź. Mimo to stojący najbliżej szef zespołu odpowiedział.
– To Khaotung.
– O Boże – Powiedział tylko Lewis i natychmiast kucnął obok Firsta, obejmując go ramieniem.
– Powiedz, że nic mu nie będzie! – Zażądał natychmiast Kanaphan, szarpiąc Lewisa za jego i tak ciasny, czarny kombinezon.
– First... – Zaczął Brytyjczyk, lecz nie wiedział, co powiedzieć dalej. Przypomniał sobie kilka bardzo groźnie wyglądających wypadków, które kończyły się tylko drobnymi kontuzjami i postanowił powiedzieć o tym chłopakowi. – Nie martw się, nasze bolidy są naprawdę dobrze skonstruowane, a poziom bezpieczeństwa jest bardzo wysoki, zobaczysz, za chwilę wróci tu w samochodzie medycznym i okaże się, że nic mu nie jest. Widziałem wiele takich wypadków, nie martw się na zapas. Znasz Fernando Alonso, Guanyu Zhou, Romaina Grosjeana czy Roberta Kubicę, prawda? Oni wyszli cało z naprawdę przerażających kraks, nie bój się, Khaotung wyjdzie z tego bez najmniejszego zadrapania.
First to wiedział, był wielkim fanem Formuły 1 od bardzo dawna, widział wiele, lecz to nie pomagało. Pamiętał, jak Francuz Grosjean wyskoczył z płonącego auta, które zostało przecięte niemal równo na pół podczas wyścigu w Bahrajnie w 2020 i Fernando Alonso, który wyleciał w powietrze w podobny sposób jak Khaotung tyle że na torze w Australii, to na pewno o tym mówił Hamilton. Tylko że First nie potrafił pozbyć się tego niepokoju, który ściskał go za gardło. Może dlatego, że pamiętał też dwa inne wypadki, które nie skończyły się tak pomyślnie: ten w Japonii w 2014 i ten z Formuły 2 w Belgii w 2019. Bał się, że mimo wszystko to może się powtórzyć. Śmierć zdawała się czyhać za rogiem na tych, którzy na ułamek sekundy stracą koncentrację.
Lewis zdawał się to rozumieć.
Pomógł First'owi wstać i wyprowadził go na świeże powietrze, przesycone tak bardzo znajomymi zapachami.
Jeszcze pół roku wcześniej First powiedziałby, że umarłby ze szczęścia, gdyby mógł choćby z daleka spojrzeć na wyścig, w którym udział brali jego idole, Thanawat, Albon i Hamilton, a teraz, kiedy jeden z największych mistrzów w tym sporcie, jedna z legend, obejmował go po przyjacielsku ramieniem i traktował jak równego sobie, wcale nie odczuwał radości. Dominowało przerażenie.
– Rozumiem twój strach – Powiedział Lewis i ku zdumieniu Firsta uśmiechnął się. Wyciągnął przed siebie obie ręce, z których zdjął ciemno fioletowe rękawice, na swojej lewej dłoni narysował palcem prawej jakiś skomplikowany wzór, szepcząc. – Pokaż mi Khaotunga Thanawata.
Ich oczom natychmiast ukazały się kłęby białego dymu, z których zaledwie sekundę lub dwie później wyłonił się znajomy kask, na którym dookoła niczym rzeka wiła się flaga Tajlandii.
– Czekaj... Co to jest?
– Och, zapomniałem, że ty nic nie wiesz... Ale nie martw się, będzie jeszcze czas, żeby to wyjaśnić. Wieczorem albo jutro. A teraz spójrz. Widzisz? Nic mu nie jest.
– Hę? Co to za sztuczki?
– Nie żadne sztuczki tylko najprawdziwsza magia. No, ale myślę, że to nie jest najlepsze miejsce na takie rozmowy – Zasugerował Lewis, rozglądając się wokół i zauważając, że stojący w pobliżu szef Scuderii Alpha Tauri, Franz Tost, przygląda się im z zainteresowaniem.
– Dobra, ale ja nadal nic nie rozumiem. Co z Tungiem?
– Z Tungiem? – Powtórzył Lewis, nie rozumiejąc.
– No, z Khaotungiem, ja go nazywam Tung.
– Aaaa. Jak już ci pokazałem, nic mu nie jest, wysiadł bezpiecznie z samochodu, zaraz do nas dotrze. Chodź, napijemy się mleka na uspokojenie.
– Mleka? Skąd chcesz wziąć tu mleko?
– Wyczarować może? Wiesz już, że potrafię – Lewis, czując wyraźną ulgę, teraz uśmiechał się swobodnie. Brytyjczyk świetnie się bawił, drocząc się w ten sposób z nieświadomym niczego młodym mężczyzną. Złapał go za rękę i zaczął prowadzić w kierunku własnego garażu. Tajemnica zaproponowanego przez niego mleka wyjaśniła się niemal od razu. Lewis w swojej lodówce miał dużo dziwnych rzeczy, w tym nawet dwie saszetki z czymś, co wyglądało jak krew. Zapytany o to przez Firsta odpowiedział:
– Och, to dla Lando Norrisa, wciąż jeszcze jest dość nowym wampirem i dobrze jest mieć przy sobie zapas krwi, tak na wszelki wypadek.
– To... To ludzka krew?! – First był wyraźnie wstrząśnięty.
– Oczywiście, przecież nie podamy mu krwi anioła ani nikogo z Magicznych. To mogłoby przynieść opłakane skutki.
First uniósł obie brwi w górę.
Niewątpliwie uważał teraz Lewisa za godnego pożałowania wariata, który tylko jakimś dziwnym zrządzeniem losu potrafił świetnie się ścigać. Odmówił ofiarowanej mu szklanki mleka, obawiając się, że to nie mleko a jakaś dziwaczna trucizna, która go uśpi lub nawet zabije. Lewis z legendy na jego oczach przeistoczył się po prostu w dziwaka, którego Taj kompletnie nie rozumiał.
– Nie bój się, to tylko mleko. Ale... Ale na twoim miejscu wystrzegałbym się wszystkich RedBull'i, pozwoliłem Pierre'owi trochę poeksperymentować i nie jestem jeszcze pewien, co z tego wyszło.
– Jesteście nienormalni. Wszyscy. Ja stąd spadam.
– Powiedział chłopak o niebieskich włosach i oczach podkreślonych czarnym eyelinerem, ubrany w czerwone spodnie w kratę. Bo ty wcale nie wyglądasz dziwacznie i nie rzucasz się w oczy – Wytknął mu siedmiokrotny mistrz świata.
– N-niebieskie włosy? Co?! Moje włosy są koloru blond! – Zaprzeczył First, a wtedy Lewis sięgnął po telefon leżący tuż przed wielkim ekranem pokrytym masą cyferek. Odblokował go, włączył funkcję aparatu w nim, zrobił First'owi zdjęcie i pokazał mu je. Faktycznie, jego włosy zmieniły się z blond na jasnoniebieskie.
– Widzisz?
– Coś ty mi zrobił?!
– Nic. Tylko zmieniłem kolor. Taki ci bardziej pasuje – Zaśmiał się Lewis, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.
– Przywróć mi mój kolor! – Zażądał First, łapiąc Lewisa za kombinezon.
– Nie. Uważam, że tak wyglądasz lepiej, poza tym Kao mi mówił, że chciałby cię zobaczyć w niebieskich włosach, ja tylko spełniłem prośbę mojego podopiecznego. Po tak koszmarnym dniu przyda mu się coś pozytywnego, nie uważasz?
First aż zazgrzytał zębami ze złości. Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego Hamilton miał tak wielu przeciwników i hejterów, bywał po prostu irytujący. Ciemnoskóry mężczyzna tymczasem bardzo zadowolony z siebie odwrócił się do chłopaka plecami i wbił wzrok w ekran, który właśnie w tej chwili pokazał podjeżdżający do alei serwisowej samochód medyczny, z którego bez żadnej dodatkowej pomocy wyszedł trochę oszołomiony Khaotung, trzymając w dłoniach kask i system HANS. First też go zobaczył i natychmiast wybiegł na spotkanie z nim. Gdy tylko go dopadł, rzucił mu się na szyję, tuląc go do siebie.
– Tak się cieszę, że nic ci nie jest! – Wykrzyknął, starając się przekrzyczeć otaczający ich gwar.
Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że są filmowani, dopóki Kao nie odepchnął go łagodnie i nie szepnął mu do ucha po tajsku.
– Uważaj, jesteśmy obserwowani. Nie tutaj. Porozmawiamy potem.
First kolejny raz tego dnia poczuł się skołowany. Ton głosu Khaotunga brzmiał spokojnie i bardzo profesjonalnie, zupełnie jakby to nie on brał przed chwilą udział w ogromnej kraksie, która posłała jego bolid na otaczające tor wyścigowy barierki z opon.
– Co?
– Rozmawialiśmy o tym. Później, teraz muszę jechać do szpitala na kontrolę. Wyjaśnię ci, jak wrócę. Odejdź.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top