*11*
Gemini, nie mając nic lepszego do roboty, wziął gitarę, usiadł z nią na wygodnej, niebieskiej kanapie(jakże jego apartament w Instytucie różnił się od jego pokoju w domu!) i z pamięci zaczął grać piosenkę, która krążyła mu po głowie już od kilku dni i której zdążył się już nauczyć. Był to utwór „All About That Day" i pasował idealnie do tego, co on sam odczuwał.
One day, in the middle of night at 8
The first time that we met
In the city of stars
You sat there right apart
And I wonder how could it go this well
Now I'm nearly closer, more than anyone else
But just a minute later
We became further apart
It's just back to the start
Like I'm never gonna see you again
Cause all I know
All these made you overwhelmed
And I wish I could change the way it used to be
One day I hope you're gonna hear my name
Like song you always play in the city bars
and your shiny cars
I hope that I'd see you again
And one day I hope you're gonna call out my name
Like the moment when you said
This love's gonna last forever in your heart
Say you never gonna forget all about that day
Cause I've learned a lesson when you walked away
This reminds me of the day
When the first time's spark
The lightning in the dark
But I know how this is going to end
Cause I know all these made you overwhelmed
And I wish I could change the way it used to be
One day I hope you're gonna hear my name
Like song you always play in the city bars and your shining cars
I hope that I'd see you again
And one day I hope you're gonna call out my name
Like the moment when you said
This love's gonna last
Forever in your heart
Say you never gonna forget all about that day
Cause I've tried to sing a love song
But I just can't move on
Cause you're still in my mind
Cause I know you're not even there
When I'm trying to bear all the things that I can't deny
Wanna change it all along
Tryina get up on
But this is killing me inside
I hope I'd be alright
One day I hope you still remember my name
Like the first time we met
In the city of stars
As here we are
Cause I'll never forget
One day I hope you're gonna call out my name
Like the moment when you said
This love's gonna last forever in your heart
Say you never gonna forget all about that day
NuNew stał przy uchylonych drzwiach i słyszał śpiewaną przez Gemini'iego piosenkę, a każde kolejne zdanie uświadamiało mu coraz bardziej, jak ważny dla Gemini'iego był chłopak, którego szukał. Najbardziej uderzyło w niego zdanie: „Tryna get up on, but this is killing me inside“. Zrobiło mu się szkoda młodzieńca, który zakochał się tak bez pamięci, chłopca, który poświęcił się nauce i poszukiwaniom jednocześnie, który rezygnował czasem z posiłków lub snu byle tylko osiągnąć swój cel. Jak dotąd bez powodzenia. New żałował, że nie może zobaczyć portretu, jaki narysował Gem, być może gdyby poprosili szefa Zee o pomoc, razem by go łatwiej znaleźli.
Łatwiej. Jasne. Tajlandia miała populację około 70 milionów, jak w takim tłumie znaleźć jednego człowieka?!
New wiedział, że to zadanie niemal niemożliwe do wykonania, ale przecież ktoś mógłby znać poszukiwanego. Chcąc zaoferować Gemini'iemu swoją pomoc, zbliżył się do drzwi i uniósł dłoń w górę by zapukać, gdy nagle drzwi otworzyły się na całą szerokość, a gdzieś po prawej stronie w kierunku, gdzie znajdowały się sale wykładowe, dało się słyszeć głośny wybuch, co spowodowało, że New mimowolnie podskoczył i potknął się o próg, wpadając prosto w ramiona równie jak on zaskoczonego Norawita. Przez dłuższą chwilę obaj byli jak sparaliżowani, patrzyli na siebie, a Gemi podtrzymywał New, aby ten nie upadł.
New natychmiast zapomniał, że miał poprosić Gem'a o przekazanie mu portretu, dwie inne rzeczy stały się ważniejsze: dziwne uczucie, jakie pojawiło się, gdy Gem go złapał oraz ten przerażający wybuch.
W końcu New pierwszy otrząsnął się z szoku, wydostał z objęć Gemini'iego i wyprostował, stając przed nim niemal na baczność, by po chwili zacząć nerwowo wyrównywać nieco wygniecioną liliową koszulę z czarnym szerokim pasem w poprzek biegnącym od lewego barku do prawej nogi. Do tego dobrano niezbyt obcisłe, ale ukazujące jego wysokie i zgrabne nogi ciemne spodnie dżinsowe, a na nogach miał białe Nike, na których chyba sam domalował mazakami tęczę. Gdy trzymał w ramionach New, czuł się dziwnie, odnosił wrażenie, że to samo wydarzy się w przyszłości, lecz coś mu podpowiadało, że to nie New będzie tym, którego on ocali przed upadkiem. To było dziwne, lecz nie było w tym nic romantycznego, to nie była taka typowa słodka chwila, jakie często pokazane są w serialach, chociaż obaj wiedzieli, że z zewnątrz tak właśnie może to wyglądać.
– P-przepraszam – Wyjąkał Gem, czerwieniąc się wściekle.
– Nic nie szkodzi – Odpowiedział nieco niepasującym do siebie zaniepokojonym tonem.
– Co to było? – Gem szybko zmienił temat, unikając w ten sposób pytań, na które chyba nie potrafiłby odpowiedzieć.
– Nie wiem, chodźmy to sprawdzić – Rzekł New i ruszył przed siebie. Gemini zamknął za sobą drzwi i szybko go dogonił. Nie pokonali zbyt długiej drogi, gdy ich oczom ukazała się sala wykładowa, a raczej to, co z niej zostało. Wewnątrz szalał pożar, a Pond, Cooper i Fluke usiłowali go ugasić, polewając płonące drewniane stoliki wodą z butelek. Niewiele to dawało. Cooper wybiegł i omal nie zderzył się z również idącym szybko w ich kierunku Phuwinem. Phu już niósł wiadro pełne wody.
– Pospiesz się, zanim wszystko spłonie! – Cooper krzyknął do Phuwina, a ten natychmiast wbiegł do auli i oblał zawartością cynowego wiadra najbliższy stolik. Ogień zniknął, a Pond otarł przedramieniem pot z czoła z głośnym „Ufff!".
– Co tu się stało? Mówcie natychmiast, co znowu odwaliliście? – Zażądał odpowiedzi New. Phuwin i Pond wiedzieli, że New jest najbliższy szefowi, przez co bali się, że jeśli mu powiedzą, on doniesie o wszystkim Zee, a to mogło oznaczać dla nich poważne kłopoty. New jakby czytał im w myślach, bo odpowiedział. – Nie ma strachu, nie doniosę P'Zee, chyba że to było coś niebezpiecznego. Macie szczęście, że nie słyszał wybuchu.
– Nie, nie, to nie było niebezpieczne! – Zaczęli protestować, przekrzykując się wzajemnie i usiłując tłumaczyć jeden przez drugiego, co spowodowało jeszcze większe zamieszanie i zmniejszyło szanse na zrozumienie tego przez New i Gemini'iego.
– Uspokójcie się! – Krzyknął na nich New. – Nie wszyscy naraz, bo was nie rozumiem! Po kolei i od początku: co się wydarzyło i dlaczego?
– To może ja – Phuwin wystąpił przed szereg. – Pan Puttha zadał nam za zadanie stworzenie wywaru uśmierzającego każdy rodzaj bólu, niezależnie od tego, czy to ból fizyczny, czy psychiczny, duchowy. To nie było trudne, ale ci dwaj debile – Tu wskazał ręką na Coopera i Ponda(Pond poruszył się, jakby chciał zaprzeczyć, lecz gdy spojrzał na swojego chłopaka, umilkł i tylko słuchał) – zamiast korzenia mniszka lekarskiego i łez feniksa dodali łzy stuletniego mnicha i korzeń gladioli wybuchowej. No i wszystko... wybuchło! To tyle.
– No pięknie. Gdyby pan Puttha wiedział, że nie potraficie przyrządzić prostego przepisu, może zacząłby z wami inaczej. Tak czy siak muszę przynajmniej poinformować pana profesora, musi się dowiedzieć, że macie zaległości. I nie krzywcie się – Dodał widząc pochmurną minę Coopera. – Cieszcie się, że tylko tak się to skończyło. Mogliście w ten sposób zniszczyć cały Instytut.
Gdy New odwrócił się, by odejść i wrócić do swojego studia, w którym często ćwiczył przed występami w obecności Niemagicznych, Cooper wychylił się nieco do przodu i pokazał mu środkowy palec. Gem zawahał się. Iść za New czy zostać z Phuwinem i wypytać go o dokładny przepis na przyrządzenie tego wywaru, z którym on sam też miał pewne problemy. Wreszcie, gdy Nu trochę się oddalił, zdecydował, że pójdzie za nim. Zrównał się z nim i wtedy zapytał.
– Przed wybuchem stałeś pod moimi drzwiami, czy coś się stało?
– Ymmm, tak jakby. Co powiesz na to, żeby poprosić o pomoc w odnalezieniu twojego chłopca Zee?
– Myślisz, że się zgodzi? – Zapytał niepewnie Gem, nie chcąc nawet robić sobie nadziei.
– Nie mam pojęcia, ale nie zaszkodzi spróbować, prawda?
Gem kiwnął potakująco głową. New uśmiechnął się do niego delikatnie i trącił go swoim łokciem w bok.
– Rozchmurz się, jeśli naprawdę tak mocno go kochasz, to na pewno wkrótce go znajdziesz.
Gem bardzo chciał w to wierzyć, ale przychodziło mu to z każdym upływającym dniem coraz trudniej. Obraz tamtego chłopaka powoli zamazywał się w jego pamięci, chwilami nie był nawet pewien, czy to wydarzyło się naprawdę, czy tylko był to jeden z jego wielu bardzo realistycznych snów. New zaprowadził go do biura Zee, któremu wspólnie opowiedzieli historię Gemini'iego i tamtego nieznajomego. Zee wbrew temu, czego oczekiwał New a ku rozpaczy Gemini'iego, tylko się zdenerwował ich pomysłem.
– Czy wyście obaj do reszty powariowali?! – Krzyknął, wstając zza czarnego jak noc biurka i podchodząc blisko do New, którego złapał za krawat i przyciągnął do siebie, rzucając mu wściekłe spojrzenie. – Myślałem, że jesteś mądrzejszy, Chawarin, a ty chcesz z poważnego Instytutu walczącego z demonami zrobić biuro matrymonialne? Tu pracują poważni ludzie, nie mamy czasu ani możliwości, by biegać za każdym zakochanym dzieciakiem, rozumiesz? My tu pilnujemy porządku we wszechświecie! Ogarnij się i wracaj do pracy. Masz występ za kilka dni, chyba powinieneś się zacząć przygotowywać?
– Tak, panie Zee – Odpowiedział pokornie New, skłonił się i umknął z pomieszczenia, nie chcąc jeszcze bardziej działać na nerwy Zee. Nie wiedział, co tak bardzo wkurzyło ich szefa, ale był pewien, że zazwyczaj tak się nie zachowywał. Nawet jeśli był chłodny, ostry i wredny, zwykle nie odmawiał pomocy innym, a zwłaszcza jeśli prosił o to właśnie on, New. Coś musiało się zmienić.
Gemini został w pomieszczeniu, kuląc się na swoim miejscu, jakby usiłował zniknąć z pola widzenia szefa, ale ten dokładnie go widział. Gemini miał wrażenie, że P'Zee zaraz go uderzy, dlatego uniósł ręce nad głowę w ochronnym geście, gdy ten się zbliżył. Wtedy Zee zrobił coś nieoczekiwanego.
Pochylił się i przytulił Gemini'iego, który pod wpływem tak nieoczekiwanego dotyku zdrętwiał.
– Przepraszam, nong Gemini. Chętnie ci pomożemy, tylko nie chciałem, żeby New odrywał się od swoich zajęć, ma sporo na głowie, nie dodawaj mu kolejnych problemów, pozwól, by inni się tym zajęli. NuNew musi przygotować teledysk do swojej piosenki, o który upominają się Niemagiczni, jeśli zajmie się czymś innym i porzuci swoją pracę, zwróci na nas ich uwagę, a tego wolałbym uniknąć. Jeszcze raz przepraszam. Zależy mi na tym, żeby New niczego nie brakowało i żeby nie musiał mierzyć się z krytyką niezadowolonych fanów.
Zee nie mógł powiedzieć wprost, że rozumie młodego i mu współczuje. Nie mógł przyznać się do tego, że sam od dawna kogoś kochał, ale ten ktoś był dla niego niedostępny i że historia Gemini'iego wydawała mu się równie beznadziejna jak jego własna, dlatego zapalił się do tego pomysłu.
Odsunął się od wyraźnie zdezorientowanego Gemini'iego, który kolejny raz pomyślał o tym, że Zee jest zaskakująco nadopiekuńczy jeśli chodzi o jednego z jego podopiecznych.
„P'Zee chyba buja się w NuNew'ie" – Pomyślał rozbawiony.
– P'Zee, proszę się nie martwić, obiecuję, że nie wspomnę New'owi o tym, że się panu podoba – Powiedział zuchwale i wstał. Z przyjemnością obserwował przerażoną minę szefa, do którego dotarło, że ten dzieciak zna jego sekret.
– Ty mały...! – Zee zabrakło słów, więc tylko pogroził chłopakowi palcem. Gemini już wyraźnie uspokojony, niespiesznym krokiem podszedł do drzwi i z ogromną ulgą opuścił pomieszczenie. Potrzebował przejść się na krótki spacer, żeby wszystko poukładać sobie w myślach.
Czasem, gdy wyjeżdżał na wieś do swojej babki, spacerował samotnie po polach i rozmyślał na głos, twierdząc, że w ten sposób łatwiej jest mu się skupić na tym co ważne, jeśli wypowiada to głośno. Te łąki i lasy zazwyczaj były wolne od istot ludzkich, dlatego mógł bez obaw gadać do siebie do woli, nie ryzykując tego, że ktoś go usłyszy i wyśmieje. Tutaj, na terenie Instytutu, także znajdowało się ukryte przejście do ogromnych ogrodów, w których rosły wszelkie gatunki roślin, dostępne nie tylko na Ziemi, ale też i na bliźniaczej planecie o nazwie Gaja II.
Gdy wrócił do swojego pokoju, zastał tam NuNew'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top