Temu panu już wystarczy.

- Przepraszam, ale czy my się znamy? - zapytałam Maxa.

-Mel to ja, Maxiu. Nie poznajesz mnie, motylku?

Motylku?

12 sierpnia 1985 rok

Pięcioletnia dziewczynka siedziała na trawie bawiąc się swoją szmacianą lalką.
Po chwili podbiegł do niej chłopiec na oko w jej wieku.

- Mel, Mel! Chodź, pokaze ci co znalazłem! - krzyknął zachwycony.

Mała będąc ciekawa o co chodzi swojemu przyjacielowi wstała z trawy. Odłożyła lalkę na drewniany stolik i razem z chłopcem poszła w głąb ogrodu.

Chwilę później znaleźli się w miejscu, w którym było pełno różnokolorowych kwiatów.

-Patrz! - chłopiec wskazał na białe róże.

-Maxiu, ale ja nic tam nie widzę.. - powiedziała zawiedziona dziewczynka.

Podeszli bliżej kwiatów.

-Pzyjzyj się, Mel. Plose chce żebyś to zobaczyła. - mały chwycił jej drobną dłoń i wskazał na kwiaty, po czym poprawił okulary swojej przyjaciółce.

Dziewczynka wytężyła wzrok i ujrzała małego, białego motylka.

-Maxiu, ale ładny motylek! - zapiszczała mała.

-Cichutko, bo poleci. - przyłożył jej palec do ust.

Ta lekko pokiwała głową, po czym razem z Maxem zaczeła obserwować malutkie zwierzątko.

Po chwili motyl odleciał.

-Skoda ze uciekł.. - powiedziała zasmucona dziewczynka.

-Nie smuć się, Mel. Na pewno wlóci jutlo, motylku.- przytulił ją mocno.

-Motylku? - zapytała zaskoczona.

-Tak. Od dzisiaj będzies moim motylkiem. - uśmiechnął się do niej, po czym pstryknął ją w nosek. Ta zachichotała, po czym odwzajemniała uśmiech.

-Dzieci! Podwieczorek! - zawołała kobieta z domu.

-Mel, to twoja mama. Chodźmy jus na ten budyń motylku! - chwycił ją za rączkę i pobiegli do domu śmiejąc się.

-Max...?- spojrzałam na niego zdezorientowana.

-Tak, dokładnie! Próbuje ci to wytłumaczyć już od kilku minut, ale się zacięłaś. - zaśmiał się po czym mocno mnie przytulił.

-Co.. Ale.. Jak to? - spojrzałam mu w oczy. - Przecież to szkoła dla czarodziejów..

-Wiesz że zawsze byłem wycofanym dzieckiem. - zaśmiał się - Dopiero niedawno moje moce do mnie przemówiły. - spojrzał w moje oczy. - Pod prysznicem. - poruszył brwiami.

-Ale.. C.. Co?

- Oj uwierz mi, że raczej nie chcesz wiedzieć. - uśmiechnął się jak zboczeniec.

-Masz rację. Nie chce.

Momentalnie zrobiłam się cała czerwona.

-No już spokojnie. Jeszcze tego nie zrobiliśmy. - wyszeptał mi do ucha. - No ale jeśli nie możesz wytrzymać do ślubu, to ja bardzo chętnie..

-Zbok. - klepnęłam go w ramię.
Ten tylko się zaśmiał i wziął mnie na ręce.

-Lekka jak zawsze.

-Zboczony jak zawsze.

xxx xxx xxx

Pokazałam Max'owi zamek i to co znajduje się na około niego.

-A tam - pokazałam mu ręka przez okno w dal - jak pójdziesz dalej znajdziesz się w Hogsmeade.

-Co to?

Zaczęłam mu tłumaczyć.

-Pójdziemy tam?

-Nie powinniśmy.. - poprawiłam swoje okulary.

-No proszę.. Motylku.. Chce się z tobą napić piwa i powspominać stare czasy. - spojrzał w moje oczy.

-No.. Niech ci będzie.. - powiedziałam.

Ten szeroko się uśmiechnął.

-Tylko chodźmy się ubrać cieplej. - powiedziałam.

-Tak jest mamo! - ruszył biegiem w lewą stronę.

-Max!  Ty masz dormitorium po prawo. - zachichotałam.

-A no tak. - pacnął się w czoło i poszedł w prawo.

xxx xxx xxx

-A pamiętasz jak bałeś się mojego kota? - zapytałam pijąc piwo kremowe.

-Tak! On był straszny! Żółte ślepia, duże kły. Do dzisiaj mam go przed oczami. - powiedział ze strachem.

-Max, to był trzy miesięczny kotek. - zaczęłam się śmiać.

-Chyba ten pan cię okłamał! To była bestia! Kiedyś nawet chciał się na mnie rzucić! Dobrze że w porę rzuciłem na niego koc!

-On chciał się tylko bawić!

-Wcale nie! To miałobyć przytulenie śmierci! Widziałem to w jego oczach!

Zaczęłam się z niego śmiać.

Po chwili zaczęłam rozglądać się po barze i dopiero teraz zauważyłam kto przy nim siedzi.

Na stołu przy blacie siedział Malfoy. Wyglądał na nieźle wstawionego.

-Mel, a pamiętasz...

-Poczekaj chwilkę... - przerwałam brunetowi.

Wstałam i podeszłam do blondyna. Barman nalewał następną szklankę bursztunowej cieczy.

-Temu panu już wystarczy. - powiedziałam odsuwając szklankę od chłopaka.

-C.. Co? Ja jeszcze nie skończyłem.. - chwili swój wzrok przeniósł na mnie.

-Idziemy Draco, no już. Wstawaj. - złapałam go pod ramię.

-Nie.. Nigdzie.. Nie.. Idę..nigdzie.. Wolf. - zaczął bełkotać.

-Hej, co robisz? -podszedł do nas Max.

-Pomóż mi zanieść go do zamku. - wskazałam na Malfoya.

-Pewnie.. Ale.. - wziął go pod ramię.

-Wytłumaczę ci później.. - ja także chwyciłam go pod ramię.

-Zostaw... Wolf... Mnie.. Nie... Idźcie się pieprzyć.. - zaczął mamrotać blondyn

-Tak, tak.. Idziemy. Nikt nie może go zobaczyć w takim stanie. - spojrzałam na Maxa.

-Nie chciałem Mel... Naprawdę... Nie...- po jego policzkach leciały łzy.

Zrobiło mi się go za razem żal i smutno. Widząc go w takim stanie. I to jeszcze przeze mnie.

-Już, spokojnie Draco.. - starłam łzy z jego polczków.

Max przyglądał się nam nic nie mówiąc.

xxx xxx xxx

-Zaraz się porzygam.. - powiedział Max po teleportacji.

-Max wystarczy mi Draco na głowie... Nie było innego wyjścia. To cud że on nie.. - i w tym momencie Malfoyowi się ulało i mu poleciało..

Jak takiemu bobasowi, tylko że porządniej.

-Kurwa... - po czym Max zrobił dokładnie to samo.

Obaj zwymiotowali na czystą podłogę. Na korytarzu. W szkole.

Współczuję sprzątania.

Zamknęłam oczy żeby nie móc patrzeć na ich arcydzieła i zaczęłam iść powoli w kierunku siedziby węży, uważając żeby nikt nas nie zauważył.

Blondyn całym swoim ciałem opierał się na mnie.

-Jakie jest hasło? - zapytałam Maxa

-A skąd ja mam to kurwa wiedzieć? Jeszcze mnie tam nie było... - złapał się za brzuch. - Dalej mi niedobrze...

-Max nie tu.. Proszę... Draco.. Jakie jest hasło? 

-Di.. Bi.. Lgo.. Fr.. - zaczął mamrotać pod nosem

-Jakie dildo? - zapytał Max, dalej trzymając się za brzuch.

-Max...

-To dildo zaraz przeczyści mi moje jelita... - jęknął

-Bingo.. Frajerze... - powiedział Malfoy

-A żebyś wiedział.. - zaczął mówić Max, a drzwi się otworzyły.

-A więc hasło to Bingo Frajerze... - powiedziałam do siebie.

Weszliśmy do pokoju Smoka, nikogo w nim było.

-Gdzie toaleta Mel.. - wystękał brunet.

-Za tymi drzwiami. - wskazałam palcem na drewniane drzwi, które znajdowały się na przeciwko nas.

Ten szybko pobiegł.

Położyłam Malfoya na łóżku i zaczęłam go rozbierać.

-Zacznij mnie ujeżdżać, Mel... - jęknął blondyn, a ja wytrzeszczyłam oczy.

-Kurwa..Proszę... Zrób to mocno i szybko... - bełkotał pod nosem.

Starałam się go nie słuchać. Wiem że jest nieźle napruty.
Wygaduje bzdury.

-Jesteś kurwa taka niewinna... W chuj mnie to nakręca... - zdjęłam mu szybko spodnie przez przypadek zahaczając o coś co należy do niego.

On głośno jęknął.

-Ja pierdole.. Zrób to jeszcze raz.. Tylko sobą...na mnie.. - przygryzł mocno wargę. - Chce wejść w cie.. - zatkałam mu usta ręką.

Blondyn położył swoje ręce na mojej talii i mocno przyciągnął mnie do siebie po czym położył się na mnie.

Ja chciałam go zepchnąć, ale był za ciężki. Bałam się co może w tej chwili zrobić.

Schował swoją twarz w moją szyję i przyległe swoim dołem za mocno do mojego. Czułam jak coś jego na mnie napiera.

-Dziś będziemy grzeczni.. - wymamrotał i chwilę potem zasnął.

Ja odetchnęłam z ulgą po czym próbowałam z pod niego wyjść, ale nie mogłam.

Sądząc po chrapaniu, które dochodziło z łazienki stwierdziłam, że Max zasnął.

Sama zmęczona dzisiejszym wieczorem zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top