Akt I Rozdział 2
Obudził mnie rano cholerny kac i obolała ręka. Nieźle musiałem wczoraj nią przywalić w tę latarnię. Próbowałem wyprostować palce u dłoni, lecz szło mi to opornie, ale moje ciało szybko się regenerowało, dlatego niezbyt się tym przejąłem. Jednak te pierwsze uczucie było najgorsze.
Powoli przypominałem sobie wczorajszy dzień. Nie miałem już najlepszego przyjaciela, ponieważ jego dziewczyna zdradziła go z jakimś typem, a jej koleżanka myślała, że tym gościem jestem ja. To wszystko brzmiało jak jakiś nieśmieszny żart. Jak on mógł mi nie uwierzyć! Nadal byłem na niego wściekły. Wiedziałem, że już nigdy się do niego nie odezwę ani się z nim nie spotkam. To był koniec naszej przyjaźni.
W mojej głowie wytworzył się obraz Rozalii. Naprawdę bardzo spodobała mi się ta dziewczyna, ale chyba to wszystko przepadło, kiedy potraktowałem ją dość oschle. Było mi głupio. Blondynka nie była niczemu winna. To Marek schrzanił sprawę naszej przyjaźni. Nie miałem jednak numeru do Rozalii, żeby ją przeprosić, a nie wyobrażałem sobie spytać o to Natalię.
Wtedy mnie olśniło. Julia. Zaprosiła mnie do znajomych na Facebooku, podczas któregoś naszego wspólnego drinka. Szybko wyszukałem ją i zacząłem do niej pisać. Musiałem spotkać się z Rozalią, coś w sercu podpowiadało mi, że ta dziewczyna może zmienić całe moje życie. Julia mi odpisała. W ten sposób otrzymałem dane kontaktowe do blondynki, która dzień wcześniej mnie oczarowała. Zadzwoniłem do niej od razu.
-Halo?- usłyszałem zaspany głos. Prawdopodobnie właśnie ją obudziłem.
-Cześć, z tej strony Julian- westchnąłem.- Chciałem cię przeprosić.
-Julian? Przeprosić?- była rozkojarzona.- Przecież to moja wina, że pokłóciłeś się z Markiem.
-To nie twoja wina. Wczoraj potraktowałem cię trochę zbyt ostro...
-Byłeś zdenerwowany.
Pomiędzy nami zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałem, co więcej mógłbym jej powiedzieć. Bardzo chciałem z kimś porozmawiać. Wyżalić się.
-Chcesz się spotkać?- zaproponowałem.
-Co?- Rozalia była zdziwiona, słychać było po jej głosie.
-Potrzebuję rozmowy- przyznałem.
Dziewczyna przez chwilę milczała. Pewnie nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Myślałem już, że po prostu mi odmówi, a jednak szczęście mi sprzyjało.
-Dobrze- powiedziała.- Wyślę ci mój adres, przyjedź po mnie około szesnastej.
-Do zobaczenia- rozłączyłem się.
Chwilę później dostałem wiadomość od dziewczyny. Cieszyłem się jak dziecko. Jeszcze żadna kobieta nie sprawiała mi tyle radości. Nie znałem jej za dobrze, a już wiedziałem, że chciałbym z nią być. Pociągała mnie. Może początek naszej znajomości nie był najlepszy, ale w moim odczuciu dało się to jeszcze naprawić i zdobyć serce blondynki.
Wybiła godzina szesnasta, a ja czekałem pod domem Rozalii. Ubrałem się w najładniejsze rzeczy jakie miałem, ale też nie przesadzałem, aby nie wystraszyć elegancją dziewczyny. To miało być zwykłe spotkanie przyszłych znajomych. Nie oczekiwałem od razu związku. Najpierw chciałem poznać Rozalię, by później móc z nią flirtować.
-Długo czekałeś?- do mojego auta wsiadła blondwłosa dziewczyna.
Blondynka miała na sobie czarną przylegającą sukienkę, która kończyła się przed kolanem. Makijaż był delikatny, ale wyrazisty. Buty miała takie same jak wczorajszego wieczoru, czyli czarne wysokie szpilki. Uśmiechnąłem się na ten widok. Wyglądała przepięknie.
-Nie- odpowiedziałem.- To gdzie jedziemy?
-Zjadłabym coś dobrego- zrobiła słodką zamyśloną minę.- Przy jedzeniu lepiej się rozmawia.
-Restauracja? Knajpa? Kawiarnia?- zacząłem wymieniać.
-Nie wiem, gdzie mój strój będzie wyglądał najlepiej- zaśmiała się.
-Restauracja z wykwintnym jedzeniem- stwierdziłem.- Ja stawiam.
-Nie musisz- dziewczyna zawstydziła się, a moje serce na ten widok zaczęło bić szybciej.
-Nie muszę, ale chcę- spojrzałem w jej zielone, kocie oczy i wtedy zapomniałem o wszystkim.
Poczułem ukojenie w samym jej wzroku. Nie mogłem uwierzyć, że taka dziewczyna zgodziła się na spotkanie ze mną. Nie czułem na niej złości za wczorajszą sytuację. Jedyne, co czułem to zachwyt jej osobą.
-Jedziemy?- spytała, co mnie uświadomiło, że przez dłuższą chwilę po prostu się na nią gapiłem.
-Tak- powiedziałem stanowczo i ruszyliśmy w stronę jednej z najlepszych restauracji w mieście.
Kiedy dotarliśmy, dziewczyna była bardzo zaskoczona. Wysiadłem pierwszy i otworzyłem jej drzwi jak prawdziwy dżentelmen. Jenak Rozalia siedziała osłupiała, nie wiedziała, co ma zrobić ani co ma powiedzieć. Pewnie przeraził ją fakt, że najlepsza restauracja nie należała do najtańszych.
-Czy tu nie jest za drogo?- jej oczy powiększyły się, a ja ucieszyłem się, że w końcu coś powiedziała.
-Ja mam tu zniżkę. Mój wujek tu pracował- podałem dziewczynie rękę, aby pomóc jej wstać. Skorzystała z mojej pomocy.- Wchodzimy?
-Ja- zaczęła, ale nie pozwoliłem jej skończyć.
Wziąłem ją pod ramie i zaprowadziłem do środka. Ciepłe powietrze buchnęło nam w twarz. W restauracji było elegancko i oszałamiająco. Zawsze pragnąłem tu kogoś zabrać, ale żadna z moich byłych dziewczyn nie zasługiwała na to miejsce. Rozalia wydawała się być godna zaufania, dlatego też zabrałem ją tu.
Miejsce mieliśmy przy oknie. Piękny widok na ulicę, gdzie co chwilę przejeżdżały drogie samochody. W końcu lokal był w jednej z bogatszych dzielnic. Pragnąłem zarabiać tyle, aby było mnie stać na mieszkanie w takiej dzielnicy. Zapewnić dogodne życie mojej przyszłej żonie i dzieciom. Rozmarzyłem się.
-Często bujasz w obłokach, prawda?- zaśmiała się Rozalia.
-Możliwe- przyznałem.- Mam wiele marzeń i często o nich myślę.
-Nie wierzę w marzenia- westchnęła.- Mam tylko realistyczne cele.
-Realistka?- oparłem głowę o swoją rękę i uśmiechnąłem się w stronę dziewczyny, a ona się zaczerwieniła.
-Tak- spojrzała za okno, ukradkiem spoglądając czy nadal na nią patrzę.
-Ja jestem marzycielem.
-Nie boisz się, że twoja marzenia mogą się nie spełnić?- odwróciła się w moją stronę.
Wtedy podszedł do nas kelner z kartą dań. Wspólnie wybraliśmy takie same dania, aby przypadkiem sobie nie zazdrościć. Śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci. Złożyliśmy zamówienie i wróciliśmy do rozmowy.
-Nie wszystko się spełnia, ale nie jest to powód do smutku. Raczej jest to powodem do przemyśleń- odpowiedziałem całkowicie szczerze.- Jestem marzycielem, ale rozsądnym. Nie marzę o tym, co nie jest dla mnie choć w pewnym stopniu osiągalne.
-O czym marzysz w tej chwili?- to było podchwytliwe pytanie.
-O miłości- postarałem się o najszczerszy uśmiech.- O prawdziwej miłości.
-Masz już jakiś plan, żeby spełnić to marzenie?- dziewczyna była zaciekawiona moimi odpowiedziami.
-Może i mam, ale ci nie powiem- zaśmiałem się.
-Dlaczego?- zrobiła minę zawiedzionego dziecka, które nie dostało tego czego chciało.
-Tajemnica- uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Rozalia zrobiła podejrzliwą minę. Uśmiechała się delikatnie pod nosem, jakby wymyśliła szatański plan zniszczenia świata. Jednak nie wnikałem w to, ponieważ akurat wtedy kelner przyniósł nam nasze jedzenie, które wpałaszowaliśmy w kilka minut. Było tak dobre, że trudno było przestać. Nie bez powodu była to najlepsza restauracja w mieście- pomyślałem.
Kiedy skończyliśmy swój posiłek, zaproponowałem małą przechadzkę po pobliskim parku. Złapanie świeżego powietrza i zapalenie papierosa wydawało mi się dobrym pomysłem po tak dobrym jedzeniu. Dziewczyna zgodziła się na mój plan, więc zapłaciłem za nas i wyszliśmy. Dziewczyna po drodze poprawiała swoją sukienkę, a ja nie mogłem się oprzeć. Spojrzałem na jej długie piękne nogi. W głowie pojawiły mi się brudne myśli, których od razu się pozbyłem. Nie mogłem pozwolić, aby cokolwiek stało się seksualnego w naszej relacji już na samym początku. Dżentelmenowi nie wypadało.
Doszliśmy do parku. Niespodziewanie poczułem na swojej dłoni o wiele mniejszą dłoń, która jak się okazało należała do Rozalii. Dziewczyna była czymś wystraszona, dlatego postanowiłem się rozejrzeć. Jedyne, co zauważyłem to parę gołębi i kilka wiewiórek.
-Coś się stało?- w końcu zapytałem.- Wyglądasz, jakbyś się czegoś bała.
-Wybacz- westchnęła.- Mam przeczucie jakby ktoś mnie śledził. Nie zwracaj na to uwagi.
Odwróciłem się, lecz nikogo za nami nie było. Zastanawiałem się skąd u dziewczyny pojawiła się taka straszna myśl. Posmutniała, było to widoczne. Poczułem ukłucie w sercu. Musiałem ją pocieszyć, za wszelką cenę.
-Nikogo za nami nie ma- ścisnąłem mocniej jej dłoń.- I ja tu jestem. Obroniłbym cię.
-Naprawdę?- wtedy zauważyłem w jej oczach łzy.- Przepraszam... Jestem straszną beksą...
-To nic złego- przybliżyłem się do niej.- Nie musisz mi mówić, co się stało i dlaczego tak się czujesz, ale obiecuję ci, że... będę przy tobie.
-Przecież ledwo się znamy- pociągnęła nosem.
-Ale ja już cię polubiłem- złapałem się za kark.- Możemy być znajomymi?
-Tak- starała się uśmiechnąć, choć marnie jej to wychodziło.
-Nie zmuszaj się do emocji, których nie czujesz- przytuliłem ją.- Wyrzuć te prawdziwe emocje.
Wtedy dziewczyna rozpłakała się. Wtuliła się we mnie bardziej. A ja poklepałem ją po plecach, aby dodać jej otuchy. Opanowałem swoje uczucia względem niej, choć nadal miałem uczucie, że moje serce wali jak dzwon.
-Jest już lepiej- wydusiła.- Dziękuję.
-Tak robią przyjaciele, czy coś- wypuściłem ją z uścisku.
Wróciliśmy do samochodu, a ja zaproponowałem odwózkę do domu. W trakcie jazdy dziewczyna cały czas na mnie zerkała. A ja pozwoliłem sobie na położenie swojej ręki na jej nodze, oczywiście miało to na celu dalsze wspieranie Rozalii. Czułem się jakbyśmy byli w związku i w sumie tak to wyglądało, lecz ja się tym nie przejmowałem, a raczej cieszyłem się tym.
-Już jesteśmy na miejscu- wypowiedziałem te słowa z nutką smutku.- Miło było się z tobą spotkać.
-Mam nadzieję, że do zobaczenia- powiedziała, wysiadając z auta.- A to za wspieranie mnie. Jeszcze raz dziękuję.
Na pożegnanie dała mi buziaka w policzek. A ja odjechałem w stronę swojego mieszkania. Od razu po powrocie rzuciłem się na łóżko cały w skowronkach. To był mój najlepszy dzień. Nie mogłem się doczekać następnego spotkania, dlatego od razu postanowiłem napisać do Rozalii. Pisaliśmy do rana, do póki nie zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top