Rozdział 4
Nagle ktoś z tamtej grupy do mnie zagadał.
- Ej, świerzak, losowałeś już? - pyta koleś numer jeden
- Co miałem losować? - zapytałem zestrachany
- Jak to co? Osobę, która odbierze ci twoje dziewictwo. - mówi drugi
- Po całym akademiku rozdają numerki, każdej osobie w szkole, a jak przychodzi świerzak to się losuje, kto go rozdziewiczy. - mówi jeden uśmiechając się dwuznacznie.
- Pamiętacie tego jednego co wylosował Górala? Żal mi go, przez cały pierwszy rok szkolny nie wychodził z pokoju - mówi poważnie drugi - Aż w końcu mu kazali na zakończenie roku szkolnego wyjść. A tam dopadł go on. Krzyki z łazienki było słychać cały wieczór. Następnego dnia znaleziono go w pokoju z podciętymi żyłami na nadgarstku. Ponoć nie wytrzymał presji i popełnił samobójstwo.
Okej, okej, okej... kurwa, nic nie jest okej! Nogi pode mną zaczęły się uginać. Do oczu zebrały mi się łzy. A przed oczami miałem tylko widok tego starego grubasa z JAKUZZI, który z uśmiechem mnie rozbiera w szkolnej łazience.
- Ej, John, Billy. Nie wkręcajcie tak chłopaka. Nie widzicie, że ma już pełno w gaciach? - powiedział trzeci, a cała gromada zaczęła się śmiać jak opętana.
Nagle za okienkiem w recepcji usłyszałem przeraźliwy, podobny do piłowania nożem talerza, jazgot.
- Zamknąć ryje, niewdzięczne gówniarze. Zero szacunku dla starszych.
Nagle w okienku pojawiła się malutka, pomarszczona, starsza pani, stojąca na stołku i wyglądającą zza okienka.
- Aha, o to chodzi. Nowy. - mówi i wyciąga kość do gry z bardzo wieloma ścianami.
- Ja obstawiam pokój 173 - mówi ktoś z grupy po czym cała reszta zaczęła obstawiać inne numery.
- Słuchaj, teraz będziesz losował pokój, w którym będziesz mieszkał - mówi starsza pani.
- Wszyscy tutaj losują pokoje? - pytam rozglądając się za chłopakami.
- Nie, te barany zawsze tu przychodzą, kiedy ktoś nowy przychodzi by losować pokój. W szkole jest zabroniony hazard, więc to jest jedyna szansa, w której mogą coś poobstawiać. - mówi po czym ziewnęła - Weź się pośpiesz, jestem śpiąca...
- Całe życie śpisz, stara jędzo! - ktoś powiedział z grupy chłopaków, a reszta się zaśmiała.
- Który to powiedział! - wkurzyła się staruszka, ale zagłuszył ją śmiech nastolatków. Dała mi do ręki kość.
- A co jeśli wylosuję pełny już pokój? - pytam
- Spokojna, twoja głowa. W momencie gdy zostanie wylosowany pokój, ten powiększa się tak by pomieścić jednego ucznia więcej. - odpowiada
- Ciekawe, czy trafi do pokoju 96. - mówi ktoś z grupy chłopaków, po czym nastolatkowie wydali typowe dla nastolatków "UuuuU..."
- A co niby jest w pokoju 96? - pytam.
- 10 najpiękniejszych dupeczek w całej szkole. I zero chłopaków - mówi ktoś z chłopaków rozmarzonym głosem. Reszta zaczęła potakiwać i mówić "Oj tak..." albo "Dobrze prawisz, bracie..."
- Czyli, że co? Mogę wylosować pokój z dziewczynami? - pytam, a mój mózg podświadomie wyobraża sobie dość gorące scenki ze mną w roli głównej.
- Tak, ale kostka ma własny rozum. Twój rzut nie zależy od ciebie tylko od kostki. A kostka widzi przyszłość i nie dobiera osób losowo. - mówi po czym ziewa.
Rzuciłem kością. Kręciła się i kręciła, aż wylosowała numer.
- 0,5 - mówię.
- Aha. - mówi senna po czym się zerwała.
- CO?! - krzyknęła grupa chłopaków i babcia jednocześnie - Ale to niemożliwe.
Babcia przyjrzała się dokładnie kostce, a chłopaki nachylili się nad moim ramieniem, również na nią spoglądając.
- No rzeczywiście - mówi, ale w jej głosie dalej był cień niedowierzania - Ostatnia osoba, która wylosowała ten pokój, żyła 500 lat temu. - wręczyła mi klucz - ostatnie piętro. Chłopaki cię zaprowadzą. - powiedziała po czym walnęła twarzą w blat przy okienku.
Zaniepokoiłem się, ale chłopaki powiedzieli mi, że po prostu zasnęła. Ruszyłem za nimi, ale na wszelki wypadek spojrzałem się przez ramię, spoglądając na babcie. Zsunęła się z blatu z głośnym hukiem, po czym słychać było tylko donośne chrapanie. Chłopaki przede mną się zaśmiali. Odwróciłem wzrok od starszej pani i podbiegłem bliżej nastolatków.
Otworzyli jakieś drzwi prowadzące do oświetlonego pokoiku 2 metry na 2 metry (winda). Kiedy wszyscy już tam byliśmy drzwi się zamknęły. Chłopcy obrócili się przodem do przed chwilą zamkniętych drzwi i jeden z nich wcisnął guzik jeden z wielu na ogromnym panelu po lewej. Było na nim mnóstwo przycisków. Na większości z nich były numerki. Kiedy chłopak opuścił rękę z panelu pomieszczenie ruszyło. Chłopaki zaczęli rozmawiać na jakiś blirzej mi nie znany temat. Nagle pokoik się zatrzymał. Drzwiczki się otworzyły.
Przed sobą miałem płaski dach, z którego było widać było niesamowite, gwieździste niebo.
- Słuchaj - powiedział któryś z chłopaków. - Tam jest twój pokój. - wskazał palcem na kraniec dachu, gdzie było dobudowane pomieszczenie wystające z płaszczyzny dachu. - Jak będziesz chciał zjechać na dół to wchodzisz do tej windy - powiedział wskazując palcami podłogę małego pomieszczenia zwanego windą - i wciskasz ten guzik - powiedział wskazując na guzik oznaczony zieloną literą P na panelu. - Każdy pojedyńczy numer zaprowadzi cię do pokoju oznaczonego tym właśnie numerem. - powiedział wypychając mnie z windy - Pa! - rzucił na pożegnanie kiedy winda się zamknęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top