PROLOG

W odległej krainie, gdzie w powietrzu było czuć zapach miłości, magi i fiołków, gdzie słońce przyjemnie grzało cały rok, a małolaty cieszyły się zabawą do białego rana... nie no żart. Było hujowo. Lało jak z cebra, jebało zgniłym jajcem, a na ulicy leżało pełno końskich placków. A wiecie skąd to wiem? Bo właśnie w jednym leżę!

-KURWA!!! Moje nowe TRZEWIKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - krzyknąłem wkurwiony na cały świat - Moi rodzice charowali na nie całe życie!!!

Żart. Kupiłem je na przecenie.

Znowu wywalili mnie z roboty. A miałem taką świetną posadkę. Byłem Szitkaczerem. Już wyjaśniam: wyobraź sobie, że leżysz w metalowym śpiworze przyczepionym do podwoźa karocy i zbierasz gówna, które koń zrobi ciągnąć karocę. Ktoś musi dbać o porządek. Jesteśmy wielce szanowani przez plebs mieszkający na ulicach. Dzięki nam leżą w czystych łóżkach. ^^

Wstałem i poszedłem do domu. Mieszkałem z dziadkiem. Moi rodzice zginęli w wypadku. Byli w delegacji kiedy napadły na nich tamtejsze rzezimieszki. Miałem wtedy trzy lata i byłem u dziadków, ale babcia umarła trzy lata temu.

Zrobiłem z buta wjeżdżam i przy okazji rozpierdoliłem stare drzwi naszego domu. Przynajmniej nie muszę już ich zamykać. Przeszedłem do salonu, w którym dziadek siedział na krześle z kółkami (starożytny wózek inwalidzki). Na nogach miał dziury z kawałkiem koca. Patrzył nieobecnym wzrokiem na dogasający ogień w kominku. Pokój był opanowany przez półmrok.

Stanąłem obok dziadka kładąc rękę na jego ramieniu.

-Znowu mnie wywalili- powiedziałem udając skruchę.

Dziadek jedynie przytaknął. Kiedy płomień zgasł zrobiło się ciemno jak w dupie murzyna. Nagle dziadek zrobił coś czego nigdy bym się po nim nie spodziewał od śmierci babci. Przemówił.

-Ile masz lat?- miał niski, gardłowy głos, lekko zachrypnięty.

Poważnie?! Nawet mój własny dziadek nie wiedział ile mam lat?!

-Dzisiaj kończę 15.

Nastała cisza. Grobowa cisza. Nie była niezręczna. Lubiłem ciszę. Gdy nagle jebnął piorun.

-O KURWA!!!- dziadek zerwał się z krzesła. Zaraz... mój dziadek potrafił chodzić?!

-Wiro, pakuj się!!!

-Sam się, kurwa pakuj!

Dziadek spojrzał mi w oczy. Mimo, że było ciemno widziałem dokładnie i wyraźnie jego patrzałki. Tęczówki miały kolor dorodnego buraka.

-Żądam wyjaśnień!- wrzasnąłem zbulwersowany -Czemu chodzisz, czemu...

-Bo nie ma dżemu!- przerwał mi -Nie ma czasu na wyjaśnienia!

Poszedłem się spakować. O co mu chodzi? Wrzuciłem do torby wszystko co miałem. Czyli prawie nic. Wziąłem prawie pustą torbę ruszyłem ku wyjściu z pokoju
We framudze drzwi spojrzałem na moją najukochańszą istotkę. Moją rosiczkę.

-Pa, Beatko- na myśl o tym, że mamy się rozstać zakręciła mi się łezka w oku.

Smutno się uśmiechnąłem i ruszyłem do salonu.

Dziadek złapał mnie za łokieć i szybkim krokiem zaciągnął mnie pod łazienkę. Coś nagle jebło. Deszcz zaczął szybciej i głośniej padać.

Usłyszałem dźwięk ciężkich butów.

-Już są- powiedział dziadek

Pierwszy raz widziałem w jego oczach strach. Jak on się boi to ja się chyba zaraz zesram... no i się zesrałem!

-Zamknij drzwi na klucz i wskakuje do kibla. Cokolwiek byś nie usłyszał pociągnij za spłuczkę- mówił szybko, a ręką którą mnie trzymał lekko mu drżała.

Kroki stawały się coraz głośniejsze. Dziadek szybko wepchnął mnie do łazienki. Ostatnie co zauważyłem to czyjaś sylwetka we framudze drzwi od salonu oświetlona przez błysk błyskawicy.

Tak jak prosił dziadek zamknąłem za sobą drzwi na klucz, ale żeby wejść do kibla. Wahałem się, ale nie przez długo. Moje problemy rozwiał dźwięk tłuczonego szkła, krzyk i coś odbijającego się od drzwi łazienki. Wskoczyłem to kibla i pociągnąłem za spłuczkę.

Beatka! Lecz było już za późno. Poczułem szarpnięcie, jakby miało mi urwać nogi. Wokół mnie zrobiło się ciemno. Słychać jedynie szum wodospadu. WODOSPADU?!?!?!

W jednej chwili zrobiłem się mokry ( ( ͡° ͜ʖ ͡° ) ). Wypłynąłem z dziury i wraz z wodą spadłem do... jeziora? Nie, do jakuzzi. Do jakuzzi w którym siedział jakiś ulaniec. Czubek głowy miał łysy, ale po bokach miał siwe rzadkie włosy. Miał obleśny trzy-dniowy zarost.

-No siema.- powiedział jak gdyby nigdy nic.

-Yyy... Cześć?- odpowiedziałem. Kto jak kto, ale jestem kulturalnym człowiekiem i wiem, że należy się przywitać.

-Jestem dyrkiem tego burdelyyy... znaczy szkoły.

Przepraszam bardzo. Ale... JAKIEJ KURWA SZKOŁY?!

/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /

Książkę piszę w duecie z moim bratem (chociaż szczerze powiedziawszy jestem bardziej jak jego sekretarka lub menadżer XD) Bez niego nie było by żadnego Wiro i żadnego magierdolu.

Pod spodem obrazek jego autorstwa:

SZITKACZER
|
\/

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top