6
- Pan przejazdem czy na stałe? - Wydobył się znad oczu głos.
Nie wiedziałem jak zareagować? Uciekać? Czy może się ukrywać? Czy ja umrę? Czy to już mój koniec? Czy zakończe swój żywot jako prawiczek.
- Czujesz to? Ktoś się zesrał. - zerknął na mnie zaskoczony - To ty?
Popłakem się. Gdzie moja biuścista dziewica ze snów? Co prawda miałem Beatkę, ale ona była tak mała.
- Jezu! Ziom! Chill! - spanikował - Wiesz, że tu nie ma wentylacji?
Trochę się uspokoiłem. Może jeszcze nie umrę, skoro obchodzi go brak wentylacji.
- Wracając do pierwszego pytania...
- Jak na razie to na stałe. Ale jak tak dalej pójdzie to przejazd gwarantowany. - próbowałem zachowywać się cool, ale ten ucisk w gaciach mi przeszkadzał.
-AaAaaAaAaAAAAa, nowy współtor. Stefaniusz jestem.
Nagle z dupy pojawiło się światło.
Na prawdę. Świecąca dupa wystawała ze ściany.
I wtedy go ujrzałem. Dwudziestolatek wiszący do góry nogami, trzymając się palcami u stóp wieszaka. A szafa jakaś wyższa niż gdy do niej wchodziłem.
- A ty? Jak masz na imię? Mój chłopcze.
- Wiro. Mój zwisający przyjacielu.
- W takim razie Wiro, witam w moich skromnych ścianach. Jak widzisz ta szafa jest moim domem. Więc nie upychaj tu dupeczek, kiedy inspekcja wbije ci na chatę. No chyba że chcesz się podzielić - puścił mi oczko.
- A tak dokładnie to czy-czym jest ta szafa? - zapytałem bo tak życzyło się autorowi.
- Gdybym miał to opisać w trzech słowach, powiedziałbym "Dla mnie błąd".
- He?
- Kiedyś się dowiesz. Ale żebyś zrozumiał to powiem tak: Mój dom, twoje przejście.
- Przejście? Do kąd?
- Zależy gdzie chcesz iść. Tylko za dużo sobie nie wyobrażaj. Bo .się. stanie. Tobie. Albo MI. Ale jak na razie. Możesz już stąd iść. Tylko zostaw uchylone drzwi. Wiesz, żeby się wywietrzyło.
Kiedy już wyszedłem z szafy w pokoju było czysto. Pajęczyn? Zero! Kurzu? Zero! Mmm i ten miły zapach! Czuć świeżą miętę i nutkę...
Zaciągnąłem się
A nie, to z szafy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top