7

Nagle usłyszałem pukanie.

O nie, czy to ta inspekcja?!

W panice rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu ukrycia. Pod łóżko się nie zmieszczę, z pod biurka będzie mnie widać, a do szafy raczej nie powinienem wracać już teraz.

Jak ostatni debil stałem na środku pokoju, aż w końcu drzwi się same otworzyły.

W drzwiach stał kruczy blondyn.

- Jo, nie otwierałeś, a w drzwiach były klucze, więc myślałem, że coś się mogło tobie stać.

Klucze w drzwiach? Przecież mam je w kieszeni. Włożyłem dłoń do kieszeni i rzeczywiście tam były.

- Ty z inspekcji? - zapytałem niepewnie.

- Inspekcji? - zaśmiał się chłopak - Zdążyłeś już coś przeskrobać, żeby inspekcja wpadała ci na chatę? Przyszedłem, by cię oprowadzić, ale nie chcę mi się, więc trzymaj KOPSa.

Rzucił we mnie grubą okładką. Oberwałem w mordę. Książka z twarzy zsunęła się w moje ręce. Bolało. Bardzo.

- To ja spadam - i wziął i wyszedł.

Otworzyłem książkę. Co do huja? Wewnątrz ukazała się tylko jedna kartka. I do tego skubana była pusta.

Przewróciłem ja na drugą stronę. Może z tyłu było coś napisane.

- Ała! Kurwa gryzie! - przeciąłem się krawędzią kartki. Krew dramatycznie trysnęła mi z palca na kartkę. 

W niewyjaśniony sposób, plama krwi uformowała się na kształt ust. A te usta się otworzyły.

- Witej nowy szkolorzu. Ja żem KOPS. Ksionżka oprowadzająca po szkole. Mam ci sużyć, cobyś wiedzioł co, kaj i jak w tyj akadymiji. Toż? Co chciołbyś sie przewiedzieć?

- Czy jest możliwijość zmyjianiny twojegosz jęzoryjaa - nieskutecznie próbowałem naśladować książkę.

- Możesz godać normalnie, ale mi godki niy zmiynisz - odpowiedziała natychmiast.

- Naprawdę nie da się nic zrobić?! - lamentowałem 

- Możesz polizać omszlag, a zaczniesz mie miarkować 

- Onszlag? Chodzi o rurę od kibla, czy o szlauch? - za przerażeniem zapytałem. Nie spieszyło mi się do lizania rur od kibla.

- Omszlag, ta skora co mie obtocza.

Odetchnąłem z ulgą, że nie muszę lizać rury od kibla. Niepewnie przyłożyłem mój język do okładki książki. 

- No dowej! - chyba mnie pośpieszyła, sądząc po tonie.

Zamknąłem oczy i zrobiłem to szybko, by mieć już to za sobą.

- No i jak, miarkujesz co teroz do ciebie godum? Tak choby nauczoł sie już mojij charwy?

Niesamowite, rozumiałem! 

- Tak, rozumiem. Dziękuję za ułatwienie mi życia - łezka szczęścia zakręciła mi się w oku.

- No dobro. Niy płakej, ino zadowej pytanio.



*A/N - Nie polizaliście okładki, więc nie nauczyliście się języka książki. 













Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top