Trzydzieści Dziewięć
Podobno,najsilniejszą więź emocjonalną, dziecko odczuwa z matką.Najprawdopodobniej, wynika to z dziewięciomiesięcznego okresu ciąży. Przez średnio 38 tygodni, płód zmienia się w człowieka z krwi i kości, a dziwne przywiązanie, zmienia się w bezwarunkową miłość.
Wyczytałam to kiedyś w jakiejś książce albo na blogu dla młodych mam, gdy byłam w ciąży z Alexem. Nie zgodziłam się z tym stwierdzeniem. Chyba dlatego, że myślałam, że jestem bardziej związana z tatą niż mamą.
Całe życie, dobra, większość mojego życia myślałam, że jestem lustrzanym odbiciem taty. Sądziłam, ze mamy takie same charaktery. I może były podobne, ale nie takie same.
Okazuje się, że mamy podobne gusta. Oboje lubimy czasami posiedzieć w ciszy i lubimy oglądać wiadomości. W dużych ilościach.
Tak też jest, dzień przed Sylwestrem. Siedzę u taty w szpitalu i oglądamy poranne wydanie wydarzeń. Robimy to w ciszy,jak większość rzeczy ostatnio.
Miło jest, w końcu posiedzieć i pomyśleć. Albo po prostu, posiedzieć. Chyba nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam taka... spokojna.
Nagle dobiega mnie ciche westchnienie. Spoglądam więc na tatę i uśmiecham się mimo woli.
-Zasnął- mówię do siebie. Zamykam gazetę, którą przeglądałam chwilę wcześniej i siadam tak, by móc lepiej widzieć tatę. Przyglądam mu się dłuższą chwilę.
Dopiero teraz spostrzegam, że jego policzki jeszcze bardziej się pozapadały. Coraz bardziej widać jego kości. Ma ciemnofioletowe cienie pod oczami. Nie ma już włosów na głowie,ani brwi i rzęs. Piżama, którą ma na sobie, mogłaby należeć do jego starszego brata.
Gdy tak na niego patrzę, przychodzi mi na myśl tylko jedno porównanie. Wygląda jak więzień obozu koncentracyjnego.
Już przestałam łudzić się nadzieją, że nagle zdarzy się cud i tata wyzdrowieje. Niestety, nadal nie potrafię pogodzić się z tym, że umiera.
https://youtu.be/nfgvQbyafQ8
Na okres bożonarodzeniowy, razem z Alexem,przenieśliśmy się do domu moich rodziców. Głównie z dwóch powodów. A) Stąd jest bliżej do szpitala niż ode mnie. B) Poza tym, tutaj, jestem informowana na bieżąco o stanie zdrowia taty.
Po tym, jak popołudniu, Franek zmienia moją wartę,jadę do domu. Jak zwykle, jest tu pusto.
Gabrielowi udało się namówić Tośkę, na wyjazd w góry. Dlatego przedwczoraj z samego rana, wzięli Antka, spakowali swoje bagaże do samochodu i tyle ich widziałam. Mimo to, siostra dzwoni do nas po cztery razy dziennie, żeby zapytać o tatę.
-Już jestem!- wołam od progu, ale nikt mi nie odpowiada.
Zanoszę do kuchni zakupy, które zrobiłam po drodze ze szpitala. Następnie zaczynam chodzić po domu, w poszukiwaniu żywego ducha.
W salonie, zastaję śpiącego Alexa i śpiącą Edytę.Ich twarze oświetla tylko włączony telewizor, na którego ekranie pojawiają się napisy końcowe jakiejś kreskówki. Dopiero, gdy próbuję przedostać się do pilota, następuję na jakąś zabawkę.Okazuje się, że cały salon jest upstrzony w maskotkach, klockach i samochodzikach. Jak w bajkolandzie.
Przykrywam śpiochów kocem i wyłączam telewizor.
Postanawiam poszukać mamy, choć nie powinno być to trudne.
Od wyjazdu Tośki, nie wychodzi z pokoju i z nikim nie rozmawia. Nawet do Tośki nie chce się odzywać, gdy ta dzwoni. Mama nie chce też jeść. A ja nie wiem, co z tym zrobić.
Już pierwszego dnia jej dziwnego zachowania, zaczęłam się o nią martwić. Niestety, moje błagania spotkały się z oziębłym milczeniem i ignorowaniem.
Bez pukania, otwieram drzwi jej sypialni. Leży na łóżku, plecami do mnie, nadal w piżamie. Na stoliku obok łóżka,stoi nadal nietknięty obiad.
-Znowu nic nie zjadłaś- wzdycham ciężko. Nie liczę na to, że mi odpowie.
Siadam na skraju materaca i dopiero teraz zauważam, że mama drży. Z początku myślę, że z zimna, ale chwilę później słyszę jak pociąga nosem.
-Mamo?- pytam, ale nic nie mówi.- Nie płacz.
-Nie płaczę- mówi łamiącym się głosem.
-Oh, mamo- kładę się obok niej i obejmuję ją.Opieram brodę na jej ramieniu i razem z nią wpatruję się w przestrzeń.- Będzie dobrze, słyszysz? Teraz jest źle, ale potem będzie lepiej.
-Wiem- szepcze, a chwilę później zalewa ją nowa fala łez.- Ale tego się boję. Że gdy będzie lepiej, wszyscy zapomną o Michale.
-Mamo, coś ty!- zaprzeczam.- Nie zapomnimy. Nie o nim.Zapomnimy o bólu i o tym jak było ciężko. Ale tylko na chwilę.Będzie ciężko, ale razem damy radę.
-Nie wiem, czy jestem gotowa, by go stracić- odwraca się do mnie. Teraz bez problemu widzę jej zapłakaną twarz.- Twój ojciec, jest wszystkim co mam. On, jest całym moim życiem.
-Żadne z nas nie jest na to gotowe- mówię z wielką gulą w gardle.- I nawet jeśli się wie, że kogoś się straci, niemożna się przygotować na ból, który nas dosięgnie. Cierpienie może być większe niż przypuszczamy i musimy stawić mu czoła,bez względu na wszystko.
Patrzy na mnie smutnym wzrokiem, ale nic nie mówi.Jakby była pewna, że jeszcze nie skończyłam. I ma rację.
-Pamiętasz, co powiedziałaś mi po śmierci babci?-pytam.
Marszczy brwi, jakby nie wiedziała do czego zmierzam.
-Powiedziałaś mi, że...- urywam, czując łzy napływające do oczu.- Czas leczy rany. Tak mi powiedziałaś. I kiedy Daniel zginął, trzymałam się tej jednej myśli. Przez trzy lata, tylko te słowa sprawiały, że wstawałam z łóżka. To twoje słowa, pomogły mi wyleczyć się z depresji. Bo czas, zaleczy rany.
-Kochanie...- kręci głową.
-Poczekaj- przerywam jej.- Straciłam męża, moją miłość życia. I wiesz dlaczego, wpadłam w depresję?
Znów kręci głową.
-Bo byłam sama. Nie miałam nikogo przy sobie, oprócz małego, rocznego dziecka- tłumaczę.- Dopiero, gdy zachorowałam,zaprzyjaźniłam się z siostrą Daniela. Ale... Ale ty? Ty, masz nas. Mnie, Tośkę, Franka. Przejdziemy przez to piekło razem.
-Kiedy stałaś się taka dorosła, huh?- mama pociąga nosem i uśmiecha się przez łzy.
Wzruszam ramionami, choć znam odpowiedz na to pytanie.
Dopiero dorastam.
https://youtu.be/6ifr7YTEVCs
Kilka godzin później, razem z mamą czekamy na dźwięk piekarnika, który oznajmi, że można już wyciągnąć ciasto. Gdy tak się dzieje, dobiega mnie też szczęk otwieranego zamka w drzwiach.
To pewnie Franek.
Zazwyczaj ktoś zostaje z tatą na noc, ale dzisiaj poprosiłam brata, żeby wrócił do domu. Za kilka minut, powinien pojawić się też Adam, więc dzisiejszy wieczór, wszyscy spędzimy razem. Tak samo jak jutrzejszy. Dziś jednak nie chciałam być sama z mamą.
-Długo jeszcze?- pytam mamę, mając na myśli ciasto w piekarniku, którego mama jeszcze nie wyjmuje.
-Czekaj cierpliwie- przewraca oczami.- Oh, cześć Franuś.
Spoglądam na brata, który własnie wchodzi do kuchni.Widzę jak na jego twarzy, maluje się znaczący uśmiech.
-Nawet o tym nie myśl- karcę go.- Pierwsza zarezerwowałam pierwszy kawałek.
-Jasne- kiwa głową, ale i tak obmyśla chytry plan,jak odebrać mi ten kawałek ciasta.
-Nigdy was nie zrozumiem- mama patrzy na nas jak na wariatów.- Co specjalnego jest w tym pierwszym kawałku?
Nim zdążę otworzyć usta bu odpowiedzieć, ubiega mnie głos mojej siostry.
-To, że jest pierwszy- wyjaśnia z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Co tu robicie?- pyta mam, gdy za Tośką, do kuchni,wchodzi Gabriel z Antkiem.
-To moja wina- odzywam się.- Pomyślałam, że...
-Ach, nie ważne- przerywa mi mama i zbywa moje próby tłumaczenia się, machnięciem ręki.- Ważne, że jesteśmy razem.
Czy mam jakiekolwiek prawo temu przeczyć?
W chwili gdy odkładam swój talerz do zlewu, szum rozmów i szmer zabaw Alexa i Antka, przerywa dzwonek telefonu.
-Kto może dzwonić o tej porze?- dziwi się mama, ale idzie odebrać.
Zaczynam sprzątać po naszej "wyżerce", jak nazwał to Franek. Tośka i Edyta bawią się razem z dzieciakami, a Gabriel, Franek i Adam rozmawiają o sezonie zimowym, skokach narciarskich i o tym, jaka pogoda panuje w górach.
Marzy mi się wyjazd w góry. Nie byłam tam chyba z 15 lat. Strasznie za nimi tęsknię, ponieważ góry były niegdyś moim drugim domem.
Z rozmarzeń, wyrywa mnie widok zapłakanej mamy,stojącej w progu.
Nic nie musi mówić. Nic nie musi robić. W jej oczach i łzach, które z nich lecą i nie mogą się zatrzymać, wnioskuję co się stało.
Następne kilka sekund to odgłos tłuczących się talerzy i cichnących rozmów. Wszystko się zatrzymuje i cichnie.Jakby ktoś wcisnął przycisk pauzy. I zaraz potem, nagle wszystko przyśpiesza.
Wszystkie mury opadają, pola obronne to już tylko gruzy. Wszystkie tamy wewnątrz mnie pękają, na rzecz powodzi emocji, które mnie zalewają niczym powódź.
Tak jak stoję, opierając się o lodówkę, osuwam się na podłogę. Chowam twarz w dłoniach i pozwalam by emocje wzięły nade mną górę.
Nie obchodzi mnie, co się dzieje z innymi.
Bo mi, wali się świat.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top