Osiem
Zniknięcie Adama nikogo nie dziwi. Najwidoczniej się tego spodziewali. Marcin i Igor, nawet, założyli się o to, ile Adam z nami wytrzyma.
Nie wnikam, w to, który z nich wygrał. Moje myśli, zajmują wspomnienia naszej kłótni. Cały czas, wracają do mnie jego słowa: "Gdybyś nie była pewna, że nic jej nie zrobiłem, nie spałabyś ze mną w jednym łóżku". Automatycznie przypomina mi się cytat Jonathana Carrolla. Mówił o tym, że spanie obok drugiej osoby, to akt absolutnej ufności, bo człowiek jest wtedy, całkowicie bezbronny.
Gdy pierwszy raz przeczytałam te słowa, bez sprzeciwu się z nimi zgodziłam. Teraz, także się z nimi zgadzam. Powinnam, więc też, wierzyć w to, że Adam nie skrzywdził tej dziewczyny, ale jakaś część mnie, jednak odrzuca taką możliwość. Tylko, że Adam nie wygląda na takiego człowieka.
Postanawiam poczytać o tym w internecie, ponieważ nie mam zamiaru, pytać o to, żadnego z Woźniaków. Natrafiam na ten sam artykuł, który czytałam u mnie w domu, przed wizytą Adama.
Okazuje się, że pozew został oddalony, przez sąd, ponieważ nie znaleziono żadnych dowodów, a "poszkodowana", oświadczyła, że wszystko było kłamstwem.
Te same informacje pojawiają się na trzech innych stronach, co każe mi sądzić, że wersja Adama może być prawdziwa.
Jakaś inna, mniej racjonalna, to mogło być ukartowane. Może Adam zapłacił tej dziewczynie. Może pozbył się dowodów. Szybko, jednak, wyrzucam z głowy te myśli.
Adam, może i jest dupkiem, na dodatek, apodyktycznym dupkiem, ale nie zrobił by tego. Nie zgwałciłby tej dziewczyny i nie pozbył się dowodów.
W przypływie emocji, chwytam swój telefon i wybieram jego numer. Sekundę później, rozłączam połączenie, nie wiedząc, co mogłabym mu powiedzieć.
Nagle odzywa się dzwonek mojej komórki i podskakuję na kanapie, na której siedzę. Spoglądam na wyświetlacz i wzdycham ciężko. Przecierając oczy jedną ręką, odbieram.
-Cześć, mamo- witam się, nieśpiesznie.- Co tam u was?
-Yym... Dobrze- jej głos jest dziwnie stłumiony, jakby zasłaniała czymś usta, albo coś.- A u Ciebie? Przeprosiłaś Woźniaków, za to, że nie przyjechaliśmy.
-Tak, owszem- rzucam na odczepnego, kłamiąc rzecz jasna, ponieważ nikogo nie przepraszałam.- Jak, otwarcie tej fabryki?
-Co?- pyta, jakbym wyrywała ją z zamyślenia.
-Pytam, jak poszło otwarcie fabryki- tłumaczę, nieco zdenerwowana.- Słuchasz mnie?
-Jakiej fabryki?
Ona żartuje, tak?
-Tej, przez którą nie mogłaś tu, z tatą, przyjechać- mówię.- Mamo, wszystko w porządku?
-Tak- odpowiada szybko. Zbyt szybko. -Wszystko dobrze. W jak najlepszym porządku. Czemu pytasz?
Zaczynam się niepokoić. Mama, nigdy, się tak nie zachowuje. Tym bardziej, jeśli rozmawia z kimś przez telefon. Wiem to, bo mieszkając w Nowym Orleanie, otrzymywałam od niej, co najmniej pięć połączeń dziennie. Zawsze całkowicie, skupiała się na naszych rozmowach, żeby potem, wszystko, opowiedzieć w domu. Coś musi się teraz dziać.
-Dziwnie się zachowujesz- wzruszam ramionami, jakby mogła to zobaczyć.- Na pewno wszystko, okay?
-Tak- tym razem, mówi to po dłuższej chwili.- To pewnie dlatego, że zaczyna boleć mnie głowa. Ale powiedz, co u Ciebie? Co robisz? Podoba Ci się tam?
Marszczę brwi i odnotuję sobie w myślach, żeby zadzwonić do Tośki i zapytać, co z mamą.
Wstaję z kanapy i idę w stronę drzwi balkonowych. Opowiadam mamie o tym, jak zeszłego wieczoru, graliśmy w Kim jestem? Czym jestem?, że nad ranem poszłam na plażę, a teraz siedziałam i szukałam w internecie, czegoś do nowej książki (tak, kłamię w żywe oczy, a raczej uszy, własnej matce). Pomijam fakt, że prawie pocałowaliśmy się z Adamem oraz, że się z nim pokłóciłam.
-Ogólnie, to jest super- mówię.- Tylko, dziś pada, ale jutro ma być ładnie, więc wybiorę się do miasta i kupię wam coś fajnego. Może jakąś figurkę? Ostatnio mówiłaś, że tata stłukł ten wazon z Genui i pomyślałam, że kupię coś w to miejsce. Co ty na to?
-To wspaniały pomysł- popiera moją decyzję, jak gdyby nigdy nic. Teraz już jestem pewna, że jest coś nie tak. Mama nienawidzi, kiedy przywozimy z wycieczek i wyjazdów, jakieś rzeczy, które do niczego się nie przydadzą.
W słuchawce, słyszę dźwięk syreny pogotowia.
-Mamo, słyszę karetkę?- niepokoję się.
-Tak, przejeżdża obok hotelu, w którym się zatrzymaliśmy- znowu, zbyt szybko odpowiada.- Przepraszam Cię, słoneczko, ale muszę kończyć. Pa.
-Pa. Pozdrów tatę- żegnam się i rozłączam. Dłuższą chwilę, wpatruję się w mój telefon. - Co, ukrywasz, mamo?
Wbijam spojrzenie w szybę. Cała pokryta jest kroplami deszczu, który nie przestaje padać.
Lubię deszcz, szczególnie ten ulewny. Nie wiem dlaczego, ale gdy pada, czuję się wtedy, jakby świat okazywał mój stan ducha, który od 10 lat, jest taki sam.
Przez 10 lat, zdążyłam się przyzwyczaić się do ciągłego smutku i wściekłości. Do bezradności i uczucia pustki. Zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że świat mnie nie oszczędza i lubi kopać mnie w tyłek.
Z tą myślą, wracam do przeglądania internetu, by dowiedzieć się czegoś więcej, o rzekomym gwałcie.
-Boże, czemu pokarałeś mnie, Adamem Woźniakiem?- pytam, spoglądając na sufit.
Przy komputerze spędzam większość popołudnia, aż przychodzi do mnie Marcin.
Nie wiem, po co przyszedł, ale trochę mnie to niepokoi, ponieważ wyraz jego twarzy, nie jest jednym z tych, które mówią: "Pogadajmy o zielonej łączce i hasającym, po niej, różowym jednorożcu". Wyraz jego twarzy, mówi: "Wiem coś, czego nie wiedzą, o Tobie, inni".
Siada na łóżku, opiera łokcie na kolanach i rzuca mi przelotne spojrzenie. Nie odzywa się.
-Cześć?- jestem tak zdezorientowana, że brzmi to jak pytanie.
Kiwa tylko głową, jakby był, tak bardzo zajęty myśleniem, że nie miał czasu mi odpowiedzieć.
-Rozmawiałaś z Adamem?- pyta, w końcu.- Poza, tą waszą kłótnią, rano?
Marszczę brwi i przez chwilę zastanawiam się, czy dobrze usłyszałam. Szybko, jednak, domyślam się, że brat mógł mu wszystko opowiedzieć.
-Nie- kręcę przecząco głową. -Więcej nie rozmawialiśmy. Czemu pytasz?
-Adam, to mój brat, ale wszyscy wiem, że czasami jest strasznym wrzodem na dupie- wali prosto z mostu.- Dlatego, nie wściekaj się na niego. On...
Urywa i zastanawia się, nad czymś, intensywnie. W tym samym momencie, podciągam kolana pod brodę i obejmuję je ramionami.
-On, wszystko musi wiedzieć. Taki jego urok. Nic na to nie poradzimy- uśmiecha się smutno.- Nie próbuję go usprawiedliwić , raczej staram się Ciebie przekonać, że to kompletny imbecyl....
-Ale, ja to wiem- przerywam mu.- Znam go jakieś dwa tygodnie i zdążyłam się o tym przekonać, nie jeden raz.
-Czyli nie jesteś na niego zła- głos Marcina jest pełen nadziei.
-O, nie. Jestem wściekła- widząc jego spojrzenie, dodaję:- Grzebał mi w telefonie, bez mojej zgody. Jak mam nie być zła? Ty byś nie był?
-Chodziło mi o Alexa, kimkolwiek ten człowiek jest- wyjaśnia.- Nie powinien o to pytać. Ale, co?! Grzebał Ci w telefonie?!
Karcę się w duchu. Jak mogłam nie wpaść na to, że tego Adam mu nie powiedział? Aa, już wiem. Nie rozumiem, jego rozumowania.
-Długa historia- zbywam to machnięciem dłoni. Wstaję z kanapy, przeciągam się i wpadam na genialny pomysł.- Mogę Cię o coś poprosić?
-Jasne, wal śmiało- z miejsca się zgadza.
Robię zamyślony wyraz twarzy i przez chwilę, trzymam go w niepewności. Prawie wybucham śmiechem, gdy w jego oczach, pojawia się autentyczny strach.
-Wyciągnij mnie z tego pokoju- jęczę.- Jeśli posiedzę tu, choćby minutę dłużej, to zwariuję.
Teraz on, trzyma mnie w niepewności. Nawet dłużej, niż ja jego.
-Co powiesz, na wypad na piwo?- proponuje, po czym taksuje mnie spojrzeniem i poprawia się:- Co powiesz, na wypad na lampkę wina?
-Myślę, że zostaniemy serdecznymi przyjaciółmi- mówię nagle. Podchodzę do szafy, w której powiesiłam swoją ramoneskę.- Piwo będzie okay.
Kilka minut później, po zebraniu całej ekipy, składającej się ze mnie, Marcina, Amelii i Igora, chodzimy na dół. Żartujemy z tego, jak Marcin, będąc dzieckiem, biegał po domu, w samej pieluszce i krzyczał, że jest nocnikowym potworem.
Tak bardzo zanoszę się śmiechem, że prawie spadam ze schodów. Prawie, bo Marcin chwyta mnie w tali i ratuje mnie przed upadkiem.
Gdy spoglądam mu w oczy, by podziękować, dostrzegam, że mają czysty odcień zieleni. Nie ma w nich żadnej domieszki szarości, błękitu czy brązu. Czysta, nieskazitelna zieleń. Nie wiele ludzi, na świecie, ma taki kolor.
-Dzięki- udaje mi się wydusić, ale nie na tyle głośno, by usłyszeli to Amelia i Igor.
Cały czas, wpatrujemy się, w siebie nawzajem, z Marcinem, ale ocuca mnie dobrze znany, już, głos.
-Coś przegapiłem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top