Trzydzieści Sześć

Tata, leży na OIOM-ie przez tydzień. Przez te siedem dni, na zmianę z mamą i Frankiem, dyżuruję na korytarzu. Nie możemy siedzieć z tatą, ale zawsze jesteśmy obok.

Po tygodniu, gdy jest z nim już lepiej, przenoszą go do sali, gdzie może przyjmować gości. Jednak, nadal musi odpoczywać.

Mimo tego, mama i mój brat, obierają sobie za cel, przekonanie taty do operacji wycięcia trzustki. Nic nie wskórają, bo on uparcie trwa przy swoim. Odnoszę wrażenie, że spotkania ze mną, są dla niego zbawieniem. Nie poruszam tematu operacji i dalszego leczenia. Wiem,że jeśli Michał Podgórny, podejmie jakąś decyzję, to się jej trzyma.

Nie,żebym przyjęła to bez problemu. Przepłakałam przez to, wszystkie wcześniejsze noce. No, bo jak można tak żyć? Ze świadomością,że coś od środka cię zjada?

Dużo z tatą rozmawiamy. Zwykle o przyziemnych rzeczach, takich jak pogoda, najświeższe wiadomości z biznesu i świata, a raz nawet o żużlu. Częściej, jednak, tata wypytuje o to, co u mnie.

Mówię mu, że wstrzymałam się z pisaniem. Że próbuję zająć się rodziną, Alexem, a przede wszystkim nim. Coś w jego spojrzeniu,każe mi twierdzić, że nie uważa mnie za szczęśliwą. Nawet,mimo zapewnień z mojej strony, że tak jest.

-Alex,bardzo cieszył się, z tego wyjazdu na Mazury- mówię dziesiątego dnia, pobytu taty w szpitalu.- Cały czas, mówi tylko o tym, jak bardzo chciałby tam wrócić.

-Więc,będziesz musiała, kiedyś go tam zabrać- jego głos jest zachrypnięty i osłabiony.

-Ty go weźmiesz- uśmiecham się.- Jak Cię stąd wypiszą i poczujesz się lepiej, oczywiście.

-Iguś...-zaczyna i kręci głową.

-Wyzdrowiejesz-mówię stanowczo.- Ten rak, nie jest na stałe. To tylko przelotne spotkanie.

Tata wzdycha ciężko, jakbym faktycznie miała rację. Ale oboje znamy prawdę. Bez operacji, nie wyzdrowieje.

Z ciszy, wyrywa nas, delikatne pukanie do drzwi. Odwracam się i widzę Alexa. Zapomniałam, że umówiliśmy się, że mnie odbierze, kiedy Franek przyjdzie mnie zmienić.

-Dzień dobry- wita się z moim tatą, po czym zwraca się do mnie:- Cześć.

-Hej-odpowiadam i gestem, zapraszam go, by wszedł. Zerkam na zegarek,który mam na nadgarstku.- Jesteś za wcześnie.

-Wiem-uśmiecha się.- Chciałem tu z wami posiedzieć.

Marszczę brwi.

-A Alex?- pytam.

-Jest u moich rodziców- mówi, jak gdyby nigdy nic, a następnie, przenosi spojrzenie na mojego tatę.- Jak się pan czuje?

-Bywało lepiej- podciąga się na łokciu i siada wygodniej.- Ale nie narzekam.

-Słyszałem,że nie zgadza się pan na operację- ciągnie Adam.

-Owszem-to tyle, jeśli chodzi o to, co ma do powiedzenia na ten temat. Adam to zauważa, więc nie drąży dalej.

Po spojrzeniu taty, widzę, że chce mnie o coś spytać, ale w obecności Woźniaka, boi się to zrobić. Dlatego proszę go, żeby nas zostawił. Kiedy chce protestować, posyłam mu błagalne spojrzenie. Niechętnie kiwa głową i wychodzi.

-Jesteście razem- mówi tata, gdy drzwi zamykają się za Adamem.

-Tak-przytakuję.- A przynajmniej próbujemy. To nic pewnego, dlatego nikomu jeszcze...

-Jesteś z nim szczęśliwa?- pyta, przerywając mi.

Hm, dobre pytanie. Ale czy po dwóch miesiącach znajomości, nie powinnam być już pewna tego, czy jestem szczęśliwa w towarzystwie Adama?

A przez ten tydzień? To on, uspokajał mnie w nocy, gdy nie mogłam przestać płakać w poduszkę. To on, trzymał mnie w ramionach, gdy próbowałam zrozumieć, czemu tata nie chce tej operacji. To on, był przy mnie, kiedy uświadamiałam sobie, że nie przemówię tacie do rozsądku.

-Zastanawiasz się- zauważa.- To nie jest dobry znak.

Muszę przyznać mu rację. Babcia zawsze mówiła, że jeśli kogoś kochasz, wszystkie odpowiedzi, na pytania związane z tą osobą,udzielasz od razu. Jeśli kogoś kochasz, nie masz czasu na zastanawianie się, czy jesteś szczęśliwa. Po prostu to wiesz.

Ale po tym, co się stało? Po wywiadzie Marty? A także tym, że Adam kazał mnie śledzić? Czy nadal go kocham? Czy czuję do niego coś więcej, niż przywiązanie, spowodowane ciążą?

-Nie wiem- kręcę głową.- Nie mam pojęcia.

Pocieram oczy dłonią, po czym rozmasowuję sobie skroń. Od tego wszystkiego, zaczęła boleć mnie głowa.

-Nie wiem, co robić- mówię cicho, jakby do siebie.- Z Adamem... mogę z nim robić wszystko, o wszystkim rozmawiać. Nawet, kiedy go odpycham, on wraca jak bumerang. Z nim, czuję się, jak z nikim wcześniej. To, coś w rodzaju... Ale, czy powinnam się w to wszystko pchać? Ciągłe wyjazdy, treningi, zero pewności na to, że zaraz nie wyląduje w szpitalu?

Ojciec patrzy na mnie, ale nic nie mówi. Tylko słucha.

-Ale,z drugiej strony, Alex potrzebuje ojca, albo choć jego namiastkę.Ja mu, go nie zastąpię- ciągnę.- Potrzebuje wzoru do naśladowania. Ale, jakim ojcem byłby Adam? Skoro igra sobie ze śmiercią? Za nic, ma to, co o nim mówią? Boże... Co ja mam robić?

Kręcę głową, czując napływające do oczu łzy.

Tata bierze mnie za rękę i delikatnie ją ściska, jakby chciał dodać mi tym, więcej siły.

-Łatwo wybrać to, co jest proste. To, co jest na wyciągnięcie ręki- mówi troskliwie.- Ale w życiu, trzeba ryzykować. Każdego dnia, w każdej chwili. Jeśli teraz, nie podejmiesz ryzyka, za kilka lat, zadasz sobie najgorsze, z możliwych pytań. „Co gdyby..."

Pociera kciukiem, wierzch mojej dłoni i uśmiecha się smutno.

-Dla dziecka, rodzic jest w stanie, poświęcić wszystko. Nawet własne szczęście- wzdycha.- Ty tego nie rób.

-Skąd ty to wszystko bierzesz?- pytam, z wielką gulą w gardle.- Te wszystkie rady i w ogóle?

-Z doświadczenia- wzrusza ramionami.

Nim zdołam powiedzieć coś więcej, do sali wchodzi Franek. Na twarzy,ma ten sam, dobrze znany mi, przyklejony uśmiech. A wszystko po to,by pokazać tacie, że nie jest z nami źle, że dajemy radę.

Mimo to, wszyscy, nawet on, wiemy co się dzieje, gdy zamykamy za sobą drzwi. Zdejmujemy maski, które wkładamy każdego dnia. Pozwalamy wszystkim emocjom, zalać nas, niczym powódź, ląd po wielkiej suszy.

No, ale kto jak kto, ale my jesteśmy w tym mistrzami.

Sama, mam 18 lat praktyki.



Tata robi się coraz bardziej milczący. Więcej śpi. Mówi, że to przez leki, które mu podają, ale widzę, że coś jest nie tak. Kiedy chcę porozmawiać o tym, z lekarzem, ten zbywa mnie, twierdząc, że czekają na wyniki badań i nic więcej nie można powiedzieć.

Wszyscy,zaczynamy się niecierpliwić i coraz bardziej bać, bo tata nadal nie chce słyszeć o operacji. Nawet Jason, zaczyna się niepokoić.Dlatego, mama wzywa psychologa.

Niestety,mimo dwóch godzin sesji, tata nadal się nie otwiera i nie zmienia zadania.

Przez to wszystko, znów zaczynam brać leki uspokajające. Niestety, są słabsze niż te, które brałam cztery lata temu.

Idę też do ginekologa, który potwierdza, że jestem w ciąży. Adam zostaje w domu. Jest tak przestraszony, że nie mówię mu o wizycie.Oczywiście, sam nie przyzna, że się boi, ale widzę to, w jego oczach.

Kiedy po powrocie do domu, pokazuję mu zdjęcie USG, jego twarz blednie. Z początku, myślę, że to przez ten niepokój, ale okazuje się, że się mylę.

-To jedenasty tydzień- mówię.- Na kolejnej wizycie, będzie można stwierdzić, czy to chłopiec czy dziewczynka. Będziemy mogli też,posłuchać bicia serduszka...

-Poszłaś sama?- przerywa mi i rzuca wściekłe spojrzenie.

-Przepraszam,ale myślałam, że...

-Wsadź sobie gdzieś, te przeprosiny!- podnosi głos.

-Adam, będą jeszcze inne wizyty...

-Wiesz co, mam to w dupie!- warczy i wychodzi z kuchni.- Tak samo jak Ty, masz w dupie mnie!

-Co?-dziwię się.- O co Ci chodzi?

-O co?!- grzmi.- O to, że nie masz mnie czasu! Dla mnie! Dla Alexa! Dla mnie i dla Ciebie! Cały czas, tylko siedzisz w szpitalu! A jak nie,to ryczysz po nocach, jak...

Policzkuję go, tak mocno, ze głowa odskakuje mu do tyłu. Mruga, jakby przed chwilą się obudził, ale nie mam ochoty słuchać jego przeprosin.

-Wybacz,że mój tata ma raka!- również krzyczę. Zaczynam się zastanawiać, kiedy Alex, wyjdzie ze swojego pokoju, by sprawdzić co się dzieje.- Wybacz, że poświęcam mu każdą wolną chwilę! Ale przez 10 lat z nim nie rozmawiałam! Więc, sorry bardzo!

-Iga...-zaczyna błagalnie, już normalnym tonem.

-Zejdź mi z oczu- mówię, a gdy nie rusza się z miejsca, sama wychodzę.

Lokuję się w sypialni. Łóżko zaczyna robić mi jako zamek, natomiast koc służy jako fosa, odgradzająca mnie od całego świata.

Po policzkach, spływają mi gorzko-słone łzy. Mieszanka wybuchowa.Smutek i złość, zaczynają kłuć mnie pod skórą, niczym szpilki wbijane w laleczkę Voodoo. Dotykam, każdej z nich, za karę. Zadaję sobie świadomy ból emocjonalny, ponieważ co chwilę kogoś ranię.

Muszę odpokutować.

Niestety,moją karę, zakłóca dzwonek moje komórki. Na ekranie wyświetla się uśmiechnięta twarz brata.

Zamykam oczy.

Ten telefon, może oznaczać tylko dwie rzeczy.

-Już czas- słyszę, gdy odbieram połączenie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top