Dziewięć

  Będąc nastolatką, nie chodziłam na imprezy. Nie "wyskakiwałam" ze znajomymi na miasto. Gdy, jednak, dostawałam zaproszenia na przyjęcia urodzinowe albo zwyczajne wyjście na piwo, główkowałam, jak się z tego wymigać. 

  Wolałam zostać w domu i czytać książki. Ewentualnie siadałam, w salonie, z wielką misą popcornu i oglądałam jakaś komedię romantyczną. Tak wyglądały moje weekendowe wieczory. Ja, kanapa, popcorn przycisk play  i Patrick Swayze, Ryan Gosling, Matthew McConaughey, Johnny Depp, Ethan Sullivan, Cole Holland i wszyscy aktorzy i bohaterzy książek, którzy zagościli w moim sercu.  

  Marzyłam o tym, żeby któryś z nich stanął w progu salonu i powiedział: Przykro mi, ze tak długo musiałaś czekać. Pragnęłam miłości, której nigdy nie miałam. Miłości, którą znałam z opowieści koleżanek i filmów. 

  Patrząc na Adama, czuję się jakbym wróciła do tamtego salonu, gdy czekałam na miłość swojego życia. Czuję się, jak bym znalazła coś, czego dawno zaprzestałam szukać. 

  -Cześć, bracie- Marcin, podchodzi do niego i przytula go na niedźwiedzia.- Mama ucieszy się, że wróciłeś. 

  -Na pewno- przytakuje, ale w jego głosie nie słychać niczego innego niż sarkazm. 

  Amelia przytula Adama, jakby nie widziała go, co najmniej rok, po czym idzie po Judytę. W tym czasie z bratem wita się Igor, który każe mu przygotować dobrą historyjkę, na usprawiedliwienie swojego zniknięcia. 

  -Adam?- Judyta wchodzi z tarasu do domu. Podchodzi do nas, nieśpiesznie, cały czas patrząc na syna. 

  Jej spojrzenie nie jest potulne, wręcz przeciwnie- mogłoby zabić. Adam dostrzegając to, cofa się o krok i wpada na drzwi wejściowe. 

  -Przepraszam, ale zadzwonił Łukasz i musiałem....

  -Zadzwonił Łukasz i poleciałeś na jego prośbę, jak Amelia na zakupy, gdy są promocje- przerywa mu matka. 

  -Ej!- oburza się Amelia, ale matka nawet na nią nie zerka. 

  -Gdyby Łukasz powiedział, że na najbliższym meczu, masz wjechać w bandę i połamać wszystkie kości, to byś to zrobił?- unosi się Judyta. 

  -Nie, ale... 

  -Wszyscy się martwiliśmy- znowu, nie daje skończyć mu zdania. - Pomyślałeś o tym, jak babcia będzie się zamartwiać? Pomyślałeś o dziadku? Przecież, po operacji, nie może się stresować! 

  Adam zgrzyta zębami, ale nic nie mówi. Wie, że nie wygra, w pojedynku z matką. 

  -Zejdź mi z oczu- Judyta mówi to takim tonem, jakby siłą powstrzymywała się od uduszenia syna.- I nie pokazuj, mi się, do końca wieczoru. 

  Chłopak chce coś powiedzieć, ale go ubiegam. 

  -Pójdziesz z nami- nie brzmi to jak pytanie i przez chwilę boję się, ze któreś z Woźniaków zaprotestuje. 

  -Tak, idziesz z nami- przytakuje Marcin, a ja oddycham z ulgą. 

  Judyta zbywa nas, tylko machnięciem dłoni i wraca do ogrodu, zostawiając nas zszokowanych na korytarzu. 

  Marcin oświadcza, że może teraz prowadzić, ale uprzedza, że to nie on, będzie nas wszystkich potem odwoził. Nawiązuje się, z tego, gigantyczna kłótnia i w końcu nie wiadomo, jak to się dzieje, ale naszym kierowcą zostaje Adam. 

  Po jego minie widzę, że nie ma ochoty zajmować się zgrają pijanych ludzi, wiec postanawiam, że nie będę dziś za dużo pić. Nie wiem czemu chcę tak zrobić, dlatego nikomu o tym nie mówię. 

  Bar, w którym mamy zamiar spędzić cały wieczór, nazywa się Mary-Lou's. Nie mam pojęcia dlaczego, ale od razu mam przed oczyma boksy obite czerwoną skórą i kelnerki w skąpych strojach. Jednak, gdy wchodzimy do środka pubu, miło się zaskakuję. 

  Nad barem wisi długie lustro, powodując, że wnętrze optycznie wydaje się większe. Przy barze stoją wysokie krzesła, w większości już pozajmowane. Za kontuarem znajduje się trzech barmanów, którzy uwijają się jak w ukropie, żeby zadowolić klientów. 

  Z głośników płynie klubowa muzyka, przez co parkiet zapełniony jest ludźmi. 

  Kelnerki, ubrane w czarne gorsety i ciemne dżinsy, na srebrnych tacach roznoszą drinki, kufle z piwem oraz prażone orzeszki. 

  -Zamówić Ci coś?!- Marcin przekrzykuje muzykę. 

  Proszę o mojito, po czym Marcin, razem z Igorem i Amelią, ruszają w stronę baru, zostawiając mnie i Adama samych. 

  -Chodź!- mówi mi na ucho i prowadzi w stronę jednego z niewielu wolnych stolików. 

  Siadam w głębi boksu, a Adam zajmuje miejsce na przeciwko. Żadne z nas się nie odzywa, co wcale nie jest dziwne, ponieważ musielibyśmy do siebie krzyczeć, by się zrozumieć. 

  Wpatruję się w Adama, całkowicie nieświadomie. Uzmysławiam to sobie, w chwili, gdy on także, zaczyna się we mnie wpatrywać. 

  Mój wzrok prześlizguje się po jego twarzy. Dostrzegam zmęczenie w jego oczach, jakby nie spał całą noc. Blizna w brwi, wydaje się być mniejsza. Szczęka jest lekko napięta, jakby powstrzymywał się od wybuchu złości.

  Ostatecznie, moje spojrzenie zatrzymuje się na jego ustach. Pełnych, miękkich, różowych ust. Zaczynam wyobrażać sobie, ze przesuwam kciukiem po jego wargach, że nachyla się w moją stronę, chcąc... 

  -Amelia i Igor, poszli tańczyć!- mówi Marcin, siadając obok mnie i stawiając na stoliku mojego drinka, swoje piwo oraz szklankę wody z cytryną, najprawdopodobniej, dla Adama. 

  Marcin zaczyna rozmawiać o czymś z bratem, ale całkowicie się wyłączam. Tylko, wpatruję się tępo w moje mojito. 

  Właśnie, uświadamiam sobie, ze nie lubię wychodzić "na piwo" do takich klubów, szczególnie bez Alison i Iana. 

  Wspominając ich, dochodzę do wniosku, że tęsknię. Za nimi, za naszym co tygodniowym oglądaniem Orphan Black, za brownie  Alison, za anegdotkami Iana, za moim pokojem do pisania, za Luizjaną... Za Alexem. 

  Na samą myśl o nim, w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Jedna z nich, zaczyna spływać mi po policzku, dlatego szybko ją wycieram i zaczynam sączyć drinka. 

  Mimo, że odsuwam od siebie myśli o Alexandrze, nie mogę przestać zastanawiać się, co robi, czy tęskni za mną? Czy zastanawia się kiedy wrócę?  Czy zastanawia się, co ja robię? A może, w ogóle o mnie nie myśli? 

  Zerkam na zegarek, w telefonie. Jest 19:15, więc szybko liczę. W Nowym Orleanie jest 12:15. 

  -Zatańczysz?- pyta mnie Marcin, a ja przez chwilę patrzę na niego głupio. Mija jakaś minuta, zanim dociera do mnie to, co powiedział. 

  -Jasne- zgadzam się i ujmuję jego dłoń. 

  Pewnie prowadzi mnie w tłum, tańczących ludzi, po czym przyciąga mnie do siebie. Jesteśmy tak blisko, że prawie stykamy się nosami, dlatego kładę mu rękę na piersi i cofam się o krok. On, przekrzywia głowę i robi dziwną minę, przez co zaczynam się śmiać. Idzie w ślad za mną, i tak tańczymy- wygłupiając się i śmiejąc. 

  W pewnym momencie, śmiejemy się tak bardzo, że ludzie dookoła zaczynają na nas dziwnie patrzeć. 

 -Dobrze się bawisz?- nachyla się w moją stronę, bym mogła go usłyszeć. 

  Kiwam potakująco głową i mrużę oczy, gdy jedno ze stroboskopowych świateł, prześlizguje się po mojej twarzy. W tej samej chwili, Adam klepie brata po ramieniu. 

  -Odbijany- mówi, a Marcin usuwa się w cień, a raczej w krąg młodych dziewczyn, które otaczają go jak promocyjną parę butów. 

  Adam, delikatnie kładzie swoją dłoń na mojej talii i zaczynamy kołysać się do kawałka, który jest wolniejszy niż trzy poprzednie. 

  Wydaje mi się, że znam skądś tą melodię. Nie wiem skąd. I nie wiem dlaczego, ale w chwili, gdy spoglądam w jego oczy, wszystkie moje pytania, gdzieś ulatują. 

  -Mogę Cię o coś zapytać?- pyta, wyrywając mnie z odrętwienia. 

  -Adam Woźniak, pyta mnie, czy może mnie o coś spytać- uśmiecham się mimo woli.- Niemożliwe !

  -Ha-ha-mówi gorzko. 

  -Pytaj- wzruszam ramionami, jakbym znała już odpowiedź na jego pytanie. 

  Przez dłuższą chwilę, wpatruje się we mnie intensywnie. Możliwe, ze myśli nad tym, czy spytać mnie o to, o co chce mnie spytać. Jego wyraz twarzy lekko się zmienia. Z pewności siebie na coś na kształt rezygnacji. 

  -Jesteś na mnie wściekła?

  Marszczę brwi, bo wiem, że nie jest to, to pytanie, które chciał mi zadać. Przenoszę spojrzenie na tłum, ponad jego ramieniem i zastanawiam się chwilę. 

  -Nie- kręcę głową.- Nie jestem. 

  Po tych słowach przepraszam go i ruszam ku wyjściu. Słyszę jak woła mnie po imieniu, ale nawet na niego nie patrzę. Po prostu potrzebuję świeżego powietrza. 

  Noc jest ciepła. Nie wieje wiatr. Żadne ptaki nie ćwierkają. Cisza, spokój. Nie przywykłam do tego, dlatego zaczynam nerwowo przechadzać się przed klubem. 

  Nagle rozbrzmiewa dzwonek mojego telefonu. Bez zastanowienia, spoglądam na wyświetlacz i jednocześnie odbieram. 

  -Alex, cześć, kochanie- mówię. Za plecami słyszę trzaśnięcie drzwiami i odwracam się w tamtą stronę.

  Spojrzenie Adama sprawia, że czuję się jakbym zaraz miała się rozpłakać. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top