part twenty
Nie minęło wiele czasu od rozmowy z Tordem. Właściwie, minęły zaledwie dwa dni. To właśnie na dziś chłopak ustalił termin obowiązkowych, jego zdaniem, odwiedzin. Szczerze, byłem podekscytowany, chociaż to nie pierwsze nasze spotkanie.
Tord miał do mnie zajrzeć chwilę po skończeniu lekcji, czyli gdzieś po szesnastej. Była dopiero piętnasta, a ja czułem , że ledwo wytrzymam jeszcze całą godzinę w samotności. No, dobrze, nie w samotności. Za to z ciągle wpatrującym się we mnie sarkastycznym wzrokiem, irytującym jak cholera chłopakiem. W sumie, sam nie wiem co gorsze.
Czując, że nie zniosę w tym twardym i niewygodnym łóżku ani chwili dłużej, postanowiłem wstać i się przejść. Podobno już mogłem sam przemieszczać się po terenie szpitala, oczywiście ostrożnie. Podniosłem się do siadu, przekładając nogi poza ramę lóżka. Znów spotkałem się z wiecznie oceniającym wzrokiem Clay'a, wyrwanym znad książki. Szybko spojrzałem w inną stronę, mając zdecydownie dość tego chłopaka. Pomyśleć, że praktycznie nic mi jeszcze nie zrobił.
Wstałem i rozejrzałem się za butami, po czym szybkim, choć nieco chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi. Pociągnąłem je do siebie, czując znaczną zmianę temperatur. W naszej sali zabroniono otwierać okna, przynajmniej kiedy byliśmy wewnątrz, więc było tam przeważnie duszno. Na korytarzu było za to chłodno, prze co dostałem gęsiej skórki.
Ruszyłem wzdłuż niego powoli, rozglądając się dookoła. Nie było tam nic szczególnie się wyróżniającego, ale zawsze było to inne otoczenie niż pokój, w którym tymczasowo mieszkałem, i które przebadałem wzrokiem od podłog po sufit.
Nie wiedziałem gdzie dokładnie iść, ale czułem ulgę, móc wreszcie dokładniej rozprostować kości. Skręciłem w hol prowadzący do wyjścia i usiadłem na jednym z typowych, zielonych kszesełek
Rozejrzałem się wokoło, wzrokiem szukając jakiegokolwiek zegara, jednak niczego nie znalazłem. Wiedziałem, że godzina napewno nie mogła jeszcze minąć, ale tak czy siak stresowałem się, że Tord już przyjdzie, a ja nie zdążę wrócić do pokoju.
Chwilę potem zorientowałem się, że przecież siedzę pod głównym wejściem, i nie ma opcji, by chłopak mnie stąd nie zauważył.
Oglądałem znudzony przechodzących obok ludzi, w tym bardzo dużo starszych, widocznie bardzo już schorowanych. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że większość z nich jest tak uśmiechnięta i pogodna. Szpital w końcu nie jest najprzyjemniejszym miejscem, a Anglicy wcale nie są najprzyjemniejszymi ludźmi. Co się więc stało?
Z coraz bardziej sennym wyrazem twarzy rozmyślałem nad tym i wieloma innymi rzeczami, kiedy w którymś momencie zorientowałem się, że ktoś niemal biegnie w moją stronę. Oczywiście nie ktoś, tylko Tord. Zdziwiłem się, bo spodziewałem się go dużo później. On chyba też się czymś zaskoczył.
- Czemu tu siedzisz? - spytał bez przywitania, cały zdyszany.
- Przeszedłem się, usiadłem, i już tu zostałem - uśmiechnąłem się i wstałem, jakby wybudzając się tym samym z transu.
- Wróćmy do pokoju, nie chcę, żebyś mi tu zemdlał - powiedział zmartwiony. Jego czerwone od mrozu policzki i zaszklone oczy nadały tym słowom takiego uroku, że nawet nie zdążyłem zaprzeczyć, że wcale nie czuję się tak źle.
Poszliśmy więc z powrotem do sali, milcząc po drodze. Nie chciałem zaczynać lawiny pytań przy innych pacjentach i lekarzach.
Weszliśmy do pokoju, gdzie Clay od razu zmierzył nas wzrokiem co najmniej trzy razy. Tord w tym czasie zdjął płaszcz i odwiesił go na wieszak, stojący niedaleko drzwi. Pokazałem dłonią, żeby usiadł na łóżku, jednocześnie obserwując zaintrygowanego współlokatora. Ten, najwyraźniej speszony obecnością kogoś jeszcze innego, niż ja i lekarz, zamknął swoją książkę i wyszedł.
Tord w tym czasie podniósł z ziemi swój plecak, wyjmując z niego coś opakowane w brązowy papier. Momentalnie poczułem śliczny, słodki i znajomy zapach.
- Wstąpiłem po drodze do piekarni, to praktycznie jedyne miejsce, które poza szkołą odwiedzam - zaczął chłopak - Nie wiedziałem, na co miałbyś ochotę, ale cynamonki to jeden z ich specjałów, moje ulubione.
Uniosłem brwi i uśmiechnąłem się promiennie. Tord wyglądał na jeszcze bardziej zarumienionego, a iskierki w jego oczach zabłysły. Albo tylko mi się tak wydawało.
- Też je uwielbiam, lepiej nie mogłeś trafić - przyznałem szczerze, przypominając sobie „wycieczki" do piekarni po słodkości, które, mając jeszcze niecałe siedem lat, urządzaliśmy z kolegami.
Sięgnąłem po torbę, którą tata przywiózł mi na początku tygodnia i zacząłem szukać w niej portfela.
- Ile zapłaciłeś? - spytałem zupełnie naturalnie, wywołując tym jednak zdziwienie u towarzysza.
- Nie żartuj, nic mi nie oddawaj - zaśmiał się Tord - Potraktuj to jako prezent.
Widząc moją zmieszaną minę uśmiechnął się i pokiwał głową, jakby chciał jeszcze bardziej utwierdzić mnie w swoich słowach. Westchnąłem z uśmiechem, odkładając torbę.
- Bierz - Tord podał mi torebkę z bułeczkami. Tym razem bez wahania sięgnąłem po słodycz, wraz z zapachem przypominając sobie wiele zabawnych wspomnień. Chłopak siedział z wypiekami na twarzy, uśmiechając się nieprzerwanie. Wyciągnąłem torebkę w jego stronę, czując się głupio, jedząc jako jedyny. On też wyciągnął z niej cynamonkę.
- Więc, działo się ostatnio coś ciekawego? - spytałem, wiedząc, że to najgorszy sposób na zaczęcie rozmowy, jednak nie umiejąc wymyślić czegoś sensownego.
- Nie, nie bardzo. W szkole jak zwykle, prawie nie ma co robić. Jedyne, co się stało, to ten twój wypadek - jakby na te słowa chłopakowi zrzedła mina - Jak to się stało?
Siedziałem chwilę, biorąc kolejnego gryzą i nie wiedząc nawet, jak odpowiedzieć na pytanie.
- Przepraszam, nie powinienem pytać - powiedział Tord zmieszany.
- Nie nie, ja tylko.. nie do końca wiem - odwróciłem wzrok - Szedłem na przystanek, chyba chciałem skrócić sobie drogę, a akurat coś jechało.
- Nadal boli? - spytał głupio, przyglądając się mi z różnych stron. Zaśmiałem się, biorąc ostatniego gryza.
- Ta, ale jest dużo lepiej. Nie martw sie, i tak niedługo wychodzę.
ta książka miała być taka oryginalna itp.
a wyszła okropnie nudna i przewidywalna
przepraszam, te trzy osoby które jeszcze to czytają
pewnie będę ja pisać jeszcze rzadziej niż teraz, bo czuje się z nią źle, ale nie mogę skończyć w takim momencie
postaram się, żeby były inne książki, jakieś lepsze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top