part thirteen
- Późno się robi - zagaiłem do Torda patrząc na zegar ścienny w kuchni.
Do tej pory nie ruszyliśmy się w tłum, który bawił się teraz w najlepsze przy głośnej muzyce, choć czułem, że właśnie na to chłopak ma teraz ochotę. Szczególnie po jeszcze nieszkodliwej, ale znaczącej ilości alkoholu, który wypił.
- Chcesz już iść? - powiedział zaskoczony - Przecież jest dopiero jedenasta.
Tord mimo wszystko miał racje. Ja jednak odzwyczaiłem się od takich nocnych przesiadywań, a wieczory spędzałem raczej pijąc herbatę i od czasu do czasu coś czytając. Nic więc dziwnego, że jedenasta wieczorem była dla mnie późną godziną dla spotkań.
- Nie, racja. Pewnie nawet impreza się nie do końca się rozkręciła.
Chłopak podszedł do lodówki po kolejny napój.
- Może zrób sobie przerwę - zawołałem widząc, jak wyjmuje z niej szklaną butelkę whiskey i colę.
- A co ty mnie tak pilnujesz? - zaśmiał się Tord zamykając lodówkę.
Pokręciłem głową ze śmiechem, widząc siedemnastolatka w takim stanie. Gdyby nie było mnie tu z nim wcześniej, zupełnie bym go nie poznał. Trzy piwa i to jedno mojito, wypite godzinę temu, całkiem zmieniły go z milczka w gotowego na dobrą zabawę nastolatka, choć praktycznie wcale nie było to tak dużo.
Ja wypiłem mniej tego wieczoru, szykując się w zamyśle na drogę powrotna, która mogłaby nie być taka prosta po tylu procentach we krwi.
- Lepiej po prostu, żebyś tyle nie pił, bo rano będziesz miał kaca.
Tord parsknął śmiechem i nalał sobie do przygotowanej szklanki trochę złotego trunku, który dopełnił colą. Wrócił do mnie, popijając swojego drinka.
- Może pójdziemy w końcu do tych ludzi? Chyba nie chcesz stać tu cały wieczór - zagaił.
Kompletnie go nie poznałem. Nie dość, że czuł się u Jerrego prawie jak w domu, to jeszcze chciał bawić się z tymi nieznajomymi. Byłem pewien, że bez alkoholu nawet by się nie odważył tego zaproponować. Zaśmiałem się kolejny raz.
- Okej, chyba po to tu przyszliśmy - zaśmiałem się, patrząc na niego.
Tord nie czekając na moją reakcję ruszył w stronę drzwi do salonu, trzymając swoją prostokątną szklankę. Poszedłem za nim, wyszukując z daleka w tłumie jakiś bardziej znanych mi osób.
Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, kilka osób spojrzało się w naszą stronę, szybko jednak bagatelizując naszą obecność.
Tord, mimo, że był bardziej odważny niż zazwyczaj, nie wiedział do końca, gdzie się podziać. Rozglądał się wkoło, popijając swoje whiskey i wsłuchując się w mocny
bas dobiegający z wieży przy ścianie.
Nagle z gwaru można było usłyszeć donośny głos kogoś, kto zdecydowanie dużo wypił. Za dużo.
- Spójrzcie, kto wreszcie przyszedł! - zawołał głośno Jerry - Tom, kiedyś przecież byłeś duszą każdej imprezy, czemu przychodzicie do nas dopiero po tylu godzinach?
Czułem na sobie wzrok wielu ludzi, choć i tak wiedziałem, że po chwili o wszystkim zapomną. Normalnie pewnie bym się speszył i rzucił chłopakowi coś niemiłego, ale stali przede mną przecież tylko starzy znajomi. Zaśmiałem się tylko, odchodząc nieco na bok.
Wzrokiem szukałem Torda, który po chwili znalazł się, rozmawiając z jakimiś chłopakami, na oko w podobnym jemu wieku.
Uśmiechnąłem się na myśl, że chociaż dziś chłopak może się pobawić i bez wstydu zagadać do nieznajomych. Nie to co ja. Ja nadal nie wkręciłem się w ten klimat młodzieńczej imprezy. I pewnie już się nie wkręcę.
Nagle, po chwili bezczynnego stania niedaleko ściany, usłyszałem zawołanie kogoś znajomego.
- Tom? Tom! - wolał Edd, idąc w moją stronę ze szklanką coli w ręku.
- Edd? Nie spodziewałem się, że przyjdziesz - powiedziałem zaskoczony, uśmiechając się.
- Ja sam się nie spodziewałem. Jesteś sam?
Rozejrzałem się znow za Tordem.
Orientując się jednak, że zgubiłem go gdzieś miedzy bawiącymi się ludźmi, wróciłem wzrokiem do Edda.
- Nie, przyszedłem ze znajomym - odparłem
Edd tylko pokiwał głową, po czym spojrzał na tłum.
- Dużo ludzi zaprosił. Na pewno wszystkich zna? - zaśmiał się chłopak.
- Założę się, że nie zna połowy z nich. - zażartowałem.
Udało mi się znaleść Torda, stojącego przy stole z przekąskami i pijącego jakiś gazowany napój w kubeczku.
- To wszystko, czy piłeś jeszcze jakiś alkohol? - zagaiłem do niego ze śmiechem.
- Pilnujesz mnie lepiej, niż moja matka. Daj spokój Tom, to wszystko. - chłopak mimo wszystko też się śmiał, chociaż po jego postawie widziałem już, jaki jest zmęczony.
Nie zwracałem mu więcej uwagi, bo faktycznie, przyszedł tu, żeby się choć trochę zabawić.
Tord zamyślił się, trzymając plastikowy kubek w dłoni i patrząc na kilka dziewczyn, tańczących niedaleko przed nami.
Wszystkie nosiły dość wyzywające sukienki, niektóre przyszły nawet w wysokich szpilkach.
- Podoba ci się któraś? - zaczepiłem chłopaka tekstem, który na tego typu imprezach był niemal kultowy.
On jednak nie odpowiedział od razu, tak jak się spodziewałem. Ziewnął, po czym spojrzał znów na mnie.
- Nie - odparł krótko - Nie podobają mi się dziewczyny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top