part six

  - Znasz jakieś dobre pizzerie w okolicy? - odezwał się Tord po krótkiej chwili od wyjścia ze szkoły.

- Wiesz co, jest taka niedaleko, jakieś dwa kilometry stąd. Częściej zamawiam stamtąd do domu, ale lokal mają bardzo fajny - powiedziałem sprawdzając godzinę w telefonie, po czym odparłem, zmieniając temat

- Wiesz co, przed osiemnastą powinienem być w domu, mam kilka rzeczy do zrobienia.

  Schowałem komórkę do kieszeni płaszcza i spojrzałem w bok na towarzysza.

- Jest dopiero gdzieś po piętnastej, chyba i tak nie będziemy siedzieć więcej niż trzy godziny - zauważył chłopak.

Usiedliśmy przy wolnym stoliku. Rozejrzałem się wokoło. W kilku miejscach rozwieszone były kolorowe lampki choinkowe, w innych leżały pomarańcze z wkłutymi w siebie goździkami, a w jeszcze następnych postawione były słoiczki z cukrowymi laskami.

  Powiem, że wywarło to na mnie duże wrażenie, bo dekoracje zdecydowanie różniły się od innych tego typu lokali. Nie wyglądały tandetnie tak jak wszędzie. Miło mi się na nie patrzyło, nawet jeśli naprawdę nie przepadam za Świętami.

  Zerknąłem na towarzysza naprzeciwko. Postanowiłem wykorzystać czas, kiedy możemy spokojnie porozmawiać i zacząć jakaś rozmowę.

- Obchodzisz Święta?- zapytałem głupio, bo szczerze nawet nie wiedziałem w co wierzy Tord, jeśli w coś wierzy, a byłem tego ciekawy.

  Chłopak spojrzał na mnie znad karty menu, która dotychczas czytał.

- Skąd takie pytanie? - odpowiedział kolejnym zapytaniem, lekko się uśmiechając.

- Chciałem jakoś zacząć rozmowę. - odparłem wzruszając ramionami
- Wkoło tyle tych ozdób...

Machnąłem ręką w głąb pomieszczenia, chcąc pokazać, co mam na myśli.

- Moi rodzice obchodzą. Są z Norwegii, ale to katolicy. Ja nie przepadam.- ujął krótko chłopak po czym znów spuścił wzrok do menu
- bierzemy dwie małe czy jedną dużą?

  Spojrzałem w swoją kartę, sprawdzając ile kosztowałaby nas każda z opcji.

- Ja bym wziął dwie małe. - powiedziałem nie podnosząc wzroku
- Zjesz tyle?

- Pewnie, że zjem - zaśmiał się Tord - Jaką chcesz? Ja bym zjadł pepperoni.
Albo nie, z bekonem. O tak, z bekonem musi być super.

- Dobra, to bierzemy bekon i pepperoni. - zamknąłem kartę.

  Chłopak zrobił to samo, po czym na mnie spojrzał.

- Prawie się nie znamy. - zaczął
- Może opowiesz coś o sobie?

- Ty zacznij, założę się, że masz ciekawsze życie ode mnie.
- powiedziałem, krzątając się z dziwnymi myślami, że za szeroko się uśmiecham, albo źle trzymam ręce na stole. Naprawdę, zajmuje się teraz takimi bzdetami?

- Okej - Tord zdjął na chwilę ze mnie wzrok i obrócił głowę w bok, zastanawiając się. Po chwili westchnął cicho i zaczął mówić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top