part nine
- Em, okej, jasne - odparł Tord i przeszedł przez próg.
- Wybacz, że wyglądam, jak wyglądam, ale praktycznie niedawno wstałem - tłumaczyłem się, wskazując na swoje wyciuchane dresy i rozciągniętą bluzę.
Chłopak zdjął kurtkę i buty, bardzo uważając, żeby niczego nie zabrudzić stopionym już śniegiem i błotem.
- Napijesz się czegoś? Mam jakieś herbaty, kawę... może znajdzie się kakao - wymieniałem wchodząc do kuchni.
- Ja... z chęcią, ale przyszedłem głównie, żeby ci to oddać - Tord podszedł powoli rozglądając się, a ja odwróciłem się w jego stronę.
Chłopak przeniósł wzrok na mnie, po czym wyciągnął z plecaka moja niebieską bluzę i niewielkie, nauszne słuchawki.
- O, dzięki wielkie - powiedziałem, biorąc swoje rzeczy - Szukałem ich wczoraj, wydawało mi się, że je zgubiłem.
- Nie ma sprawy. Wziąłem je po lekcji, ale potem jakoś zapomniałem ci dać.
Wyjąłem dwa białe kubki z szafki nad kuchenką gazową i postawiłem je na blacie.
- W porządku. To, co pijesz? Sobie robię kawę, nie mam ochoty na nic innego.
- To mi też zrób kawę. Czarną, jeśli możesz. - powiedział chłopak i usiadł na barowym stołku.
Przytaknąłem i włączyłem ekspres. Poczekałem, aż się oczyści i wziąłem się za robienie kawy.
- Dzięki za wczoraj - odezwał się w końcu towarzysz ze spuszczonym na stół wzrokiem.
Spojrzałem na niego, ale przez dłuższą chwilę się nie odezwałem. Chłopak chyba nie miał zamiaru podnieść głowy, choć z pewnością zauważył, że mu się przypatruję. Uśmiechnąłem się lekko.
- Nie ma sprawy. Dobrze się bawiłem - odpowiedziałem w końcu, kierując głowę w stronę kubka z napojem dla Tord'a, który to właśnie skończył się napełniać.
Podałem chłopakowi kawę, na co dopiero wtedy na mnie spojrzał. Mruknął „dzięki" i wziął się za picie, jakby nie wiedząc co więcej powiedzieć. Skinąłem głową i chwyciłem tym razem swój kubek i mleko. Spieniłem je i nalałem kawy.
Gdy już skończyłem, dosiadłem się do Tord'a, który w międzyczasie wypił już połowę zawartości kubka. Wziąłem małego łyka, niemal nie wsadzając nosa w swój napój.
- Ja też świetnie się bawiłem. Jestem wdzięczny, bo od dawna nie miałem z kim się spotkać, porozmawiać - odparł wreszcie chłopak - Od czasu przeprowadzki tutaj miałem spore kłopoty z kontaktami. Na początku myślałem, że to przez język, przez akcent, że po prostu jest niezrozumiały. Szybko się okazało, że chodzi to bardziej o mnie, a nie o to jak mówię.
Słuchałem znajomego uważnie, popijając małymi łyczkami wciąż jeszcze ciepłą kawę.
- Uwierz, jeszcze się ułoży. Masz czas. -
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top