part eleven
Wróciłem z powrotem do kuchni, nadal nie do końca rozbudzony, mimo właśnie wypitej dużej kawy.
Chwyciłem w dłoń telefon, leżący wtedy na blacie. Wyświetlacz wskazywał dopiero kwadrans po dwunastej. Wydawało się, jakby minęły już ze dwie godziny, odkąd wstałem, podczas, kiedy było jeszcze naprawdę wcześnie. Zabrałem z krzesła bluzę i słuchawki, które niedawno przyniósł mi Tord. Postanowiłem pójść do pokoju, przypominając sobie ogromny bałagan, jaki tam zostawiłem. Tak, trzeba to wreszcie ogarnąć.
Zabrałem się za sprzątanie. Wkładałem po kolei ubrania do szafy, odciągając się. Zauważyłem, że zdecydowanie za dużo z nich leżało rozrzucone w różne kąty pokoju. Z westchnieniem pościeliłem też łóżko i sprzątnąłem rzeczy, zajmujące moje
małe biurko. Otworzyłem okno, by wpuścić nieco świeżego powietrza. Położyłem się na łóżku, które skrzypnęło głośno, gdy tylko trochę je ruszyłem.
Zauważyłem, że wciąż jestem w nieświeżych ubraniach, które na szybko założyłem na przyjście Torda. Wiedziałem, że wypadałoby się przebrać, a najlepiej i wcześniej umyć, ale z powodu braku jakiejkolwiek „motywacji" nawet nie ruszyłem się z miejsca.
Trzymając w ręku telefon przeglądałem media, w których co chwila się coś działo. Żeby jeszcze tylko tak wiele działo się i w realnym życiu...
Wtem zobaczyłem, że ktoś do mnie dzwoni. Był to ponownie, jak się okazało, Tord. Odebrałem prędko.
- Halo? -zapytałem.
- Hej, to znowu ja. Zapomniałem się spytać, idziesz dzisiaj na tą imprezę?
- Rany, impreza! Kompletnie zapomniałem! - zawołałem lekko przestraszony.
- Nie martw się, ja sobie przypomniałem chwilę temu. - powiedział chłopak, śmiejąc się.
- Dobra, dobra. Raczej idę. Ty też, co nie?
- Jeśli ty idziesz, to chyba nie mam wyboru.
Zaśmialiśmy się oboje, nawet nie wiedząc, czemu aż tak głośno.
- No pewnie. Pamiętasz, na którą? - spytałem, wciąż głupio się śmiejąc.
- Około dziewiętnastej, tak mi się wydaje.
- Dobra, no to do zobaczenia. A! Wiesz jak tam trafić, czy mam ci pomóc?
- Wiesz, nie orientuję się tu zbytnio. - odparł nieśmiało Tord.
- Skoro tak, gdzieś się znajdziemy, i pójdziemy razem. To trochę daleko.
- Okej, dzięki. Muszę kończyć, odezwę się później. - powiedział chłopak, jakby cichszym głosem.
- Pewnie, do zobaczenia.
- Hej.
Pożegnaliśmy się, a ja rzuciłem telefon na pościel. Aż dziwne, że kompletnie wyleciała mi z głowy dzisiejsza impreza. Zazwyczaj nic nie dzieje się w moim życiu, taka atrakcja powinna być tematem topowym, o którym przypominasz sobie na każdym kroku. No nic.
Do samej imprezy został jeszcze ogrom czasu, a ja nie miałem żadnego konkretnego zajęcia. Może bieganie to wcale nie jest taki zły pomysł? Przelecą ze dwie godziny, a ja będę miał satysfakcję z wypełnienia swojej obietnicy.
Nie zastanawiając się wstałem i spojrzałem w dół na swój ubiór. Myślę, że skoro i tak nikt mnie nie widzi, i że skoro i tak się jeszcze spocę, nie było sensu się przebierać.
Zabrałem telefon i słuchawki, które jak wiadomo, zawsze przydają się przy bieganiu. Wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach do korytarza, przeglądając się po drodze w lustrze.
Jedyne czego mi brakowało, to klucze. Chwyciłem je więc z regału, gdzie zawsze je zostawiam, i nie tracąc czasu, założyłem buty i wyszedłem.
Do domu wróciłem po niecałych trzech godzinach, cały zziajany. Aż dziwne, że tak dużo czasu mi to zajęło. Zdjąłem buty i niemal pobiegłem do łazienki, marząc jedynie o zimnym, orzeźwiającym prysznicu.
Rozebrałem się i wskoczyłem do kabiny, od razu odkręcając wodę. Zimny strumień przyprawił mnie o dreszcz, ale nie zmieniłem jego temperatury. To była chwila, której tak cholernie potrzebowałem.
Wyszedłem z łazienki w samych bokserkach, ale czując, że w domu wcale nie jest tak ciepło, wróciłem się do niej po koszulkę. Złapałem w dłoń czerwony T-shirt, jeden z wielu, które tam leżały. Miałem dziwny zwyczaj zostawiania wszędzie swoich upranych, czy nawet schodzonych już ubrań, sam nie wiedziałem czemu.
Zszedłem do kuchni, czując burczenie w brzuchu. Otworzyłem lodówkę, ale jak się spodziewałem, nie było tam niczego „ciekawego" do przygotowania obiadu. Naszła mnie kusząca myśl, żeby zamówić pizzę, ale przecież chciałem dbać o sylwetkę. Z drugiej strony, co chwila jadłem kaloryczne jedzenie, wiec jedna pizza napewno mi nie zaszkodzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top