Rozdział 5

-narrator-

-Strange do jasnej co ty tu robisz?! - krzyknął Bucky, odsuwając się lekko od brązowowłosej.

-Stoję. Ale nie przebywajmy już tutaj. Trochę chłodno nieprawdaż?

Pod nimi wytworzył się portal i wszyscy wlecieli w czarną otchłań.

-Ale super! - w ciemnościach słychać było krzyki Parkera.

Po dłuższej chwili cała drużyna siedziała w bazie Avengers przy stole.

Vickie skuliła się na krześle przerażona.

-Pierwsza rzecz. James... to nie jest twoja córka. - Stephen stanął za krzesłem. - Druga to... prawdziwa tożsamość Marissy jest ukrywana.

-Jak to nie jest moją córką?!

-Nie skończyłem. Vickie jest diabłem. To co widzicie to tylko iluzja. Przez waszą zabawę z Tesseracktem... - popatrzył znacząco na Tonego. - wszystko zaczęło szaleć.

-To nie tłumaczy... Nie tłumaczy, co z moją córką.

-Zabili ją... była moim celem... - odezwała się płaczliwym głosem dziewczyna. - Nie wykonałam rozkazu...

-Wszystko od początku. Zaraz zwariuję. - Bruce potarł skronie.

-Jedenaście lat temu Vickie przyszła na świat. Dorastała tutaj z wami. Jednocześnie w piekle urodziła się Marissa. Hydra porwała zarówno Vickie jak i Marissę. Połączyli je przedwcześnie, skutkowało to zabiciem Vickie, Marissa po prostu weszła w jej ciało. W pewnym stopniu to jest nadal córka Barnesa... Każdy z nas ma drugą połówkę w piekle. Drugie imiona mówią o przeznaczeniu. Jest to zagmatwane poprzez kamienie i połączenie światów przez Thora czy Lokiego. - Stephen okrążył stół. - Za kilka godzin każdy z was się połączy ze swoją połową. Nie możecie od tego uciec. Wasze rodziny również są na to skazane. - westchnął cicho. - Hydra od dawna próbuje przejąć kontrolę nad diabłami, za każdym razem była wypychana na powierzchnię. Władczyni piekieł była o krok od popełnienia... później wyjaśnię. Teraz... Każdy. Powtarzam, każdy z nas musi być w gotowości. Dostaniecie kilka mocy... skrzydła to tylko część.

Wszyscy zamarli zszokowani.

-Ale super! Poznam diabły?! A ich władczynię także?! To będzie takie... fajne! Czadowe! Idę po plecak! - Peter wybiegł z sali narad w podskokach.

Stephen zamrugał zaskoczony.

-Nie spodziewałem się tego, jakieś pytania?

Nikt się nie odezwał.

Po sekundzie dało się usłyszeć cichy syk i poczuć stęchliznę gnijącego ciała.
Wszystko spowiła mgła.

-Jarvis co się dzieje? - Stark wstał szybko.

-Wykrywam dym po granacie sir. Wywietrzanie włączone.

Otworzyły się okna i po chwili pokój rozjaśnił się na tyle by było widać wszystkich członków grupy.

-Gdzie jest...?!

Po Vickie nie było ani śladu.

DODATEK:

Tak ja sama w to nie wierzę.
Mam nadzieję, że się podobało, kolejne części możliwe że w tym tygodniu.
5 gwiazdek/20 komentarzy - następny rozdział.

A.A.J.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top