Rozdział 4

-Victoria Marissa Barnes-

-Córeczko, już dobrze, jesteś bezpieczna. - mówił mój tata, podchodząc powoli.

Szyba oddzielająca mnie od Mścicieli została zbita przez strzałę Clinta.

Machnęłam ręką i kula ognia strawiła ciało Feniksa.

Wstałam, ale musiałam podeprzeć się ręką ściany, bo poczułam ból w plecach.

~Mari, nie musisz się nas bać. - Wanda spojrzała na mnie.

~Pozwól... Mogę się przemienić? - zapytałam, krzywiąc się z bólu.

~Wypuść drugie wcielenie, Mari, nie musisz jej trzymać w sobie.

Upadłam na kolana, czując jak wyrastają mi skrzydła.

-Jestem Sari, miło mi was poznać, w imieniu Vickie przepraszam, bo nie umie mówić. - wstałam.

-Ale w jaki sposób ty możesz z nami rozmawiać, skoro Vi ma problemy ze strunami głosowymi? - zapytał Bruce.

-Oddała mi kontrolę, za chwilę przerwę połączenie.

~Dziękuję Sari, że im to wytłumaczyłaś.

~Do usług moja władczyni.

~Przestań, to ty jesteś księżniczką.

~Później do tego wrócimy... Porozmawiaj z tatą.

-Clint, możesz tłumaczyć? - zamigałam.

-Skąd masz te skrzydła? - pierwsze pytanie dostałam od Natashy.

-Powiedzmy, że Hydra lubiła eksperymenty. - przy ostatnim ruchu rąk, z oczu popłynęła mi gęsta, biała ciecz. Jęknęłam cicho.

-Sari? wszystko w porządku? - czuję ramiona na moich dłoniach.

Pokręciłam głową z paniką. Z tyłu podeszła do mnie postać.

Skinęłam głową z szacunkiem, odwracając się.

-Nauczycielu. - powiedziałam zachrypniętym głosem.

-Sarisso.

-Stephen?!

DODATEK:

5 gwiazdek/10 komentarzy - następny rozdział.

A.A.J.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top