W kij ważny rozdział, ludziska
Chciałabym wyznać nareszcie, co się ze mną dzieje od miesiąca. Do tej pory zdołałam otworzyć się z własnej woli wyłącznie przed jedną osobą, ale raczej nie ma sensu ciągnąć tej niepewności w nieskończoność. Teraz jestem gotowa, żeby wam to opowiedzieć, żeby was uświadomić i przestrzec
Taki dramatyczny pierwszy akapit
A tutaj zacznę wszystko od początku... Rok 2019, wakacje. Upał, Krzemiona łazi ile wlezie w krótkich spodenkach - w takich, w których widać pół gołej dupy, bo tak gorąco. Nawet rodzicom nie umykają te cztery litery, chyba przyglądają się, mrużąc coraz bardziej oczy. Mama stwierdza, że mam krzywy tyłek. No śmieszne. Taki tam żarcik. Tylko że nie. Wracam z gór, przeglądam się w lustrze i rzeczywiście dupa jakaś krzywa. Przybieranie na wadze nie działa w ten sposób, prawda?
Decyduję się więc wybrać z tym do ortopedy. On każe zrobić prześwietlenie, potem patrzy na te zdjęcia rentgenowskie. Mówi, że przez skoliozę czasem niektórzy są aż tak krzywi. Mówi, że skieruje mnie na rehabilitacje. No dobra, ale to akurat jest październik czy jakiś listopad, ja nie mam czasu na taki bullshit
Czekam do lipca
Czyli czekam kolejne kilka miesięcy
W lipcu: zajęcia codziennie przez dwa tygodnie. Ćwiczenia rozciągające i masaże. Średnio mi to pomaga, najwyżej psychicznie, bo dupa nadal krzywa, i to bardziej niż wcześniej. Od dawna miewam skurcze w prawej nodze, coś tam naciska na nerwy. Przyzwyczaiłam się już. Co zrobić
Tata uważa, że rehabilitacje to jakiś absolutnie nieśmieszny żart. Trzeba z tym iść do fizjoterapeuty, żeby wypowiedział się kolejny głos fachowca. Akurat poznał jednego ostatnio. Mnie się ten pomysł nie podoba, bo po co łazić po lekarzach? Jednak się zgadzam, dla świętego spokoju
Fizjoterapeuta zauważa jedno - gówno tam, a nie żadna skolioza. To coś innego. W pokoju ma sprzęt do USG, więc od razu potwierdza swoje wątpliwości. Jakiś płyn, coś, co zdecydowanie nie powinno się znaleźć w pieprzonym pośladku
Poleca wybrać się z tym na rezonans magnetyczny. Prywatnie to wychodzi 500 zł. Po cholerę tyle wydawać? Tak myślę. Tak nawet mówię. Ale tata nie ustępuje
Niepokoję się
A wyniki przychodzą w piątek, 21 sierpnia, dokładnie w urodziny Serja Tankiana. Pamiętny dzień. Siedzę przy kompie i chyba oglądam jakiś koncert SOAD, ale kto by to pamiętał. Tata wpada do mojego pokoju, każe się oderwać, przyjść, zobaczyć. No przyszły te wyniki, no w końcu. Ale mama zapłakana, tata też się niespecjalnie trzyma. Czytam. Opis brzmi jak coś, co usłyszysz może w serialu typu "Doctor House". Nie dociera to do mnie zupełnie. Mam rzadki nowotwór, prawdopodobnie złośliwy
Mam guza
Mam dopiero 19 lat
Mam mięsaka
Mam to od ponad roku
Chodziłam z tym, spałam, żyłam
To jak wyrok
Choruje na to z 800 osób w Polsce rocznie. To prawie nikt. Dlatego ortopeda to olał. Czy on w ogóle mógł pamiętać, że coś takiego istnieje? Większość pacjentów przychodzi do niego, bo krzywe plecki, bo garb mi się zrobił, bo kręgosłup taki i inny...
Chwała ogarniętemu fizjoterapeucie, należy mu się piwo
Chwała przypadkowi, choćby tak późnemu
Czym prędzej wybieram się na onkologię, ale w Gliwicach najwcześniejszy termin na za dwa tygodnie, nawet z zieloną kartą. Tata nie chce się z tym pogodzić i znajduje namiary na prywatną wizytę do Warszawy, gdzie się specjalizują w shicie, w którym utknęliśmy. Mogą nas przyjąć za parę dni. Mama wtedy zupełnie świruje; chodzi do kościoła trzy razy w tygodniu, wpisuje w Google "mięsak rokowania", nie zdziwiłabym się, gdybym któregoś dnia znalazła w jej historii "trumny cena". Bo to w sumie wygląda tak, jakbym dla niej za rok miała zdechnąć. Wyjaśniłabym, że zgłupiała. Wyjaśniłabym może, lecz siedzę tylko zniesmaczona
Po cholerę
Po cholerę się tym tak przejmują
Mam to gdzieś
Aż nastaje ten moment, w którym trzeba jeździć do Warszawy 4h w jedną stronę. Do tej pory trzy razy. Tata prowadzi, i dobrze - on nie panikuje. Ja też nie panikuję. Wgrałam na pendrive'a do samochodu dobrą muzykę. Śpiewamy Taco, Robodroma, Podsiadła. Znaczy, ja tam się drę prawie bez przerwy. Brat by mnie zabił, jednak z tatą jeździ się świetnie. I zatrzymujemy się dwa razy w Barze 107. Tam jest wspaniałe żarło
Mogłabym wybierać się do Warszawy częściej, lecz te trzy razy w zupełności wystarczają
Wszystko wiemy. Należy zrobić PET, żeby sprawdzić, czy są przerzuty. Należy wykonać biopsję, żeby określić typ mięsaka. W końcu jest ich kilkadziesiąt. Nie wypada się martwić. Ja to praktykuję od samego początku. Rodzicom jeszcze nie wychodzi ta sztuka, lecz ludzie raczej mają to do siebie, że martwią się o innych najbardziej. Traktują ich niczym wątłe listki na potężnym wietrze
Niby jest o co się martwić. Według tomografii mam przerzuty do płuc. Niewielkie, ale zawsze. I dużo ich, ze dwadzieścia malutkich. Da się to wyleczyć. Przynajmniej nie ma przerzutów do węzłów chłonnych, wtedy to by było naprawdę słabo. Wynik biopsji: to mięsak maziówkowy
Przed jakąkolwiek operacją potrzebna będzie chemia - to wynika ze słów pani profesor przyjmującej mnie w gabinecie w Warszawie. Tata kulił się w kącie, a ona rozmawiała tylko ze mną. Wcześniej pochwaliła mnie jeszcze, że jestem silna
W tym momencie zaczynam traktować swoją chorobę jak cyniczną zabawę, tryskający czarnym humorem roller coaster, jak niezdrową przygodę, z której wychodzi się z twarzą lub niekoniecznie. Chemia? Będę jak Nebula albo Okoye. O kurde, ale czad. Ciekawe, jak to jest nie mieć włosów. Właściwie te moje mnie już irytują. Będę mogła nosić chustki...!
I tak dalej
Z drugiej strony idę na studia w tym roku i obawiam się nieznanego. Śmieję się, że bardziej przeraża mnie wizja wykładów online niż nowotwór złośliwy
A wiecie, co jest w tym wszystkim najciekawsze? Mam wrażenie, że w moim życiu nie zmieniło się nic. To wyłącznie kolejne gówno na drodze, czekające na pokonanie. Póki co czuję się normalnie. Nawet lepiej niż kiedykolwiek, bo wszystko, mimo swojej beznadziei, nabiera sensu. Nic mi nie jest. Nic mi nie jest i utrzymam ten stan. Mam fazę na Marvel, poznałam ostatnio świetny zespół, Gloryhammer - nikt mi tego nie zabierze
Świat zawsze będzie miał tak zaczepiste rzeczy, bez względu na cokolwiek
Jakbym zdechła, to trudno, bo jest mi tu dobrze
Ale nie zdechnę
Powiedziałam sobie raz przed snem coś w stylu: "Krzemiono Fulgarytowa, Tony Stark, którego tak szanujesz, poświęcił własne życie, żeby uratować Wszechświat. Żeby uratować także ciebie, głupi worze mięsa, bo może byś wyparowała, lecz przecież egzystujesz, oddychasz oraz podniecasz się tym, że możesz sobie wieczorem wpieprzyć wafelki. Dzięki niemu, choć nawet nigdy nie istniał. Ty Wszechświata nie uratujesz, bo nie masz jak. Ale byłabyś debilem, gdybyś w związku z powyższym nie uratowała siebie samej"
I tego się trzymam
Mam nadzieję, że ktokolwiek dotrwał do końca tej paplaniny. Jeśli tak (i nawet jeśli nie), mam do was dwie gorące prośby. Po pierwsze, nie traktujcie mnie jak żywego trupa ani nie wykazujcie jakiejś litości, bo mi to do szczęścia nie jest potrzebne. Radzę sobie. Nie piszcie, żebym się jakoś trzymała - tak piszą umierającym. Po drugie, NA LITOŚĆ BOSKĄ, JAK WIDZICIE, ŻE COŚ SIĘ Z WAMI DZIEJE NIEDOBREGO, TO SIĘ UPEWNIJCIE NA 100%, ŻE TO NIE JEST NA PRZYKŁAD, NO NIE WIEM, RAK
Nie tylko starzy ludzie mogą poważnie zachorować
Do uskoro
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top