10

~~Shawn~~

Leżałem na łóżku w swoim pokoju, patrząc w sufit. Myślałem o tym, jak uroczo dzisiaj wyglądała dziewczyna. Naprawdę mi się spodobała i bardzo chciałem ją bliżej poznać, ale to było dla mnie wyzwaniem.

— Shawn — zawołała z dołu mama. — Przyszła paczka z uczelni.

Podniosłem się szybko, kierując do drzwi. Czekałem na nią od tygodnia. Kiedy w końcu uczelnia oznajmiła, że zostałem do nich przyjęty bez żadnego problemu, miałem spodziewać się paczki z książkami, planem zajęć i kluczykiem od pokoju akademickiego. Nie mogłem się już doczekać, aż rozpocznę naukę w Portland. Poznam nowych ludzi, nie zapominając oczywiście o starych znajomych. Jestem bardzo przyjacielską osobą, dla mnie kontakty z drugim człowiekiem są bardzo ważne.

~~Gabrielle~~

Siedziałam do późna na plaży wraz z Kimberly. Rozmawiałyśmy o wszystkim, przy tym wygłupiając się odrobinę. Takie osoby, jak Snape są potrzebne w życiu każdego człowieka, przynoszą one szczęście i sprawiają, że chwile spędzone wspólnie nie są nudne. Wróciłyśmy na swoją dzielnicę przed dwudziestą pierwszą. Pożegnałyśmy się i każda z nas wróciła do siebie. Kim wcześnie rano musiała wraz z babcią udać się na zakupy, a ja wrócić na uczelnie. Z jednej strony nie chciałam tam wracać, bo czekały mnie obowiązki, od których w Harpswell mogłam się uwolnić. Ponownie zaczną się studia, wykłady, praca. Pracowałam w księgarni, trzy razy w tygodniu po sześć godzin. Pensja wystarcza mi na wszystkie potrzeby. Rodzice są na tyle kochani, że opłacają za mnie szkołę wyższą. Po wszystkich wieczornych czynnościach położyłam się na łóżku, przykrywając ciepłą kołderką. Spojrzałam na złotą bransoletę na lewej dłoni. Przedwczoraj wyciągnęłam ją ze skrzyneczki ze wspomnieniami. To pamiątka od Andy'ego. Dlaczego ją założyłam? Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Po prostu potraktowałam ją jako błyskotkę, zakładając rankiem. To, co z Harpswell, zostaje w Harpswell, dlatego, zanim zasnęłam, odłożyłam ją na swoje wcześniejsze miejsce. W skrzynce.

***

Wczesnym rankiem, ze snu zerwał mnie budzik. Przetarłam dłonią swoje zaspane oczy, rozglądając się po pokoju. Najchętniej, wróciłabym dalej do spania, jednak obowiązki na to nie pozwalały. Podniosłam się z łóżka i nie chcąc tracić czasu, zaczęłam się ubierać. Po dwudziestu minutach pomalowana i ubrana zeszłam na dół wraz ze swoją torbą. Moi rodzice krzątali się już po domu, zapewne szykując do pracy.

— Idę na pociąg — powiedziałam, zwracając na siebie uwagę.

— Co? Podwiozę cię! — mama zabrała głos.

— Nie, przejdę się. — Ubrałam na siebie płaszczyk, widząc jesienną pogodę za oknem. — To nie jest daleko.

— Jeśli chcesz, to w porządku. — Westchnęła kobieta. — Zadzwoń, jak dojedziesz do Portland.

— W porządku.

Przytuliłam mamę i tatę na pożegnanie, następnie czekając na Nancy, która zmierzała w moją stronę z kuchni. Przytuliłam ją, składając obietnicę, że niedługo ponownie się pojawię. Po wszystkich czułościach, wraz z ciężką torbą wyszłam z domu. Podążając ulicami Harpswell, rzucałam ostatnie spojrzenia na ukochane miasteczko. Całą drogę na pociąg pokonałam w ciszy, nie spotykając nikogo na swojej drodze.

***

Po godzinie dziesiątej byłam już w Portland, zmierzając do swojego akademickiego pokoju. Starałam się odnaleźć kluczyk, który jeszcze w Harpswell schowałam do kieszeni. Udało się. Weszłam do środka pokoju, zastając Octavię siedzącą na swoim łóżku.

— Gabby! — rzuciła się na mnie. — No w końcu jesteś!

Przywitałam się z przyjaciółką, siadając tuż obok niej na łóżku.

— Opowiadaj, jak ci minęło wolne!

— Wydarzyło się więcej, niż przez całe moje życie — prychnęłam. — Poczekaj tylko chwilkę, napiszę wiadomość rodzicom, że dotarłam — powiedziałam, wyciągając telefon, na którym wystukałam krótką wiadomość.

Blondynka otworzyła buzię ze zdziwienia, czekając, aż zacznę kontynuować swoją wypowiedź.

— Okej, więc miałam spędzić Halloween z Nancy, a przyczepił się wnuczek jednej z sąsiadek — powiedziałam z wyrzutem. — Dodatkowo potem skończyłam na pogotowiu.

— Co się stało?

Zaczęłam opowiadać przyjaciółce o chorobie, nieudanym Halloween i o chłopaku, który skradł moje wszystkie myśli. Nie zdradziłam jednak wszystkich szczegółów. Niektóre po prostu zachowałam dla siebie.

— W Freeport zwyczajnie wiało nudą — zachichotała Octavia.

Uśmiechnęłam się, rozglądając po pokoju. — Dobrze, że dopiero jutro są zajęcia. — Położyłam się na łóżku, patrząc w sufit.

— Na szczęście — westchnęła. — Poza tym od wczoraj chodzą plotki, że przyjdzie do nas ktoś nowy.

Z jej monologu dowiedziałam się, że Octavia już wczorajszego dnia wróciła do Portland, tak, jak większość z uczniów. Akademik był w pełnej dyspozycji studentów, dlatego nieważne było, kto, kiedy wraca. Liczyło się, czy uczęszczamy na zajęcia.

— Miesiąc temu krążyła ta sama plotka i nikt nie przyszedł — mruknęłam z uśmiechem.

— Może w końcu będzie jakiś przełom — skomentowała.

— Bardzo możliwe.

Rozmawiałyśmy dalej, przy okazji wypakowując moją walizkę. Octavia zaczęła opowiadać o Albercie, rodzinnym mieście i o szkolnym przystojniaku, Xavierze. Dziewiętnastolatek to szkolny obiekt westchnień, kapitan drużyny koszykarskiej i bardzo w porządku chłopak. Na pierwszy rzut oka, wydaję się niemiłym i pewnym siebie przystojniakiem, jednak to tylko pozory. Dla Octavii jest bardzo miły, jednak dla mnie czasem potrafi być wredny. Zauważyłam, że to zależy od jego humoru. Raz jest w stosunku do mnie aż przeraźliwie uprzejmy, a na następny raz rzuca w moją stronę przykre komentarze.

— Też już wrócił do akademika? — zapytałam.

— Tak, wczoraj już szaleli w swoim
skrzydle.

Nasz akademik był ogromny. Jeden z wielkich budynków podzielony był na kilka oddziałów. Całe prawe skrzydło dwupiętrowego budynku należało wyłącznie do chłopaków, natomiast lewe dla płci przeciwnej. Nie było wspólnych łazienek, tak jak myślała większość. Każdy z pokoi miał swoją, małą, ale własną. Pośrodku budynku, na parterze mieściła się jadalnia, gdzie można było spożywać posiłki. Wydawane były one od poniedziałku do piątku, a w weekendy można było samemu pogotować w kuchni. Na pierwszym piętrze był ogromny pokój, z wielkim telewizorem, gdzie czasami odbywały się seanse filmowe lub po prostu imprezy. Reszta budynku podzielona była zwyczajnie na pokoje. Na terenie znajdował się jeszcze wielki ogród, gdzie czasami również odbywały się szkolne imprezy. Niedaleko budynku akademickiego, znajdowały się kolejno dwa budynki, w których odbywały się wykłady dla uczniów. Dodatkowym punktem położenia uczelni w Portland było to, że zaraz za lasem, który znajdował się tuż obok, można było dotrzeć do miejskiej plaży. Ta uczelnia była po prostu idealna.

— A ten cały Shawn, to podoba ci się? — zapytała Octavia. Zapewne chciała, abym w końcu znalazła sobie chłopaka i była szczęśliwa.

— Nie można stwierdzić czy kto się podoba, jeśli się nie zna tej osoby — przewróciłam oczami.

Wygląd nie odzwierciedla zaraz całego człowieka. Nie znałam Shawna i w prawdzie miałam nadzieję, że go nie poznam. Dlaczego? Bo wydawał się dla mnie zbyt perfekcyjnym i ułożonym chłopakiem, za którym szaleje każda dziewczyna, a ja nie potrzebuje teraz kolejnych problemów. Wystarczy mi już jeden, związany z kolanem. Poza tym Shawn został w Harpswell, a ja jestem w Portland.

__________________________________________________________________________________

Zostaw coś po sobie. ⭐️🌿

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top