Początek konfliktu
William T. Spears wpatrywał się zmęczonym wzrokiem w ogromną ilość dokumentów zaśmiecające jego już i tak niezbyt uporządkowaną powierzchnię mebla. Prawie wszystkie kartki leżące bezwładnie i czekające na choćby najmniejszy kontakt z shinigami zawierały spis ostatnich zbiorów wszystkich angielskich żniwiarzy. W czasie ostatnich kilku lat tych żniw było o wiele więcej niż wcześniej, chociaż mniej niż w czasie ostatnich, jeszcze niedawnych dla shinigami dwóch wojen światowych. Wtedy to nie było nawet czasu na urlop, bo pewna osoba z nazwiskiem Hitler co chwilę mordowała niewinnych Żydów oraz innych ludzi nieczystej rasy, sądząc, że dzięki temu oczyści ten świat z zarazy. Żniwiarze natomiast bez przerwy pędzili do dusz po całym świecie pomagając kolegom z zagranicy z powodu braków w kadrze, chcąc być pierwszymi w ich zdobyciu przed demonami. W takich momentach liczyła się jak najlepsza zwinność i szybkość w celu zakończenia misji pomyślnie. Nic więc dziwnego, że mottem od wieków bogów śmierci było: Kto pierwszy, ten lepszy. Z resztą ta zasada panowała do lat dzisiejszych, mimo, iż świat się zmienił niewyobrażalnie. Kiedyś William jeszcze nie wierzył, że śmiertelnicy tak pójdą naprzód z technologią, choć nic go nie dziwiło w swoim świecie, gdzie wszystko poszło do przodu jeszcze szybciej wraz z nowymi zasadami ich kodeksu.
Teraz nawet byli dezerterzy mogli wrócić do pracy nie obawiając się prawdopodobnych kar za swoje wybryki. Nie mieli oni niestety łatwo, gdyż dostawali same najcięższe zadania w ramach pokuty za wcześniejsze odejście bez zgody przywódcy. Dzień w dzień pracowali ciężko, od świtu do zmierzchu. I tak im mijał rok za rokiem, dekada za dekadą, stulecie za stuleciem. Na ich twarzach William często zauważał zmęczenie oraz rezygnację, ale nie przejmował się tym, wręcz przeciwnie radował się z ich nieszczęścia . W końcu według niego zasłużyli sobie na cierpienie. Jak sam mawiał, gdyby wciąż trzymali się ustalonych zasad, to nie doszłoby do nieprzyjemnych sytuacji, a tym bardziej do utraconej wolności.
Jednym z tych bogów śmierci uwięzionych w papierach oraz pilnowaniu porządku przy żniwach młodszych kolegów okazał się srebnowłosy mężczyzna o przezwisku Undertaker, dawniej zwany legendarnym żniwiarzem, który dopiero od niedawna wrócił do łask Stowarzyszenia. Nikt tak naprawdę nie znał jego prawdziwego imienia oprócz samego Andersona, najstarszego oraz jednego z pierwszych żniwiarzy, który wolał tożsamość przyjaciela zostawić dla siebie. Dlatego z jego prośby nazywano go Adrianem Crevanem. Imię to było dość łatwe do zapamiętania, dzięki czemu w całkiem szybkim tempie się przyjęło bez jakichkolwiek problemów. Nie każdemu pasował niestety powrót dawnego wroga. Z resztą, czy Crevan kiedykolwiek prosił o wybaczenie za swoje karygodne zachowanie? Oczywiście, że nawet by o tym nie pomyślał, skoro to nie w jego stylu było klękać przed bandą idiotów, mówiących mu co robić. Za dużo czasu minęło dla Undertakera, żeby dać się tak upokorzyć, a przecież wystarczająco zdążył już siebie znienawidzić za powrót do dawnego stanowiska. Ale co miał zrobić? Zabawny hrabia Ciel Phantomhive nie żył już od dawna, a bez niego życie było zbyt nudne i nie miało sensu. Pozostało więc tylko zgodzić się na wszystko i mieć nareszcie święty spokój z licznymi błaganiami oraz prośbami kierowanych w jego stronę, by wziął się w garść i wrócił na stare śmieci nim będzie za późno.
Spears mijając często byłego grabarza odczuwał niechęć w jego towarzystwie, mając wręcz ochotę wygarnąć mu co myśli o tym całym jego powrocie. Co prawda darzył starszego szacunkiem jaki się powinno przynajmniej okazywać bardziej doświadczonym od siebie, ale wciąż mu nie ufał. Nie po tym, co Crevan odwalił na statku o nazwie Campania, ożywiając zmarłych za pomocą zmienionych Cinematic Record, taśm przedstawiających całe ludzkie życie danej osoby umierającej. To było wręcz dla niego niewybaczalne, by maczać palce w czyimś nagraniu i jeszcze odczuwać z tego satysfakcję. Chore. Nienormalne. Potworne. Bóg śmierci aż się wzdrygnął na myśl o tym, że i jemu mógłby ktoś coś takiego zrobić. Nie. Koniec. Shinigami uderzył się w twarz z całych sił wracając do rzeczywistości, przy okazji poprawiając palcem wskazującym spadające okulary. Lepiej o tym nie myśleć i skupić się na dalszym wypełnianiu raportów. Tak, to było najlepsze wyjście dla ciemnowłosego.
Jednakże wkrótce na myśl o spędzeniu dodatkowych kilku godzin w biurze aż westchnął. To nie tak, że on nie lubił pracować w czasie nadgodzin. Kochał ten zapach dopiero co wydrukowanego papieru oraz dźwięk maczanego w atramentcie pióra składającego podpis Spearsa na ostatnich stronach raportów. Te dwie rzeczy sprawiały mu radość o wiele większą od posiadania niejednej kobiety do których i tak nie miał szczęścia. Chociaż według niego płeć przeciwna nawet nie umywała się do jego prawdziwej i jedynej kochanki, roboty. Zwłaszcza pewna, denerwująca go osóbka, będąca dopiero od niedawna jego podwładną. Odkąd tylko przybyła do jego wydziału zdążyła wzbudzić w nim tyle sprzecznych emocji, że chyba pobiła wręcz rekord Grella Sutcliffa w denerwowaniu szefa. A taki wyczyn był wręcz cudem, pomijając fakt, że czerwonowłosy robił to praktycznie każdego dnia.
[ Reader ] Nowak. Lat dwadzieścia trzy, przyczyna samobójstwa tajna. Umiejętności wręcz godne podziwu, ukończony trening w zaledwie trzy miesiące, co było jak na tyle czasu fascynującym wynikiem. Spears nieraz czytał jej CV zastanawiając się dlaczego wysłano do jego wydziału właśnie ją. Trochę to było dziwne, zwłaszcza, że żniwiarze z Anglii zazwyczaj odnosili się do polskiego stowarzyszenia z rezerwą i niechęcią. Może i Polacy byli bardzo pracowici i wypełniali misje na czas, ale za to chodzili pijani na okrągło, psując zabawę innym pracownikom, zwłaszcza gościom z zagranicy. Z takimi to ciężko pracować... Doprawdy, ciekawe co robiła tu Polka z tak piekielnie dobrą opinią od byłych pracodawców.
O kobietach też nie miał zbytnio dobrego zdania. Większość Polek jakie spotkał na swej drodze były zwykłymi dziwkami puszczającymi się wszędzie gdzie się tylko dało, dzięki czemu osiągały bardzo wysokie stanowiska. Kto by pomyślał, że teraz wystarczy dać dupy komu trzeba, a wszystko potem idzie jak po maśle. William prychnął.
- Niech ta nowa sobie nie myśli, że mnie tak łatwo uwiedzie. Prędzej przyznam Sutcliffowi, że jestem pierdolonym gejem i mam ochotę się z nim pieprzyć niż pozwolę tej gówniarze na wszystko. Co ja z resztą pierdole? - wzdychał, kontynuując swoje zajęcie. Długo jednak nie pozwolono mu na swobodne dokończenie jego ciężkiej harówki, ponieważ kilka minut później usłyszał pukanie do drzwi. Wściekły zielonooki odłożył pióro.
- Wejść - oznajmił, chcąc w końcu opieprzyć Grella za przeszkadzanie mu w ważnych rzeczach i ciągłe obijanie się. Bo kto inny byłby takim idiotą i narażałby się samemu szefowi Wydziału Żniwiarzy? Z pewnością tylko jego dawny współpracownik lub młody, świeżo upieczony bóg śmierci. Takie przypadki również nieraz się zdarzały, co irytowało potwornie żniwiarza.
- Dzień dobry. Przyniosłam raporty o które szef mnie prosił wczoraj.
Damski, obcy głos wybił z tropu pracującego. Tego się nie spodziewał, żeby [ Reader ] przyszła do niego z własnej woli. Zwłaszcza, gdy jej nowi koledzy zdążyli już uraczyć ją kilkoma opowieściami o strasznej osobie jaką był William. Wydawało mu się, że zniechęci to kobietę do wejścia na jego prywatne terytorium. Jakże się pomylił.
- Proszę położyć je na biurku i opuścić jak najszybciej pomieszczenie. Jak widzisz nie mam więcej czasu na użeranie się z tobą, więc byłoby miło, gdybyś zrobiła to w miarę pośpiesznie.
Zimny ton zajętego Spearsa wzbudził gniew w młodej bogini śmierci, kładącej właśnie raporty na stertę pozostałych do wypełnienia papierów. Nie była przyzwyczajona do takiego traktowania, jakie fundował je na co dzień aktualny pracodawca. Dlatego musiała dać upust swojej złości w tylko jeden sposób.
- Dupek.
- Szmata. - odpowiedział William, dając się ponieść emocjom. Zaraz później jednak tego pożałował. Dlaczego miałby kłócić się z kimś, kto nawet nie dorastał mu do pięt?
- Chyba mówi pan o sobie, panie Spears.
- Pani wybaczy panno [ Reader ], ale to ja jestem twoim szefem i znam się lepiej na rzeczy niż panienka.
- Wygląda na to, że wydział shinigami lubi dawać stanowiska osobom upośledzonym. Jedna z nich właśnie siedzi przede mną i próbuje się wymądrzać. Ale wiesz co? Nic z tych rzeczy, Will.
Wściekłość Williama właśnie przekroczyła granicę. Można było nawet powiedzieć, że teraz stał się istnym wybuchającym wulkanem, który będąc nieczynny cały czas, nareszcie przebudził się, by zniszczyć wszystko co stanie mu na drodze. Jak ona śmiała się zwracać do niego po imieniu? Bezczelność. Powinna znać swoje miejsce. W końcu to tylko nic nie warta pracownica, którą może zmiażdżyć w każdej chwili. Oj, jak bardzo chciałby teraz to zrobić...
- Jeszcze trochę, a naprawdę cię pozbawię posady żniwiarza. Nie myśl sobie, że tutaj świecąc dupą i cyckami naprawdę zrobisz tu karierę. Prędzej zniszczę cię, nim zdążysz się tu zadomowić. - Na jego twarzy pojawił się uśmiech triumfu. Zagiął ją pewnie tak, że dziewczyna ucieknie z pokulonym ogonem.
- Ach tak? W takim razie niech klepsydra pójdzie w ruch. Zobaczymy kto wygra, i kto okaże się ostatecznym frajerem.
Zdenerwowana Nowak szybko opuściła gabinet, zwalając przy okazji równy stos dokumentów na ziemię nim Spears zdążył odszczeknąć się jej na dobre. Teraz to się naprawdę wkurzył. Nie dość, że dorobiła mu niepotrzebnej pracy, to jeszcze zaczęła mu grozić. Nikt nie miał prawa tego robić. To on był szefem i to on ustawiał swoje pionki jak trzeba. Kto tego nie robił, szybko wylatywał z planszy. W tym przypadku też nie widział wyjątku, by utrzymać dalej [ Reader ] przy sobie. Problem w tym, że musiał mieć powód, aby się z nią pożegnać. I chyba już wiedział kogo użyć do swojego niecnego planu. Zadowolony z siebie włączył urządzenie do połączenia z się własną sekretarką, przemawiając do niej głośno i wyraźnie.
- Przyprowadź mi Sutcliffa. Natychmiast.
Zdawał sobie sprawę, iż Grell miał do niego ogromną słabość i zamierzał to wykorzystać. Nie widział w tym nic złego. Z resztą pomyślał, jeżeli dobrze wszystko pójdzie zgodnie z planem, to oboje będą mieli korzyści ze wspólnego układu. A mała manipulacja nie zaszkodzi przecież w dążeniu do upragnionego celu.
~~~
Rozdział pisałam dość długo, bo nie chciałam wam dać pierwszego lepszego shitu. Przynajmniej się udało go wstawić po tygodniu. Bardzo dziękuję za pozytywne opinie w prologu i liczę, że pierwszy rozdział też wam być może przypadnie do gustu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top