Rozdział 25

Nick

Siedziałem na kanapie przed telewizorem, gdy wpadł Gus, podał mi piwo i usiadł obok.

- I jak randka? -zapytałem.

- Do kitu.

- Mam nie pytać o szczegóły?

- Nie.

- Dobra.

***

- Wszyscy na plan! - rzuciłem.

Zaczęliśmy nagrywać sceny do filmu.

***

- Kochanie, zaczynam być zazdrosny. Dostajesz te kwiaty od zupełnie kogoś obcego częściej niż ode mnie. Słuchasz mnie w ogóle?

- Tak, tak. - wydawała się roztargniona, wpatrywała się w dwie białe róże.

Obawiałem się od kogo mogą one być. Dostawała je co tydzień. Najpierw były czerwone, potem różowe, a teraz białe. Powoli zastanawiałem się nad pójściem na policję. To mógł być każdy. Od normalnego klienta po jakiegoś psychola. Ewidentnie wykluczałem zdradę Amy. Nigdy by tego nie zrobiła. Prawdę mówiąc zacząłem się o nią martwić. Całe długie dnie spędzała w pracy, a gdy już z niej wychodziła to pracowała w domu. Zamknęła się w sobie, nie spotykała z Katie.

- Muszę dokończyć jedną rzecz. -wstała z kanapy i poszła na górę.

Włączyłem laptop i zacząłem przeglądać pocztę. Odpisałem na kilka maili i pojechałem do marketu po jedzenie. Zabrałem ze sobą Ellie. Kiedy wróciliśmy Amy nie było w domu.

Gdy wróciła wciąż była roztargniona.

Kiedy wszedłem do sypialni, moja kobieta siedziała na łóżku w swojej czarnej koszuli nocnej, na nosie spoczywały okulary. Spojrzała na mnie, a po chwili ponownie odwróciła się do laptopa. Przytuliłem się do jej pleców, oplotłem dłońmi jej talię. Głowę położyłem na ramieniu. Delikatnie musnąłem jej szyję.

- Kochanie, powiesz mi co cię gryzie? - zapytałem.

- Nic

- Przecież widzę. - poczułem od niej zapach alkoholu.

- Naprawdę nic.

- Amy...

- Mam dużo pracy.

- Ja też, ale cię nie odpycham.

- Przecież tego nie robię!

- Właśnie, że robisz! - pokiwała przecząco głową i odwróciła się z powrotem do laptopa.

Zszedłem z łóżka. Wyszedłem z sypialni zatrzaskując za sobą drzwi. Zdenerwowałem się. Nie chciałem kłócić się z Amy. Wyjąłem z kurtki paczkę papierosów i wyszedłem na taras. Odpaliłem jednego i zaciągnąłem się.

- Palisz? - usłyszałem jej melodyjny głos.

- Nie. - odpowiedziałem nie patrząc na nią.

- A teraz to niby co robisz? - dodała, słyszałem jej kroki. Przutuliła się do moich pleców. - Misiu... Przepraszam.

- Martwię się, to źle? - odwróciłem się patrząc w jej zielone oczy. Objąłem ją.

-Oczywiście, że nie. Wszystko jest w porządku, mam urwanie głowy w pracy.

- Chodźmy na policję. - zasugerowałem.

- Co?

- Niepokoją mnie te kwiaty.

- Daj spokój. - zgadnęła. - To klienci odwdzięczają się kwiatami.

- Muszę przyznać, że jesteś świetną wedding plannerką.

- Och, dziękuję.

- Chodźmy do środka, bo jest zimno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top