Rozdział 2

Amy

Rano szybka kawa i w drogę. Nadal nie czułam się najlepiej, ale postanowiłam jechać. Kilka godzin jazdy nie było najprzyjemniejsze, ale gdy wreszcie znalazłam się w LA poczułam ulgę i... Strach. Jednak to drugie wolałam odłożyć na bok. Zobaczyłam Ellie i choć wiedziałam, że jest na mnie zła czułam się lepiej na jej widok. Zabrałam jej rzeczy i podziękowałam Katie za wszystko. Pojechałyśmy do domu. Chciałam z nią porozmawiać, lecz ona od razu skierowała się do pokoju.

- Ellie, zejdź na dół! -poprosiłam, lecz odpowiedziała mi cisza. - Ellie! - ponownie nic. -Ellie!!!

- Co?!

- Zejdź, chcę z tobą zamienić słowo. - posłuchała mnie i rzuciła:

- O czym?! Zjawiasz się tu i co chcesz, żebym była ci za to wdzięczna?

- Jestem dorosłą...

-Ja też i wiesz co?! Przestań wpieprzać się w moje życie, bo zaczynasz się robić żałosna!

- Nie takim tonem!

- Nie jesteś moją matką, żeby mi rozkazywać!

Zabolało i to bardzo mocno. Oparłam się o stół w kuchni i usiadłam na krześle. Czułam jakby wbiła mi nóż w plecy. Jej słowa uderzyły mnie dogłębnie, może zbyt głęboko. Siedziałam tak wpatrując się w ścianę z zapłakanymi oczami, a tymczasem Ellie wyszła trzaskając drzwiami.

***
Mimo, że El wróciła do domu nadal nie mogłam spać. Wiedziałam, że znów zawaliłam sprawę. Po raz kolejny. Jak mogłam być taka nieodpowiedzialna! Byłam dorosłą kobietą, a zachowywałam się jak dzieciak.

Następnego dnia wzięłam się za sprzątanie domu. Była sobota, więc miałam dzień wolny od pracy. El wyszła z domu, nadal ze mną nie rozmawiając. Zbliżała się dwudziesta trzecia, mojej siostrzenicy nadal nie było. Wysłałam jej miliony wiadomości, tysiące razy dzwoniłam. Nagle zadzwonił mój telefon. Szybko odebrałam.

ROZMOWA:
- Dobry wieczór. - po drugiej stronie odezwał się męski głos. - Nazywam się Kevin Milton jestem chłopakiem El, jest ze mną. Proszę się nie martwić. Zaraz będziemy pod domem.

- Dobrze. - wydusiłam.

Czekałam w kuchni, patrząc przez okno na podjazd. W końcu zauważyłam wyjeżdżających samochód. Ellie ledwo trzymała się na nogach. Wbiegłam z domu. Zniósł ją do jej pokoju i położył na łóżku, całując w czoło.

- Jesteś jej chłopakiem i pozwoliłeś jej się upić! - rzuciłam.

- Była już nieźle wcięta, gdy przyjechałem na imprezę. Prosiłem, żeby więcej nie piła, ale mnie nie słuchała.

- Jesteś jakimś idiotą?! Nie powinieneś jej na to pozwolić! Co ona do cholery wyrabia!

- Nie chcę się wtrącać, ale ona potrzebuje wsparcia.

- Nie wtrącaj się!

Bez słowa odszedł, a ja czułam się winna za to jak go potraktowałam. Odwiózł do domu pijaną dziewczynę, a ja na niego naskoczyłam. Było mi głupio.

***
Rano

Usiadłam przy stole w kuchni, piłam kawę i czytałam modowe pismo. El zeszła i nalała sobie w szklankę wodę. Pochyliła nad blatem i dotknęła głowy.

- Idź pod prysznic. Ja przygotuję ci coś co na pewno zwalczy kaca.

- Dzięki.

Nalałam jej pół filiżanki kawy i zaczęłam gotowanie rosołu. Kiedy ponownie pojawiła się w kuchni, usiadła na krześle.

- Wypij ją. Dobrze ci to zrobi. Zaraz będzie jedzenie.

- Nie jestem głodna.

- Musisz coś jeść, choćby troszeczkę.

- Okay. - zjadła.

- A teraz ubieraj się przejdziesz się na spacer do marketu.

- Oj nie. Chyba zwariowałaś.

- Jeszcze mi za to podziękujesz. No już, rusz tyłek!

Zrobiłam jej listę zakupów i wyszła z domu. Ja w tym czasie lekko posprzątałam. Kiedy wróciła wszystko sobie wyjaśniłyśmy.

***
- Maggie, wracam za godzinę.

- Jasne.

- Dzwoń w razie czego.

- Okay.

Wyszłam z firmy i biegłam na kolejne spotkanie, gdy wpadłam na... Augustusa.

- O, proszę kogo ja tu widzę.

- Gus, hej. Przepraszam, nie zauważyłam cię.

- Gdzie się tak pani prezes spieszy?

- Mam spotkanie, jestem już spóźniona.

- Aha, więc kiedy kończysz?

- Za trzy godziny.

- Wpadnę po ciebie do firmy, musimy przedyskutować jedną sprawę.

- Okay. Pa!

Wbiegłam do kawiarni, przeszłam przez nią i zauważyłam siedzących na tarasie klientów.

- Dzień dobry, bardzo państwa przepraszam, ale na mieście są potworne korki.

- Rozumiemy.

- Poproszę kawę. - powiedziałam uśmiechając się do kelnerki. - Więc kwestia zaliczki. W państwa wypadku wynosi ona cztery i pół tysiąca, koszt ślubu to dziesięć tysięcy pięćset, natomiast wesela dwadzieścia dwa tysiące. Co razem daje trzydzieści siedem tysięcy.

- Ooo... To mało. Byliśmy u Sin&San i podsumowując za wszystko wyszło pięćdziesiąt dziewięć tysięcy.

- To spora różnica.

- Dokładnie.

- Proszę też ich zrozumieć... Działają dopiero od nie dawna.

- Jednak nam zależy na ślubie marzeń, a to co oni nam zaproponowali to... Tam nie pracują profesjonaliści.

- W każdym razie bardzo się cieszę, że państwo wybrali nas. Bez względu na wszystko mogę państwu obiecać, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem.

- Mamy taką nadzieję.

***
- Hej, gotowa?

- Hej, tak już idę.

Wsiedliśmy do auta Gusa. Pojechaliśmy do restauracji Wizzy, gdzie pracował mąż Katie. Zmówiliśmy coś do jedzenia i przeszliśmy do rozmowy.

- Dlaczego akurat to miejsce?

- Sam nie wiem. Po prostu chciałem z tobą pogadać w jakimś cichym miejscu.

- A właśnie o czym? - nadziałam na widelec fasolkę.

- Potrzebuję modelki, a konkretniej ciebie.

- Co?

- Potrzebuję ciebie, Amy.

- Nie, nie ma mowy.

- Ale dlaczego?

- Dlaczego ja?

- Muszę mieć ciebie i to nie jest sprawka Nicka. On nie ma z tym nic wspólnego.

- A dlaczego miałby mieć?

- Nie wiem, już raz cię przekonał.

- Nie przekonał! - uniosłam się zbyt bardzo. - O niczym nie wiedziałam.

- Okay, rozumiem. Szkoda. - zabrał się za dalsze jedzenie. Wpatrywałam się w niego.

- No dobra, ale tylko kilka fotek i koniec.

- Jasne. -rzucił uradowany.

***

- Wyżej głowa. Świetnie. Lekko odsłoń kolano. Cudnie. Dobra, a teraz mała zmiana.  - wróciłam po kilku minutach. - Połóż się na podłodze, dziewczyny ułóżcie jej ładnie włosy. Ręka do góry. Pięknie.

***
Taki mały prezent ode mnie 😁 mam nadzieję, że się podobał. 😘❤ Miłego weekendu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top