Rozdział 5

Amy

Tydzień po tygodniu następował bardzo szybko, zbyt szybko. Bałam się, że ktoś zauważy jakąkolwiek zmianę we mnie. Kiedy nadchodziła kolejna wizyty lekarza byłam jednocześnie zdenerwowana i szczęśliwa. Chciałam ponownie zobaczyć swojego malucha.

Unikałam jego ojca jak tylko mogła. Był ostatnio w firmie, ale napisałam Maggie, by powiedziała, że wyszłam. Często dzwonił, ale za każdy razem go zbywałam.

- Dwunasty tydzień.- z zamyśleń wyrwał mnie głos lekarki.

- Słucham? - spytałam oszołomiona.

- Maluch ma już dwanaście tygodni.. Widzę, że mama dziś jest lekko rozkojarzona.

- E tam. Wszystko z nim w porządku?

- Tak, proszę się niczym nie martwić. - zamilkła na chwilę. - Na płeć jest jeszcze za wcześnie.

- Rozumiem. Więc kiedy kolejna wizyta?

- Za cztery tygodnie.

***
Obudziły mnie promienie wschodzącego słońca. Przeciągnęłam się i pobiegłam do kuchni przygotować śniadanie. W łazience podkręciłam radio i nuciłam pod nosem piosenkę, którą właśnie puścili. Umalowałam się, spięłam włosy. Włożyłam sukienkę i założyłam szpilki. Razem z El zjadłyśmy posiłek. Podrzuciłam ją do szkoły, a sama pojechałam do pracy.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry.

- Amy! Kolejny zestaw papierów do podpisania. - powiedziała Katie, patrząc na mnie. - Cholera jasna! Co ci się stało? My chyba musimy pogadać.

- Nie. - powiedziałam czując coraz większy niepokój. - Wpadnij na herbatkę, hm?

- Okay.

Zabrałam dokumenty i poszłam do siebie. Otworzyłam laptop i zaczęłam pracę. Po konferencji zniknęłam w zaciszu bufetu.

- Hej, jestem. Więc co jest na rzeczy? Poznałaś kogoś? Spotkałaś Nicolasa? Gadałaś z nim?

- Nie gadajmy tutaj. Chodźmy do parku.

- No okay.

Zabrałam swoje rzeczy, zostawiłam je w aucie i poszłyśmy. Usiadłyśmy na NASZEJ ławce.

- Amy, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności. Nick się pojawił prawda?

- Tak, rozmawialiśmy, ale to nie o niego chodzi. Znaczy poniekąd tak.

- Auć! Kopnęła. - zaśmiała się. - Daj rękę. - położyłam ją na jej brzuchu, a wtedy poczułam kilka słabych uderzeń. - To nie mnie powinnaś kopać tylko ciocię, tak? Nie chce nam powiedzieć o co chodzi. - uśmiechnęłam się i postanowiłam powiedzieć jej całą prawdę, którą w sobie skrywałam już od jakiegoś czasu.

- Mała będzie miała przyjaciółkę albo przyjaciela.

- O proszę. Kto jest w ciąży?

- Ja.

- Co? - zaśmiała się, lecz po chwili tylko uśmiechała. - Przecież ty z nikim nie spałaś od dłuższego czasu, chyba, że mi nie powiedziałaś.

- Sięgnij pamięcią co było piętnaście tygodni temu.

- Kurwa! Nick?!

- Yhym.

- Powiedziałaś mu?

- Nie.

- Co zamierzasz?

- Nie wiem. - powiedziałam poważniejąc. - Nie mam pojęcia co robić.

- Musisz mu powiedzieć.

- Wiem, ale on ma teraz...

- Jennifer to suka. Ktoś wreszcie powinien dać Nickowi do myślenia. Amy teraz masz szansę. Szansę na szczęście. Zobaczysz rzuci ją dla ciebie i będziecie szczęśliwi. Nosisz jego dziecko.

- Heheheheh. Niezła wizja.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę! Czyli piętnasty tydzień? Znasz już płeć?

- Nie, za tydzień mam kolejną wizytę.

- Wiedziałam, że się coś w tobie zmieniło.

- Przyjaciółka zauważy wszystko. Wybraliście imię dla małej?

- Nie, jeszcze nie.

***

- Hej, pięknie wyglądasz.- zauważył Nick.

- Dziękuję.

- Długo czekasz?

- Nie, dopiero przyjechałam.

- Zamawiałaś coś?

- Czekałam na ciebie.

- Dawno się nie widzieliśmy. Tęskniłem. - puścił mi oczko i uśmiechnął się seksownie. - Naprawdę.

- Mam nadzieję, że twoja żona tego nie zauważyła. Jestem pewna, że miałaby ochotę mnie rozszarpać. Ona nawet bez tego chciałaby to zrobić.

- W stu procentach. Myślę jednak, że nie odkryła tego, że myślę o tobie w każdej możliwej chwili.

- Możliwej, która następuje raz na miesiąc?

- Raz na sekundę.

- Co państwu podać? - niechętnie wróciłam do rzeczywistości.

- Wino?

- Nie dziś. Dla mnie woda...

- Proszę podać nam coś dzięki czemu ta piękna kobieta się we mnie zakocha. - spojrzała na obrączkę na jego palcu. - Niestety nie jest moją żoną. - jej mina była rozbrajająca.

- Więc co tam w pracy?

- Świetnie, niedługo premiera mojego filmu. Przyjdziesz?

- Oczywiście. Co to w ogóle za pytanie?

- Może przez te prawie cztery miesiące zdążyłaś mnie znienawidzić.

- Może.

- Jest pani dziś bardzo tajemnicza, panno Rose.

- Zmieniłam się, panie Clarke.

- Podoba mi się ta zmiana.

- Czyżby? - zapytałam zciszajac głos, unosząc brew i zadziornie się uśmiechając.

Co ty do cholery wyprawiasz Rose! - krzyczał mój wewnętrzny głos.

- Bardzo. I ten uśmiech. - dotknął mojej dłoni.

- Państwa zamówienie. - powiedziała kelnerka.

- Zauważyłaś, że ona przerywa nam w najlepszych momentach.

- Jedyne co udało mi się uchwycić, to jej wzrok. Pewnie byłeś tu z Jennifer.

- Tylko raz. Zaraz po ślubie. Stwierdziła, że "Blue" nie jest dla niej.

- Ale przecież ta restauracja jest cudowna.

- No właśnie.

- A w ogóle jak wam się układa?

- Okay.

- Okay?

- Tak.

- Mam nie drążyć tematu?

- Lepiej nie, a co u ciebie.

No wiesz długo by opowiadać. Moja firma całkiem nieźle funkcjonuje, poza tym jestem w ciąży, a to TY JESTEŚ JEGO OJCEM!!! - rzuciłam w myślach.

Zdecydowałam się jedynie na zwykłe:

- Okay.

- Okay?

- Tak.

- Też mam nie drążyć?

- Yhym.

Miałam okazję by mu o tym powiedzieć, ale tego nie zrobiłam. Spaprałam sprawę. Był szczęśliwy. Nie chciałam tego psuć. A może to były tylko pozory?

***
No i kolejny rozdział. Jak Wam się podobał, hm?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top