Rozdział 8

- Katie, wypij kawę, zanim przyjdzie kolejny pacjent. Mam wrażenie, że zaraz zaśniesz. - pouczyła mnie pracodawczyni.

Wcale się sobie nie dziwię, że tak bardzo chciało mi się spać. Przez całą noc zmrużyłam oczy na około trzy godziny. A wszystko przez to, że wciąż myślę o Cody'm, a dokładniej o tym, co mi powiedział. Nie wierzę mu, albo chce mu nie wierzyć. Jednak mam złe przeczucie. Bardzo złe przeczucie. O wiele bardziej wolę Zac'a jako ojca dla Theo. Mimo, że go nie ma, nie jest psychopatą. Właściwe, to już się przyzwyczaiłam, że budzę się i zasypiam sama. Tak mi łatwiej.

- Ma pani rację. - wstałam z przewygodnego fotela, zgadzając się ze zdaniem szefowej.

- Mi też możesz zrobić. - poprosiła Victoria.

- Dwie kawy. - powiedziałam sama do siebie.

Ruszyłam w stronę pomieszczenia pełniącego funkcje kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku i oparłam się o blat, czekając, aż się zagotuje. W wolnym czasie chwyciłam w rękę telefon, który od rana miałam w kieszeni marynarki.
Od razu moją uwagę przykuły trzy wiadomości o prawie identycznej treści.

Rachel: Użytkownik tego numeru, dzwonił dziś o godzinie 10:24, lecz nie zostawił wiadomości głosowej.

Każdy z SMS-ów zmienioną miał tylko godzinę.

Wsypałam kawę do kubków i nadal czekając, aż woda zamieni się we wrzątek, postanowiłam oddzwonić.

- Halo. - usłyszałam głos w słuchawce.

- Hej Rachel, dzwoniłaś? - zapytałam, choć właściwie byłam tego pewna.

- Tak. Mam dla ciebie propozycję.

Zdziwiło mnie to, że Rachel dzwoniła. Tym bardziej z jakąś propozycją. Ostatnio rozmawiałam z nią pół roku przed przeprowadzką. Gdy na świecie nie było jeszcze Theo, spotykałam Rachel na każdej imprezie. Była ich królową. Kiedy zmieniłam tryb życia, zaczęłyśmy widzieć się znacznie rzadziej.

- Umieram z ciekawości. - zaśmiałam się.

- No bo.. - zaczęła. - Eric ma urodziny w sobotę. Pomyślałam, że ucieszy się, jak wpadniesz. Urządzamy mu imprezę niespodziankę. - wyjaśniła.

- Przemyślę to. - powiedziałam szybko, słysząc głos wyłączającego się czajnika. - Muszę lecieć.

- Daj znać jak najszybciej. Papa.

Pożegnałam się z Rachel i dokończyłam robienie napoju.

Sama nie wiem, czy chcę tam iść. Nie po tym wszystkim. Nie po naszej ostatniej rozmowie.

*Retrospekcja - pół roku wcześniej*

Dzień poprzedzający wylot Tom'a i Matias'a, to kolejny powód do imprezy. Nie miałam ochoty
na nią iść. Zupełnie odzwyczaiłam się od domówek. Od południa znajomi bombardowali mnie pytaniami o to, czy wpadnę choć na chwilkę. Wielu z nich nie widziałam już od kliku miesięcy.

Wieczorem, gdy mały już spał, postanowiłam jednak udać się na domówkę. Tata i Eva mieli wieczór dla siebie, a ja wreszcie mogłam się wyluzować.

Impreza tętniła życiem. Wszyscy świetnie się bawili, łącznie ze mną. Wszyscy pytali mnie o synka i prosili, abym pokazała im zdjęcia. Świetnie rozmawiało mi się dosłownie z wszystkimi. Po kilku godzinach wyszłam na balkon, aby się przewietrzyć.

- Dlaczego stoisz tu tak sama? - usłyszałam głos zza moich pleców.
Odwróciłam się i zobaczyłam Eric'a.

- Już nie stoję sama. - zaśmiałam się.

- Tak dawno cię nie widziałem, że aż się stęskniłem. - stwierdził.

- Daj spokój, to tylko kilka tygodni.

- Dla mnie i tak zdecydowanie za długo. - odpowiedziałam tylko uśmiechem. - Powinniście wpaść kiedyś do nas. Rachel lubi dzieci, więc się ucieszy.

Eric zaczął spotykać się z Rachel kilka miesięcy po narodzinach Theo, gdy ostatecznie dałam mu do zrozumienia, że nie będziemy razem.

- To pewnie marzy o dużej rodzinie. - podłapałam temat.

- Na razie nie mamy jeszcze takich planów.

- Jesteście ze sobą już ponad dwa lata. Nie planujesz jakiś zaręczyn? - podpytywałam, cicho podśmiechując.

- Nie wiem, czy to z nią chce spędzić resztę życia. - jego głos strasznie spowarzniał.

- Kochacie się. Jak nie z nią to z kim? - zapytałam, nieoczekując odpowiedzi.

- Z tobą. - stwierdził, spoglądając mi głęboko w oczy. Serce zaczęło bić mi bardzo szybko.

- Eric, rozmawialiśmy o tym. Rachel jest szczęśliwa z tobą, a ty jesteś szczęśliwy z nią. - chyba..

- A ty jesteś szczęśliwa? - zapytał przybliżając się do mnie.

- Co to w ogóle za pytanie?! - oburzyłam się.

- Związałem się z Rachel, żeby zapomnieć o tobie. Bardzo ją lubię i świetnie się dogadujemy, ale nigdy nie przestanę kochać ciebie. - czułam jak nogi uginają się pode mną.

- Eric powiem co to ostatni raz, NIGDY NIE BĘDZIEMY RAZEM. - podkreśliłam ostatnie słowa.

Wcale nie miałam na myśli tego, że Eric mi się nie podobał. Po tym wszystkim co przeszłam, po prostu chciałam być sama. Po za tym, Rachel przy Eric'u była szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Nie mogłabym jej tego zrobić.

- Dlaczego?! - Eric podniósł głos. - Bo postanowiłaś czekać na jakiegoś ćpuna, który ma cię w dupie i zamiast być z tobą, zabawia jakieś cycate panienki na drugim końcu świata? - zapytał sarkastycznie.

Z całej siły uderzyłam Eric'a w twarz, po czym wybiegłam z imprezy.

Od tamtej pory nie rozmawiałam z nim ani razu.

*Koniec retrospekcji*

Całą drogę z pracy, rozmyślałam nad przyjęciem propozycji.

Wchodząc po schodach bloku razem z synkim, zauważyłam Ethan'a, zachodzącego w dół.

- Dziś, 18-sta, kolacja u mnie. - rzucił krótko nie mając nawet czasu spojrzeć mi w oczy. Prawdopodobnie nie chciał, abym zdążyła odmówić.

- Rozumiem, że nie mam nic do powiedzenia. - powiedziałam, ale on chyba mnie nie słyszał.

- Idziemy do Hazel? - zapytał zadowolony Theo.

- Na to wygląda. - odpowiedziałam entuzjastycznie.

***

- Theo wychodzimy! - zawołałam synka, trzy minuty przed spotkaniem.

Cieszyłam się, że będę mogła spędzić czas z Ethan'em. Bardzo go lubię i nie wątpię, że będzie bardzo miło. Byle nie za miło. Domyślam się, że Ethan na coś liczy, ale ja sama nie wiem, czy jestem gotowa na coś więcej niż tylko luźne rozmowy o życiu i wspólne posiłki, w ramach za obronę.

- Mamo... - zaczął synek. - dla wuja Ethan'a się tak wystroiłaś? - zapytał, na co ja zareagowałam śmiechem.

No może trochę. Nie powiem tego synkowi, bo od razu się wygada. Chciałam po prostu wyglądać elegancko, dlatego ubrałam koszule w kolorze pudrowego różu i kopertową, czarną spódnice przed kolana. Włosy zostawiłam rozpuszczone.

- A co, podoba ci się? - spytałam, przeglądając się w lustrze.

- Nie martw się, wujowi na pewno się spodoba. - stwierdził stanowczym głosem. Jak mój trzy letni synek, może wiedzieć takie rzeczy? Mam nadzieję, że przy Ethan'ie nic nie powie.

Wyszliśmy z mieszkania i już po kilku sekundach, byliśmy przy drzwiach sąsiadów. Zapukałam i nie musząc długo czekać, zobaczyłam Ethan'a.

- Nie byłem pewny, czy przyjdziecie. - jego głos spowodował szybsze bicie mojego serca.

Nie był pewny, ale przygotował się w stu procentach. Przynajmniej wizualnie. Pierwszy raz widziałam, żeby miał na sobie koszule.

- Chyba nie miałam innego wyjścia. - zaśmiałam się, a on puścił mi oczko.

- Wejdźcie, zapraszam. - Ethan wpuścił nas do mieszkania.

Pierwszy raz w nim byłam. Wnętrze urządzone było w skandynawskim stylu. Wszystkie meble były jasne. Mieszkanie sprawiało wrażenie przytulnego, rodzinnego domku poza miastem. Układ pomieszczeń, był identyczny jak prawdopodobnie we wszystkich mieszkaniach tego bloku, w tym między innymi w moim. Podejrzewam, że to Ethan, tak jak ja, musi nocować na kanapie.

Weszliśmy do salonu, gdzie przywitałam się z Hazel. Theo od razu wpadł na pomysł, aby się z nią pobawić. Nastolatka udała się z nim do swojego pokoju, a ja zostałam z Ethan'em. Siedziałam na błękitnej kanapie, czekając, aż dokończy kolację. Spoglądając na lodówkę, zauważyłam plakat, a właściwie dyplom, z napisem:

Dla Ethan'a Stewart'a, za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie "Ja i moja kanapka"

- Czyli nie kłamałeś. - wskazałam palcem na dyplom.

- Ja nigdy nie kłamię. - stwierdził. Chciałam powiedzieć, że każdy tak mówi, ale w ostatniej chwili ugryzłam się język, aby nie psuć atmosfery.

- To co dziś jemy, kanapki? - zaśmiałam się.

- Dziś coś bardziej wybitnego. Spagetthi w sosie własnym. - oznajmił triumfalnie. - właściwie to zwykłym sosem. - dodał po chwili.

- Już nie mogę się doczekać.

- Pijesz? - zapytał, wyciągając z szafki czerwone wino.

Koszula, kolacja, wino... a później kolejne wino i kolejne i tak do momentu, aż mnie upije. Później już tylko taniec, zaciągniecie do łóżka, ciąża, tajemnice, rozstania, powroty i nagłe zniknięcie.

- Nie, dzięki.

- W takim razie ja też nie piję. - stwierdził, chowając butelkę z powrotem do szafki.

- Boisz się, że cię upiję, a później wykorzystam? - zaśmiałam się.

- Marzysz o tym, prawda? - uniósł wysoko brwi, aby dopełnić swoją sugestię.

Poczułam, że robię się czerwona. I te motylki w brzuchu jak za dawnych lat.

- Idę zobaczyć, co u Theo. - zerwałam się z miejsca, aby kompletnie nie stracić głowy.

Theo i Hazel świetnie się razem bawili. Właściwie, to nie byłam im wcale potrzebna. Mój synek chyba zapomniał na chwilę, że ma mamę.
Zostało mi tylko wrócić do salonu.

Zajęłam te same miejsce. Tym razem na stole czekała już na mnie kolacja.

- Na pewno nie wypijesz?

- No niech ci będzie. - w końcu uległam. - Ale tylko lampkę. - zaznaczyłam.

Ethan uśmiechnął się i przyniósł z aneksu kuchennego butelkę czerwonego wina oraz kieliszki.

- Ostatnio piłam jeszcze przed ciążą. - przypomniałam sobie. Prawdopodobnie mój organizm odzwyczaił się od alkoholu.

- Nie jesteś jedyna. - puścił mi oczko. - Znaczy nie byłem w ciąży. - poprawił się. Wspólnie roześmialiśmy się. - Kiedyś dużo imprezowałem.

Ethan nałożył posiłek na talerze. Po czym napełnił kieliszki.

- Wiesz, co? Tak sobie pomyślałam, co robisz w sobotę? - zapytałam niepewnie.

- Właściwie nie mam planów, a dlaczego pytasz?

- Mój znajomy ma imprezę urodzinową. Może poszlibyśmy razem. - zaproponowałam.

Gdy pójdę z Ethan'em, Eric nie będzie po raz kolejny próbować mnie poderwać. Może w końcu coś do niego dotrze.

- Bardzo chętnie. Pod warunkiem, że przestaniesz być taka spięta.

- Nie jestem spięta. - szturchłam go złośliwie.

- Wiem, że jesteś. Wyluzuj, nie gryzę. - zaśmiał się.

Może faktycznie trochę się spięłam. To moja pierwsza "randka", od czasu związku Zac'iem. Niesadziłam, że aż tak to widać.

- Pyszne. - pochwaliłam spagetthi, aby odbiec od tematu.

- Sprytnie.

- Co? - spojrzałam na niego niezrozumiale.

- Sprytnie uciekasz od tematu. - po raz kolejny czytał mi w myślach.

- Ethan, ja..

- Po prostu to zrób. - przerwał mi.
Wbiłam wzrok prostu w jego oczy, pytając spojrzeniem "co ma na myśli". - Po prostu mnie pocałuj.

Ethan nie czekając na odpowiedź, złączył nasze usta w pocałunku. Po chwili poczułam blokadę, której nie potrafiłam przeskoczyć.

- Theo i Hazel... - szukałam wymówki, aby nie sprawić mu przykrości, jednak on ponownie zaczął mnie całować.

Czułam się wyjątkowo, czułam się jak kiedyś, jak z Zac'iem, jak wtedy, kiedy byłam szczęśliwa.

Odkleiłam się od ust Ethan'a, aby wziąć oddech.

- Możemy wysłać ich na długi spacer. - stwierdził, a jego ręka przemieszczała się po moim dekolcie.

- Ethan, to dla mnie za wcześnie. - wstałam, aby przerwać serię gorących pocałunków w szyję.

- Jasne. - powiedział cicho. Nie brzmiał, jakby był zadowolony.

- Przepraszam. - udałam się do przedpokoju i zaczęłam ubierać buty.

- Katie. - podbiegł do mnie i chwycił mnie za rękę. - To ja przepraszam. Nie powinienem...

- Daj spokój. - przerwałam mu i chwyciłam torebkę. - Theo! - zawołałam synka.

- Proszę zostań. - spoglądał na mnie błagalnym spojrzeniem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top