24. Nic nie mów, tylko słuchaj.


Możesz mi robić, co chcesz, tylko nie rań mi serca. Do tej pory wiele przecierpiałam, już więcej nie chcę. Chcę być szczęśliwa.

[Haruki Murakami]



- Miałem powiedzieć, żebyś trzymał się od niej z daleka, ale nie wybaczyłaby mi tego. Powiem, że jeśli zrobisz jej coś złego, przysięgam na Straszliwego Wilka jak z tobą skończę, to nikt cię z powrotem już nie poskłada - warknął, chwytając mocniej za kostur. Solas wbił wzrok w swój malunek i nie obrócił się.

- Nie musisz się martwić. Teraz to ona jest najważniejsza - powiedział po dłuższej chwili milczenia.

-To dobrze. Na to liczę. - Ghemiliyen westchnął i obejrzał się za siebie, omiatając wzrokiem biurko. - Mówiła, że nie lubisz herbaty. Parzona mięta, uwielbia ją - zagadnął go, przestąpiając z nogi na nogę. - Jej matka, Liriell zawsze parzyła jej mięte do snu, kiedy Zafirka była mała.

- Mówiła mi, że jej matka nie żyje - powiedział Solas.
- Liriell zginęła, gdy broniła klanu przed napastnikami. Wywiodła ich daleko w las, by nie dowiedzieli się gdzie stacjonuje nasz klan i tam ich zatrzymała. Było ich trzech, żaden tego nie przetrwał, zginęła od otrzymanych obrażeń. - Ghemiliyen zamilkł i podszedł do ściany, podpierając się kosturem.
Uważnym wzrokiem studiował malunek na ścianie, co jakiś czas marszcząc brwi. Wyglądał jakby był niezwykle skupiony.

- Inkwizytorka o tym wie? - zapytał Solas.
- O tym tak - odparł i podszedł bliżej freski, dotykając palcem jej struktury i uważnie ją studiował.
- O tym tak? - zainteresował się łysy apostata. Jego chłodne, niczym burzowe niebo oczy spoglądały bacznie na elfa.

Ghemiliyen westchnął, obrócił się za siebie, uniósł głowę w górę i zmruzył oczy na widok ludzi piętro powyżej.

- Jest coś, czego nie mogę powiedzieć Zafirce. Jeszcze nie. Ale nie chce też odejść ze świadomością, że zabrałem to ze sobą - powiedział z niezwykłą powagą.
- Nie rozumiem - odparł apostata.
- Chciałbym, byś coś przekazał jej, gdybym nie miał takiej możliwości. Ale nie może o tym się dowiedzieć teraz, kiedy musi się skupić na pokonaniu Koryfeusza. Kiedy sytuacja się uspokoi, chciałbym jej to przekazać, a jeśli nie będzie mnie, zrób to ty. Bo nie planujesz jej zranić? - Dodał podejrzliwie mierząc wzrokiem towarzysza rozmowy.
- Zostaje z nią, ponieważ tego teraz potrzebuje.

- Zatem udajmy się w inne miejsce. Bardziej zaciszne.

Liriell nie mieszkała w klanie od zawsze, tak jak myślała Zafirka. Urodziła się w Quarinusie w Imperium Tevinteru. Była niewolnicą jednego z magistrów, nigdy nie wspomniała jego imienia.
Była bardzo buntnownicza, więc planowali jej się pozbyć tak jak kilku innych elfów. Udało jej się uciec, podróżując wiele miesięcy na różnych statkach aż w końcu zatrzymała się w Wolnych Marchiach. Tam cały jej zespół rozdzielił się, by zmylić łowców. Była tylko ona i znalezione w lesie, porzucone niemowlę, które zabrała ze sobą .

Ścigana ukryła się w lesie, aż w końcu natrafiła na nasz klan. Wraz z dzieckiem,  któremu nadaliśmy imię Eolla.
Choć Liriell nie miała wcześniej styczności z Dalijczykami cały klan pokochał ją jak swoją. Kilka miesięcy później ciężko było odróżnić ją od innych Dalijczyków. Miała w sobie taką iskrę, że obudziła we mnie silne uczucia.
- A później urodziła się Zafirka?
- Dokładniej dwa lata później. Ale nie pochodzenie jej matki chce ukryć przed nią, a zupełnie inny fakt.
Liriell w Tevinterze była zmuszona porzucić dziecko. Roczną córkę, bo nie mogła z nią uciec.
Ukryła ją wśród jedynych przyjaciół.
- Czyli Zafirka ma siostrę, o której pochodzeniu nie wie?
- Tak. Akneve, tak ją nazwała. Obiecałem jej,  że kiedyś po nią wrócimy.

***

Wypadła w dół po schodach Twierdzy niemalże gubiąc kroki. Dzisiejszy dzień zapowiadał się być pełen napięcia.

Przez moment zastanawiała się gdzie mógł się podziać, a zaraz przypomniała sobie, że w pierwsze dni wolnego pobytu w Azylu wolała chować się przed ludźmi za bramami osady.
Wśród drzew, bryłkowców i zamarzniętego jeziora.

Musiał być w najbardziej zielonym miejscu w Twierdzy.

Senel siedział w ogrodzie, pod pniem drzewa i polerował dokładnymi ruchami swój kozik. Kilka metrów przed nim, za kolumnami, stały trzy zaciekawione szlachcianki. Spoglądały na elfa znad swoich wachlarzy, a gdy ten posyłał im wrogie spojrzenie, chowały się za kolumną, chichocząc.

Zafirka stała przez kilka minut w niewidocznym dla niego obszarze i obserwowała uważnie co się dzieje.

W końcu wzięła głęboki wdech i ruszyła by zmierzyć się z nim ponownie.

Od ojca nie dowie się wszystkiego, co dzieje się w klanie. Ale od zwiadowcy już tak, nawet takiego jak ten elf.

Stąpała z wysoką pewnością siebie, starając się nie galopować myślom w przeszłość. Przeszła obok szlachcianek, które uraczyła serdecznym powitaniem.

Senel podniósł głowę w górę, a kiedy tylko ją dostrzegł pochylił głowę w dół. Skulił się znacznie a jego dłonie zaczęły drżeć.

- Jak się spało w Twierdzy? - zagadnęła go, nieco zbyt ostrym tonem, ale nie miała zamiaru się hamować. Schował twarz za długimi czarnymi włosami, przez dłuższą chwilę zajmując się wyłącznie swoją czynnością. W końcu podniósł na nią swoje chłodne w kolorze niebieskiej toni oczy.
- Inkwizytorko, tak to się teraz mówi?- upewnił się, ale nie czekał na odpowiedź. - Nie spałem. Czuwałem.

- Bardziej spodziewałabym się,  że ojciec zabierze Nanaela do towarzystwa niż ciebie - stwierdziła oschle,  spoglądając w przestrzeń. 
- Zapewne tak by zrobił.  Gdyby nie mój związek z Eollą.- Zafirka otworzyła szerzej oczy,  ale nie wykrztusiła ani słowa.  W końcu spodziewała się takiego obrotu spraw.
- Jeśli stanie jej się krzywda z twojego powodu, nie będzie miejsca w Thedas,  gdzie byś mógł się schować przed gniewem Inkwizycji - syknęła, wpatrując się w niego morderczym wzrokiem.

- Nie popełnie w życiu żadnego więcej błędu.  Nikogo więcej nie pozwolę skrzywdzić - wyszeptał, chowając twarz za włosami i mocniej zaciskając dłoń na rękojeści.  Dostrzegła,  jak jego ręce drżały mimowolnie.

Uświadomiła sobie, że on naprawdę żałował i chciał naprawić swoje czyny, stał się inną osobą.

- Wiem,  że nie cofnę tego,  co tobie zrobiłem. Nigdy nie pozwolę,  by choćby włos spadł z głowy twojej przyjaciółki. Chcę,  żebyś o tym wiedziała - powiedział z wzrokiem zawieszonym gdzieś między jej głową a sąsiednim drzewem. Przełknęła ślinę nie wiedząc co powinna odpowiedzieć.

- Nic nie zmieni przeszłości - wydukała.  Czuła się źle z faktem, że tak ją cieszy jego poczucie winy.
- Skup się na swojej przyszłości, a ja skupię się na mojej.- Przytaknął głową na znak,  że słyszał. Schował nożyk i przeniósł na nią wzrok,  mrużąc oczy.

- Jesteś dobrą przywódczynią,  wiedz o tym. Masz dobre serce, ale jesteś także silna i potrafisz stawić czoło temu co cię spotyka - powiedział,  podnosząc się na nogi.
- Nie znasz mnie, nie możesz tego wiedzieć - odparła rozzłoszczona i spojrzała na niego ostrym wzrokiem.  Wziął głębszy wdech.

- Wystarczy zaobserwować jak traktują cię twoi ludzie i doradcy.  A to, że masz dobre serce pokazałaś mi,  kiedy pomimo wszelkiego zła jakiego się dopuściłem w stosunku do ciebie,  nie wydałaś mnie przed klanem. Dobrze zdajesz sobie sprawę,  jaka kara mogła mnie za to czekać.  Jest tylko jedna - powiedział z powagą, obrócił się na pięcie i skrzyżował ręce na piersi.

- Każdy ma prawo do drugiej szansy,  ale gdy ją zaprzepaści,  to już nie ma litości - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Przytaknął i rozejrzał po ogrodzie. Jego wzrok zatrzymał się na wysokim,  kamiennym posągu Andrasty.

- Twoja ręka...  Mówią,  że zostałaś naznaczona przez nią. To prawda? - zapytał. Nigdy po tym co się wydarzyło,  nie rozmawiali ze sobą tak długo. Choć nie miała ochoty tego zmieniać, nie czuła już tak potężnego gniewu, patrząc na niego.  Nie miała zamiaru się z nim zaprzyjaźniać,  ale rozmowa wcale nie szła im najgorzej.  I na tym pozostanie.

- Nie wiem,  możliwe.  Cetus i setki innych ludzi tam zginęli.  Widziałam pełno zwęglonych ciał. Przeżyłam tylko ja i dostałam kotwicę - odparła i uniosła w górę dłoń,  pokazując połyskujące zielonym światłem znamię. - Jak inaczej mogę wytłumaczyć moje przetrwanie, niż jako wolę Stwórcy? - Senel obrócił się na nią z oburzeniem.
- Stwórca nie istnieje, są tylko Stworzyciele.  To Mythal nad tobą czuwa,  nie shemleński bóg. Nie możesz wątpić w swoją opiekunkę - warknął.
- Pewna mądra kobieta kiedyś zapytała,  dlaczego wierząc w tylu Bogów, nie mam miejsca dla Stwórcy? To jest bardzo dobre pytanie. 

- Nie mów, że zaczęłaś wątpić.  Nie możesz zapominać o tym kim jesteś,  przez samo przebywanie wśród shemlenów. Zawsze będą patrzyli na nas inaczej,  gorzej - mruknął,  kręcąc głową.

- Nie żyjesz z nimi.  Niektórzy tacy są,  inni nie.  Tak samo Dalijczycy, niektórzy nienawidzą shemów,  ale nie wszyscy tacy są. - szepnęła i ruszyła do wyjścia,  zostawiając elfa samemu sobie. 

Będzie musiała porozmawiać z Lelianą, by ta nie spuszczała z niego wzroku. Nie potrafiła w pełni obdarzyć go zaufaniem.




***


Dziarskim krokiem przemierzała pomieszczenie, by ostatecznie zatrzymać się przy jednej z kolumn i z szokiem wpatrywać się w przeciwległy stół.

Nie spodziewała się zastać ojca przy wspólnym stole, podczas posiłku.  A tym bardziej nie spodziewała się,  że będzie z entuzjazmem dyskutował z Dorianem i Vivienne. Podeszła i bezszelestnie zasiadła przy niemal pustym stole. Brakowało jej doradców, ale spodziewała się, że w tych godzinach dzień, przed wyjazdem do Halamshiral, będą zajęci. Brakowało Byka, ponieważ wraz z Szarżownikami został wysłany na Święte Równiny. Poprawiła się na krześle, sięgnęła po kromkę chleba i wsłuchała w rozmowę.


- W Tevinterze dzieją się potworne rzeczy. Chciałbym, by w końcu rządzący ogarnęli swoje pośladki i zajęli się prawdziwym przywracaniem potęgi. Nie kosztem innych, udając że Imperium jest idealne i nie do pokonania - opowiedział Dorian, rozłożony na krześle niczym na kanapie. 
- Też chcielibyśmy, aby nasz lud powrócił do dawnej świetności - odparł Ghemiliyen, sztywnie usadowiony na krześle. 

Krzesła. Tego w klanie także nie używali, a gdy dostawali takowe do użytku przerabiali je na części do Araveli. Takie drewno zawsze było przydatne. Nie dziwiła się, że jej ojciec tak dziwnie siedział. Jej również ciężko było przywyknąć.

- Wystarczy, że się zaweźmiecie i połączycie siły z elfami z miasta- odparł Dorian. Vivienne wyraziła swoją dezaprobatę, przeciwko jakimkolwiek buntom w środowiskach elfickich.

- Przecież teraz jest dobrze, tak jak jest - naburmuszyła się.

- Niewola i ciągłe bycie pod ludźmi nie jest dobre - warknął Opiekun i skrzyżował ręcę na piersi. 

Zafirka zmarszczyła brwi. Nigdy nie sądziła, że Opiekun ma tak wysokie pojęcie o niewolnictwie i służących w Orlais. -  Tylko Stworzyciele mają na tyle sił, by złączyć naszych ludzi wspólnym celem i stworzyć dawny świat - dokończył. Zafirka parsknęła.

- Najlepiej zrzucić całą robotę na barki Bogów. Nie sądzę, by się tym przejmowali, kiedy muszą się martwić o siebie.

- Jestem niezmiernie ciekawa, co się stało z waszymi bogami, nie słyszałam zbyt wiele - zagadnęła Hawke. - Tylko tyle co Merrill bąkała o strasznych wilkach i wielkich boginiach - zwróciła się do Varrica i szturchnęła go. Ten zachichotał pod nosem.


- To Fenris ci nic nie opowiadał? - zapytała Cassandra z niezdrową ciekawością. Elfka zastanowiła się na moment skąd Poszukiwaczka mogła znać Fenrisa, jeśli tylko ona z całej Inkwizycji miała tą możliwość, a później odezwał się Varric rozwiewając wszelkie jej wątpliwości.

- Fenris był niewolnikiem i nie miał styczności z Dalijczykami, nie pamiętasz co ci opowiadałem? - zaśmiał się. Poszukiwaczka zaczęła się mieszać i poczerwieniała niczym dorodny pomidor.


- To zaczęło się od chwili, gdy nie było jeszcze nikogo na tej planecie, prócz Elger'nana i Mythal - zaczął Opiekun, dopóki nie przerwała mu elfka.

- W skrócie jeden ze Stworzycieli, Fen'Harel bóg oszustów, Wielki Wilk oszukał pozostałych i zamknął ich za zasłoną, by nie mogli się kontaktować ze swoim ludem. Podobno uciekł na koniec świata i do teraz chichocze obłąkany z radości. Tak mówią legendy - wyjaśniła jednym tchem. Ghemiliyen westchnął.

- Nigdy nienawidził elfiego ludu, był sprytniejszy od pozostałych Bogów - dodał.

- Wierzysz w to? - usłyszała pytanie skierowane do niej, dochodzące z końca stołu. Solas z całkowitą powagą wpatrywał się w jej twarz.

- Możliwe, że tak było. A może to on został oszukany, a może każdy każdego oszukiwał. Nie wiem, to było dawno temu.  - odparła z powagą. 

- Nie wierzysz w Stworzycieli? - zapytał go Ghemiliyen. Apostata obrócił na niego wzrok i zmarszczył brwi.

- Chcecie powiedzieć iż potężni Stworzyciele mogli dać życie czemuś tak pozbawionemu gustu? - zakpiła Madame de Fer. Varric, który właśnie upijał napój z kufla, parsknął takim śmiechem, że soczyście zrosił Doriana. Hawke odsunęła krzesło.


Tevinteski mag nawet nie mrugnął. Może dlatego, że jeszcze nie zarejestrował, co się właśnie odstawiło...

- Vishante kaffas - zaklął mag i obrócił się na krasnoluda, który przebierał swoimi małymi nogami biegnąc wzdłuż stołu. Uciekał przed piorunem posłanym przez maga.

- Jak cię złapię, ty mały... - syknął mag.

- Mogę pomóc - powiedział Cole, pojawiając się znikąd na stole. Ghemiliyen gwałtownie wstał z krzesła, wpatrując się z przerażeniem na ducha.

- Co to na wielkiego Elger'nana jest? - powiedział, lecz jego głos został zagłuszony przez krzyk Varrica, który dostał delikatnym strumieniem prądu w pośladek. Hawke wstała z miejsca i chwyciła za kostur.

- To był cios poniżej pasa, tak się nie bawimy - prychnęła. 

- Cały Varric jest poniżej pasa - odparł Dorian z uśmiechem. Zamachnęła się w jego stronę kosturem, zachęcająco unosząc głowę w górę.

- Spróbuj się ze mną - parsknęła wskakując na stół.

- Wystarczy - powiedziała donośnie Cassandra, uderzając dłonią o stół. Zafirka dopiero zorientowała się, że żołnierze przerwali posiłek i z rozbawieniem przyglądają się sytuacji przy ich stole.

- Nie macie nic innego do roboty? - warknęła Poszukiwaczka w ich stronę, a oni natychmiastowo spuścili głowy w dół. Herold westchnęła i pokręciła głową z niedowierzeniem.

- Solas, kontynuuj - szepnęła po chwili i zanurzyła zęby w kromce chleba, przeżuwając ją beznamiętnie.

- Wierzę, że mogli istnieć, ale na pewno nie posiadali boskich mocy.  - odparł z powagą apostata, ignorując wydarzenia sprzed chwili. Zafirka posłała mu znaczący uśmiech.

- W Stwórce także nie wierzysz? - zdziwił się Ghemiliyen.

- Wszystko można wyjaśnić w logiczny sposób, nie trzeba w to mieszać wyimaginowanych postaci posiadających boskie moce - odpowiedział.

- Ale nie mogę pojąć w logiczny sposób twojego sposobu ubierania się - stwierdziła magini.

- Vivienne, dość - syknęła Inkwizytorka. Złapała za jabłko, podniosła się z krześle i ruszyła w stronę wyjścia, mając dość ciągłych kłótni. 


Czuła jak jej ręce drżą na samo wspomnienie Zimowego Pałacu i jutrzejszej wyprawy. Napięcie było nie do zniesienia.



***




- Inkwizytorko,  jak Ci się podoba? - Usłyszała na samym wejściu do komnaty, delikatny głos Leliany.  Stała wraz z Josephine na środku pomieszczenia.  Ambasadorka trzymała przewieszoną przez rękę zieloną jedwabistą szatę,  prostego kroju z wycięciami po bokach.  Spływała do samej ziemi,  ale była prosta i zarówno elegancka. Miała odsłonięte plecy jak i ramiona. Elfka zmarszczyła brwi. 

Wystąpić tak przed orlezjańską szlachtą.
Czuła, że dostaję zawrotów głowy,  lecz nie było już odwrotu.  Musiała ruszyć do Zimowego Pałacu.

- Jest cudowna - szepnęła,  podchodząc bliżej i opuszkami dłoni wodząc po przyjemnym w dotyku materiale.

W klanie zawsze otrzymywała znoszoną skórę,  przerobioną na swój rozmiar lub kilkanaście kawałków różnych materiałów pozszywanych w jeden ubiór.  W nawet najskrytszych snach nie mogła wyobrażać sobie,  że mogłaby dotknąć tak wyprawiony materiał,  a tym bardziej go nosić.

Jej oczy pojaśniały.  Kobiety najwidoczniej zauważyły jej podziw,  bo spojrzały na siebie nawzajem, wymieniając się uśmiechami.

- Nigdy nie widziałam niczego podobnego - stwierdziła szczerze.
- Musisz przymierzyć, jeszcze dziś uda się ją poprawić,  ale kiedy jutro już wyjedziemy nie będzie takiej szansy - ponagliła ją Szpiegmistrzyni
.
- Mogę?  - Zdziwiła się elfka, a kiedy kobieta przytaknęła ta porwała materiał w ramiona i ruszyła biegiem do garderoby. - Muszę od razu pokazać Hawke! - zaśmiała się na odchodne.









Wybaczcie kochani, że tak długo! Mam dużo zajęć na głowie, szykuje się do egzaminów na prawo jazdy i pochłania to mój cały czas wolny.  Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał.


Kolejny rozdział na dniach, gdyż jest już prawie skończony <3 


Do zobaczenia na AnimeConie i Falkonie! 


Dziękuję Lomci za motywację, bo bez jej popędzania nie wstawiłabym tego dziś! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top