12. Czas się zatrzymał.


Czas jest wszystkim, co masz ... i pewnego dnia może się okazać, że masz go mniej, niż sądzisz.[Randy Pausch]




Przez moment miała problem ze zlokalizowaniem swojego położenia. Nie potrafiła określić, gdzie znajduje się góra a gdzie jest dół. Zimna i ciemna woda, w której się pojawiła, oszołomiła jej zmysły. Gwałtownie podniosła głowę, w bliżej nie określonym kierunku, wynurzając się. Dźwignęła się na nogach. Niemalże czarna ciecz, sięgała do jej kolan. Zdziwiona rozejrzała się po otoczeniu, napotykając równie zszokowane spojrzenie Doriana. Znajdowała się w jakimś lochu. Nim zdążyła się wyprostować, przez drzwi wpadło dwóch, w pełni uzbrojonych mężczyzn. Venatori.


Nie miała czasu na rozmyślanie. Chwyciła za sztylety i skoczyła do przodu. Zrobiła piruet i podcięła jednemu nogi. Zelota Venatori zanurkował i wykorzystał chwilę, w której go nie dostrzegała, na złapanie jej kostek i wciągnięcie pod wodę. Nie wypuściła broni z rąk. Poczuła metalowy uścisk na swojej drobnej szyi. Niezauważalnym ruchem wbiła ostrze w jego ciało. Weszło miękko, uwalniając szkarłatną ciecz.


Wynurzyła się i otworzyła usta, łapczywie łykając powietrze. Obróciła głowę i rozejrzała się w poszukiwaniu tevinterczyka. Dorian wymachiwał kosturem, tworząc istny grad ognistych zaklęć. Jego przeciwnik wrzeszczał przeraźliwie, lecz nie zdążył zanurkować, gdy jego ciało zaczęło się topić. Zafirka musiała zapamiętać, by nigdy nie denerwować żadnego z magów. Tevinterski mag obrócił się w jej stronę. Uważnie przyglądała się jego ruchom. Znała go zaledwie od kilku dni, a wszyscy w Inkwizycji powtarzali, by nie ufać nikomu, kto pochodzi z Imperium Tevinteru. Oczywiście mówili to samo o Dalijczykach, więc nie szczególnie brała sobie ich uwagi do serca.


Mężczyzna przyłożył dłoń do ust i spojrzał przed siebie, zamyślony. Podeszła kilka kroków bliżej.

– Przeniesienie? Interesujące – mruknął. – Alexius zapewne tego nie planował. Szczelina musiała nas przenieść... ale gdzie? W najbliższe skupisko mocy tajemnej? – zamyślił się i kucnął, rozglądając się po otoczeniu. – Sprawdźmy. Jeśli wciąż jesteśmy w zamku, to nie jest... Oczywiście! Nie chodzi o to gdzie, ale kiedy! – wykrztusił wyraźnie podekscytowany, wymachując kosturem.

Elfka pochyliła głowę w bok, przyglądając się uważnie mężczyźnie. Nie podobało jej się niezdrowe podejście tevinterczyka do sytuacji, w jakiej się znaleźli.

– Alexius użył amuletu jako soczewki. To przeniosło nas w czasie! – stwierdził drżącym z przejęcia głosem. Zafirka otworzyła szerzej oczy, wpatrzona w niego z szczerym przerażeniem. Takiego wniosku się nie spodziewała.

– Cofnęliśmy się w czasie czy wręcz przeciwnie? I jak bardzo? – spytała drżącym głosem, nerwowo przeczesując włosy. Dorian wydawał się być bardziej zachwycony niż wystraszony.

– To doskonałe pytanie. Będziemy musieli się dowiedzieć, prawda? – zapytał z cieniem uśmiechu. – Rozejrzymy się i zobaczymy gdzie nas zabrała szczelina. Wtedy pomyślimy jak wrócić... – zamilkł na chwilę po czym dodał mniej pewny – o ile się da.

Zafirka zamrugała gwałtownie i nabrała powietrza w płuca. O ile się da? Nie mogła utknąć tu, gdziekolwiek to jest. Zwłaszcza z tevinterskim magiem i znamieniem, które starało się zabić swoją nosicielkę. I jeszcze jeden szczegół.

– W Sali tronowej, Alexius wspomniał o „Przedwiecznym". Czy wiesz, o kim mówił? – zapytała wyraźnie zlęknięta. Chłodna ciecz sprawiała, że zimny dreszcz przebiegał jej po plecach co jakiś czas. Czerwone lyrium, wyrastające ze ścian, tylko pogarszało atmosferę tego miejsca. Dorian zastanowił się przez chwilę.

– Podejrzewam, że o przywódcy Venatori. Jakimś magistrze marzącym o boskości.- wyjaśnił. – Stara śpiewka. „Pobawmy się magią, której nie pojmujemy! To uczyni nas niezwykle potężnymi!". – Wymachiwał kosturem niezwykle blisko jej twarzy. Posłała mu krzywe spojrzenie. – Najwyraźniej nie liczy się, że przy okazji rozedrzesz materię czasu – mruknął. Westchnęła cicho.

– Liczę, że masz plan, który pomoże nam wrócić. – wyszeptała, wpatrzona w przestrzeń nad jego ramieniem. Starała się nie myśleć o beznadziejności sytuacji, w której się znaleźli.

– Mam pewne pomysły. To urocze pomysły, prawdziwe perełki – powiedział. Gdyby nie fakt, że są uwięzieni gdzieś w czasie, zapewne by się zaśmiała. Posłała mu blady uśmiech.

– Ruszajmy – zachęciła i skierowała się ku drzwiom.

Wiedziała już, że znajdują się w lochach w zamku Redcliffe. Wszystko na dolnych poziomach zalane było ciemną i mętną wodą. Gdzie nie gdzie ze ścian i posadzki wystawało czerwone lyrium, emitujące mroczną poświatą. Obawiała się podchodzić do niego. Varric ostrzegał ją, przed wpływem tej trucizny.


Żałowała, że nie było go tu z nią. Wciąż nie potrafiła poskładać myśli. Dopiero była w Sali tronowej zamku Redcliffe, w towarzystwie Cassandry i Solasa oraz nowego przybysza, Doriana. Musieli odbić twierdzę arla Teagana z rąk tevinterskiego magistra Gereona Alexiusa. Spodziewała się, że Alexius ma w planie się jej pozbyć. Właśnie dlatego Leliana posłała swoich ludzi. By w ukryciu pozbyli się magów tevinterskiego magistra. Wszystko szło zgodnie z ich planem. Do czasu, aż magister nie wysłał ich tutaj. Gdziekolwiek te „tutaj" było.


Przed sobą ujrzała strome schody, prowadzące ku drewnianym drzwiom. Przeskakiwała po dwa schodki naraz. Przy ostatnim, poślizgnęła się na jego mokrej powierzchni. Przechyliła się do tyłu, lecąc wprost na maga.

– Wybacz – parsknęła, rumieniąc się.

– Uważaj, pognieciesz mi szatę – prychnął, popychając ją w górę.

– Przenieśliśmy się w czasie, sytuacja wygląda beznadziejnie, a ty martwisz się o szatę? – pokręciła głową z niedowierzaniem. Dorian poprawił swoją lśniącą szatę i uniósł dumnie głowę w górę.

– To nie moja wina, że trafiłem na tak niezdarnego elfa – mruknął pod nosem. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, gdy stwierdziła, że odpuści. Ruszyła do przodu, pilnując gdzie stawia stopy.


Za drzwiami czekało na nią rozwidlenie. Skierowała się w lewo, wymijając szerokim łukiem czerwoną truciznę. Przeszła przez kolejne, dokładnie te same drzwi. Starała się zapamiętać trasę, którą przebyła. Weszła do kolejnych lochów, tym razem suchych, ale niemal całe pomieszczenie pokryte było lyrium. Zatrzymała się gwałtownie i zmierzyła okiem wolną przestrzeń. Okazały się być całkowicie puste. Musiała zawrócić do kolejnych drzwi.


Przeszła przez nie z duszą na ramieniu. Musiała się w końcu wydostać z tego miejsca. Kolejny loch był mniej zatruty, choć, przez sam jego środek przebijała się szkarłatna trucizna.


Starała się ją wyminąć. Przeszła ostrożnie, bokiem byleby nawet jej nie musnąć. Gdy znalazła się po drugiej stronie, poczuła znajome jej uczucie bólu. Narastające z każdą sekundą. Chwyciła za nadgarstek.

– Tylko nie tutaj – syknęła. Dorian złapał ją za ramię, nie pozwalając jej upaść.

– Jest coraz gorzej? – zapytał. Pisnęła cicho.

– Bolało gorzej. To jeszcze nic. – wysapała po chwili. – Solas osłabił znamię, ale nie na długo – Mag pokiwał głową i podniósł jej dłoń oglądając ją przez chwilę.

– Nie potrafię ci pomóc. Twój towarzysz musi się na tym znać. – stwierdził puszczając jej rękę. Pokiwała głową.

Wiedziała, że Solas się znał. Pomagał jej znosić ten ból przez całą podróż do Redcliffe. Gdy musiała wrócić do Azylu, by ustalić plan dostania się do zamku, znamię tylko się nasiliło przez bliski kontakt z wyłomem. Nie opuszczał jej niemal na krok, choć widziała, że jest także wyczerpany. Nalegał, by udać się z nią na misję. Jej dług u niego coraz mocniej rósł, choć on zapewniał, że wystarczy zamknąć wyłom by to spłacić. Wyprostowała się po chwili.


Ruszyła kilka kroków do przodu, gdy usłyszała czyjś głos. Zamarła podnosząc dłoń do góry, tym samym ostrzegając Doriana. Przystanęli w rogu, rozglądając się. Naprzeciwko, za kratami stała jakaś postać. Herold ruszyła, ostrożnie stawiając kroki. Rozpoznała stojącego w środku elfa. Wstrzymała oddech i przyśpieszyła kroku. W tym momencie zrozumiała, że wylądowali w przyszłości.


– Andrasta mnie pobłogosławiła. Andrasta mnie pobłogosławiła... – śpiewał, tępo wpatrując się w przestrzeń. – Moje łzy to moja wina, moja wina, moja wina... – złapała za kraty próbując je wyrwać. – Andrasto, wskaż mi drogę... Andrasto, wskaż mi drogę... – sapnęła z bezsilności.

– Lysas – powiedziała, starając się zwrócić jego uwagę. Spotkała go kilkukrotnie w Redcliffe.

– On oszalał, bezpieczniej dla nas i dla niego będzie jak go tu zostawisz – stwierdził tevinterczyk. Spojrzała na niego spod byka i ponownie próbowała swoich sił z kratami. W końcu westchnęła, upadając na posadzkę.

– Ir abelas – wyszeptała i nie obracając się za siebie ruszyła za magiem. Pokonała kolejne schody, aż do szła do ogromnego i rozwidlonego pomieszczenia, przy którym znajdowały się podnoszone mosty. Jednak jeden był niedostępny. Postawiła krok do przodu, gdy usłyszała podniesione głosy. Instynktownie chwyciła za broń i rzuciła się na podchodzącego Venatori.

Wpadła ślizgiem pod jego nogami, zaatakowała go od tyłu. Dorian w tym czasie podpalił drugiego.

Wyminęła ich ciała, i skierowała się ku masywnym drzwiom umieszczonym po lewo. Trafiła do kolejnego rozwidlenia. Westchnęła cicho, starając się utrzymać w jednej pozycji drżące z zimna dłonie. Pchnęła delikatnie drewniane drzwi, a następnie zeszła po kamiennych schodach, ślizgając się co kilka stopni. Kolejne rozwidlenie. Starała się usilnie zapamiętać drogę powrotną. Nie mieli czasu na błądzenie. Obejrzała się na Doriana. Ostrożnie stąpał po popękanej posadzce. Skierowała się ku przejściu po prawej.


Już w progu zatrzymała się gwałtownie, lustrując otoczenie. Dobiegł ją dziwnie znajomy głos.

– Światło poprowadzi ją ścieżkami tego świata, prosto do następnego. – Wstrzymała oddech i obróciła wolno głowę w bok. – Dla tej, która zawierzy Stwórcy, ogień będzie wodą – zakończyła Cassandra. Siedziała w kącie celi, ze zwieszoną głową, modląc się do Stwórcy. Była niezwykle blada, wychudzona, a jej dłonie drżały nienaturalnie.

Zafirka podbiegła do celi, chwytając za kraty. Poszukiwaczka wolno uniosła głowę i spojrzała na nią pustym wzrokiem. Wokół niej emitowało czerwone światło. Oczy błyszczały nienaturalnym szkarłatem.

– Wróciłaś do nas? Czy to możliwe? Czy Andrasta dała nam kolejną szansę? – zapytała głosem wyprutym z emocji. Elfka przygryzła wargi i mocniej zacisnęła dłonie na prętach. Nie chciała wiedzieć, co musiała przeżyć kobieta. Zadrżała ze złości, pragnęła dorwać Alexiusa. Dostać go w swoje ręce. – Stwórco, dopomóż. Zawiodłam cię. Wszystkich zawiodłam. Koniec musi być bliski, skoro martwi wracają do życia – rzekła kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Nie powstałam z martwych, Cassandro. Po prostu... ciężko to wyjaśnić – zwróciła się do niej, otwierając drzwi. Kobieta była pewna, że majaczyła. Zafirka marzyła, by był to sen.

– Byłam tam. Magister unicestwił was skinieniem ręki – wytłumaczyła Cassandra.

– Alexius wysłał nas w przyszłość. Jeśli go znajdziemy, może uda nam się wrócić do teraźniejszości – wtrącił się Dorian. Kobieta poderwała się na równe nogi i ruszyła w ich stronę chwiejnym krokiem.

– Wrócić w czasie? Czyli... – zamyśliła się na chwilę. – Możesz sprawić, że to się nigdy nie wydarzyło? – zapytała. Zafirka skinęła delikatnie głową, podchodząc do kobiety. Miała nieposkromioną ochotę ją przytulić, lecz się powstrzymała. Nie było to dobre miejsce, ani czas. Cassandra musiała przeżyć koszmar.

– Jeśli Dorian ma rację i uda mu się odwrócić zaklęcie, to tak – wyjaśniła Herold.

– Mistrz Alexiusa, po waszej śmierci nie udało nam się zatrzymać Przedwiecznego. Cesarzowa Celene została zamordowana. Potem nadeszła armia składająca się z demonów. Nic ich nie powstrzymało. Nic – powiedziała Cassandra, smutno spoglądając w przestrzeń. Elfka poczuła uścisk w żołądku. Serce, krajało się na widok tak złamanej Poszukiwaczki.

– Nie dopuścimy by to się zdarzyło. Obiecuję – wyszeptała, podłapując kontakt wzrokowy.

– Stwórco, prowadź nas – szepnęła Cassandra.

– Musimy ruszać – ponaglił ich tevinterczyk. Skinęła głową w odpowiedzi. Cassandra starała się dotrzymać im kroku. Nie chciała pokazywać po sobie słabości, ale przeżyła zbyt dużo, by to nie pozostawiło po sobie śladu.

Elfka obserwowała każdy jej krok, każde potknięcie. Mimowolnie podbiegała, by zaoferować wsparcie swoim ramieniem, lecz wzrok Cassandry kazał jej się odsunąć. Nie nalegała. Bijąca od niej czerwona aura, przerażała Zafirkę. Ten szkarłat otaczał ich ze wszystkich stron. Czerwone lyrium wyrastało z podłogi, sufitu, ścian. Było wszędzie.


Otwierała drzwi i wybiegała z nich, gdy nie znajdowała tego, kogo szukała. A dobrze wiedziała kogo szuka. Dłoń dawała o sobie znać. Pokręciła głową i otworzyła kolejne drzwi, nieco zrezygnowana. W środku lochu posadzka zalana była wodą. Wdepnęła w sam środek, przeklinając w duchu przemoczone buty, które przepuszczały lodowatą ciecz. Dźwięk jej kroków odbił się echem od kamiennych ścian. Zlustrowała spojrzeniem najbliższe cele.


– Czy jest tam ktoś? – usłyszała znajomy głos. Serce podskoczyło jej do gardła. Pognała do przodu, ślizgając się po podłodze. Dotarła do celi na końcu pomieszczenia. Stanęła przy kratach i zamarła. Stał, obrócony do niej tyłem, wpatrzony w ścianę. Na dźwięk jej obcasów obijanych o suchą część posadzki, obrócił się gwałtownie Gdy ich spojrzenia się spotkały, cofnął się do tyłu, wpatrując w nią z szokiem.


Chciała się uśmiechnąć, lecz nie potrafiła. Był dużo chudszy niż zawsze, a z oczu błyszczała intensywna czerwień. Jego strój wydawał się być wyraźnie znoszony, obdarty. Jedynie amulet na jego szyi, przypominający kość, wydawał się być nienaruszony. Zastanawiała się, ilu ich jeszcze spotka tak wymęczonych i ledwo żywych, zanim zdoła dotrzeć do Alexiusa. Po raz pierwszy tak bardzo pragnęła czyjejś śmierci.


– Żyjesz? Widzieliśmy jak umierasz! – powiedział zaskoczony. Rzuciła się ku zasuwie i rozsunęła ją. Elf wyszedł z wyraźną ulgą na twarzy.

– Zaklęcie Alexiusa przeniosło nas w czasie. Przybyliśmy, więc pomówmy – wyjaśnił Dorian.

– Możecie odwrócić proces? – zapytał Solas, obracając głowę w stronę tevinterczyka. – Możecie wrócić i powstrzymać wydarzenia tego roku. Może wcale nie jest za późno – zamyślił się.

Zafirka mrugnęła kilkukrotnie.

– Rok? –zapytała szeptem. Apostata obrócił się w jej stronę i obdarzył ją posępnym wzrokiem. Westchnęła cicho i przestąpiła z nogi na nogę. Znamię dawało o sobie znać, jednak przestała się tym przejmować, od kiedy go zobaczyła. Był jedynym, który mógł jej pomóc w takiej chwili. Posłała mu ciepły uśmiech, lecz zdawał się tego nie zauważać. Obrócił się w stronę wyjścia, całkowicie ignorując jej osobę. Posmutniała momentalnie. Nie wiedziała czemu się tym przejmowała. Nie miała czasu na takie drobnostki. Mieli dużo do zrobienia.


Musieli pozbyć się Alexiusa. Wrócić do swojej rzeczywistości i naprawić wszystko. Powstrzymać go w ich teraźniejszości, by te wydarzenia nie miały nigdy miejsca.

Do tego Przedwieczny. Nigdy nie słyszała o kimś takim, ale wiedziała też, że musi się go pozbyć. Nie mogła dopuścić do tego, co się stało z Thedas po jego nadejściu. Zatrzęsła się z wściekłości, na myśl tego, co zrobił z Cassandrą i Solasem. Bogowie wiedzą z kim jeszcze.


Najszybszym możliwym tempem, jaki mogli rozwinąć przez stan towarzyszy, wrócili do największej, rozwidlonej komnaty. Zatrzymała się na kilka sekund, przypominając sobie w którą stronę powinna pójść. Pobiegła prosto. Za sobą słyszała tylko tupot kroków swoich kompanów. Wciąż znajdowali się w lochach zamku Redcliffe. To miejsce, zalane podłogi, wyrastające zewsząd czerwone lyrium oraz kości rozrzucone po posadzce przyprawiały ją o gęsią skórkę.


Starała się zachować kamienną twarz, ale ciężko było zachować pozory. Zaciskała mocno szczękę, byle by nie szczękać zębami z zimna i ze strachu. Wzywała myślami Mythal, choć wiedziała, że to niemądre. Żaden z Bogów nie mógł jej słyszeć. Byli zamknięci za zasłoną, tam gdzie zamknął ich Straszliwy Wilk. Jednak, mimo wszystko próbowała. Może wyłom pomógł im się uwolnić? Skarciła się w myślach. Powinna skupić się na przetrwaniu, tak jak uczył ją ojciec.


Stąpała ostrożnie po zalanej podłodze. Obuwie całkowicie zamokło i woda pływała po jej butach. Starała się nie zawracać sobie tym głowy. Podchodziła do każdej celi, spoglądając do środka. Szukała ocalałych, lecz widziała tylko szkarłatną truciznę i stosy kości. Nie chciała myśleć, kim kiedyś byli. Czy ich znała? Czy to mogli być członkowie Inkwizycji?


W ogromnej skale lyrium dostrzegła ruch. Podbiegła bliżej i wcisnęła nos między kraty.

Spomiędzy czerwonych skał podniosła się znana jej postać. Fiona, Wielka Zaklinaczka. Przez moment wpatrywała się w nią, opierając dłonią o kamienną ścianę, gdy nagle jej twarz wykrzywił grymas bólu. Zafirka pisnęła i zasłoniła usta dłonią, odsuwając się od krat.


– Ty... – zaczęła ochrypniętym głosem. – Ty żyjesz? Jak? – Słowa wypływały powolnie z jej ust. – Widziałam... jak znikasz... w szczelinie – sapnęła, starając się złapać oddech. Lyrium wyrastało z jej ciała, a może jej ciało z lyrium... Zafirka pokręciła głową. Podeszła kilka kroków bliżej, spoglądając smutno na elfkę.

– Nie rozumiem. Co ci się stało? – zapytała zszokowana. Fiona wzięła chrapliwy oddech.

– Czerwone lyrium – wyszeptała załamana – To choroba. – Zapatrzyła się w przestrzeń, by ponownie obejrzeć się na Herold.

– Im dłużej przebywasz blisko niego... w końcu się tym stajesz. Potem wydobywają to z twoich zwłok – zakończyła, spuszczając wzrok.

– Możesz powiedzieć nam datę? To bardzo ważne – poprosiła Dalijka.

– Miesiąc zbiorów... 9:42 wieku smoka – odpowiedziała Zaklinaczka.

– Dziewięć czterdzieści ... dwa? – powtórzył Dorian, jakby nie dowierzając. – Straciliśmy cały rok. – Spojrzała po towarzyszach posępnym wzrokiem. Ani Solas ani Cassandra nie zdawali się być zaskoczeni tym faktem. Przeżyli to wszystko, ale ona nie miała o niczym pojęcia. Nie było jej tutaj, kiedy była potrzebna. Zacisnęła dłonie w pięść, wbijając paznokcie w skórę.

– Musimy się stąd wynieść, wrócić w czasie – wyszeptała Zafirka. Obróciła się w stronę Fiony.

– Proszę, powstrzymaj to – rzekła elfka, błagalnym głosem. – Alexius służy Przedwiecznemu. On jest potężniejszy... niż Stwórca... – Herold spojrzała na nią ze współczuciem. – Nikt.. kto mu się sprzeciwi, nie przeżyje – zakończyła.

– Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, by wszystko naprawić – przyrzekła Zafirka.

– Naszą jedyną nadzieją jest znalezienia amuletu, którego Alexius użył, by nas tutaj wysłać – dorzucił tevinterczyk. – Jeśli jeszcze istnieje, mogę go użyć, by znów otworzyć szczelinę w tym samym miejscu. Może... – zakończył z powagą.

– Dobrze – szepnęła i oparła głowę o ścianę.

– Powiedziałem może. Może też zrobić z nas miazgę – sprostował Dorian. Dalijka obróciła na niego wzrok. Momentami szokował ją tym pesymizmem, który uważał za realizm.

– Musicie spróbować – poprosiła Fiona po czym dodała: – Twoja szpiegmistrzyni, Leliana... ona tu jest. Znajdź ją. Szybko, zanim przedwieczny się dowie, że tu jesteś. – Herold obróciła głowę na Cassandrę. Wiedziała, że muszą się dostać do niej najszybciej jak się da. Przecież przemierzyła całe więzienie, wzdłuż i wszerz. Musieli ją trzymać na wyższych poziomach.

Mijała korytarze, a im więcej Venatori stawało jej na drodze, tym pewniej brnęła do przodu, tnąc ich gardła, bez wahania. Wiedziała, że idzie w dobrą stronę. Musiała odnaleźć kobietę, nim będzie za późno. W kolejnym korytarzu pochodnie w kolorze błękitu tańczyły, rzucając przerażające cienie na ścianach. Strach napędzał ją do działania. Im więcej walk toczyła, tym lepiej potrafiła go skierować przeciwko swoim wrogom.

Po korytarzu niosło się echo czyjegoś głosu. Nie znała go. Starała się wsłuchać w słowa, biegnąc za jego źródłem.

– Skąd Lavellan dowiedziała się o ofierze w świątyni? Mów! – słyszała.

– Nigdy – odpowiedział drugi, znajomy głos. Przyśpieszyła kroku, czując jak krew w jej żyłach przyśpiesza. Ten sam głos krzyknął przeraźliwie. Elfka zatrzymała się na krótką, chwilę, by móc zlokalizować ich pochodzenie.

– Nie ma sensu się już opierać, ptaszyno. Nie masz już kogo chronić.- Zafirka pchnęła drzwi z całej siły. Znalazła się w istnej sali tortur. Kamienna podłoga pokryta była zaschniętą krwią. Na drewnianym stole leżały, starannie ułożone, ostre narzędzia. Venatori obrócił się w stronę Herold, lecz nim zdążył się zorientować co mu grozi, Leliana, podwieszona u sufitu uniosła nogi w górę i zacisnęła na jego szyi. Wystarczył jeden gwałtowny ruch i rozległ się trzask łamanej kości w karku. Venatori opadł bezwładnie na Ziemię.


Zafirka wciąż stała jak wryta. Wpatrywała się w towarzyszkę, przerażonym wzrokiem. Jej policzki były zapadnięte. Twarz cała w świeżych bliznach, pocięta. Jej szaty, całe postrzępione, prześwitująca skóra i całe mnóstwo różnych ran. Przez lata swego życia nie widziała tak zmaltretowanej osoby. Poczuła jak ktoś ją popycha do przodu. Zmusiła się, by podejść do kobiety, choć wciąż wpatrywała się w nią, jak w ducha. Z wzajemnością.


– Ty żyjesz – szepnęła szpiegmistrzyni. Zafirka pochyliła się pośpiesznie nad ciałem martwego tevinterczyka. Wyjęła zza pazuchy klucz. Pasował do kajdan, którymi skuta była kobieta. Pośpiesznie uwolniła ją. Jej dłonie opadły bezładnie w dół. Elfka nie była w stanie sobie wyobrazić ile musiała tam wisieć. Jak mogła w tym stanie kogoś zabić?

– To było imponujące – przyznała. Leliana skinęła głową.

– Gniew jest silniejszy od bólu – wyjaśniła głosem wyprutym z emocji. – Czy masz broń? – zapytała. Herold przytaknęła.

– Dobrze. Magister jest pewnie w swych komnatach – mruknęła, podnosząc z ziemi czerwone, owalne przedmioty i wyminęła ich.

– Nie jesteś ciekawa jak tu trafiliśmy? – zdziwił się Dorian.

– Nie – ucięła krótko schylając się do skrzynki, na końcu komnaty. Po chwili wyprostowała się, dzierżąc na plecach długi łuk i kołczan pełen strzał.

– Alexius wysłała nas w przyszłość. To, jego zwycięstwo, Przedwieczny... nigdy nie miało się zdarzyć –wyjaśnił uparcie. Leliana podeszła w jego stronę z niesamowitą pewnością siebie. Elfka była zaskoczona. Sama, mimo że ufała swoim towarzyszom, wciąż czuła delikatny lęk przed magią.

– Jeśli wrócimy do teraźniejszości i powstrzymamy Alexiusa, wtedy nie będziesz musiała tego przechodzić – wyjaśniła słowa Doriana. Szpiegmistrzyni obróciła na niego swoje przenikliwe spojrzenie.

– A magowie się zastanawiają, dlaczego ludzie się ich boją – powiedziała ni stąd ni zowąd. – Nikt nie powinien mieć takiej władzy.

– To groźne i nieprzewidywalne. Przed wyłomem nic co robiliśmy... – próbował się wyjaśnić, lecz Leliana mu przerwała.

– Dosyć! – rzekła ostro.

– Dla ciebie to fikcja, przyszłość, która, jak liczysz, nigdy się nie zdarzy. Ja cierpiałam, cały świat cierpiał, to było prawdziwe – warknęła, obróciła się na pięcie i wyszła.

Zafirka wiedziała, że powinna być przy niej. Przy nich wszystkich. Nie potrafiła pojąć tego, co przeżyli, nie ważne jak bardzo by tego pragnęła. Zupełnie przypadkowo, wraz z magiem, znaleźli się w przyszłości. W niemal obcym dla nich miejscu i czasie. Wytrąceni ze swojej teraźniejszości, do świata pełnego rozpaczy.


Leliana, w całkowitym milczeniu, wyprowadziła ich na dziedziniec. Zamek arla Teagana przypominał ruiny. Niebo nad nimi było rozdarte. Wyłom był tak potężny, że pochłonął niemal całe sklepienie. Przyglądała się, jak wolno wirował. Skały unosiły się w powietrzu. Elfka wpatrywała się w górę z szeroko otwartymi ustami. Dorian nie krył swojego przerażenia.

– Wyłom! Jest wszędzie! – zawołał mag. Leliana odchrząknęła znacząco. Nie mieli czasu na zwiedzanie okolicy. Ruszyła ku kolejnym schodom, w duchu przeklinając tego, kto stworzył ich taką ilość w tym miejscu.

Przed nimi znikąd pojawiła się szczelina. Dłoń rozświetliła się, paląc niemiłosiernie. Próbowała złapać oddech. Podniosła głowę do góry, w momencie gdy zmora zamachnęła się na nią swoimi ostrymi jak brzytwa pazurami. Odchyliła się do tyłu, lecz nie była wystarczająco szybka. Szpony płytko wbiły się w jej skórę na ramieniu i poszarpały ją. Syknęła i przewróciła się na posadzkę. Zjawa ruszyła w jej stronę, wrzeszcząc przeraźliwe. 


 Jej towarzysze wpadli w całe ich stado i nie mogła w tym momencie liczyć na ich pomoc. Chwyciła za rękojeść sztyletu i wzięła potężny zamach, tnąc kreaturę w pół. Zmieniła się w pył. Zafirka stanęła na drżących nogach i ruszyła w stronę swoich kompanów. Dorian i Solas stali na uboczu, tworząc zaklęcia. Leliana szybkim ruchem posyłała strzały w stronę zbliżających się stworów a Cassandra skupiała na sobie ich uwagę.


Sięgnęła za pazuchę i wyciągnęła jeden z nożyków. Na chwilę przystanęła i wycelowała go, prosto w głowę jednego z cieni. Wpadła ślizgiem między kobietę a demony, by następnie przeturlać się do przodu. Uniosła lewą rękę, oddziałując na szczelinę. Zagryzła wargi, by powstrzymać się od krzyknięcia. Znamię rozbłysnęło, lecz nie sprawiało takiej ulgi jak zawsze. Wwiercało się w kość, a promieniujący ból zdawał się rozdzierać całą rękę. Czas przez chwilę zwolnił, gdy w końcu szczelina zniknęła.

Dorian podszedł do niej, z pytającym wzrokiem. Pokręciła głową i wyprostowała plecy.

– Musimy iść – pospieszyła ich i ruszyła do przodu, gdy jej drogę zagrodził elf. Wbiła wzrok w podłogę. Nie potrafiła na niego patrzeć, na żadnego z nich. Zakażonych lyrium, więzionych przez rok i torturowanych, tylko dlatego, że zniknęła i nie mogła im pomóc. Przełknęła ślinę. Słyszała jak podchodzi bliżej.

– Daj mi się tym zając. Musisz się skupić na powstrzymaniu Alexiusa, nie na bólu – wyjaśnił spokojnym głosem. Uparcie wpatrywała się w kamienną posadzkę, ale skinęła głową na zgodę. Miewała gorsze urazy, lecz pieczenie rozpraszało jej uwagę.

Musnął opuszkami palców okolicę jej rany. Syknęła i bezmyślnie chwyciła jego nadgarstek, próbując odsunąć go od rany. Gdy zorientowała się co zrobiła, spłoszona podniosła głowę i puściła jego chłodną rękę. Napotkała jego wzrok. Niegdyś szafirowe oczy, teraz szkarłatne jak krew, wpatrywały się w nią intensywnie. Poczuła suchość w gardle a żołądek przekręcił się jej do góry nogami. W miejscu rany czuła nagły chłód i ból ustąpił. Solas odsunął się, pozwalając jej odejść. Odetchnęła z ulgą.


– Ma serannas hahren – powiedziała, wpatrując się w punkt w oddali. Nikt na szczęście nie skomentował jej zachowania. W milczeniu ruszyli w stronę skrzydła królewskiego.

Przechodząc obok jednej z komnat usłyszała dziwne dźwięki. Obróciła się na pięcie, chwyciła za sztylety i uchyliła drzwi. W momencie, w którym weszła do środka dostrzegła przez ułamek sekundy postać młodzieńca, którego spowił ogień, zmieniając go w popiół. Widziała już wcześniej tą osobę.

– Nie! – krzyknęła Leliana, biegnąc w tamtą stronę.

– Connorze – szepnęła Zafirka.

– To był akt odwagi. Wiedział, że nie ma innego sposobu, by się oprzeć. Opierał się demonowi do ostatka – wyjaśnił Dorian. W milczeniu opuścili pomieszczenie. Dorian jako pierwszy przerwał ciszę, po dłuższej wędrówce w stronę sali tronowej.

– Co się stało z Feliksem? Wiesz? – zapytał Leliany.

– Wiem – odparła ponurym głosem, zapatrzona w przestrzeń.

– I nie zamierzasz mi powiedzieć? – upomniał się.

– Wkrótce się dowiesz – ucięła.

W głównej komnacie, prowadzącej do sali tronowej czekała na nich kolejna szczelina i jeszcze większa ilość demonów.

Elfka tym razem była przygotowana i całkowicie skupiona. Napięła mięśnie i wielkim susem skoczyła na jedną ze zjaw, tnąc ją ostrzem. Zrobiła piruet, raniąc dwa inne cienie i zmieniając ich w gęstą, ale nieszkodliwą mgłę.


Z sąsiednich pokojów wypadła na nich grupa venatori. Pośpiesznie zamknęła szczelinę, a następnie uskoczyła w bok, ratując się przed ciosem jednego z tevinterczyków. Kucnęła, a następnie wybiła się w górę, wbijając sztylet w gardło. Krew trysnęła, zalewając jej całą twarz. Zamknęła oczy a następnie przetarła twarz, starając się pozbyć gęstej i gorącej cieczy. Pobiegła w stronę Leliany i jednym obrotem wywróciła celującego w nią maga. Wykrzywił twarz w grymasie złości, lecz nie mógł zrobić już nic więcej, gdyż skończył ze sztyletem w piersi. Dorian podarował trzem z nich burzę ognia. Zafirka cofnęła się od buchającego gorąca, wzrokiem szukając niedobitków.


Podłoga niegdyś lśniąca i wyłożona eleganckim wzorem, teraz nosiła na sobie ślady różnych dziur, pęknięć i krwi. Gdzie nie gdzie wyrastały skały lyrium a z dziurawego dachu, przez którego można było podziwiać rozdarte niebo, kapała woda. Ruszyli w kierunku masywnych drzwi, pokrytych przedziwnymi rzeźbieniami. Drzwi były szczelnie zamknięte.

– Nie otworzymy ich magią – stwierdził Dorian badając ich strukturę.

Leliana westchnęła cicho, a następnie wyciągnęła czerwone i owalne przedmioty, które zabrała ze swojego więzienia.

– Tego używają jego służący, by się do niego dostać –wyjaśniła szpiegmistrzyni i podała przedmioty Dorianowi. Ten obejrzał je w dłoni, a następnie umieścił w pasujących miejscach na drzwiach. Rozświetliły się na biało, a wrota otworzyły się wpuszczając ich do sali.

Alexius stał na samym końcu, obrócony do nich tyłem, wpatrując się w ogień z kominka. Obok niego kucał nieznany jej mężczyzna. Zafirka podeszła szybszym krokiem, wyprzedzając towarzyszy. Wściekłość paliła jej wnętrzności, ale nie chciała okazywać tego po sobie. Stłumiła ją. Zacisnęła dłonie w pięść, by nie wybuchnąć. Przypomniała sobie Varrica i wydobyła z siebie najbardziej pozytywny ton głosu jaki potrafiła.

– Martwiłam się, że będę musiała szukać cię po całym zamku, Alexiusie. Nie masz już gdzie uciec – rzekła, choć żołądek zaciskał jej się gwałtownie, na myśl o tym co zrobił jej przyjaciołom i całemu światu.

Obrócił głowę w jej stronę, mocniej ściskając kostur.

– Byłem pewien, że jeszcze cię zobaczę. Może nie teraz, ale wiedziałem, że cię nie unicestwiłem – wychrypiał. Mrugnęła kilkukrotnie, starając się skupić na oddechu. Nabrała ją dzika ochota na wyrzucenie jednego z nożyków w sam środek jego głowy. – To był mój ostatni błąd – zakończył. Elfka obróciła głowę na Doriana. Wydawał się być śmiertelnie poważny, nie było to naturalne zwłaszcza jak na niego.


– Czy było warto? Wszystko co zrobiłeś światu? Co zrobiłeś sobie? – zapytał posępnie.

– Teraz to nie ma znaczenia, możemy czekać na nadejście końca – mruknął magister.

– Właśnie, że ma. Nie dopuszczę do tego – warknęła. Jej oddech przyśpieszył.

– Ile razy ja próbowałem? Przeszłości nie da się cofnąć – westchnął i pokręcił głową markotnie. Nie takiego Alexiusa się spodziewała. Planowała zabić potwora, nie zbłąkanego starca.

– Wszystko o co walczyłem, co zdradziłem... Na co to wszystko? Do śmierci i zniszczenia. Tyle zostało.– Zafirka sapnęła, niespokojnie przystępując z nogi na nogę. Ukradkiem spojrzała na zmarnowanych kompanów po czym zmarszczyła brwi i rozejrzała się nerwowo po okolicy.

– Przedwieczny się zbliża... Przychodzi po mnie, po ciebie, po nas wszystkich – wybełkotał. Zafirka szukała wzrokiem Leliany. Kobieta zakradła się do Alexiusa, po czym złapała klęczącego obok niego mężczyznę i z całej swojej siły podniosła do góry. Magister krzyknął zaskoczony i obrócił się w jej stronę. Szpiegmistrzyni przystawiła nóż do gardła młodzieńca.

– Feliksie! – zawołał Alexius i podniósł rękę na znak uległości.

– To jest Feliks? Na tchnienie Stwórcy, Alexiusie coś ty uczynił? – zapytał wściekły Dorian, stawiając krok w przód.

– On by zginął, Dorianie! A ja go ocaliłem! – powiedział magister, po czym obrócił się w stronę Leliany. – Proszę, nie czyń nic mojemu synowi. Zrobię, co każesz – rzekł błagalnie.

– Oddaj amulet, to puścimy go wolno – wtrąciła się Herold.

– Puść go wolno a obiecuję, że dostaniesz, czego zapragniesz – obiecał Alexius. Leliana spojrzała na niego morderczym wzrokiem.

– Chcę, żeby świat wrócił do poprzedniego stanu – warknęła i podcięła gardło Feliksowi, po czym wypuściła ciało. Zafirka przyłożyła dłoń do ust, magister wrzasnął i cisnął w kobietę zaklęciem. Leliana wylądowała po drugiej stronie pomieszczenia. Każdy z nich dobył broń. Elfka pochyliła się i skoczyła na magistra z wyciągniętym ostrzem, lecz czar popchnął ją na ziemię. Nim zdążyli zadać kolejny cios, stworzył na środku pomieszczenia szczelinę i już po kilku sekundach pomieszczenie zapełnione było demonami.


Cicho zaklęła i podbiegła do pierwszego, tnąc ostrzami na przemian. Uchyliła się przed kolejnym nacierającym przeciwnikiem. Ból dłoni uporczywie dawał o sobie znać, a przemoczone stopy protestowały, piekąc przeraźliwie przy każdym kolejnym kroku.

Nie wiedziała, ile stworów już zabiła, ile obrotów wykonała, ile razy ostrza poszły w ruch. Musiała cały czas wykonywać piruety, nie stawać na dłuższą chwilę. Alexius był szybki, a jego zaklęcia jeszcze szybsze. Za każdym razem, kiedy zamykała szczelinę on otwierał nową, wypuszczając tym samym falę demonów. Musiała go zatrzymać.

Sięgnęła do swojej kieszeni, po czym obrzuciła najbliższe otoczenie specjalnym proszkiem. Pomieszczenie po kilku sekundach spowiło się w ciemności.

Towarzysze dobrze znali tą sztuczkę. Jedynym zaskoczonym był Dorian, ale potrafił się dobrze dostosować, starając się nie hałasować.

Skupiła się na swoim oddechu, by po chwili słysząc dużo więcej. Ciche oddechy swoich kompanów, oraz kilka ciężkich kroków. Nie należały do żadnego z nich. Bezszelestnie ruszyła w stronę źródła dźwięku. Przyczaiła się w cieniu, gdy po chwili znalazła się tuż obok Alexiusa. Złapała za jego szyję i ścisnęła ramieniem, sprawiając, że stracił dech. Starał się wyrwać, lecz w tej właśnie chwili kilkukrotnie wbiła mu ostrze w plecy. Opadł bezwładnie na posadzkę, a kałuża krwi rosła, zdobiąc kamienie.


Sapnęła cicho, po czym ruszyła w stronę, bezsilnie zwieszając głowę. Dorian kucnął przy jego ciele.

– Te wszystkie kłamstwa, którymi żył by usprawiedliwić cel – mruknął cicho, wyrażnie posmutniawszy. – Los Feliksa był przesądzony dawno temu a on tego nawet nie zauważył. Ech, Alexiusie...- westchnął po czym podniósł się i ruszył w jej stronę.

– Ten Alexius posunął się za daleko. Ale z Alexiusem w naszych czasach wciąż można nawiązać dialog. –powiedziała delikatnie, spoglądając na Doriana ze współczuciem.

– Chyba masz rację – sapnął Dorian, po czym podniósł dłoń pokazując jej pewną rzecz.

– Wcześniej Alexius użył takiego samego amuletu. To chyba nawet ten sam, którego stworzyliśmy w Minratusie. Mamy szczęście. – Kiwał głową i machnął kosturem. – Daj mi godzinę, żebym rozpracował użyte przez niego zaklęcie, wtedy chyba się uda otworzyć ponownie szczelinę – wyjaśnił, prowadząc ją ku drzwiom wyjściowym. Leliana podbiegła do nich pośpiesznie. Elfka cofnęła się o krok, widząc jej posępną i przerażającą minę.

– Godzinę? Nie ma mowy! Musisz ruszać natychmiast! –poleciła. Kiedy tylko skończyła mówić, cała podłoga zaczęła drżeć pod ich stopami. Herold rozejrzała się naokoło, zaciskając dłonie na rękojeściach.

Kamienie ze ścian kruszyły się a kurz opadał, tworząc jeszcze bardziej przerażającą atmosferę.

– To Przedwieczny – wyszeptała szpiegmistrzyni, gdy tylko ziemia się uspokoiła.

–Będziemy bronić głównego wejścia. Kiedy się przedrą, wszystko w twoich rękach – powiedział Solas do Leliany. Zafirka wbiła w niego wzrok, nie dowierzając w to co się dzieje.

– Nie pozwolę wam umrzeć – szepnęła łamiącym głosem. Czuła dziwne drapanie w gardle.

– Jeśli mamy przeżyć, ten dzień nie może nadejść – rzekła Leliana, po czym zwróciła się do tevinterczyka. – Rzucaj zaklęcie. Masz czas, dopóki starczy mi strzał – Dorian skinął głową. Elfka nie drgnęła z miejsca. Leliana ustawiła się na warcie, przy drzwiach do Sali tronowej. Zafirka wpatrywała się jak Cassandra i Solas przechodzą przez drzwi. Nie potrafiła pojąć, dlaczego pozwoliła by tam poszli na pewną śmierć. Odprowadzała ich wzrokiem, póki nie zamknęły się za nimi drzwi. Objęła ramiona swoimi rękoma i ruszyła za Dorianem. Wpatrywała się jak rzuca czar, odliczając każdą minutę, każde tąpnięcie.


Czuła paraliżujący strach. Z każdą chwilą Przedwieczny był coraz bliżej. Za drzwiami zaczęła się walka. Najbardziej przerażająca jaką słyszała. Zaczęła chodzić w kółko, starając się oddzielić każdy, najmniejszy dźwięk. W końcu usłyszała krzyk Poszukiwaczki. Zamarła. Zielone światło rozbłysnęło w szparze między drzwiami. Leliana cofnęła się o kilka kroków i napięła łuk. Kolejny krzyk, tym razem elfa. Nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem. Ruszyła w tamtą stronę, lecz poczuła mocny uściska na nadgarstku. Dorian, jedną ręką wciąż czarował, drugą zaś chwycił ją mocno i pociągnął.

– Pomożemy im gdy wrócimy. Już za późno – wykrztusił, a następnie całą swoją uwagę poświecił na czarowaniu amuletu.


Drzwi drgnęły. Kolejny błysk zieleni i drzwi gwałtownie otworzyły się.

Zafirka chwyciła za sztylety i stanęła przed Dorianem, w pozycji obronnej. Leliana nałożyła strzałę na cięciwę.

– Choć otacza mnie ciemność, płomień jest moją tarczą – modliła się, wypuszczając strzały w kierunku Venatorich. Za niewielką ich grupą, elfka dostrzegła zwłoki większej ilości tevinterczyków oraz pozostałości po demonach. Oraz dwa ciała, leżące blisko siebie, potwornie zmasakrowane. Otworzyła szerzej oczy i wzięła głębszy oddech. Nie potrafiła oderwać od nich wzroku. Czuła się, jakby ktoś rozdarł jej ciało na strzępy. Dłonie zaczęły drżeć, oblał ją lodowaty pot, a samotna, gorąca łza spłynęła po policzku.


– Andrasto, wskaż mi drogę. Stwórco, przyjmij mnie do siebie. – Każda strzała trafiała prosto w cel, likwidując go. Jeden z Venatorich trafił kobietę w ramię. Zafirka syknęła i ruszyła w ich stronę, obracając sztylety w rękach. Dorian ponownie złapał ją i pociągnął ku sobie.

– Jeśli się ruszysz, wszyscy zginiemy!- krzyknął. Chciała się wyrwać, biec w jej stronę i rzucić się na pomoc, ale wiedziała, że nie było to właściwe tym razem. Żeby utrzymać ich przy życiu, musiała pozwolić im umrzeć i wrócić do teraźniejszości.

Dorian pociągnął ją w stronę otwierającego się portalu. Obróciła się jeszcze za siebie. Łzy spływały jej po twarzy, gdy patrzyła jak jeden z Venatori poddusza kobietę a zmora rozpruwa jej brzuch. Tak bardzo pragnęła do niej biec. Spoglądała z przerażeniem na Doriana a następnie z powrotem na Lelianę. Mag przywołał ją do siebie a następnie pchnął w portal.


Wiedziała co ją czeka, ale gdy to się stało była w całkowitym szoku. Wypadła prosto na kolana rozglądając się zdezorientowana po otoczeniu. Zamek wyglądał dużo przyjaźniej, zadbany, elegancki i pozbawiony czerwonego lyrium. Cassandra i Solas stali nieopodal, obserwując wydarzenia z wyraźnym szokiem na twarzy. Na ich widok jej żołądek wykręcił fikołka. Dopiero widziała ich ciała.


Z portalu wypadł Dorian. Podniosła się na nogi i obróciła w kierunku maga. Nim zdążył zareagować dostał z jej drobnej, ale silnej pięści prosto w szczękę, a następnie kopnęła go w brzuch. Uklęknął.

– Będziesz musiał się bardziej postarać – burknął Dorian. Zafirka wzięła głębszy oddech, starając się uspokoić przerażone ciało.

– Zrzeknij się roszczeń wobec Redcliffe, a zostawimy cię przy życiu – powiedziała głosem wyprutym z emocji.

– Wygrałaś. Nie ma sensu ciągnąć tej farsy – przyznał. Młody mężczyzna, syn magistra podszedł w jego stronę i przykucnął obok ojca.

– Feliksie – wyszeptał Alexius.

– Wszystko będzie dobrze, ojcze – powiedział z delikatnym uśmiechem.

– Zginiesz – mruknął ponuro.

– Każdy kiedyś umiera – odrzekł Feliks. Żołnierze Inkwizycji podeszli do Alexiusa i zakuli go w kajdany, zabierając ze sobą. Elfka zmierzyła mężczyznę chłodnym wzrokiem.

– No, cieszę się, że mamy to już za sobą – mruknął. Zafirka obdarzyła mężczyznę szerokim uśmiechem. Czuła jak cały stres z niej spływa. Mogła wreszcie się rozluźnić. Czuła ślady zaschniętej krwi na swojej twarzy, a gdy spojrzała na ramię, dostrzegła rozdarty rękaw, lecz Solas z przyszłości uleczył jej ranę, na tyle dobrze, że nie było nawet śladu.

W komnacie rozległ się tupot kroków. Do pomieszczenia, w równych rzędach weszli żołnierze armii Fereldenu. Ustawili się równo, odwróceni tyłem do kolumn. Tuż za nimi do pomieszczenia wszedł wysoki i umięśniony mężczyzna. Towarzyszyła mu drobna, złotowłosa kobieta. Dorian zmarszczył brwi.

– Albo i nie – mruknął cicho tevinterczyk.

– Wielka Zaklinaczko Fiono – warknął mężczyzna. Elfka, dotąd trzymająca się na uboczu, podeszła przerażona i skulona.

– Królu Alistairze! Królowo Cassidy! – wyszeptała roztrzęsionym głosem.

– Daliśmy twoim magom schronienie pod warunkiem, że nasi poddani nie będą musieli opuszczać przez nich domów – mówił surowym tonem król Fereldenu. Zafirka pod ostrym tonem jego głosu marzyła, by mogła wchłonąć się w ścianę. Może Dorian znał jakieś zaklęcie, które by jej pomogło...

– Wasza Królewska Mość, zapewniam... – mruknęła zaklinaczka i wzięła płytki wdech. Była przeraźliwie blada. Jej strach udzielił się Zafirce. – Nie mieliśmy zamiaru. – Alistair zmarszczył brwi i spojrzał na swoją partnerkę. Cassidy wbiła w nią ostry wzrok.

– Wasze zamiary przestały znaczyć cokolwiek, kiedy nasi poddani znaleźli się w niebezpieczeństwie – rzekła ostro. Król skinął głową.

– Wycofujemy ofertę schronienia. Macie natychmiast opuścić Ferelden – rozkazał.

– Ale mamy kilkuset magów, których trzeba chronić. Gdzie się podziejemy? – zapytała zrozpaczona. Zafirka westchnęła cicho i poczłapała do przodu, starając się wyprostować, by dumnie reprezentować Inkwizycje, tak jakby tego pragnęła Józefina.

Pod ostrym wzrokiem królowej, cała jej pewność wyparowała.

Obróciła lekko głowę w tył i podłapała delikatny, ale zachęcający uśmiech Poszukiwaczki. Wzięła głębszy wdech.

– Opuścicie Ferelden razem z Inkwizycją – powiedziała, tak poważnym głosem, że aż sama się zdziwiła.

– A jakie będą warunki tego układu? – zapytała Fiona, marszcząc brwi.

– Mam nadzieję, że będzie im lepiej niż pod Alexiusem. W Inkwizycji jest lepiej niż tutaj, prawda? – wtrącił się Dorian podchodząc do nich.

– Weź pod uwagę postępowanie tych rebeliantów. Trzeba ich zwerbować, a nie rozpieszczać – dodała Cassandra. Zafirka spojrzała na przygnębioną Fionę. Cieszyła się, że to jej pozostawili ostateczną decyzję.

– Będziemy zaszczyceni, jeśli zechcesz walczyć u boku Inkwizycji – zaproponowała.

– Później o tym porozmawiamy – wtrąciła Cassandra ostrym tonem, jednak Zafirka wcale się tym nie przejęła.

– Wyłom to zagrożenie dla całego Thedas. Nie możemy sobie pozwolić na podziały – wyjaśniła po czym dodała. – Jeśli ma nam się udać, to tylko z waszym pełnym wsparciem.

– Bez względu na to, czy przyjmiecie propozycję sojuszu z Inkwizycją, macie opuścić nasze królestwo – nakazał Alistair. Fiona zwiesiła głowę, wzięła głęboki wdech i zwróciła się do Herold.

– Zgadzamy się. Tylko szaleniec nie przyjąłby takiej propozycji. Zbiorę magów i przygotuję ich na podróż do Azylu. Zamkniemy wyłom. Nie będziesz żałować, że dałaś nam szansę – powiedziała. Zafirka uśmiechnęła się delikatnie. Dygnęła przed królem i królową a następnie wróciła do towarzyszy, czekając na zebranie się do Azylu.

***


Zafirka nie mogła spać tej nocy, przewracała się z boku na bok. Obrazy z ostatnich wydarzeń wracały do niej w koszmarach sennych. Zielone światło wpadało do jej pokoju, oświetlając go. Wyłom wirował wokół własnej osi, co kilka godzin rozbłyskając nieznacznie i tym samym powodując u niej niewyobrażalny ból.


Przybyli do Azylu kilka godzin wcześniej. W jedną dobę pokonali odległość z Zaziemia do Azylu, robiąc tylko jeden krótki postój. Teraz musieli poczekać tylko na magów.

Podniosła się z łóżka, przez chwilę wpatrując się tępym wzrokiem w ścianę. Następnie zsunęła się na podłogę i założyła długie do kolan buty. Okryła się puchatym płaszczem i przeszła do pokoju Adana, stąpając ostrożnie. Mężczyzna stał pochylony nad stołem pełnym eliksirów i uważnie rozlewał jedną z mikstur do drugiej.


Przemknęła niezauważalnie w stronę drzwi, a gdy była już na zewnątrz popędziła do przodu. Chłodny wiatr muskał jej twarz, ale im dłużej przebywała u podnóży gór Mroźnego Grzbietu, tym mniej wrażliwa była na surowy klimat.


Narzuciła kaptur na głowę i ruszyła w stronę świątyni. Płatki śniegu, smagane przez wiatr wpadały do jej oczu, przysłaniając widok.

Pchnęła masywne i skrzypiące drzwi. Podmuch gorąca buchnął w jej twarz. Ogień z kominka, w części przeznaczonej dla Madame de Fer, ogrzewał całą kaplicę. Po środku świątyni stali zmęczeni, ale gorliwie dyskutujący, najważniejsi członkowie Inkwizycji.

Ruszyła w ich stronę, zupełnie się nie śpiesząc. Czuła, że nie będzie to przyjemna rozmowa, lecz nie mogła jej ominąć. Te przeczucie nakazywało wstać jej z łóżka i znaleźć się tu.

– To nie podlega dyskusji. Wśród magów na pewno pojawią się plugawce. Musimy być przygotowani! – Komendant Cullen podniósł głos. Józefina spojrzała na niego z oburzeniem.

– Gdybyśmy odrzucili propozycję sojuszu, ktoś mógłby zarzucić Inkwizycji nieudolność... a nawet tyranię – wyjaśniła ambasadorka. Elfka stanęła obok niej, przyglądając się im z ciekawością.

– Jak mogłaś zostawić magów na wolności bez nadzoru? Teraz, gdy mamy rozdarcie w zasłonie! – fuknął Cullen w stronę Dalijki. Zafirka zamarła na chwilę, zupełnie nie mając pojęcia skąd wzięła się u niego ta złość. Podniosła głowę wyżej a kaptur spadł z jej włosów. Zmarszczyła brwi.

– Potrzebujemy ich do zamknięcia Wyłomu. Jeśli zrobimy z nich wrogów, to się na pewno nie uda – odpowiedziała chłodno.

– Wiem, że muszą nam pomóc z Wyłomem, ale mogą narobić tyle samo zniszczeń, co demony – burknął, kręcąc głową, wyraźnie niezadowolony. Obrócił głowę w stronę Cassandry. – Byłaś przy tym, Poszukiwaczko! Czemu się nie wtrąciłaś? – spytał.

Kobieta obrzuciła Cullena karcącym wzrokiem.

– Choć nie do końca zgadzam się z tą decyzją, masz moje poparcie – zwróciła się do Zafirki. Ta skinęła głową z wdzięcznością. – Główną misją naszego Herolda było uzyskanie pomocy magów – dodała – i to się udało.

– Tako rzeczę głos rozsądku! A już zaczynałem się rozsmakowywać w tym odbijaniu piłeczek – wtrącił Dorian wychodząc z cienia. Elfka mrugnęła zaskoczona, nie zwróciła na niego uwagi. Tevinterczyk oparł się o kolumnę i uśmiechnął zawadiacko.

– Ważne, żebyśmy zamknęli Wyłom – odpowiedziała mu Poszukiwaczka, obracając się do niego. Zafirka przytaknęła i westchnęła cicho, przymykając oczy na chwilę.

– Teraz już wiem, co nam grozi, jeśli sobie nie poradzimy. Zróbmy wszystko, żeby do tego nie doszło – rzekła.

– Powinniśmy przeanalizować wydarzenia, które widziałaś w tej „czarnej wizji przyszłości." Zabójstwo cesarzowej Celene? Armia demonów? – przypomniała szpiegmistrzyni. Elfka nie potrafiła patrzeć na Lelianę, nie przypominając sobie ostatnich wydarzeń. Przełknęła ślinę.

– To mi pasuje do jakiejś tevinterskiej sekty. Upadek Orlais, świetność imperium... Chaos dla wszystkich innych! – dopowiedział Dorian. Cullen przytaknął.

– Nie walczmy na wielu frontach. Zorganizowanie naszych wojsk i magów zajmie trochę czasu. Przenieśmy tę dyskusję do sali narad – zaproponował i obrócił głowę w stronę Zafirki, obdarzając ją sympatyczniejszym spojrzeniem.

– Chodź z nami. W końcu bez twojego znamienia wszystko straciłoby sens. – Uśmiechnął się, a jeden kącik jego ust uniósł się wyżej. Zakłopotana Dalijka, nieśmiało odwzajemniła uśmiech, lecz jego zmienny nastrój przyprawiał ją o dreszcze.

– Oczywiście – potwierdziła i ruszyła za nimi. Znamię rozświetliło się. Zacisnęła pięść i schowała ją do kieszeni. Przygryzła wargi, starając się nie pokazać po sobie bólu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top