25. Wiem, że każdy kolejny dzień, może być ostatnim.
Płyń z prądem, przyjacielu, i gdy Cię będzie unosił, leciutko mu pomagaj, omijaj rafy, walcz z mrokiem i nigdy, nigdy się nie poddawaj.
[Winston Groom]
Zimowy Pałac.
To miejsce niejednego elfa przyprawiłoby o zawał serca, gdyby zamiast bycia służącymi, zostali honorowymi gośćmi na przyjęciu.
Miejsce, w którym ludzie patrzyli na nią przez długość jej uszu i zarazem wiązali z Inkwizycją, która do niedawna uznawana była za herezję.
Już na samym wejściu została nazwana królikiem. Było to bardzo nieładne, ale nie skomentowała tego ani słowem, oddając szlachciance zagubiony pierścień. Musiała się zachować, nawet gdy cierpiała jej duma.
Choć na usta cisnęło jej się wiele niemiłych słów, zatrzymała je w gardle.
Miejsce pełne masek, które ją tak przerażały. Niewielu ludzi potrafiło odsłonić swoją twarz ale i oni maskowali swoje uczucia pod przyklejonym do twarzy uśmiechem.
Leliana była jedną z nich. Zafirka nigdy nie widziała jej tak rozpromienionej i otwartej, zwłaszcza w ocenianiu ubioru innych. Ale dobrze wiedziała, że postawa Leliany jest częścią Gry.
Komendant, mimo usilnych starań, by nie zwracać na siebie uwagi, zebrał spore grono adoratorów.
Choć spoglądał na Inkwizytorke błagalnym wzrokiem, by pomogła wyjść mu z problematycznej i wstydliwej sytuacji, ta zostawiła go tak jak stał, uśmiechając się pod nosem.
Przyda mu się trochę rozrywki, chociażby nawet takiej, by odpocząć od ogromu obowiązków jakie czekały w Podniebnej Twierdzy.
Zafirka dobrze wiedziała jak niebezpieczna dla życia i ich pozycji jest ta Gra. Lecz nie po to męczyła się przez ostatnie tygodnie we wkuwaniu najnudniejszych na świecie książek o dobrej etykiecie i tysiącem różnych rodzajów dygnięć jakie pokazała jej Josie, by wszystko zaprzepaścić.
Każde słowo, mrugnięcie i oddech dobierała tak, by pasowało do ich standardów.
Widziała, że jej nastawienie im bardzo pasuje. Czuła z tego powodu rozpierającą jej wnętrze dumę. Inkwizycja mogła zyskać dużo więcej.
Bo jeszcze nigdy jej na niczym tak nie zależało, jak na dobru Inkwizycji.
Z chwilą, gdy została mianowana przywódczynią organizacji coś się zmieniło w niej.
Dobro Inkwizycji stanęło na pierwszym miejscu i stało się sensem wszystkiego, co robiła.
Wszystkie walki jakie stoczyła, wszystkie szczeliny jakie zamknęła, robiła to dla Inkwizycji. Niczym troskliwa matka dbająca o dobro swojego dziecka.
"- Komu ufasz?
- Ufam Inkwizycji"
Taniec, który ćwiczyła do późnych nocy, cierpiąc na zdartą do krwi skórę stóp, zaprezentowała z wydobytą z głębi siebie, największą gracją jaką posiadała.
Włożyła w niego całe serce i mimo tego, że jej partnerką w tańcu została kobieta i to kuzynka cesarzowej, pokazała całą pasję, jaką w sobie miała.
Zostało to zaaprobowane przez cały dwór. Nie pokazywała po swojej minie, jak bardzo martwił ją przyszły zabójca cesarzowej, przebywający w pałacu.
Wiedziała, że są coraz bliżej odkrycia prawdziwej tożsamości wroga. A kiedy już to się stało, nawet się nie zdziwiła.
Bardziej się zszokowała faktem, że Florianne myślała, że zatrzyma ich wszystkich jedną, małą szczeliną.
Czyżby Koryfeusz nie ostrzegł swojej...., że kotwica mogła zamykać szczeliny.
Nie mieli czasu na zabawę. Zebrali wystarczająco dowód, aby aresztować Florianne i przed samą Cesarzową przedstawić dowód na jej zdradę oraz zdradę przez księcia Gasparda.
Zaniedbanie ze strony Briali także zapewne zostanie słusznie ukarane, gdyż nie wykonała wszystkich obowiązków, które powinna.
To miejsce uświadomiło elfce jak ważną rolę pełniła Josephine w Inkwizycji i jak niebezpieczna, a także zgubna może być polityka.
Rozwiązanie pokojowe, nie ucierpiała ani Cesarzowa, ani jej kuzyn a nawet niedoszła morderczyni.
Było to dużo lepsze rozwiązanie, już zbyt dużo krwi przelało się tej nocy.
Nie mogła się doczekać powrotu do przytulnych murów Podniebnej Twierdzy.
Obserwując, jak Morrigan obraca się do tyłu i rusza do wyjścia, uśmiechnęła się pod nosem. Obecność apostatki oraz Kierana odmieni Inkwizycje i dobrze to wiedziała. Morrigan pomimo swojej aparencji jaką pokazywała w Halamshiral miała swoją drugą stronę.
Dziką i pełną ognia, niczym drapieżnik obserwujący swoje terytorium. Widziała to w niej.
Odetchnęła głęboko i oparła się o balustradę. Mogła złapać oddech, było już po wszystkim. Cesarzowa była bezpieczna a Koryfeusz nie dostał tego, do czego dążył.
Usłyszała za plecami rytmiczne, ciche stąpanie. Obróciła delikatnie głowę za siebie, by móc spojrzeć w błękitne oczy apostaty.
Uniosła delikatnie kącik ust w górę, gdy elf położył dłoń na jej ramieniu. Czuła jak tętno jej serca gwałtownie wzrasta.
Dotknął ją, nawet się przy tym nie wahając, zupełnie inaczej jak we wcześniejszych przypadkach. Gubiła się w jego zachowaniu, ale jego zagadkowa osobowość tylko bardziej ją ciągnęła ku sobie.
Przygładziła upięte włosy, obrzuciła wzrokiem znajdujący się poniżej cesarski ogród.
- Spokojny wieczór, wreszcie. Mogłabym stąd się więcej nie ruszać i wdychać to świeże powietrze - szepnęła pod nosem, pocierając zmęczone powieki.
- Racja, takie chwile są ulotne. Trzymaj się ich, dopóki trwają - odparł spokojnym tonem, ale wyczuwała w nich smutną nutę. Wyprostowała plecy, czując jak przebiega po nich lodowaty dreszcz. Obrócił się w stronę pałacu i wsłuchał w tłum, milcząc kilka sekund.
- Chodź, zanim orkiestra przestanie grać i zatańcz ze mną - stwierdził. Odsunął się kilka kroków w tył i pochylił w przód, wyciągając w jej stronę dłoń. Nie odrywał od niej wzroku.
Przez chwilę nie mogła uwierzyć, że to właśnie się stało. Uśmiechnęła się pod nosem. Ciągle potrafił ją czymś zaskoczyć, czymś czego nigdy by po nim się nie spodziewała.
- Z przyjemnością - odparła.
Ułożyła swoją dłoń na jego. Była kojąco zimna, po rozgrzewających zdarzeniach z całego wieczoru. Spowodowała, że po jej plecach przebiegły dreszcze. Splótł ich dłonie w uścisku i pociągnął ją ku sobie stanowczy ruchem.
Umieścił drugą dłoń na jej biodrze i niemal natychmiastowo poprowadził ją w tańcu. Zszokowana otworzyła szerzej oczy. Skąd apostata, żyjący z dala od ludzi mógł nauczyć się tak tańczyć?
Zapatrzona w jego błękitne tęczówki, niczym zahipnotyzowana podążała za jego krokami, pozwalając się prowadzić. Chwytając każdą sekundę i topiąc się pod intensywnością jego wzroku.
Wielka Mythal, jak on potrafił na nią patrzeć. Mogła tańczyć wieczność, byle był tu z nią. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego momentami stawał się tak otwarty w uczuciach, a chwilę później wracał do swojego pesymistycznego, chłodnego rozsądku, gdzie trzymał wszystkich z dystansem.
Chciała, by muzyka nie ucichła, choć była niezwykle zmęczona, wolała tej nocy nie rozdzielać się z nim.
Ale muzyka przestała grać.
A on odstąpił kroku, ale nie puścił jej dłoni, pociągnął ją za sobą ku balustradzie.
Uśmiechnął się zachęcająco i oparł o barierkę, niewiele myśląc zrobiła to samo. Wtulona w jego ramię, wdychając jego zapach zapatrzyła się w gwieździste niebo, delektując się spokojną nocą. Przez chwilę mogła zapomnieć o zagrożeniu ze strony Koryfeusza. Przez krótką chwilę mogła zostać zwyczajną, zakochaną elfką. Czuła jak delikatnie,opuszkami palców przejeżdża po jej nagim ramieniu. Poczuła delikatne wyładowania elektryczne, niezwykle przyjemnie stykające się z jej skórą. Zadrżała naumyślnie.
- Co się stało? - wyszeptał Solas w jej ucho.
- Poczułam twoją magię - szepnęła rozbawiona i wtuliła głowę w jego szyję, delektując się przyjemnym dla zmysłu zapachem.
***
Uwielbiała wracać do Twierdzy. Jej serce gwałtownie przyśpieszało, kiedy na horyzoncie pojawiały się znajome mury. Powrót do domu.
Kiedy rozległ się dźwięk rogu, dreszcz przebiegł jej po plecach. Ludzie gromadzili się przed wejściem, zostawiając im jedynie wąskie przejście na przejazd.
Swojego wierzchowca skierowała od razu stajni.
Ponad godzinę później po rozsiodłaniu Światłorwistego, rozmowie z towarzyszami, którzy zostali w Twierdzy, ruszyła na górny dziedziniec. Nie mogła doczekać się az wróci do komnaty.
Marzyła o gorącej kąpieli i śnie. Będzie spała cały dzień i noc, wiedziała o tym. Czuła ogromne zmęczenie mięśni i umysłu.
Kierowała swoje kroki po schodach na górnym dziedzińcu, kiedy drogę zagrodziła jej jedna ze zwiadowczyń, tych których nie bardzo kojarzyła.
- Inkwizytorko Lavellan - upomniała się o uwagę.
-Tak, to ja - mruknęła ochrypniętym głosem i spojrzała na kobietę spod przemęczonych powiek.
- W ogrodzie pojawiła się nieznana nam apostatka. Jest bardzo arogancka, nie chciała poddać się kontroli - zameldowała. Elfka skinęła głową, nie za bardzo rozumiejąc co się dzieje. Podejrzewała, o kogo musi chodzić.
- Sama się tym zajmę - odparła i niechętnie skierowała się w tamtą stronę. Słońce omiatające jej twarz, pobudziło ją nieznacznie. Rozejrzała się po mieszkańcach i kiwając głową w odpowiedzi na każde pozdrowienie, uśmiechnęła się do siebie.
Czuła się tak bezpiecznie pośród potężnych murów. Znajomych twarzach, a nawet pośród przybyszów, których z dnia na dzień przybywało. Otworzyła drewniane drzwi, przeszła przez nie wychodząc na pełne krzaków i roślin przyjazne otoczenie. Powolnym krokiem, delektując się lekkim wiatrem burzącym jej włosy, przemierzała ścieżkę z jasnego kamienia.
Tuż przy studni dostrzegła sylwetkę młodego chłopca. W Inkwizycji nie było wiele dzieci, a jedyne jakie widywała znajdowały się na dolnym dziedzińcu, nie w samym sercu Twierdzy. Zwykle to były dzieci służby i kucharzy, a zliczyć ich można było na palcach dłoni.
Cullen tuż po pierwszym przybyciu tu nalegał by odesłać wszystkie dzieci z Twierdzy, słusznie twierdząc że jednostka wojskowa nie jest dla nich dobrym miejscem.
Zafirka jednak nie chciała rozdzielać rodzin. A w końcu która wioska była bezpieczniejsza, niż Twierdza?
Dopóki dzieci trzymały się rodziców i nie przeszkadzały żołnierzom i magom, nie chciała ich odsyłać.
Podeszła, bacznie mierząc go wzrokiem. Chłopiec spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby przeszywając całe ciało. Zamarła na chwilę, nie potrafiąc zdobyć się na kolejny krok.
Nie wiedziała co się dzieje.
Zaciekawiony zbliżył się dziarskim krokiem.
- Ty jesteś Inkwizytorką. Matka mi nie powiedziała, że Inkwizytorka jest elfem - stwierdził chłopiec. Zafirka kucnęła obok niego, wpatrując mu się w oczy i uśmiechnęła się szeroko.
- Poznałeś pewnie po uszach - zagadnęła.
- Tak, są bardzo wielkie - zaśmiał się chłopiec. - Ale twoja krew jest bardzo stara, tak jak twój lud, to po niej rozpoznałem - dodał już z powagą. Zamrugała zaskoczona.
- Ty w takim razie musisz być Kieran - odparła, rozglądając się na boki i dostrzegła postać na którą czekała. Morrigan szła w ich stronę kocim krokiem. Inkwizytorka poczochrała chłopca po jego rozmierzwionych, czarnych jak heban, włosach. Podniosła się i obróciła do podchodzącej kobiety, zakładając ramiona na piersi.
Apostatka wyglądała nietypowo wśród innych osobistości w Twierdzy. Była niemal naga. Zupełnie nie przypominała tej kobiety w wystawnej, eleganckiej Orlezjańskiej sukni w jakiej ją ujrzała po raz pierwszy.
Jej piersi okrywały tylko dwa kawałki czarnego materiału, łączące się rzemionami za jej smukłą szyją. Zafirka będzie musiała zamienić kilka słów z Josephine, na temat który w ciągu kilku tygodni zapewne stanie się dość uciążliwym.
Żołnierze, którzy zbyt bardzo przejmą się apetycznym wyglądem apostatki.
Wiedziała już od dłuższego czasu, że Inkwizycja jako jednostka wojskowa jest narażona na tego rodzaju problemy.
Wiedziała także, że kto jak kto ale Morrigan świetnie poradzi sobie z napastliwymi żołnierzami.
Ale Inkwizycja jako święte powołanie musiała dawać dobry przykład, a takie sytuacje nie mogły wychodzić na rozgłos. I do tego będzie potrzebowała cichych działań Leliany.
Zwróciła swoją całą uwagę znów tylko na Morrigan, gdzieś w głębi siebie marząc o miękkim łóżku.
Nie wiedziała jak długo spała, ale zbudził ją dźwięk otwieranych drzwi i kroki po schodach. Usiadła gwałtownie w pionie, bacznie obserwując otoczenie.
- Inkwizytorko, wybacz, że cię budzę. Do Inkwizycji przybył ważny gość. A nawet dwóch - zawiadomiła ją Szpiegmistrzyni. Zdezorientowana elfka rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem po komnacie. Spojrzała przez okno, ale nie zdołała określić czasu.
- Świta, czy dopiero zmierzch zapadł? - zapytała tępo, wbijając wzrok w pościel. Czuła jak powieki opadają na jej oczy. Walczyła z sennością, starając się skupić na zdobieniach koca.
- Północ - odparła Leliana. - Posłałam ludzi po Komendanta, Ambasadorka czeka w głównej sali. - Zafirka spojrzała na nią spod byka i odetchnęła ciężko. Podniosła się z łóżka i natychmiast skierowała swoje kroki do garderoby.
- Daj mi chwilę - powiedziała zaspanym głosem.
- Będę czekać na dole, wraz z Josie - zawiadomiła ją. Przytaknęła i wpadła do pomieszczenia, ziewając przeciągle. Jej mózg dopiero zaczynał rejestrować, że czeka na nią ważny gość.
Nie wiedziała, kogo się spodziewać, ale po ostatnich wydarzeniach, mógł to być nawet Koryfeusz z Arcydemonem na smyczy, niczym zwierzątkiem, chcący przedyskutować ich ostatnie działania przy filiżance herbaty.
Zachichotała do swoich myśli, stwierdzając że o tej porze nie powinna wstawać z łóżka. Ubrała się w natychmiastowym tempie, umyła twarz i wyszorowała zęby, przecież musiała mieć zniewalający uśmiech, jeśli naprawdę czeka na nią arcydemon.
Spojrzała z tęsknotą na łóżko, po czym opuściła komnatę.
Na dole czekali na nią już wszyscy doradcy. Wszyscy wyglądali na niezwykle zestresowanych. Sama poczuła jak jej ciało zaczyna drżeć. Nie była pewna, czy z zimna czy ze stresu. Ściany Twierdzy były niezwykle chłodne, pomimo płomieni trzaskających przyjemnie w paleniskach.
- Co się dzieje? - zapytała, stając przed nimi. Josephine miała na włosach papiloty, które pośpiesznie ściągała. Cullen wyglądał na zmęczonego, jakby do teraz się nie położył.
- Do Twierdzy przybyła Bohaterka Fereldenu, wraz z byłym antiviańskim krukiem - poinformowała ją Szpiegmistrzyni poważnym tonem. - Zaprowadziłam ich w bezpieczne miejsce, czekają na nas w sali narad - dodała. Zafirka zdębiała. Królowa Fereldenu, Szara Strażniczka, której szukali od kilku tygodni, teraz była w Podniebnej Twierdzy.
Przełknęła ślinę. Dała radę spotkać się z królem Fereldenu, z cesarzową Orlais, z bohaterką Kirkwall. Kolejna zwykła osoba, schowana za wysokim tytułem.
Ale zdolności dyplomatyczne i bojowe kobiety dotarły do uszu Inkwizytorki dużo wcześniej. Wiedziała, że Cassidy Theirin nie należała do najłatwiejszych osób, z którymi można było dyskutować bez żadnych obaw. Musiała ważyć na słowa.
Spięcie pozostałych mówiło samo za siebie. Leliana jednak ze stoickim spokojem przemierzała korytarz.
Przyjaźniły się.
Pamiętała, że to Leliana pomagała Lady Cousland w pokonaniu Arcydemona, i powstrzymaniu piątej plagi.
Antiviański kruk? Były? Coś migało jej w pamięci, ale nie potrafiła sobie przypomnieć co. Nie rozumiała dlaczego Cassidy właśnie z nim podróżowała.
Może był kimś w rodzaju ochroniarza, albo szpiega. Słyszała wiele o antiviańskich krukach i ich umiejętnościach.
Zatrzymała się przed drzwiami, lecz nie chciała wyjść na nieprofesjonalną i tym razem nie czekała tak, jak przy wizycie Alistaira. Pchnęła drzwi, bez dłuższego rozmyślania.
Kochani! Żegnam się na najbliższy tydzień. Jeśli będziecie na falkonie, dawajcie znać, zagadujcie.
Nastąpiła zmiana planów, więc nie będę w cosplayu Szarej Strażniczki.
Edward Elric - piątek / Inkwizytorka Zafirka Lavellan - sobota / Jurij Plisetsky - Niedziela.
Dziękuję za wszelkie komentarze i gwiazdki! Jesteście przekochani ❤
+ jutro (tj.03.11.2017) do 12 będę chwilowo w Warszawie, gdyby ktoś coś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top