20. Czy to wszystko jest snem?



Nic dziwnego, że serce biło mi tak szybko. On był ogniem, a ja podpałką. Mój los został przypieczętowany.

[Meg Cabot]



Cienie drzew padały na jej twarz, mokra rosa pieściła jej delikatne, bose stopy, ciało zadrżało z zimna. Słońce wychodziło z nad horyzontu.

Bezszelestnie kroczyła między drzewami i aravelami. Halle dopiero stawały na nogi, delektując się świeżą, poranną trawą. Przemknęła w ich pobliżu, starając się ich nie spłoszyć. Zatrzymała się przy wyjściu z klanu. Z czterech stron patrolowali zwiadowcy. Musiała znaleźć sposób, by wymsknąć się niepostrzeżenie, póki jeszcze Opiekun spał.

Zmierzyła okolicę bacznym spojrzeniem, aż jej wzrok nie dotarł znów do halli. Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

Spłoszenie halli i pomoc kilku z nich przy ucieczce sprawiły, że poczuła się choć przez chwilę niezależna i całkowicie wolna.

Kiedy zwiadowcy z zachodniej strony zajęci byli wyłapywaniem zwierząt, ona popędziła między drzewami najszybciej przed siebie. Ciężej będzie jej wrócić niepostrzeżenie, ale nie przejmowała się tym. Dotarła do wąskiego strumienia, z którego od ostatnich kilkunastu dni pobierali wodę. Ruszyła wzdłuż niego, ostrożnie manewrując pomiędzy śliskimi głazami. Wiedziała, gdzie iść. Znała jego ulubione miejsce. Skały przy strumieniach, o które mógł się oprzeć. W każdej nowej pozycji klanu, miał takie miejsce.

Widziała z oddali jego długie, brązowe włosy, z jednego boku wycięte niemal do gołej skóry, tak by nie przeszkadzały przy polowaniach z użyciem łuku. Siedział odwrócony do niej plecami. Nie poruszył się, choć wiedziała, że od dłuższego czasu ją słyszał. Zamachnął się ręką i puścił kamienie wzdłuż wody. Obserwowała jak podskakują na tafli, by po chwili wpaść w głębiny.

Kucnęła obok niego.

Nanael? – zapytała. Pociągnął nosem. – Wszystko w porządku? – Przekrzywiła delikatnie głowę.

– Dlaczego tu przyszłaś? – Obrócił na nią czekoladowe oczy. Wzruszyła ramionami. Czuła po jego głosie, że nie był w najlepszym humorze.

– Chciałam z tobą porozmawiać. Nie mogę spać, po wczorajszym... – Słowa utknęły jej w gardle.

– Mój brat wie, że tu jesteś? – spytał i obrócił się do niej twarzą.

– Po co mam mu mówić? – Zmarszczyła brwi i podkuliła nogi pod brodę.

– Należysz teraz do niego – odparł i pociągnął znowu nosem. Chwycił za kolejny kamień i zamachnął się.

– Do nikogo nie należę – syknęła i wstała gwałtownie, patrząc na niego gniewnym wzrokiem.

Myśl, jak chcesz. Wiem, jakie to ma zakończenie – burknął. Skrzyżowała ręce za plecami i stanęła przed nim.

Więc jakie? – Uparcie wpatrywała się w jego twarz. Westchnął cicho.

– Ślub, małe elfy i brak czasu na cokolwiek innego. Zestarzejesz się natychmiastowo, zapomnisz o nas. Będziesz zajmowała się swoimi obowiązkami, powinnością wobec klanu.

– Ty i twoje ponure wizje życia. Czy chodzi ci o Cetusa? – zmrużyła oczy i wbiła w niego ostry wzrok.

– O nic mi nie chodzi – odburknął i założył ramiona na piersi.

– Jesteś zazdrosny? – parsknęła. Przygryzł wargi.

– Jesteś pomylona – fuknął, obrócił się na pięcie, podniósł kołczan napełniony strzałami i ruszył w głąb lasu.

– Więc dlaczego nie dałeś jeszcze żadnej elfce skóry? Jest kilka wolnych, taka Aylagille nie jest złą osobą i jest bardzo ładna, ma piękny głos. Dlaczego? – Dogoniła go, zastąpiła mu drogę i zasypała go lawiną pytań.

– Nie twój interes – syknął wściekły i odepchnął ją.– Lepiej pilnuj swojego nosa i brzucha, żebyś za szybko nie zaciążyła ty mała dziw... – Nie zdążył dokończyć, gdyż wymierzyła mu siarczysty cios pięścią w policzek, a krew spłynęła z jego ust. Podniósł na nią wściekły wzrok. Popchnęła go z całej siły i uderzyła ponownie, tym razem w pierś. Nawet nie drgnął.

– Miałeś szansę podarować skórę pierwszy. Teraz zostaw mnie i Cetusa w spokoju. To nie jego wina, że jesteś tchórzem – fuknęła, obróciła się na pięcie i ruszyła biegiem w stronę obozu, starając się opanować drżące nogi. Znała Nanaela od małego, zdarzały im się większe, czy mniejsze kłótnie, ale nigdy nie były tak poważne.

– Niech cię Straszliwy Wilk grzmotnie! – Usłyszała jeszcze na odchodne.

Zatrzymała się w miejscu, starając się nie myśleć o tym co właśnie się wydarzyło.

Wzięła kilka głębokich oddechów, spojrzała w niebo, ale ból natychmiastowo ją oprzytomnił.

Potarła piekącą rękę, wyciągnęła z sakiewki liście Elfiego Korzenia i przyłożyła je do opuchlizny. Oparła się o drzewo, poprawiła łuk na plecach i zastanowiła się w jaki sposób wrócić do klanu, nie przykuwając na sobie uwagi.

Po chwili pacnęła otwartą dłonią o czoło. Niemal zapomniała, że musi zmienić Aylagille w patrolowaniu. Musiała mieć tylko nadzieję, że nie przypadnie jej warta z Nanaelem. Lepiej będzie, jeśli przez jakiś czas nie będą wchodzić sobie w drogę.


***


Stanęła po stronie północnej drogi do klanu, czekając na partnera do patrolowania, wcześniej zmieniając swoich poprzedników, Aylagille i Senela. Zapatrzyła się w przestrzeń przed nią, tak by jednocześnie widzieć okolicę, ale nie czuć znużenia monotonnością tej czynności.

Wpadła w trans i drgnęła jak oparzona, gdy ktoś złapał ją za ramię. Miała już zamiar sięgać za sztylet, gdy usłyszała szept przy uchu.

– Nie śpij, patroluj. – Ciepły oddech łaskotał jej ucho. Po jej plecach przebiegł palący dreszcz. Spłoszona spojrzała na towarzysza i odsunęła się o krok w tył.

– Cetus. – Uśmiechnęła się, przestąpiła z nogi na nogę i uniosła głowę wyżej.

– Mamy dziś wspólny patrol – odparł. – Dawno nie patrolowałem. – Zarumieniła się delikatnie. Nie wiedziała jakim cudem, ale nigdy wcześniej nie mieli okazji wymienić tak długiego dialogu. Mimo, że mieszkali w klanie od małego, praktycznie go nie znała. Całe dzieciństwo spędziła w towarzystwie jego starszego brata, Eolli i Ayli. Cetus od dziecka wolał trzymać się w towarzystwie starszych elfów.

– Dlaczego nie wyruszasz na zwiady? – zainteresowała się. Przyłapała się na tym, że mierzyła wzrokiem jego rozbudowane, jak na elfa, ramiona. Zarumieniła się.

– Chcę cię bliżej poznać – wyszeptał i obrzucił ją czułym spojrzeniem. Nigdy wcześniej nie odczuła nic podobnego, ale jego wzrok ją onieśmielał. Wbiła spojrzenie w trawę, przy czym podrapała się po szyi, wyraźnie zakłopotana.

Pogładził szorstkim kciukiem po jej policzku, przejechał w dół i opuszkiem palca dotknął jej ust. Wstrzymała oddech zszokowana. Chwycił delikatnie za jej podbródek i uniósł go w górę.

Spoglądał na nią spod ciemnych, gęstych rzęs. Miodowe oczy wpatrywały się w nią z zaciekawieniem. Momentalnie zapomniała jak się oddycha.

Widziała jak zbliża swoją twarz i wolno, lecz natarczywie muska jej wargi.

Serce waliło niczym oszalałe. Jeszcze nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiła.




***



– Nie wierzę! Widzisz to? Wypisują to na wszystkich stronach, we wszystkich księgach – fuknął mag i zatrzasnął z hukiem książkę. Elfka zaśmiała się pod nosem i spojrzała znad czytanego tekstu na mężczyznę.

– O Dalijczykach też nie piszą najmilszych rzeczy – odparła, znów poświęcając całą swoją uwagę na książce o historii zakonu. – Pewnie większość nie wie, że jednak potrafimy czytać – mruknęła pod nosem.

– O Tevinterze piszą tak absurdalne rzeczy! Jakby całe zło tego świata wydobywało się właśnie stamtąd – warknął i odłożył książkę z impetem na półkę. Westchnęła i oparła głowę o ścianę.

– A tak właśnie nie jest? – zapytała i zaraz pożałowała swoich słów, gdy Dorian obdarzył ją swoim specjalnym, morderczym spojrzeniem. Wzruszyła ramionami i ściągnęła usta..

– Wiesz, Koryfeusz, upadek Arlathanu, te sprawy – Zmarszczyła brwi i starała się jakoś wyplątać z kłopotliwej sytuacji. W końcu zatrzasnęła książkę, podniosła się na nogi i otrzepała materiałowe spodnie.

– Śpieszysz się? – zapytał, przechylając głowę w bok i bawiąc się równocześnie wąsem.

– Jestem umówiona z Vivienne, a wcześniej miałam w planie zajść jeszcze do komendanta, zobaczyć jak się czuje – powiedziała, wcisnęła książkę na półkę, pomiędzy inne okazałe tomiszcza i już miała wychodzić, gdy Dorian opuścił ręce w dół i z niezwykłym entuzjazmem szepnął.

– To pośpieszmy się, odprowadzę cię – stwierdził i podłożył jej swoje ramię.

Nie miała zamiaru protestować. Właśnie dawała powód szlachcie do plotek, Wielebnej Matce do zawału, a Josephine do oburzenia i wykładu na ten temat, gdy tylko znajdzie się ona wystarczająco blisko jej gabinetu.

– Od kiedy to jesteś tak chętny na spotkanie z Cullenem? – spytała podejrzliwie, ale kącik jej ust drgnął do góry w zbójeckim uśmiechu.

–Ostatnie dni ćwiczyłem w szachy, żeby przestał się tak puszyć po każdej wygranej i jestem chętny na rewanż – odparł, jednym palcem kręcąc wąsem. – A ty co sobie myślałaś? – podejrzliwie spojrzał w jej stronę. Twarz elfki zalała się purpurą i schowała swoją głowę za włosami.

– Nic. Chodźmy już – ponagliła go i pociągnęła w stronę wyjścia.

Po drodze zadała mu pytanie o najbardziej skandaliczne przyjęcie, na jakim był w Tevinterze, więc zaczął opowiadać jej o najbardziej poniżającym dla pewnego magistra balu w Minratusie, na jakim był. Cała czerwona na twarzy słuchała jego historii, starając się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi, choć i tak większość żołnierzy podszeptywała coś między sobą, gdy tylko przeszła.

– I wtedy, jeden z jego synów został przyłapany, całkowicie goły, na zabawianiu się z żoną innego magistra. Tyle krwi ile przelało się tamtej nocy i tyle zakleć z nią związanych, nie widziałaś nigdy w życiu. To jednak nie koniec. Po tym wszystkim, zmęczony właściciel kazał posprzątać wszystko pozostałym służącym a sam udał się do komnaty by odpocząć. W tej komnacie jednak już ktoś przebywał. Ktoś kto spodziewał się, że ma jeszcze dużo czasu. – Zrobił długą, dramatyczną pauzę.

– Kto? – zniecierpliwiła się elfka.

– Jego syn w łożu z synem innego magistra. Skandal na cały Minratus! – parsknął, ale jego oczy pojaśniały, jakby skandale w Minratusie były czymś, co uwielbiał.

– I skąd to wszystko wiesz? – Jedną brew uniosła wyżej i spojrzała na niego podejrzliwie, myśląc, że wszystko wymyślił. Varric lubił tak robić.

– To ja byłem synem drugiego magistra – odparł i przekrzywił głowę w bok, spoglądając na nią z niecnym uśmiechem. Przez chwilę ją zamurowało. Spojrzała na niego zszokowana, nie wiedząc co powiedzieć.

Nie spodziewała się takiego obrotu akcji.

– Ty... nie... – zaczęła a jej twarz przybrała kolor purpury. – Och – szepnęła i zmarszczyła brwi. Nagle wszystko zaczęło jej do siebie pasować. Przyjrzał się jej dokładnie, wyszczerzył zęby.

– Ja nie ...? – przeciągnął i spojrzał na nią wyczekującą. Zaprzeczyła głową i chwyciła go mocniej pod ramię. Zacisnęła szczękę i po kilku krokach zdecydowała się odpowiedzieć.

– Flirtowałeś ze mną – powiedziała dobitnie, z nutą pretensji w głosie.

– Nie chciałem sprawiać ci przykrości. Jeśli chcesz, mogę przestać – odparł.

– Ani mi się waż – parsknęła i uśmiechnęła się szeroko, puszczając w jego stronę oczko. Poczochrał jej włosy i uśmiechnął się czule. Dalszą drogę aż do drzwi komendanta przeszli w całkowitej ciszy.

Gdy otworzyła drzwi do gabinetu Cullena zastał ją niecodzienny widok. Komendant siedział na swoim krześle, z łokciami założonymi na oparciach i delikatnym uśmiechem na twarzy wpatrywał się w swoją towarzyszkę rozmowy. Na stołku naprzeciw niego siedziała Hawke, w długiej fałdowanej sukni, śmiejąc się dźwięcznie. Na dźwięk otwieranych drzwi obydwoje obejrzeli się do tyłu.

Cullen spoważniał natychmiastowo, przybierając profesjonalny wyraz twarzy.

– Inkwizytorko – Wstał na baczność. Zafirka na ten widok posmutniała nieznacznie. Musiała naprawdę uchodzić za tyrankę. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, który zbił mężczyznę z tropu. Przerzucił swoje spojrzenie na Doriana.

Hawke posłała jej czuły uśmiech wzruszając ramionami.

– Właśnie Cullen opowiadał mi o życiu w Zakonie Templariuszy. Musicie posłuchać! – parsknęła, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jakby sama nie mogła uwierzyć, że mogła tak luźno rozmawiać w towarzystwie byłego templariusza. Mężczyzna odchrząknął.

– Może innym razem – mruknął i wziął się za segregowanie listów. Niemal w tym samym momencie do pomieszczenia wpadł młody asystent. Na widok elfki i jej towarzysza przystanął onieśmielony. Złożył dłoń w pięść i uderzył nią w pierś, chyląc głowę.

– Wasza Czcigodność – powiedział. Skinęła głową i obejrzała się z powrotem na Cullena. Ten podał listy swojemu asystentowi i polecił rozesłać jak najszybciej.

– Jak się czujesz? – zapytała go, ignorując posłańca.

– Nadrobiłem raporty z wczoraj i dzisiaj, napisałem listy. Właśnie zrobiłem sobie krótką przerwę, gdy przyszła Hawke, Inkwizytorko– odparł.

Hawke parsknęła, Zafirka obejrzała się w jej stronę posyłając jej morderczy wzrok. Dorian oparł się ramieniem o półkę i przysłuchiwał wszystkiemu w ciszy.

– Nie pytam co zrobiłeś, ale jak się czujesz – powiedziała łagodnie, lecz jej gardło zacisnęło jej się w supeł. Odczuła silny smutek na sam fakt, że tak ją potraktował. Wiedziała, że na to zasługiwała, ale mimo wszystko bolało. Wyraz na jego twarzy z obojętności przemienił się w szok. Zaraz rysy złagodniały i spojrzał na nią brązowymi oczyma.

– Jest lepiej.

– Cieszę się – odpowiedziała szczerze. Naprawdę się cieszyła. Kącik jego ust uniósł się w górę, a blizna naciągnęła się. Wyglądał bardzo okazyjnie, gdy spoglądał na nią spod byka. Zakłopotana obróciła się na Doriana.

– Dorian chciał zagrać z tobą w szachy – rzuciła w przestrzeń pomiędzy magiem a komendantem.

– Tym razem szykuj się na przegraną, komendancie. – Tevinterczyk wyprostował się i ruszył w jego stronę zacierając ręce, zadowolony.

– Ostatnio grałem z Solasem, jeśli myślisz, że ciężko ze mną wygrać, spróbuj z nim. – Cullen odparł z szerokim uśmiechem, wyglądającym tak nienaturalnie na jego przemęczonej twarzy.

– Jego też przetestuje później, gdy już z tobą wygram – odciął się Dorian i usiadł naprzeciw mężczyzny.

– Więc ja pójdę odprowadzić Inkwizytorkę. Ale musisz dokończyć mi te historie, Cullenie – powiedziała łagodnym głosem Hawke. Mężczyzna skinął głową, po czym przeniósł spojrzenie na Inkwizytorkę. Nie wiedziała w jaki sposób się pożegnać, więc powiedziała pierwsze co jej przyszło do głowy.

– Jutro rano odbędzie się narada. – Kiedy przytaknął, ruszyła natychmiast w stronę drzwi, gdzie czekała już na nią Miriam.

Kiedy tylko drzwi się za nimi zatrzasnęły Hawke zachichotała.

– Co to było? On jest na ciebie zły? – parsknęła w przerwie między oddechem.

– Miałaś rację. Chyba trochę przesadziłam z Inkwizytorowaniem. – Hawke pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Troszkę – wyszeptała, spoglądając na elfkę z politowaniem i poklepała ją po ramieniu.

– Dzięki – odparła i przygryzła wargi. – Nie pocieszasz.

– To co, idziemy teraz do ciebie, na ten dzień SPA organizowany przez Vivienne? – zapytała po chwili całkowitej ciszy.

– Skąd o tym wiesz? – odparła, spoglądając na nią podejrzliwym wzrokiem.

– Dostałam zaproszenie, tak jak Leliana, ta ambasadorka i chyba ta twoja obrończyni, co ma tak zacięty wyraz twarzy.

– Cassandra? Josephine? Leliana? – Elfka jęknęła i potarła skroń. – Brakuje jeszcze Sery i to będzie najgorszy dzień SPA w historii Thedas. Najbardziej destrukcyjny. – wyjaśniła, kręcąc głową.

– Sera jest niedysponowana, po wczorajszej nocy w karczmie. Dlaczego nie przyszłaś do nas? – zapytała.

– Byłam zajęta – powiedziała, nie chcąc się przyznać, że spędziła cały wieczór na balkonie, wpatrując się bezcelowo w niebo i rozmyślając nad słowami elfiego maga.

Z duszą na ramieniu przekroczyła próg komnaty. Przy jej biurku stały już dwie kobiety, ubrane w same body w kolorze beżu, prowadzące ożywioną dyskusję. Vivienne i Josephine trzymały w ręce kieliszki wina.

– Inkwizytorko – Josephine dygnęła, ale szeroki uśmiech nie spełzał jej z twarzy. – Bohaterko – skinęła głową w stronę Miriam. Zapowiadał się długi dzień.

– Witajcie – zaczęła Zafirka i podeszła do biurka. – Oczywiście, że możecie wejść –żachnęła się.

– Leliana także przyjdzie? – Hawke zagłuszyła jej słowa i usiadła na jej łóżku, krzyżując nogi.

– Leliana obecnie jest zajęta, ale gdy tylko skończy, to przyjdzie. Cassandra jednak nie mogła przyjść.

– Nie chciała o tym słyszeć – wtrąciła magini i wsparła rękę na biodrze, w drugiej zaś trzymała wysoko uniesiony kieliszek. Wyglądała niezwykle nago bez swojego nakrycia głowy w kształcie smoczych rogów.

– Też nie wyobrażam sobie Poszukiwaczki tutaj – parsknęła elfka, pochyliła się nad stołem i sięgnęła po wolny kieliszek. – Chcesz też? – zapytała kobietę. Ta pośpiesznie pokręciła głową, robiąc dziwny gest ręką.

– Moja droga – zaczęła Vivienne i podeszła w jej stronę, chwytając za butelkę i majestatycznym gestem wlała substancję do szklanego naczynia. – Nie pyta się czy chcesz, tylko ile nalać – zakończyła, odwróciła się i ruszyła w stronę Hawke z całkowitą gracją, jak na Orlesiankę przystało.

– Jeden dla zdrowia – włożyła jej kielich w dłoń, całkowicie ignorując jej protesty i obróciła się na Herold z uniesionymi brwiami. – Dlaczego jeszcze się nie przebrałaś? – zapytała. – Już, już – ponagliła ją. Elfka wzruszyła ramionami, chwyciła ciuch rozłożony na biurku i obejrzała się na Hawke.

– Nie przebierasz się? – Hawke odłożyła nietknięty kieliszek i spojrzała na Zafirkę posmutniawszy.

– Dzisiaj tylko patrzę, następnym razem – obiecała. Herold wzruszyła ramionami i obejrzała się na kobiety, unosząc brew wyżej.

Kiedy Zafirka wróciła przebrana już w niezwykle obcisłe body, drapiąc się niemiłosiernie na całej skórze, ujrzała Hawke stojącą nad kobietami, które leżały na łóżku Inkwizytorki. Hawke właśnie kończyła nakładać im maseczki. Wydawała się być niezwykle skupiona. Obejrzała się na elfkę i uśmiechnęła się.

– Połóż się – poleciła wskazując na wolne miejsce.

– Co to jest? – Zafirka z przerażeniem wpatrywała się na bagnistą breję w kolorze gnijących liści, która pokrywała twarze kobiet a na ich oczach znajdowały się plastry ogórków.

– Maseczka, moja droga. Służy do oczyszczenia skaz z twarzy. U was w lesie chyba nie mieli czegoś takiego – odparła Vivienne.

– U mnie w lesie czymś takim smarowano twarz, gdy szło się do walki – odcięła się elfka, układając się wygodnie. Hawke parsknęła. Zafirka ostrożnie ułożyła się wszerz łóżka, tuż obok Josie. Hawke podeszła w jej stronę z ubrudzonym palcem i ostrożnie nakładała zielonkawą maź na jej twarz. Herold wstrzymała oddech, gdy jej palec zbliżył się w okolicę blizny, ale zaraz wypuściła powietrze, bo kobieta płynnie wyminęła skazę. Po dłuższej chwili, w której maź zaczęła stygnąć, poczuła jakby ktoś napinał jej skórę, a mówienie wydawało się niemal niemożliwe.

– Powiedz mi więcej o Dalijczykach. Wiele plotek dotarło moich uszu, odkąd zostałaś Heroldem i większość z nich trzeba było uciszać – powiedziała Josephine.

– Jakich na przykład? – Zainteresowała się elfka, ćwicząc żuchwę.

– Podpalanie wiosek, mordowanie całych wiosek, przemiany w smoka, poświęcanie niemowląt do magii krwi – wymieniła z pamięci. Zafirka nie widziała jej twarzy, więc nie mogła określić czy kobieta z niej żartowała. Nikt się nie zaśmiał. Mówiła serio.

– Z tego co mi wiadomo o Tevinterze mówią to samo. W moim klanie nie żyło się źle i magia krwi była zakazana. Zawsze musiało być najwięcej trzech magów, by nie zwracać na klan uwagi demonów – opowiedziała.

– A co robiliście, gdy było więcej niż trzech? – zaciekawiła się Vivienne.

– Odsyłaliśmy takie dzieci do innego klanu, jeśli im brakowało magów lub wysyłaliśmy do kręgu – odpowiedziała. Hawke ułożyła na jej oczy plasterki ogórka, przez co nie widziała już nic.

– W moim kręgu zdarzyło się, że templariusze znaleźli obdarzonego młodego elfa wygłodzonego, odwodnionego w samym środku lasu – rzekła magini z wyrzutem w głosie.

– Niektóre klany mają brutalniejsze metody, ale w żadnym z nich magia krwi nie jest popierana – odparła poważnym tonem.

– Brakuje ci klanu? – zapytała Hawke.

– Nie. Tu jest teraz mój dom, jedynie może czasem brakuje mi starych przyjaciół – odpowiedziała.

– Mam przyjaciółkę, która jest Dalijką, ale sama zdecydowała się opuścić swój klan i zamieszkać w obcowisku. Ciężko było jej się przyzwyczaić do życia w Kirkwall.

– Jeśli taki pozostałby mi wybór, wolałabym zostać w klanie niż w obcowisku. Są przerażająco smutne – szepnęła elfka. – Fenris też pochodził z obcowiska? Nie widziałam vallaslinu na jego twarzy, ale te tatuaże nie wyglądały na zwyczajne malunki – zaciekawiła się po chwili. Żałowała, że nie mogła spojrzeć na kobietę i wybadać, czy pytanie było właściwe.

– Bo nie były zwyczajne. To lyrium wtopione w ciało – mruknęła ponuro Hawke. Vivienne aż syknęła z przejęcia, Josie mruknęła niemal niesłyszalne „Na Stwórcę".

– Fenedhis – syknęła Herold.

– Nie pochodził z Obcowiska. Należał do pewnego magistera z Tevinteru – odpowiedziała na drugie pytanie.

– Należał? – powtórzyła ambasadorka. – Był niewolnikiem?

– Dlatego nienawidził magii, prawda? – zapytała Zafirka.

– Miał ciężkie życie, a po jego ucieczce magister nie przestał go ścigać, ze względu na jego niezwykłe zdolności, którymi sam go obdarzył – szepnęła.

– Jak się go pozbyliście? – spytała po chwili elfka.

– Zginął, gdy przybył do Kirkwall z łowcami niewolników, by zabrać Fenrisa. Chciał, żebym mu go wydała. Myślał, że jestem jego nową właścicielką. Nie mógł zaakceptować, że on już jest wolny – wyszeptała Hawke. Nastała chwila długiej ciszy.

– Planujesz wziąć z nim kiedyś ślub? – Zaciekawiła się podekscytowana Josephine . Hawke zachichotała.

– Co w tym śmiesznego? – zapytała Vivienne.

– Ślub już był. W całkowitej tajemnicy, tylko my i nasi przyjaciele. – odpowiedziała wesołym tonem.

– W takim razie gratulację. Dziwię się, że Leliana o tym nie słyszała – odparła magini.

– Leliana nie śledzi plotek na temat bohaterów. Kiedy to się wydarzyło? – spytała Josie.

– Pół miesiąca przed wybuchem na konklawe. Żałuję, że Varrica nie mogło być, ale Cassandra bardziej go potrzebowała.

– To jest takie słodkie. Ślub w całkowitej tajemnicy – szepnęła Josie, rozmarzonym tonem. Elfka jej zawtórowała.

– Ściągnijcie już te maski. Piasek się przesypał – Hawke zmieniła pośpiesznie niebezpieczny dla niej temat, spoglądając na klepsydrę.

Gdy usiadły już na łóżku, z umytymi twarzami i kielichami w rękach, Vivienne stojąca obok zwróciła się bezpośrednio do elfki.

– Każdy bohater powinien mieć takie wsparcie w silnym ramieniu, jak Hawke w swoim elfim mężu, prawda Inkwizytorko? – Kobieta zmrużyła oczy i spojrzała bacznie na elfkę. Ta wzruszyła ramionami.

– Sugerujesz coś? – wcięła się Hawke i obróciła na elfkę z zaciekawionym spojrzeniem.

– Uwielbiam takie plotki! – powiedziała Josie z entuzjazmem i założyła nogę na nogę, po czym pochyliła się w stronę Herold, by lepiej słyszeć.

– Nie rozumiem – odpowiedziała Zafirka i zmarszczyła brwi.

– Nie ma nikogo w Podniebnej Twierdzy, komu poświęcasz szczególną uwagę? Niemal magiczną? – zapytała Vivienne, ostatnie słowo szczególnie akcentując.

– Słucham? Nie. – Elfka poczerwieniała i wbiła wzrok w dywan.

– Czyżby Cullen? – szepnęła Hawke, na tyle głośno, by usłyszały.

– Nie! – oburzyła się gwałtownie i wyprostowała plecy. Kolor jej policzków powoli nabierał barwę jej włosów. – Jest dość miły, ale to człowiek – mruknęła, nie wiedząc jak bardzo właśnie się wkopała.

– A ty wolisz naszego tajemniczego elfa – powiedziała dobitnie Josie, a gdy odpowiedziała jej cisza zaśmiała się. – Zgadłam? Nie wierzę! – Klasnęła w dłonie spoglądając na Hawke z niedowierzeniem.

– Dlaczego nie wiem o kim mowa? – zapytała zawiedziona Miriam.

– Nie poznałaś dziwnego, starego, specjalisty od Pustki, całkowicie pozbawionego jakiegokolwiek gustu? – zdziwiła się Vivienne.

– Nie jest dziwny! – syknęła elfka i wydęła policzki. – Jest bardzo inteligentny.

– Nie zaprzeczyłaś, że jest stary – zauważyła magini. – Za stary jak dla młodziutkiej elfki. – Zafirka zacisnęła wargi w cienką linię.

– Zanim ktokolwiek dołączył do Inkwizycji, robiłam z nim wywiad. Solas podał swój wiek jako czterdzieści jeden – powiadomiła. – Wcale nie jest dla niej za stary – oburzyła się.

– Przestańcie – syknęła elfka i starała się zakryć uszy.

– Już wiem o kim mowa! – Hawke zagłuszyła Zafirkę. Obróciła w jej stronę głowę. – Nie wstydź się maluchu, to jest urocze!

– Nie jestem maluchem. I nie jest słodkie. Jesteście wiedźmami – warknęła i opadła na łóżko wtulając się w poduszkę, byle zasłonić purpurową już twarz.

– Ona jest urocza, jak się denerwuje – stwierdziła ambasadorka.

– Powinnaś z nim porozmawiać – podradziła Hawke, dotykając ramienia elfki. – Nie ma co się wstydzić i tracić czas, zwłaszcza w tych niebezpiecznych latach – powiedziała szczerze.

– Rozmawiałam – burknęła, po czym ponownie wtuliła się w poduszkę. Nie lubiła rozmawiać o swoich sprawach z innymi, ale żadna z nich nie odpuszczała.

– Coś chyba poszło nie tak – powiedziała ze smutkiem Josie. Odpowiedziało jej głuche jęknięcie elfki.

– Nie chce o tym rozmawiać. Weźcie, zmieńcie temat plotek – mruknęła Zafirka.

– Nie rozumiem o co ta cała afera – powiedziała Leliana, pojawiając się nie wiadomo skąd i chwytając kieliszek w dłoń. Zamoczyła delikatnie usta w płynie i podniosła głowę – Plotkujecie o prywatnych sprawach Inkwizytorki.

– Słuchajcie jej – wtrąciła elfka i usiadła, krzyżując nogi.

– Powiedziała ta, która wie o Inkwizytorce więcej, niż ona sama o sobie – odcięła się Vivienne. Elfka zbaraniała, spoglądając na Szpiegmistrzynię z niepokojem.

– Wiem o wszystkich bardzo dużo, ale nie dzielę się tym przy każdym spotkaniu – szepnęła, spoglądając na nich spod kaptura błękitnymi, dużymi oczami. – A Solas po prostu nie chce działać na szkodę Inkwizycji, by nie odwracać twojej uwagi od najpilniejszych spraw. Tak naprawdę często cię wypatruje, gdy tylko znikasz z komnaty w której ciągle przebywa. Dużo widać z góry – podpowiedziała, wyszczerzając swoje kocie kły. Zafirka wyprostowała się gwałtownie.

– Wypatruje? – powtórzyła tępo i przełknęła ślinę.

– A ty raczej powinnaś zwierzyć się wszystkim o swojej bliskiej znajomości z Szarym Strażnikiem, niż wyciągać prywatne sprawy Herold – zwróciła się do Josephine. Ambasadorka gwałtownie poczerwieniała i zaczęła się jąkać, próbując zaprzeczyć.

– Blackwall? Naprawdę? – zdziwiła się Zafirka, a następnie słuchała śmiechu Hawke i ostrej wymiany zdań starych przyjaciółek. Ambasadorki i Słowik.

– Jest bardzo kulturalny, wyrachowany i sympatyczny – wybroniła się Josephine.

– Sypiacie ze sobą? – szepnęła Hawke a jej oczy pojaśniały.

– Na Stwórcę! Nie! Jesteście okropne! – Oburzyła się Josie a jej akcent stał się jeszcze bardziej wyraźny.

– Są straszne – parsknęła Zafirka i oparła się o ramę łóżka, uśmiechając się do siebie.

Nigdy w życiu nie odbyła z tyloma osobami tak szczerej i pokrzepiającej rozmowy. Niedawno stopiony entuzjazm, który zgasł po zniechęcającej rozmowie z magiem, urósł z podwójną siłą. Postanowiła udać się do niego, gdy tylko skończą swój dzień SPA.

I już się nie cofnie, nie tym razem.



***




Drżące dłonie otworzyły drewniane drzwi.

Wdech, wydech. Mrugnięcie. Kilka uderzeń serca.

Błękitne oczy podnoszą na nią wzrok. Nieświadomie jaśnieją.

Rytm serca gwałtownie przyśpiesza.

Ogień rozpala się w jej wnętrzu, powodując prawdziwy pożar.

Wdech, wydech. Wdech, wydech. Krok za krokiem. Szybkie bicie serca.

Drżący piskliwy ton wydobywa się z jej gardła.

– Chciałabym z tobą porozmawiać, na osobności. – Słyszy swój głos jakby z oddali.

– Teraz? Oczywiście, Inkwizytorko – powiedział zaskoczony. Mrugnął kilkukrotnie i obdarzył ją delikatnym, rozpalającym jeszcze większy pożar, uśmiechem. – Nie przestajesz mnie zadziwiać – dodał po chwili i wskazał ręką w stronę drzwi, przepuszczając ją do przodu.

Krok za krokiem. Szybki wdech, jeszcze szybszy wydech.

Serce jeszcze bardziej przyśpiesza. Niemal nie pamięta trasy jaką przebyli.

Krok. Kolejny i jeszcze jeden.

Wdech, wydech.

Przyjemny zapach dociera do jej nozdrzy.

Jego uśmiech.

Błękit oczu.

Ciemność. 








Dedykowane dla Lomci <3 Bo tylko tak mogę się odwdzięczyć <3


We wtorek lub środę kolejny rozdział ^.^ 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top