19. Kiedy jesteś na krawędzi i spadasz
Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam, było się w kimś zakochać, bo gdzieś w głębi siebie pamiętałam, że miłość boli. [ Joss Stirling]
Z dedykacją dla mojej Solavellanowej Siostrzyczki. To już rok naszej znajomości Kochanie. Miałam opublikować 25 dnia Słoneczko, ale się nie udało.
XX.X.9:41, Góry Mroźnego Grzbietu,
Podniebna Twierdza,
Zachodnie Blanki
Droga matko.
Ostatni miesiąc pisałem do Ciebie sporadycznie. Robota wciąż wrze. Dopiero wróciliśmy z Zachodniego Podejścia. Nigdy na oczy nie widziałaś tyle ton piasku w jednym miejscu. Temperatura powietrza była tak wysoka, że ciężko było stać i nie być spoconym. Inkwizytorka nakazała nam bezustanną jazdę przez kilkanaście godzin z rzędu. Z początku nikt, a w szczególności komendant, nie był zachwycony jej decyzją, aczkolwiek dzięki jej rozkazowi udało nam się uniknąć burzy piaskowej. Oprócz odwodnienia i kilku omdleń udało nam się dotrzeć do Twierdzy w całości.
W drodze towarzyszyła nam także córka twojej znajomej, Hawke od Amellów. Bohaterka Kirkwall.
Mam nadzieję, że dużo wypoczywasz. Ucałuj ode mnie Evhelyn.
Jamie.
XY.X.9:41, Podniebna Twierdza
Kochana Babuniu!
Dzisiaj wróciłam ze zwiadów. Szczegółów nie mogę ci napisać w liście. Miało to związek z Inkwizycją. Grupa do której należałam miała potyczkę z czerwonymi templariuszami. „Rudy Chris" stracił pół ręki. Lało się wiele krwi, prawie zemdlałam. „Mała Martha" przypaliła kikut i opatrzyła resztę ran. Mi nic się nie stało, ale tęsknię za twoimi bułeczkami. Postaram się w któryś dzień, kiedy będę w pobliżu, wpaść do ciebie.
P.S. Słowik była bardzo zadowolona z naszych wieści. Dostałam podwójną wypłatę. Przesyłam ci tu część,
P.S.2. Przed chwilą słyszałam sygnał rogu, zwiastującego powrót Inkwizytorki. Zawsze mam wtedy dreszcze.
Twoja Chloe
XZ.X.9:41,
Góry Mroźnego Grzbietu,
Podniebna Twierdza,
dolny dziedziniec.
Droga Matko!
Piszę do ciebie, lecz ledwo mogę stać na nogach z podekscytowania! Zostałem mianowany osobistym asystentem komendanta Sił Zbrojnych Inkwizycji! Dzisiaj chyba nie zasnę. Niepokoi mnie zaś list, który od ciebie otrzymałem, dotyczący antiviańskich przybyszów w twojej rezydencji w Kirkwall. Tacy ludzie jak oni często odwiedzają czyjeś posesje i wykradają majątek. Sprawdź czy czegoś Ci nie ubyło. Mogłaś przecież odesłać ich do jakiejś gospody.
Dzisiaj komendant wysłał mnie, by przekazać wiadomość dla Siostry Słowik. Niezwykle arogancka, ale również przerażająca z niej kobieta. Gdy do niej przybyłem, zastałem także Jej czcigodność Herold Andrasty. Inkwizytorka karciła Szpiegmistrzynie. Nigdy nie widziałem ich tak rozeźlonych.
Do tego ci wszyscy magowie plątający się pod nogami. Potwornie mnie przerażają, tylko czekać aż połowa z nich zmieni się w abominacje. Po tym co widziałem w Kirkwall... co komendant widział, powinien przekonać Inkwizytorkę, żeby ich odesłała.
Jutro wyruszamy na Święte Równiny. Czekam na twój list. Odpisze, gdy tylko wrócę.
Jaime.
YX.X..9:41, Podniebna Twierdza.
Moja najdroższa babuniu!
Liczę, że zdrówko dopisuje a wnuki nie dokazują. W Fereldenie zapewne o tej porze kwitną kwiaty. Chciałabym być tam z Wami. Znów pleść wianuszki i puszczać je w naszej rzece koło chatki.
Dzisiaj dostałam specjalną misję. Cały dzień śledziłam Inkwizytorkę i sprawdzałam, gdzie w danej chwili przebywa. Pierwszy raz widziałam Herold z tak bliska! Niesamowite! Wydawało mi się, że jest dużo wyższa. W rzeczywistości jest bardzo niska. O głowę ode mnie niższa. Włosy ma jak nasza Rilla, ale bardziej krwiste. W sensie, jak kolor krwi. Ma taki figlarny i zarazem radosny błysk w oku. Ale jej szczęka jest bardzo mocno zaciśnięta, a zawsze mówiłaś, że tak robią wojownicy. Dobrze, że jestem po jej stronie, bo inaczej byłoby nieciekawie. Do tego wszystkiego ma śmieszne, zielone wzorki jak drzewo na czole i takie szpiczaste uszy, jak królik!
Wracając do tematu misji, Herold z rana udała się do biblioteki i tam wybierała książki w towarzystwie tego tevinterskiego magistra, który nie grzeszy urodą. Poźniej udała się do sali narad, a po porze obiadowej siedziała w towarzystwie krasnoluda, olbrzymiego qunari i tej drugiej, szalonej elfki. Pod wieczór szykowała się do wyjazdu na Święte Równiny w towarzystwie dość muskularnej wojowniczki i takiego komendanta, który jest fereldeńczykiem także. Gdy wróciłam na swoje stanowisko Słowik od razu wiedziała co się działo. Mówiła, że wie dla kogo to robię! To było straszne, ta jej mina. Powiedziała, że ma się to więcej nie powtórzyć. Ambasadorka mnie udusi, jeśli się dowie, że się zdradziłam. Teraz odpisuję z lochu, w którym się ukryłam. Jest tu tak zimno. Chodzą plotki, że gdy ktoś się położy i przyłoży ucho do posadzki, to słychać bardzo dziwne dzwięki, jakby bardzo ciche pojękiwanie. Właśnie tak teraz słucham i to słyszę. To miejsce jest chyba nawiedzone! Przecież pod spodem nic nie ma. Uciekam na górę. Całuje ciebie i moich bratanków.
Twoja wnusia, Chloe.
ZV. X.9:41,
Góry Mroźnego Grzbietu,
Podniebna Twierdza,
Zbrojownia Inkwizycji
Evhelyn, siostrzyczko!
Wieści o Twym ślubie rozgrzały moje serce! Cieszę się Twoim szczęściem. Pragnąłem sprowadzić Cię do siebie, ale gdy postanowiłaś obrać swoją drogę, nie powinienem stawiać oporu. Żal ściska mnie w środku, bo nie mogłem się do Was wybrać! Dziękuję za Twój list. Pytałaś co u mnie. Nigdy nie przypuszczałem, że życie w armii tak mi się spodoba. Komendant Rutherford jest bardzo cudownym, silnym i niezwykle przystojnym przełożonym. Ostatnimi czasy coraz rzadziej z nami trenuje i coraz więcej przesiaduje w swoim gabinecie. Przekazuje zawsze jego korespondencje, biegam najszybciej jak mogę, by miał trochę ulgi. Nie kłóci się również tak często z Jej Czcigodnością, jak wcześniej. Ostatnio grywali razem w szachy, a także odbyli wspólny trening. Oglądali go niemal wszyscy mieszkańcy twierdzy. Nie dopuścili nikogo do wygranej, przerwali w połowie, zapewne dlatego, że Jej Czcigodność sobie nie radziła.
Dzisiaj Pan Komendant wysłał mnie do Strażnika Blackwalla. Była tam także Herold. Jej Czcigodność Inkwizytorka budowała bliżej nieokreślone "coś" w jego towarzystwie.
Niedawno wróciliśmy ze Świętych Równin. To miejsce jest potworne, wszędzie spalona ziemia, pełno demonów i ożywieńców. Założyliśmy trzy obozy, później Inkwizytorka musiała wracać do Twierdzy. Wydawała się być zestresowana. Podniebna Twierdza żyje tylko zbliżającym się balem u cesarzowej.
Liczę, że nie zanudziłem Cię wydarzeniami w Twierdzy. Oby szczęście Wam dopisywało na nowej drodze życia.
Jaime
ZX.X.9:41, Podniebna Twierdza.
Moja najukochańsza babuniu.
Dzisiaj została wprowadzona nowa reguła dotycząca wysyłania listów z Inkwizycji, w trosce o bezpieczeństwo organizacji, czy coś takiego. Listy nie mogą zawierać żadnych informacji, w obawie, że mogą dostać się w niepowołane ręce. Dzisiaj Inkwizytorka tak postanowiła.
Wczoraj wróciliśmy ze zwiadów. "Rudy Chris" zmarł na wskutek infekcji. Liczę, że dobrze wam się powodzi.
Twoja Chloe.
List nie dostał pozwolenia na wysłanie.
Sprawdzał Główny Asystent Szpiegmistrzyni.
ZX.X.9:41,
Góry Mroźnego Grzbietu,
Podniebna Twierdza,
Dolny dziedziniec,
Droga Matko,
Żyję, mam się dobrze, kiedy przyjadę wszystko opowiem.
Martwi mnie to co robisz, a także szczegółowość opisu twojego romansu z tym antiviańskim kochankiem. Nie musiałem tego wiedzieć.
Ciekawi mnie jego fereldeńska towarzyszka o której pisałaś i ich skrytość. Pilnuj się, to jest bardzo podejrzane. Odpisz jak najszybciej możesz.
Jaime.
ZY.X.9:41, Podniebna Twierdza.
Moja Babuniu,
Z rozkazu Herold listy muszą być ubogie w informację, przekazuję że trzymam się dobrze, ale zmarł "Rudy Chris". Ciągle pracuję. Mam nadzieję, że u was dalej się powodzi. Tęsknie.
Twoja Chloe
List nie dostał zezwolenia na wysłanie.
Sprawdzony przez Zastępcę Szpiegmistrzyni.
ZY.X.9:41, Podniebna Twierdza.
Babciu!
Pracuje i mam się dobrze, ale ranny towarzysz o którym pisałyśmy - zmarł. Liczę, że wszystko u was dobrze.
Chloe
Jaime Atlle ZZ.X.9:41,
Asystent Komendanta Podniebna Twierdza.
Do Sir Rylena, zastępcy komendanta.
Z powodu nagłego wypadku, jakim jest śmierć mojej matki, proszę o dwa tygodnie wolnego, bym mógł udać się na jej pogrzeb.
Z Szacunkiem, Jaime Atlle
***
***
- Masz chwilę?- usłyszała głos dochodzący zza jej pleców. Podniosła się znad stolika, przy którym siedziała i od wielu godzin odpisywała na listy. Odgarnęła włosy do tyłu i potarła zmęczone powieki.
- Pewnie, wejdź - odpowiedziała i przytakująco kiwała głową. Hawke ostrożnie przeszła przez środek komnaty i usiadła na krawędzi stołu, wpatrując się w elfkę błękitnymi oczami.
- Co się dzieje? – zapytała Zafirka i obróciła się na pięcie.
– To ciebie chciałam zapytać. Słyszy się wiele rzeczy, udając, że się nie isnieje – odparła i bacznie mierzyła wzrokiem towarzyszkę.
– Zbliża się bal...– zaczęła, powoli obracając się w jej stronę – Po raz pierwszy mam wystąpić w swojej roli na tak ważnym wydarzeniu, a do tego musimy zapobiec morderstwu cesarzowej. Tyle rzeczy może nie pójść zgodnie z planem, a do tego nie wiem jak mam przewodzić Inkwizycją. Staram się mieć wszystko pod kontrolą, tylko że ciągle coś nie wychodzi – mówiła pośpiesznie, równocześnie segregując listy w dłoniach. – Dlaczego Varric nie zdradził Cassandrze twojej pozycji? To ty miałaś zostać Inkwizytorką. – zakończyła i wzięła głębszy wdech. Hawke dopiero teraz ujrzała, że młoda elfka ma podkrążone oczy.
– Sypiasz w ogóle? – zapytała, ale Zafirka uparcie wpatrywała się w jej twarz. Westchnęła, przyłożyła dłoń do brzucha, lecz nagle opamiętała się. Chwyciła dłonią za krawędź stołu. – Nie miałam nią zostać, wierz lub nie ale to ty jesteś na właściwym miejscu. Otrzymałaś niezwykły dar – wskazała na jej naznaczoną rękę – lub przekleństwo, nazywaj to jak chcesz, ale to twoja rola. Dostałaś moc, dzięki której możesz pokonać Koryfeusza. Jesteś ich nadzieją na ratunek. Nic więcej się nie liczy – powiedziała i poklepała elfkę po ramieniu. Ta spojrzała na nią zdziwiona, ale nic nie powiedziała.
– Radzisz sobie, wbrew temu co uważasz. Gdybym to ja stanęła na czele takiej armii, to zapewne pierwsze miesiące spędziłabym pod kołdrą, martwiąc się że mam na głowie życie tylu ludzi i martwiła o każdego z osobna...– zamilkła, gdy tylko zauważyła, że Zafirka gwałtownie pobladła.
– Uważasz, że wysyłam ich na śmierć, nawet o tym nie myśląc? – odparła wpatrując się w nią bez wyrazu. Hawke zaprzeczyła głową.
– Nie to miałam na myśli. Po prostu nie zatrzymujesz się, cały czas coś działasz, nawet jeśli nie zawsze wychodzi... – zastanowiła się na moment, wstała i spojrzała na potężny posąg sowy wiszący nad drzwiami balkonowymi. Po jej plecach przebiegł dreszcz – To, że pilnujesz swoich doradców, nie oznacza, że jesteś tyranką. Nie potrafię ci poradzić w tej kwestii. Miałam u swojego boku przyjaciół, którym ufałam i wiedziałam, że nie zrobią nic co nam zaszkodzi. Ty nie jesteś tego pewna, prawda? – zapytała.
Zafirka westchnęła i opuściła głowę w dół. Wiedziała, że pytanie było bardzo podchwytliwe. Czy ufała im? Jak najbardziej, ale potrzebowała wiedzieć, co się dzieje. Możliwe, że postępowała za ostro.
Nie mogli chcieć zaszkodzić Inkwizycji.
Byli jej sercem.
– Jestem – odparła. – Hawke, dziękuję. Nigdy nie myślałam, że jedna z najważniejszych Marchijek będzie dawała mi porady.
– Inkwizytorka także jest bardzo sławną Marchijką – wcięła z zawadiackim uśmiechem. Elfka wciągnęła głęboko powietrze. – Niemal wszystkie problemy da się rozwiązać, jeśli ma się z kim o nich porozmawiać – dodała Miriam. – I bandę przyjaciół, którzy skopią tyłki wszystkim problemom, których nie da się rozwiązać rozmową.
Elfka zachichotała pod nosem i odłożyła stertę listów.
– Pójdziesz z nami na obiad? – zaproponowała.
– Dziwnie będzie się siedzieć w kapturze przy stole – parsknęła Hawke, kręcąc głową.
– Ściągniesz przed wejściem i tak większość żołnierzy wie o twoim pobycie tutaj – wyjaśniła elfka i ruszyła w stronę schodów, prowadzących do wyjścia. – Szlachta nie ma wstępu do tej części twierdzy, nikt inny cię nie zobaczy – dodała.
– Josephine mnie zamorduje... dlatego pójdę z tobą – stwierdziła po kilku sekundach z szerokim uśmiechem.
– Mogę cię o coś zapytać, zanim wyjdziemy? – Obróciła się na Hawke, pośpiesznie doskoczyła do szafki przy łóżku i naciągnęła na dłonie dwie skórzane rękawiczki – Nie lubię gdy ciągle się patrzą – odpowiedziała na zdziwiony wzrok Miriam.
– Miałam coś wspomnieć o pytaniu, które właśnie zadałaś.... Ale pytaj – zaśmiała się. Inkwizytorka wzięła głęboki wdech, poprawiła włosy i ruszyła w stronę drzwi.
– Jak poznałaś Fenrisa? – Pytaniu odpowiedział dźwięczny śmiech kobiety. Spojrzała w dal i przez moment się nie odzywała, jakby błądząc we wspomnieniach. Kąciki jej ust podniosły się w górę. Po chwili ruszyła za elfką po schodach.
– To było bardzo krwawe spotkanie. Wyrwał serce z piersi jednemu z napastników, którzy byli łowcami niewolników. Polowali na niego. – odparła, kręcąc głową.
– Czy na początku waszej znajomości wiedziałaś, że będziecie razem ? – zapytała cicho.
– W życiu! Nienawidziłam go, z wzajemnością zresztą – powiedziała, ale w jej głosie było słuchać dziwną nutę.
– Naprawdę? – zdziwiła się elfka i spojrzała na nią z niedowierzaniem. Pokręciła głową.
– Tak! Spytaj Varrica, jeśli mi nie wierzysz. Jestem magiem, a on nie cierpiał wszystkiego co dotyczyło magii. Na początku ciężko było znaleźć nić porozumienia. Bałam się go i to przeraźliwie, ale nie chciałam tego pokazywać, dlatego traktowałam go gorzej od innych. – Ostatnie słowa wypowiedziała niemal szeptem.
– Jak to się zmieniło? – Zafirka z podekscytowaniem słuchała każdego słowa wypływającego z ust kobiety.
– Powoli. Od misji do misji przekonywaliśmy się, że drugie nie było takie złe jak myślało pierwsze. Aż w końcu, zupełnie spontanicznie, wyszło jak wyszło. – Uśmiech Hawke i cień jakiejś emocji sprawił, że elfka poczuła się bardzo nieswojo i nie na miejscu było zadawanie dalszych pytań. Poczuła jak nagle się czerwieni.
– Czy...? – zaczęła Hawke ale przyjrzała się elfce i zamilkła. Na pytający wzrok elfki odpowiedziała kręcąc głową. Dotarły na miejsce.
Zafirkę niemal od razu uderzył napięty nastrój, panujący w to południe. Leliana siedziała sztywno, wpatrując się w talerz zupy, ale wzrok miała jakby nieobecny.
Josephine zamiast jeść, skrobała z zaciętym wyrazem twarzy piórem po pergaminie.
Cassandra na każdy żart Sery, Varrica i Blackwalla, do których po chwili dołączyła Miriam, reagowała zniesmaczonym westchnięciem.
Solas jadł w ciszy, Qunari pochłaniał hurtowe ilości sera przywiezionego z Fereldenu, z Denerim.
Vivienne krytycznie przyglądała się asymetrycznej fryzurze Hawke, nie omieszkając skomentować, co o tym myśli.
Dorian obserwował wszystko z szelmowskim uśmiechem.
Nie było Cullena. Znowu.
– Gdzie jest komendant? – pochyliła się w stronę Leliany. Kobieta okazała swoje błękitne, przeszywające spojrzenie.
– Źle się poczuł, nie mógł przyjść – odparła i poprawiła się na krześle.
– Ojej – Zafirka pochyliła głowę i z niezdrowym zainteresowaniem przyglądała się swoim paznokciom. Zastanawiała się co takiego się przydarzyło, że komendant nie był w stanie przyjść. Podniosła głowę w górę, akurat by zobaczyć jak Szpiegmistrzyni uważnie ją obserwuje. Zmrużyła oczy.
Obróciła głowę na zgromadzonych przy stole. Mierzyła ich twarze wzrokiem. Hawke odchyliła się do tyłu i posłała jej delikatny, dodający otuchy, uśmiech. Herold odwzajemniła go i przechyliła głowę w bok, podłapując spojrzenie Solasa. Nie rozmawiała z nim sam na sam, odkąd popełniła tamtą głupotę.
Tym razem nie opuściła głowy w dół, nie uciekła spojrzeniem w bok. Spojrzała głęboko, bez zawstydzenia w jego oczy i oparła się o siedzenie, wciąż podtrzymując spojrzenie. Zaskoczony przechylił głowę na bok, miała nawet wrażenie, że jego oczy pojaśniały, ale musiał to być refleks światła.
Dreszcze przeszły po całym jej ciele. Oddech stał się płytszy a serce przyśpieszyło.
Hahren nie odrywał wzroku. Budził w niej uśpione od dłuższego czasu odczucia.
Uczucia, które umarły wraz z Cetusem.
Od kiedy to odczuwała? Odkąd spędzali ze sobą więcej czasu? Wiedziała, że wcześniej. Odkąd zaprowadził ich do Twierdzy? Jeszcze wcześniej. Nie pamiętała, kiedy dokładnie to się zmieniło, zapewne odkąd znamię sprawiało jej niemiłosierny ból a on jedyny potrafił sprawić, by przestawało.
Od początku zapewniał jej pewnego rodzaju opiekę.
Wiedziała, że robił to ze względu na moc kotwicy. Sam tak powiedział. Ale swego rodzaju sympatia, jaką odczuwała w stosunku do niego, nie miała nic wspólnego z łagodzeniem bólu znamienia.
Leliana odchrząknęła znacząco. Zafirka spłoszona oderwała wzrok od maga i spojrzała zdziwiona na Słowik. Ta uśmiechała się delikatnie, jak sroka, w której szpony wpadła cenna zdobycz. Albo informacja. Elfka przełknęła ślinę.
– Pytałam, czy przekazać wieści o kolejnej naradzie Komendantowi – odparła.
– Nie trzeba. Sama do niego pójdę – odpowiedziała cicho.
– Rozumiem – Leliana skinęła głową. – Jak idą przygotowania do balu? – zapytała.
– Josephine uczy mnie wielu rzeczy, ale mamy pilniejsze rzeczy na głowie w Halamshiral niż dobra prezencja.
– Wielka Gra jest rzeczą bardzo istotną na takim balu. Jeśli cię nie zaaprobują, poparcie dla Inkwizycji przepadnie – odpowiedziała i zmarszczyła brwi.
– Jeśli zginie cesarzowa, to Koryfeusz dostanie to, czego pragnie. Gra wtedy nam nie pomoże – odparła i sięgnęła po łyżkę, choć jej ręka drgała nerwowo. Leliana chciała coś jeszcze dodać, ale napotkała na ostry wzrok Hawke, która taksowała ją spojrzeniem. Miriam pokręciła głową.
Dalszą część posiłku wszyscy przemilczeli.
***
– Cullen? – zastukała w drzwi nieśmiało. – Komendancie? – dodała, gdy odpowiedziała jej cisza.
– Wejdź proszę – odpowiedział jej zachrypnięty głos, zupełnie nie podobny do tego, który znała. Pchnęła drzwi, jednocześnie sięgając za kozik przy pasie.
Weszła do ciemnego pomieszczenia. Rozejrzała się pośpiesznie, błądząc wzrokiem po wysokich, drewnianych regałach, zastawionych książkami. Jak mógł pracować i widzieć cokolwiek? na zewnątrz słońce było w zenicie, lecz tu okna były zasłonięte ciemnymi kocami. Mężczyzna stał podpierając się dłonią o blat. Drugą przykładał do skroni i rozmasowywał ją okrężnymi ruchami.
Jego twarz wykrzywiona była w bólu. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach, ale postawiła krok do przodu. Zmarszczyła brwi i przyjrzała się mu uważnie.
– Co się stało? – zapytała niemal szeptem. Uważnie zmierzyła go, ale nie wyglądał na rannego. Omiotła wzrokiem porozrzucane, a niektóre rozbite butelki z niebieskim płynem. To musiało być lyrium.
Drgnął, zacisnął mocniej powieki, rozchylił usta ale żaden dźwięk z nich nie wyszedł. Szybkim krokiem podeszła do biurka, chwyciła za jeden z ocalałych flakoników i zaczęła siłować się z korkiem.
– Lyrium? Otworzyć ci? – zapytała. Pokręcił głową i jęknął przyciskając palec mocniej do skroni.
Odgarnęła kosmyki wypuszczone z koka i rozejrzała się szukając jakiejś pomocy. Chwyciła za wolne krzesło i przysunęła je w stronę mężczyzny. Chwyciła jedną ręką za jego ramię a drugą za opierającą blat dłoń i pociągnęła.
Spojrzał na nią zdezorientowany.
– Usiądź – nakazała. Przez chwilę mierzyli się siłą spojrzeń aż w końcu westchnął i opadł na krzesło. Kucnęła przed nim, odkorkowała buteleczkę chwytając ją za zęby i wyciągnęła w jego stronę.
Zmrużył oczy.
– Nie – mruknął i pokręcił głową.
Za plecami usłyszała skrzypnięcie podłogi. Podniosła się, wyprostowała plecy i obróciła za siebie. Cassandra prężnym krokiem, weszła do środka.
– Co tu się dzieje? – zapytała. Spojrzała w ich stronę a jej wzrok wędrował od Cullena do Zafirki. Uniosła brwi w górę, aż jej wzrok zatrzymał się na trzymanej w dłoni komendanta buteleczce.
– Wiedziałam, że tak to się skończy – powiedziała do niego ostrym tonem i podeszła do blatu nalewając wodę z dzbanku do szklanki.
Podała ją mężczyźnie i spojrzała na Inkwizytorkę, wzdychając ciężko.
Elfka założyła ramiona na piersi i spojrzała na Cullena, obrzucając go pytającym spojrzeniem.
– To było nieuniknione. Musi się dowiedzieć – burknęła Poszukiwaczka i odeszła na bok.
– O czym muszę się dowiedzieć? – zapytała opanowanym tonem, choć narastająca w niej irytacja nakazała krzyczeć, stłumiła ją w sobie. Mężczyzna wypił całą zawartość szklanki. Opuścił ręce wzdłuż ciała i podniósł na nią ponure spojrzenie.
– Nie biorę już od dłuższego czasu lyrium – odparł. Obejrzała się na kobietę, zbita z tropu. Cassandra pokręciła głową.
– Dlaczego? – Wyszło z jej ust, zanim w ogóle o tym pomyślała.
– Lyrium daje templariuszom zdolności, ale również nas kontroluje – mruknął. Przechyliła głowę w bok i oparła się o krawędz stołu. – Ci odcięci cierpią, niektórzy wariują, inni umierają. – Wzięła głębszy wdech. Przymknęła powieki i odchyliła głowę do tyłu.
– Od kiedy? – zapytała, ale bała się usłyszeć odpowiedź.
– Kiedy dołączyłem do Inkwizycji. To już kilka miesięcy – wyszeptał. Odgarnęła włosy, otworzyła oczy. Irytacja ustąpiła miejsce głębokiej trosce. Dlaczego tego nie dostrzegła wcześniej?
– Cullenie... – zaczęła cicho – To może cię zabić... – szepnęła zmartwiona. Jej wzrok przebiegł po jego zmęczonej twarzy, podkrążonych oczach.
Dlaczego podczas żadnych z tych kłótni tego nie dostrzegła? Potrafiła nakrzyczeć na niego o mało istotny szczegół, który z nią nie uzgodnił, podczas gdy on męczył się z głodem lyrium. Nie wiedziała, lecz to jej nie usprawiedliwiało. Czuła się paskudnie.
– Po tym co wydarzyło się w Kirkwall, nie potrafiłem – wyszeptał i podniósł głowę wyżej. – Więcej nie będę kontrolowany przez zakon ani takie życie. Zniosę wszystkie cierpienia – mówił, po czym wyprostował się i wstał z krzesła, posyłając jej długie pytające spojrzenie.
– Prosiłem Cassandrę, żeby mnie obserwowała. Jeśli nie dam rady, zostanę zwolniony z obowiązku. Nigdy nie chciałem, by to przeszkadzało. Powinienem je brać – zakończył, a przez jego twarz przechodził grymas bólu.
– Tu nie musi chodzić o Inkwizycje. Czy ty tego chcesz? – zapytała i przechyliła głowę w bok, posyłając mu delikatny uśmiech. Odetchnął chrapliwie i spojrzał na nią spod byka. Nie przestała się uśmiechać
– Nie – odparł a z jego twarzy spełzł gniew. – Spodziewałem się, wręcz oczekiwałem, że będziesz kwestionować moje decyzje – stwierdził. Uśmiech na jej twarzy gwałtownie zbladł. Znowu poczuła się niczym tyran.
– Nie bierz lyrium. Wytrzymasz wszystko – powiedziała, przytakując głową. – A teraz odpocznij i to jest rozkaz z góry – powiedziała z zawadiackim uśmiechem. Nie spodziewała się tego, ale na jego zmęczonej twarzy wykwitł blady uśmiech, a blizna nad kącikiem ust naciągnęła się. Puściła oczko, po czym obróciła się do Cassandy.
– Możemy porozmawiać? – zapytała i skinęła głową w stronę drzwi.
– Oczywiście – odparła kobieta i ruszyła przodem.
Oparła się o mur, spojrzała na powoli zniżające się słońce. Obejrzała się na napiętą twarz Cassandry. Kobieta skrzyżowała ręce na napierśniku.
– Dlaczego wcześniej mi nie powiedział? – spytała elfka.
– Umówiliśmy się na długo zanim dołączyłaś. Jako Poszukiwaczka mogłam ocenić zagrożenie. A on nie chciałby ryzykować, że cię zawiedzie. – odparła.
– Czy dobrze postąpiłam, pozwalając mu na dalsze cierpienie? – Zafirka oparła łokcie o mur i wpatrzyła w szczyty wysokich gór.
– Cullen ma szansę się uwolnić, by udowodnić sobie i każdemu kto chce pójść w jego ślady, że to możliwe. Jemu może się udać. Wiedziałam to, gdy spotkaliśmy się w Kirkwall – powiedziała a na jej twarzy widać było zaciętość.
– Oby mu się udało – przytaknęła. – Pilnuj go dalej, Cassandro. Nie może się wycofać.
– Będę. Inkwizytorko, jeszcze jedna sprawa. Co jest między tobą a Solasem? – Zafirka zdębiała. Obejrzała się pośpiesznie na Poszukiwaczkę, wpatrując w nią z przerażeniem.
– Między mną a Solasem? Co ma być między mną a Solasem. Nic nie ma – wykrztusiła pośpiesznie, lekko się czerwieniąc. Cassandra zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, uważnie mierząc wzrokiem niską elfkę.
– Zdaje się, że go unikasz. Wiem, że nie przepada za Dalijczykami, więc jeśli cię uraził w jakiś sposób... – Elfka parsknęła śmiechem i pokręciła głową, wypuszczając powietrze z płuc z wyraźną ulgą.
– Nie uraził mnie w żaden sposób. Nie unikam go, właśnie szłam z nim porozmawiać – skłamała bez mrugnięcia okiem. Cassandra przez chwilę się nie odzywała, aż w końcu skinęła głową.
– Do zobaczenia na naradzie w takim razie.
– Jeśli mogłabyś przekazać Cullenowi, żeby dziś nie przychodził na naradę. Poproszę sir Rylena, by dziś go zastąpił – poleciła.
– Niektórzy mogą źle to odebrać – odpowiedziała Poszukiwaczka.
– Nikt nie musi wiedzieć. – parsknęła i wyprostowała się. – To jeden taki wypadek.
– Oby – mruknęła Poszukiwaczka i skinęła głową na pożegnanie.
Zafirka zaś obróciła się w drugą stronę i chcąc czy nie chcąc ruszyła drogą, prowadzącą wprost do komnaty, w której mag zajmował się malowaniem. Przełknęła ślinę, ale wielka gula która związała jej gardło nie ustąpiła. Przekroczyła próg i zatrzymała się na wejściu. Serce waliło jej jak młotem, a żołądek zdawał się nie odczuwać grawitacji, gdyż wirował po jej brzuchu, a tak przynajmniej to czuła.
Mag pochylał się nad stołem i bacznym wzrokiem przeglądał notatki. Niemal natychmiast, gdy weszła uniósł głowę w górę i spojrzał na nią. Czuła jak elektryzujący dreszcz przebiega jej po plecach.
Przyszła tu, nie dlatego, że powiedziała tak Cassandrze. Chciała sprawdzić, czy dobrze odczuwa, to co jej się wydawało, że odczuwała.
I bała się tego.
Uśmiechnęła się niepewnie i ruszyła do przodu. Kroki zdawały się trwać wieczność, ale gdy podeszła, zapragnęła znaleźć się z dala za murami Twierdzy.
– Inkwizytorko – skinął głową, lecz jego twarz nie pokazała żadnych emocji. Przełknęła ślinę i przez chwilę zdezorientowana spoglądała na niego.
– Solas – przywitała się nieśmiało. – Bardzo jesteś zajęty, Hahren? – zapytała, po czym skarciła się w duchu za użycie słowa Hahren.
– Nie jestem – wyprostował się i obrócił przodem w jej stronę. – Potrzebujesz czegoś Da'len?
– Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać – zacięła się na moment. – Odkąd król Alistair wyjechał. – Zarumieniła się na wspomnienie uczucia, jakie temu towarzyszyło. – Widzę duży postęp – wskazała ręką na malunki na ścianach.
– Chciałaś porozmawiać o tym Da'len? – Kącik jego ust drgnął, a ona nie mogła się powstrzymać, by nie zawiesić na tych ustach dłuższego spojrzenia. Po chwili podniosła głowę w górę i zaprzeczyła.
– Nie, chciałam po prostu porozmawiać – powiedziała zakłopotana, przebierając nogami w miejscu.
Patrzył na nią, lecz uparcie milczał. Zrobiła krok do przodu. Mag gwałtownie cofnął się krok w tył i spojrzał na nią podejrzliwym wzrokiem. Wyciągnęła rękę i wskazała na jego naszyjnik.
– Mogę spojrzeć? – zapytała cicho. Skinął głową, wciąż bacznie ją obserwując. Chwyciła czarną jak heban kość w rękę i obróciła ją w dłoniach.
Dość znajomy zapach dotarł do jej nozdrzy. Zaciągnęła się nim, starając się nie pokazać nic po sobie.
– Czy to psia szczęka? – zapytała po chwili.
– Wilcza – powiedział.
– Ma dla ciebie jakieś znaczenie? – spytała i wypuściła ją z ręki ostrożnym gestem, patrząc jak odbija się od jego piersi.
– Sentymentalne – rzekł.
– Podarował ci to ktoś szczególny? – Wciągnęła gwałtownie powietrze w pierś. Wcześniej o tym nie pomyślała, ale teraz sama myśl zdawała się być przerażająca.
– Nie, zrobiłem to sam – odparł i odsunął się krok dalej.
– Czy ciagle podróżowałeś sam? – zapytała z nadzieją w głosie, przechylając głowę w bok.
– Praktycznie cały czas – odpowiedział. Odetchnęła z ulgą i posłała mu blady uśmiech. – Nie przyszłaś tu po prostu porozmawiać, da'len – stwierdził. Otworzyła oczy ze zdumienia. – Nie powinnaś próbować się zbliżyć.
– Słucham? – wyszeptała i przełknęła ślinę, czując jak jej oddech przyśpiesza gwałtownie.
– Wiem, da'len. To nie jest bezpieczne dla ciebie. Inkwizycja powinna być dla ciebie pełnym priorytetem – powiedział. Przez chwilę miała ochotę go wyśmiać. Prosto w twarz, powiedzieć, że mu się przewidziało. Ale nie była dzieckiem, żeby bawić się w takie gry i ukrywać swoje uczucia.
– Nie lubię być bezpieczna – szepnęła i uśmiechnęła się. Pokręcił głową.
– Wiem, że jesteś młoda, ale to nie.... – Pokręciła głową.
– Czy ty się tego obawiasz? – zapytała cicho i podeszła krok bliżej, uważnie spoglądając w jego oczy.
– Da'len, proszę... To nie jest odpowiedni czas, Lavellan. Potrzebujesz kogoś innego – odparł.
– Inkwizytorko Lavellan – usłyszała za sobą i wzięła głębszy wdech, zacisnęła dłonie w pięść.
– Wybacz Solas, nie chciałam cię stawiać w tak niezręcznej sytuacji. Teraz już muszę iść – powiedziała łamiącym się głosem.
Czuła się źle. Nie potrafiła przyjąć takiego odrzucenia, zwłaszcza, gdy widziała coś szczególnego w jego oczach. Starała się opanować drżące usta.
– Sir Rylen – Jej głos brzmiał niezwykle piskliwie. Skinęła głową.
– Słyszałem, że chciałaś mnie widzieć na dzisiejszej naradzie, ale nie mam pojęcia, gdzie się udać – powiedział mężczyzna. Uśmiechnęła się, starając nie pokazywać po sobie jak źle się czuła.
– Chodźmy – nakazała i wyszła na salę tronową. Nie miała zamiaru obracać się do tyłu. Lawirowała wokół głośno nawołujących o jej uwagę szlachciców, ale śpieszyła się na naradę.
– Inkwizytorko! Tu cię mam! – usłyszała charakterystyczny głos. Obróciła jeszcze głową, by sprawdzić, czy aby na pewno usłyszała dobrze.
– Vivienne – westchnęła. – Co się dzieje?
– Ostatnie dni wyglądasz tak marnie, jak myszy w naszej stajni. Jutro organizuję dla ciebie kobiecy dzień SPA w twojej komnacie. W samo południe. Przyszykuj się – powiedziała z akcentem i idąc krokiem modelki skierowała się z powrotem w stronę do swojej komnaty, nawet nie czekając na odpowiedź. Sir Rylen odchrząknął.
Zafirka spojrzała za nią, wzruszyła ramionami i ruszyła na naradę. Z Vivienne nie było sensu dyskutować czy wykłócać się, bo i tak postawi na swoim, zwłaszcza, jeśli chodziło o kwestię wyglądu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top