Rozdział 7
Mijały dni. Zbliżały się walentynki, więc zastanawiałam się nad kupnem prezentu dla Isaaca z tej okazji.
Kwiaciarnie sporo zarobią na kwiatach.
Dziś znowu pracowałam po godzinach, do domu miałam wrócić po ósmej. Isaac jak zwykle będzie wcześniej.
Wyszłam z pracy, na ulicach już zapalały się lampy. Niebo było bezchmurne, ale było dosyć chłodno. Zadygotałam i wsiadłam do samochodu.
Zanim ruszyłam, sprawdziłam, czy nie mam ważniejszych wiadomości. Oczywiście, powiadomienia z Instagrama, wiadomości od Isaaca i Finneasa oraz od rodziców.
I jedno nieodebrane połączenie.
Od Elise.
Postanowiłam, że oddzwonię, jak dojadę do domu. Nie wiedziałam, czemu dzwoni, czy coś jej stało, czy po prostu chce pogadać ze swoją przyjaciółką.
W drodze do domu czułam, że bicie mojego serca odrobinę przyspiesza.
Wchodziłam po schodach, moje serce waliło tak, że zastanawiałam się, czy nie wyskoczy na podłogę.
Nie wiem, czym ja się martwię...
Czemu się martwisz, Billie?
To dobre pytanie...
Weszłam do domu. Isaac nakładał kolację na talerze. Na dźwięk kluczy przekręcanych w zamku podniósł głowę i się uśmiechnął.
- Jesteś - powiedział uradowany, odłożył patelnię i podszedł do mnie. Objął mnie.
Jego uścisk mnie uspokoił. Znowu tuliliśmy się parę chwil. Pocałował mnie w czoło.
- Siadaj, bo wystygnie, a dziś wyszło wyśmienite.
Napisałam Elise, że zaraz oddzwonię. Zareagowała na wiadomość.
Kolacja była wyśmienita, ale zjadłam bardzo mało. Nie dlatego, że nie byłam głodna. Zaczęłam się jeszcze bardziej o nią martwić.
- Billie, wszystko dobrze? - spytał Isaac.
Bo coś nie jesz tej kolacji.
- Nie jestem głodna - powiedziałam, chociaż czułam, jak burczy mi w brzuchu.
- Zjedz chociaż trochę - poprosił Isaac.
Nie chciałam go martwić, więc zaczęłam jeść. Porcja nie była duża, ale mimo to czułam się najedzona, i czułam, że zaraz zwymiotuję.
Poszłam do sypialni, wybrałam numer Elise i czekałam na sygnał.
Odebrała szybko.
- Hej - powiedziałam, czując, że znowu jestem zaniepokojona.
- Hej - powiedziała Elise.
Wiem, że mieszkasz daleko i pewnie jesteś zajęta, ale...Mogłabyś przyjechać? Proszę - usłyszałam jej płaczliwy głos.
- Elise, co się sta-
- Obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, ale przyjedź, proszę - powiedziała Elise i słyszałam, że rozpłakała się na dobre.
Rozłączyłam się. Seattle było oddalone od Los Angeles o prawie dwa tysiące trzysta kilometrów. W życiu nie dojechałabym tym dzisiaj, chyba że...samolot...
Włączyłam wyszukiwarkę i zaczęłam szukać samolotów do Seattle z LA. Najbliższy samolot odlatywał o dziewiątej trzydzieśći. Było trochę po ósmej. Jeśli się pospieszymy, zdążymy.
Przejrzałam szafki i zaczęłam wrzucać do torby byle jakie ubrania, potem kosmetyki, mój notes, długopis, ładowarkę.
Telefon zabrzęczał. To była wiadomość od Elis. Napisała mi, że jest w hotelu Grove West Seattle. To zły znak.
Wyszłam z pokoju. Isaac patrzył się na mnie dziwnie.
Chyba mnie nie rzucasz? Zrobiłem coś nie tak? - spytał.
Isaac, pojedziesz ze mna - rzuciłam.
Spakuj się. Lecimy do Seattle.
- Billie, co się sta...
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, spakuj się, a ja dzwonię do Finneasa - powiedziałam.
Finneas był równie zaskoczony co Isaac, kiedy usłyszał, ale w zaledwie parę minut potem napisał, że czeka na nas.
Wrzuciłam nasze bagaże do bagażnika i ruszyłam z piskiem opon na lotnisko, mając nadzieję, że Los Angeles nie będzie strasznie zakorkowane i że wzięłam wystarczającą ilość kasy, by zapłacić za samolot.
Mam wenę, więc może jeszcze dziś wleci rozdział :P Miłego dnia/nocy czy coś
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top