Wild Temptation

Pewne rzeczy pamięta się jak przez mgłę, a nie których rzeczy nawet nie chce się pamiętać. Co więc zrobić kiedy zapomina się rzeczy, które chce się pamiętać? Pamięć jest bardzo skomplikowanym systemem, więc kiedy ten system zawodzi, potrzeba nam kogoś kto te wspomnienia przywróci. Ty nigdy nie pozwalałeś mi zapominać o swojej osobie. Bezwstydnie wkraczałeś w moją przestrzeń osobistą. Nienawidziłem Cię z całego serca, jednak Twoje podejście do mnie całkowicie zmieniło moje poglądy. Nie wiedziałem nawet dlaczego żywiłem do Ciebie takie uczucia. Jedno było pewne. Początki naszej znajomości przypominały wojnę. Wojnę pomiędzy dobrem, a złem. Ty zdecydowanie byłeś złem. Otaczałeś się ludźmi z szemranego towarzystwa, to Ty byłeś głową tego gangu i to Ty nie wiedzieć czemu uwziołeś się na mnie. Dlatego teraz Park Chanyeol odpowiesz mi na wszystkie pytania jakie Ci zadam, ale zacznijmy od początku.

Był ciepły wiosenny ranek, to właśnie dzisiaj zostałem przeniesiony do innego miasta i innej szkoły. Nie byłem optymistą, nie potrafiłem rozmawiać ludźmi wyuczonym milutkim głosem, byłem bardzo chamską osobą od kiedy tylko pamiętam. Sarkazm jaki płynął w moich żyłach był nie do zniesienia. Samo moje zachowanie świadczyło o tym że jestem zepsutym do szpiku kości chłopakiem. Właśnie dlatego rodzice odesłali mnie do szkoły z internatem. Do szkoły gdzie rygor był zachowany jak w wojsku. Byli głupcami, jeśli myśleli że nie poradzę sobie w takiej szkole. Nikt nie był już w stanie zmienić mojej osoby. Tylko śmierć mogła by to zrobić.
Szkoła sama w sobie była dość nowoczesną placówką. Było tu wszystko rozpoczynając od kortów do tenisa, a kończąc na pełnej murawie do gry w piłkę nożną. Po co takim ludziom jak ja boisko do gry w piłkę? Mogłem się założyć, że nie byłem tu najgorszym elementem. Gdy tylko zostawiłem swoje rzeczy w pokoju mi przydzielonym, od razu w drzwiach pojawił się młody chłopak, nawet nie wiem czy nie młodszy ode mnie. Przedstawił się jako Luhan, zakomunikował mi również, że będzie moim przewodnikiem. Był nienaturalnie miły. Widać było, że jest fałszywy. Za maską anioła czaiło się zło. Znałem się na ludziach i mogłem przysiąc, że ten do bólu słodki chłopczyk był niebezpieczny. Trzymałem go na dystans. Nie pozwalałem zbliżyć się nawet o krok, nie zamierzałem zawierać tu znajomości bo byłem pewny, że długo tu nie posiedzę. Ucieczki to było coś co potrafiłem robić. Ta szkoła również zobaczy, że ze mną się nie zadziera. Po obejrzeniu całego gmachu szkoły i okolicznych budynków, rozstałem się z chłopakiem i skierowałem swoje kroki do pokoju. Z nikim na szczęście nie musiałem go dzielić. Nie potrzebne mi było coś takiego jak współlokator. Zużywał by tylko moje cenne nerwy, a i mój piękny umysł musiałby się nadwyrężać. Prychnąłem cicho pod nosem, widząc scenę rozgrywającą się za oknem. Bójka to coś w czym zawsze brałem czynny udział. Kochałem to nawet bardziej niż to spierdolone życie. Dzięki uderzeniu wiedziałem, że żyłem. Przemoc jaka mnie otaczała w codziennym życiu nauczyła mnie jakim trzeba być twardym. I owszem byłem twardy, ale nawet ja miałem swoje chwile słabości. Ten jeden dzień, w którym wszystkie emocje puszczały. Nienawidziłem tego jeszcze bardziej niż swoich rodziców. Uśmiechnąłem się kpiarsko widząc bardzo wysokiego chłopaka, widocznie był tam liderem, bo tylko stał i się przyglądał jak inni okładają jakąś ofermę. Czułem, że odegra on w moim życiu ważną rolę. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałem jaką.

Na drugi dzień wstałem o dziwo wcześniej niż powinienem. Mój budzik wciąż pozostawał cichy. Nie mogąc już zasnąć wstałem i bez konkretnego planu zacząłem kręcić się po pokoju. Moje walizki wciąż nie rozpakowane walały się na ciemnych panelach, a mi nawet nie przyszło na myśl by je rozpakować. I tak nie zostawałem tu na długo. Kierowany impulsem spojrzałem w stronę okna. To co tam zobaczyłem nie tyle co mnie zdziwiło co zaciekawiło. Ten sam chłopak, który wczoraj został pobity przez okoliczne szkolny gang teraz całował się z ich potencjalnym przywódcą. No ładnie. Z reguły nie interesowały mnie takie rzeczy, nie obchodziło mnie co takiego wyprawia się za moimi plecami. To nie były moje sprawy. I nawet kiedy oczy lidera spojrzały wprost na mnie ja nie odwróciłem wzroku, czym zdecydowanie wkurzyłem odbiorcę mojego spojrzenia. Uśmiechnąłem się kpiąco pokazując mu że nie obchodzi mnie jego intymna sytuacja. Nie był człowiekiem godnym mojej uwagi. Zdecydowanie wykorzystywał swoją pozycję w tej szkole. To było widać. Nasz kontakt wzrokowy został przerwany przez mój budzik. Odwróciłem wzrok, po czym podszedłem do łóżka w celu wyciszenia ustrojstwa. Wziąłem potrzebne rzeczy i poszedłem wziąć prysznic.
Wyszykowany skierowałem swoje kroki do sekretariatu, gdzie stamtąd miałem zabrać swój plan lekcji. Z planem w ręku skierowałem się pod daną sale. Było już grubo po dzwonku więc korytarze były puste. Odpowiadało mi to. Lubiłem ciszę. Uspokajała mnie kiedy nie potrafiłem panować nad swoimi emocjami. Była moją wierną przyjaciółką.
W momencie kiedy znalazłem odpowiednią klasę, westchnąłem zirytowany. W myślach wciąż krążyły mi pomysły o zwykłych wagarach. Jednak dzisiaj odpuściłem je sobie będąc ciekawy swojej nowej klasy. To że byłem jaki byłem nie oznaczało to że nie jestem normalnym nastolatkiem. Wciąż miałem te osiemnaście lat. Coś takiego jak nowa szkoła było dość ciekawym wydarzeniem. Zapukałem głośno w drzwi. I bez czekania na odpowiedź wkroczyła do środka. Wszystkie pary oczu skierowały się natychmiast na mnie. Byłem ich centrum uwagi.

-Ty musisz być Baekhyun.- usłyszałem chłodny głos nauczyciela. Kiwnąłem potwierdzająco głową.- To wasz nowy kolega Byun Baekhyun, przyjmijcie go ciepło. Przedstaw się.

-Nie mam zamiaru.- odpowiedziałem chłodno.- Gdzie mam usiąść?- zapytałem od razu.

-Spiłujemy Ci te pazurki chłopcze. Witamy Cię w szkole gdzie rygor...

-Gdzie mam usiąść?- zapytałem ponownie, przerywając nauczycielowi wywód.

-Tam.-powiedział wskazując na ostatnią ławkę pod oknem. Wciąż z obojętną miną odszedłem we wskazanym kierunku. Rozsiadłem się i dopiero teraz zacząłem obserwować wszystkich ludzi się w niej znajdującej. To miejsce miało dobry punkt obserwacyjny. Widziałem tutaj każdego. Poczułem palące spojrzenie na sobie. Zaśmiałem się w swoich myślach. Czyż to nie przeznaczenie, że jestem w klasie z tym zboczonym przywódcą? Mogłem przeczuwać tylko jak będzie wyglądać nasza pierwsza rozmowa, jednak teraz niezainteresowany osobą zboka, skierowałem swój wzrok za okno. Słońce mocno świeciło, przez co musiałem mrużyć oczy. Do dzwonka nie pozostało wiele czasu dlatego nawet nie miałem po co się rozpakować. W zasadzie i tak zabrałem tylko jeden zeszyt. Po co komu książki i zeszyty do każdego przedmiotu? W końcu wszystko uda mi się zmieścić w tym jednym malutkim kajeciku. Przez następne dziesięć minut wpatrywałem się to w okno to w ludzi mnie otaczających. Po tych nieszczęsnych piętnastu minutach nastąpił dzwonek. Ociężale wstałem z krzesła kierując swoje kroki do szafki mi przydzielonej. Nie musiałem długo szukać, znajdowała się ona na głównym holu, pierwsza z brzegu. Przynajmniej tego nie musiałem szukać. Nie miałem pojęcia gdzie znajduje się sala w której miałem mieć następną lekcje. Westchnąłem zirytowany. Nagle poczułem za sobą obecność. Włożyłem swoja torbę do szafki, po czym zamknąłem ją i odwróciłem się do przybysza. Czemu nie dziwiło mnie to kto za mną stoi?

-Nie ładnie jest tak podglądać.- usłyszałem głęboki głos. Wokół nas roiło się od ludzi, ale nawet to nie przeszkadzało chłopakowi napastować mnie wzorkiem.

-Mogę robić co mi się podoba, a to nie moja wina, że wybrałeś sobie takie miejsce do macanek.- odpowiedziałem twardo.

-Chyba powinieneś znać swoje miejsce, skarbie.

-Uwierz mi wiem gdzie ono jest i nie mów do mnie "skarbie". Przynajmniej nie jestem idiotą,

-To nie ja pieprzę swoje ofiary.- dolałem oliwy do ognia.

-Za dużo powiedziałeś.- warknął I zamachnął się na mnie. Szybko uniknąłem ataku, co skutkowało moją wgniecioną szafkę. Impulsowo oddałem atak, trafiając chłopaka w samą przeponę. Zgiął się pod wpływem braku tlenu. Kiedy odzyskał tlen ponownie mnie zaatakował. Nasza krwawa jatka trwała by być może dłużej gdyby nie to, że przerwał nam nauczyciel. Wściekły rozdzielił nas, po czym głośnym ryknięciem zakomunikował nam, że mamy zapieprzać do dyrektora. Zaśmiałem się głośno. Nie miałem pojęcia gdzie znajduje się owe pomieszczenie, ale na moje nieszczęście nauczyciel sam pokazał mi (nam) drogę. Po przekroczeniu progu gabinetu, od razu rozsiadłem się na wielkim fotelu. Idiota z którym się pobiłem stał nade mną i wpatrywał się we mnie niczym wół w malowane wrota.

-Pozwoliłem Ci usiąść?- usłyszałem donośny głos dyrektora.

-Po to są fotele, żeby na nich siadać. Może się mylę?- zapytałem.

-Nie, ale...

-No właśnie.

-Panie Byun, to Twój pierwszy dzień, a ja już czuję, że będzie Pan u mnie dosyć często gościł, niczym Pan Park.- wskazał stojącego chłopaka.

-Cóż być może.- odpowiedziałem.

-Bójką nie rozwiążecie sporu. Przykro mi, ale muszę wam dać karę. Myślę, że pomoc na stołówce i w bibliotece będzie odpowiednia.

-Ale dyrektorze!- zaczął Park.

-Żadnego ale, już zdecydowałem. Razem dacie sobie rade.

-RAZEM?!- wykrzyknęliśmy w tym samym czasie.

-Tak razem. O widzicie jacy jesteście zgodni. To będzie początek czegoś pięknego.- powiedział do siebie.

-Tak czegoś naprawdę przpięknego. - odpowiedziałem sarkazmem.

-Zaczniecie od jutra, a teraz Pan Kim odprowadzi was do klasy. Panie Byun żeby to był ostatni raz jak Pana tu goszczę.

-Zobaczymy- odpowiedziałem zaczepnie.

Wyszedłem posłusznie za profesorem Kimem. Za mną ciągnął się Park. Szedł mozolnie, a ja miałem wrażenie, że zaraz spierdoli gdzie pieprz rośnie. Jednak tak się nie stało, szedł potulnie za mną i profesorem Kimem. Obejrzałem się na niego posyłając mu zjadliwy uśmieszek, ale to co zobaczyłem wprowadziło mnie ponownie w istną furię. Ten pierdolony olbrzym gapił się na mój seksowny tyłek. Ja wiem, że jest cudowny i w ogóle, ale nosz kurwa tak chamsko to jeszcze nikt nie obczajał mojej pupci. Wkurzony niemiłosiernie stanąłem przed nim, wstrzymując cały ruch.

-Nie gap się na mój tyłek.- wysyczałem.

-Wolny kraj. Mogę robić co chce.- odpowiedział spokojnie.

-Wystarczy tego panowie. Do klasy.- ponownie rozdzielił nas pan Kim. Nie odezwałem się już żadnym słowem, wszedłem do klasy i usiadłem na wolnym miejscu. Pan Kim wyjasnil nauczycielowi naszą początkową nieobecność i później natychamistowo ulotnił się z klasy. Ku mojej zgrozie, Park usiadł obok mnie.

-Nie masz innego miejsca?

-To moje stałe miejsce na tych zajęciach.- odpowiedział sucho.

-Jest tyle wolnych miejsc. Mogłeś je zmienić.- powiedziałem szeptem, widząc że nauczyciel patrzy w naszą stronę.

-To moje miejsce- powtórzył.

-Tak, słyszałem.- powiedziałem I machnąłem na niego ręką. Nie odezwałem się już. Chłopak nie zwykle irytował mnie swoją obecnością. Był nie malże wszędzie. Śmiał się najgłośniej, ale z tego co zdążyłem zauważyć miał głęboką barwę głosu. Jego śmiech był piękny i chociaż nigdy by tego otwarcie nie powiedział, polubiłem tą jego część. Jego wygląd również lubiłem, ale na tym się kończyło. Park musiał pozostać moim wrogiem.

Mijały miesiące, a ja coraz bardziej przynależyłem do tego miejsca. Nie czułem się tutaj już źle. Znalazłem kolegów i wrogów. Wrogów w szczególności uwielbiałem. Jeden z moich kumpli Tao stwierdził, że po prostu kocham mordobicie nad życie, a ja przyznałem mu rację. Nie było dnia w którym ja i Chanyeol byśmy się nie ścieli, czasem dochodziło do rękoczynów, ale to już rzadziej. Od kiedy tylko zaczęły się nasze kłótnie, zauważyłem, że Park zmienił się odrobinę. Nie wykorzystywał swojej pozycji w szkole, a do wszystkiego dochodził sam. Pomyślałem sobie wtedy, że być może mam na niego dobry wpływ, ale szybko wyparłem to ze swojej głowy. Przez te wszystkie miesiące polubiłem ten epizod mojego życia. Dzięki Parkowi nadal wiedziałem kim jestem. Nie zatraciłem się w rozkazach, nakazach i zasadach. Moje przemyślenia przerwało ramię zarzucone mi przez szyję. Spojrzałem na sprawcę i widząc burze szarych włosów, uśmiechnąłem się minimalnie.

-Dyrektor chce nas widzieć.- powiedział do mnie Chanyeol, ciągnąc mnie w stronę gabinetu. Drogę to my znaliśmy już na pamięć. Bywaliśmy dosyć częstymi gośćmi w jego skromnych progach.

-Czego chce?- zapytałem ciekawy.

-Gdybym wiedział to bym Ci powiedział.

-Zabierz to obleśne ramię!

-Teraz to obleśne, a przed chwilą to się tulił.- powiedział, zabierając rękę.

-Uważaj sobie Park!- warknąłem na niego, na co ten zaśmiał się w ten swój uroczy sposób. Już od dawna nasza rywalizacja nie opierała się na nienawiści. Opierała się w jakiś sposób na przyjemności. Uwielbialiśmy się bić ze sobą, ale jeśli któryś popadł w bójkę z kimś innym to od razu ruszaliśmy ramię w ramię na osobę, która odważyła się stanąć pomiędzy nas. Tylko my mogliśmy zadawać sobie ból, było to już chyba naszym niemym przyrzeczeniem. Szliśmy w ciszy do gabinetu dyrektora, ale zaraz po przekroczeniu progu odezwał się mężczyzna, który nas tu wezwał. Nie czekając długo usiedliśmy w fotelach.

-Będziecie odpowiedzialni za festyn międzyszkolny.- rozpoczął.

-Dlaczego my?- wtrąciłem szybko.

-To będzie kara za ostatnią bójkę, powinniście być przyzwyczajeni. Wracając do tematu, chcę żebyśmy wypadli dobrze przed szkołą żeńską.

-Nie jestem zainteresowany.- tym razem wtrącił Chanyeol.

-Od kiedy nie jesteś zainteresowany?- zapytał zdumiony dyrektor.- O ile pamiętam pierwszy byłeś na takie eskapady!

-Nie ważne...

-Dobra, harmonogram macie tutaj.- podał nam papiery.

-Mamy robić to sami?- zapytałem.

-Oczywiście, że nie. Na ostatniej stronie macie spis uczniów, którzy wam pomogą. Wszystko macie opisane, wystarczy popatrzeć.- powiedział dumny z siebie. Czasem strasznie mnie sobą irytował.

-Dobra, ogarnie się to. Idziemy, narty.- powiedziałem, wstając z fotela, jednocześnie żegnając się z dyrektorem. Chanyeol wstał zaraz po mnie bez słowa. Wyszliśmy na korytarz, zacząłem wertować kartki papieru, ostatnia rzeczywiście zawierała nazwiska uczniów pomagających w tym projekcie, ale co zdziwiło mnie najbardziej to, to, że były tam nazwiska również płci przeciwnej.

-Baby też nam będą pomagać?- mruknąłem bardziej do siebie, niż do Chana.

-Jak to?- zapytał zdziwiony.

-Tak to. Jedna jest nawet niezła. Kim Taeyeon. Wygląda na sukę.

-I jest suką.- powiedział wkurzony Park.

-Co? Dała Ci kosza?- zapytałem złośliwie.

-Nic z tych rzeczy, jest ohydna. Nawet bym na nią nie spojrzał.- odpowiedział znudzony.

-Lubisz kobiety?- zapytałem spokojnie.

-Co to za dziwne pytanie?- spojrzał na mnie uważnie, przystając. Ja również się zatrzymałem i stanąłem naprzeciwko niego.

-To jest normalne pytanie.- odpowiedziałem.- Lubisz?

-No raczej...w rodzinie mam dużo bab, muszę je lubić.- odpowiedział wymijająco.

-Nie chodzi mi o rodzinę.

-Wiem.

-No więc?

-Dlaczego zadajesz takie pytania?!- zapytał już wkurzony.

-Z ciekawości.- odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko i szczerze. Chanyeol zdębiał, widziałem jak jego źrenicę rozszerzają się nienaturalnie, wyglądał jakby zobaczył ducha. Wyciągnął dłoń w moją stronę i momentalnie zamknął mi nią usta. Zdziwiony jego nagłym ruchem, chciałem się wyrwać.

-Nie uśmiechaj się do mnie w taki sposób. Nie jesteśmy przyjaciółmi.- warknął Park.

-Nie bądź brutalny!- krzyknąłem, uwalniając się.

-Przecież lubisz brutalność.

-Ale nie taką...- wyszeptałem, rozcierając obolałe policzki.

-A Ty lubisz kobiety?- zapytał mnie Park, zmieniając tor naszych rozmów.

-Nie.- odpowiedziałem szczerze.

-Wolisz mężczyzn?- zapytał zdziwiony.

-Nie. Małe szczeniaczki i kotki.- odpowiedziałem sarkastycznie.

-Fuu to obleśne!

-Idiota!- mruknąłem.

-Podobam Ci się?- zapytał śmiejąc się cicho z mojej miny.

-Tylko jako rywal.- odpowiedziałem gładko. Nie kłamałem, ale nie powiedziałem też prawdy.- Ty też nie lubisz kobiet.- zawyrokowałem.

-Skąd ta pewność?- zapytał.

-Nie całowałbyś się z chłopakiem na moich oczach, gdybyś lubił kobiety.

-A już myślałem, że jesteś głupi.- odpowiedział.

-Byun Baekhyun, Park Chanyeol już dawno po dzwonku, na lekcje!- usłyszeliśmy głos profesora Kima. Ten to nas nienawidził. Nie rozmawiając już w ogóle, wróciliśmy na lekcje. Usiedliśmy w ławce, zagłębiając się tylko w swoich myślach. Po wesołym humorze Parka nie było już śladu. Siedział znudzony i zamyślony. Nie często mu się to zdarzało. Nawet na lekcji był głośny i rozwrzeszczany. Podparłem głowę na ręce i skierowałem swoje spojrzenie na chłopaka bazgrzącego coś w swoim zeszycie. Nie przeszkadzało mi to, że wpatruje się w niego tak intensywnie, ale widocznie nauczycielowi to przeszkadzało, bo zwrócił mi uwagę. Zdziwiony Park, podniósł spojrzenie ze swojego zeszytu na mnie. Wzruszyłem ramionami, przepisując do zeszytu zadanie domowe. Teraz miała się odbyć narada odnośnie tego całego festynu. O tyle dobrze, że byliśmy zwolnieni z lekcji. Czekaliśmy w sali w której mieliśmy teraz lekcje, po chwili zaczęli się zbierać uczniowie. Jako organizatorzy nie wiedzieliśmy nawet od czego zacząć. Do sali jako ostatnie wkroczyły trzy dziewczyny z sąsiadującej szkoły. Rozsiadły się zaraz w pierwszej ławce. Ja wraz z Chanyeolem staliśmy na miejscu nauczyciela. Po krótko trwającej ciszy, odezwał się Park pytając o pomysły odnośnie festiwalu.

-Całuśna budka!- wykrzyknął jakiś chłopak z tyłu.

-Może być.- mruknąłem znudzony i zapisałem to na kartce.

-O ile Chanyeollie tam będzie siedział też jestem za tym.- odezwała się dziewczyna po mojej lewie.

-Nie ma mowy.- odpowiedział groźnie.- Nie bawią mnie takie rzeczy.

-Ale pomyśl ile byś dla nas zarobił.- powiedziałem śmiejąc się.

- Równie dobrze, Ty możesz tam zasiąść.- sarknął.

-Nie chce rozlewu krwi.- odpowiedziałem poważnie.

-Nikt nie będzie się o Ciebie bił.- powiedział, patrząc na mnie spod byka.

-Bardziej chodziło mi o to, że zabiłbyś każdego kto by mnie pocałował.- odpowiedziałem słodko, szczypiąc jego policzek.

-Dosyć tych amorów!- warknęła dziewczyna, która siedziała na przeciwko nas. Rozpoznałem w niej Kim Taeyeon. Chanyeol się spiął, miał już zamiar coś odpowiedzieć, ale machnąłem na niego ręką.

-Potem to dokończymy, kochanie.- zwróciłem się do niego.

-Jakie jeszcze pomysły?

-Wesołe miasteczko.- odezwał się Luhan. Widocznie on też lubił takie rzeczy organizować.

-Jestem za. Jak reszta?- zapytałem. Wszyscy podnieśli ręce do góry.

-Okej. Trzeba zadzwonić do tych co przyjeżdżają do nas co roku.- powiedział Chanyeol.

-Co jeszcze?

Reszta zebrania minęła nam szybko. Ustaliliśmy wszystko. Do festynu pozostało nam pół miesiąca. Idąc z Parkiem korytarzem, odbiłem nagle w lewo, nie chciało mi się wracać na lekcje. Postanowiłem zrobić sobie wagary. Chanyeol całkowicie mnie zignorował i poszedł przed siebie. Ruszyłem w stronę dachu. Od naszej ostatniej bójki minął z dobry tydzień. Między nami działo się coś niewytłumaczalnego. Rzadko kiedy skakaliśmy sobie do gardeł, czy okładaliśmy się pięściami. Teraz nawet nasze rozmowy były normalne. Było to nudne i dość oklepane jak na nas. Byliśmy najgorszymi uczniami w tej szkole, przez cały mój pobyt tutaj, nie było tygodnia w którym bym nie wylądował u dyrektora wraz z Parkiem...Dlaczego więc teraz miało to wyglądać inaczej? Usiadłem pod barierkami, właściwie to pół leżałem. Słonko idealnie grzało, ale mój humor był pochmurny. Moje myśli jak na złość zaprzątał Chanyeol. Chciałem go stamtąd wyrzucić, ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem i nie chciałem. Prychnąłem pod nosem i zmarszczyłem czoło.

-Myślenie o mnie powoduje ból?- usłyszałem pytanie. Uchyliłem jedno oko, Chanyeol usiadł obok mnie rzucając w moją stronę puszkę coli. I co ten idiota myślał, że otworzę ją teraz, aby wylać to sobie wszystko na ryj?

-Nawet nie wiesz jak bardzo.- odpowiedziałem sarkastycznie. Chanyeol zamilkł. On również widział te zmiany. Kierowany instynktem, położyłem głowę na jego udzie. Zamknąłem oczy, odstawiając colę na bok.

-Co ty robisz?- zapytał sparaliżowany.

-Nie widać?

-To niestosowne, Byun.

-Czy cokolwiek co zrobiliśmy do tej pory było stosowne?- powiedziałem.

-Chyba nie.- powiedział.

-Co się z nami dzieje?- zapytałem cicho. Chanyeol chyba myślał o tym samym, bo usłyszałem jego cichy pomruk. Zawsze go wydawał gdy myślał, czyli bardzo rzadko.

-Bójki już nam chyba nie wystarczają.- powiedział w końcu.

-Tak to prawda. Czego więc oczekujesz?

-Sam nie wiem.- odpowiedział cierpko.

-Podobam Ci się?- zapytałem cicho. Chciałem mieć pewność.

-Czemu zawsze wyskakujesz z takimi dziwnymi pytaniami?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Spojrzałem na niego. Od dołu również był przystojny. Cholerny Park!

-Odpowiedź.- ponagliłem go.

-Nie chcę odpowiadać na takie pytania.

-Nie zachowuj się jak dziecko Chanyeol.- upomniałem go.

-Ty się tak zawsze zachowujesz.- odparował.

-Zawsze uważałeś to za urocze!- warknął siadając na przeciwko niego. Dość blisko...za blisko.

-Nigdy tego nie powiedziałem!

-Ale tak pomyślałeś!- odpowiedziałem wkurzony.

-Tak! Bo ty na pewno wiesz o czym myślę...- warknął sarkastycznie.

-Uwierz mi chciałbym wiedzieć co o mnie myślisz...- powiedziałem cicho. Zwiesiłem głowę. Nie wiedziałem co mam zrobić.- Nienawidzę Cię, wiesz?

-Ja Ciebie również.- odpowiedział.

-Co nie zmienia faktu, że tak cholernie mnie pociągasz. Mam ochotę się przez to zabić.- wyznałem.

-Baekhyun...- wyszeptał cicho moje imię.

-To prawda co mówią. Ofiara i oprawca, przywiązują się do siebie nawzajem. Tylko, że w naszej sytuacji jesteśmy tym i tym.

-Bredzisz.

-Zawsze mi to powtarzasz.- odpowiedziałem.

-Bo jesteś ckliwy. Na zewnątrz twardy, w środku ciepła papka.- powiedział, głaszcząc mnie po plecach.- Może dlatego tak bardzo mi się spodobałeś.

-Teraz zmierzamy do mdłych wyznań? Co z nami nie tak?!- krzyknąłem unosząc głowę. Park był zdziwiony, przy moim nagłym wybuchu oberwał w nos. Tym razem było to nie zamierzone.- Bicie pozostaję we krwi. Sorki.

-Pójdę do pielęgniarki, chyba złamałeś mi nos.- powiedział spokojnie. Pokiwałem twierdząco głową i zaśmiałem się w duchu. Nie ważne jak bardzo zmienią się nasze relacje, ja i tak zawsze będę mu łamał kości.



Do festynu pozostał niecały dzień. Jako organizatorzy lataliśmy i załatwialiśmy niemalże wszystko. Gdyby nie Luhan pewnie dawno straciłbym już głowę. Pozostawał jeszcze Chanyeol. Niby nasze relacje się nie zmieniły, ale czuć było inną atmosferę. Nie rozmawialiśmy już na temat naszych uczuć, bo było to bezsensu. Zresztą czas nam nie pozwalał. Obecnie podpisywałem umowę z wesołym miasteczkiem, które do nas przyjechało. Chanyeol zajmował się innymi rzeczami, jak koncertami poszczególnych kapel z okolicy. Oczywiście tych amatorskich. Na gwiazdy raczej nie było nas stać. Wszystko było prawie gotowe i pomyśleć, że zrobiliśmy to prawie sami. Myślałem, że w życiu nie zrobię czegoś takiego dla placówki szkolnej. A jednak. Mogłem być z siebie dumny. I z Chanyeola również. Wracając do środka, na korytarzu zaczepiła mnie Taeyeon twierdząc, że muszę zasiąść na krześle w całuśnej budce. Pomyślałem o kolejce cycków, czekających po mój pocałunek i aż wzdrygnąłem się na tą myśl.

-Nie zrobi tego.- usłyszałem ostry jak brzytwa głos za sobą. Odwróciłem się patrząc uważnie na Chanyeola.

-Nie pytałam Ciebie, tylko Baekhyuna.- odpowiedziała takim samym tonem.

-On ma rację. Nie zrobię tego.- zwróciłem się do niej.- Choćby nie wiem co. Szybciej bym się porzygał.

Chanyeol zaśmiał się głośno i serdecznie. Tak dawno tego nie słyszałem.

-Posadź tam Jongina. On chętnie wycałuje każdą z was.- powiedział nadal śmiejący się chłopak.

-Yhy.

-Romeo przybywa ratować swą Julię.- zażartowałem.

-Nie lubię tego dramatu...

-Dlaczego? Jest piękny!- powiedziałem zaskoczony.- Ich miłość była wieczna.

-Ja widzę to z innej strony.

-Oh. Twoja artystyczna dusza się ujawnia, kontynuuj.

-Co pięknego jest w miłości, która umiera? Pycha i pogarda ludzi nie zna granic. Oni byli tak sobą zafascynowani, że nie widzieli nikogo po za sobą. Byli egoistami.

-Jak wszyscy zakochani.- wtrąciłem.

-Tak, ale nawet jeśli to powinni zrozumieć, że nie zawsze można dostać to czego się chce. Czasem trzeba posłuchać rozsądku i...

-Od kiedy ty posiadasz rozsądek.- znowu mu wtrąciłem.

-Od kiedy nasza rozmowa o dramacie przeszła na nas?- zapytał zdumiony.

-Od początku była o nas, Park Poeto.- odpowiedziałem.- Stawiasz większe mury niż ludzie, którzy tworzyli mur chiński.

-Nie nabijaj się.

-Chanyeol. Miłość to miłość. W niej nie ma rozsądku!

-Ludzie nie są tolerancyjni.

- Ludziom łatwo jest skopać tyłki.- powiedziałem pewnie.

-Nie możesz skopać wszystkich tyłków.- sparował.

-Ugh! Chanyeol! Pocałujesz mnie wreszcie, czy będziemy się tak bezsensownie kłócić?

-Co?- zapytał zdumiony.

-No pocałuj mnie, idioto!

Nie wiem nawet kiedy zostałem pchnięty na ścianie. Widocznie argumenty Chanyeola się wyczerpały. Moja prośba musiała go tak uszczęśliwić, że momentalnie znalazł się przy mnie. Patrzył uważnie w moje oczy, uśmiechnąłem się zachęcająco. Długo czekać nie musiałem. Pocałował mnie dziko, namiętnie i bez krzty brutalności. Jeszcze nikt, nigdy mnie tak nie całował. Moje kolana zmiękły i gdyby nie ramiona Chana, trzymające mnie szczelnie pewnie nie utrzymałbym się na nogach. Nie mogliśmy się od siebie odkleić. Jakim cudem udało nam się pozostać niezauważonym to ja pojęcia nie mam. Wiem, że byliśmy tam dosyć długo, a powinniśmy robić inne rzeczy. Odklejenia nas od siebie było trudnym zadaniem i dopiero Luhan z Sehunem zdołali jakoś przywrócić nas do porządku. Całe szczęście. Byłem przerażony tym co się stało. Tak nie miało wyjść. Wiedziałem co czuję do Parka, ale nadal to nie było coś na porządku dziennym. Chanyeol również był zdumiony.

-Do roboty gołąbeczki. Potem się pomigdalicie.- powiedział na odchodne Lu. Wystraszony jeszcze raz spojrzałem na Parka, gdy zobaczyłem, że ten jest tak samo wystraszony, mruknąłem coś i uciekłem. Musiałem jeszcze parę spraw załatwić, a i musiałem wziąć jeszcze prysznic.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet zimny prysznic nie ukrył mojego podniecenia tym pocałunkiem. Czułem jak moje policzki wciąż paliły żywym ogniem, pomimo iż od pocałunku minęły jakieś trzy godziny. Pieprzony Park! Ubrałem się najszybciej jak mogłem. Dochodziła godzina piętnasta. Zaraz miało odbyć się uroczyste otwarcie festiwalu. Jako organizatorzy mieliśmy wygłosić krótką mowę, jak zwykle przypadło to na mnie. Wcześniej nie miałem nawet czasu, aby o niej pomyśleć. Cóż byłem chyba dobrym mówcą, więc byłem pewny, że dam radę. Kiedy doszedłem na miejsce, obok sceny byli już prawie wszyscy, poczynając od dyrektora, a kończąc na mojej pięknej zmorze.

-Zaraz zaczynamy. Baekhyun czyń cuda.- powiedział do mnie dyrektor. Spojrzałem na Chanyeola, który przyglądał mi się badawczym wzrokiem. Wyglądał świetnie. Ciemne rurki opinające się na jego długich nogach i świetnej pupci, do tego czarny t-shirt, a na to czerwono-czarna koszula w kratę. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego i od razu wkroczyłem na scenę. Nie widziałem jego reakcji. Nie wiedziałem czy odwzajemnił uśmiech czy zbył mnie kamienną twarzą, ale nie chciałem o tym wiedzieć. Zresztą teraz i tak nie miało to znaczenia. Za mną ustawiała się już kapela, która miała grać na otwarciu. Westchnąłem głośno i podszedłem do mikrofonu.

-Mogę prosić o uwagę?- zacząłem mocnym głosem. Kiedy ludzie w miarę się uspokoili i byli gotowi na moje zrzędzenie, kontynuowałem.- Cześć wszystkim! Nazywam się Byun Baekhyun i jestem przedstawicieli ludzi, którzy byli odpowiedzialni za stworzenie tego festiwalu. Włożyliśmy w niego naprawdę dużo pracy, a nie jesteśmy ludźmi którzy biorą się za robotę tak skomplikowanych rzeczy. Do waszej dyspozycji jest mnóstwo budek z najróżniejszym jedzeniem, wesołe miasteczko, całuśną budkę w której zasiadł mój dobry i przystojny kolega Kim Jongin. Do tego zapraszam wszystkich na pokaz pirotechniczny o godzinie zero, zero. Pokażmy wszystkim jak potrafimy się dobrze bawić!- na zakończenie mojej wypowiedzi, wybuchły gromkie brawa. Ku mojemu zdziwieniu Chanyeol również wszedł na scenę, po czym przejął mikrofon.

-Cześć! Pewnie wszyscy mnie znają. Jak już wcześniej wspomniał mój poprzednik, mamy wam do zaoferowania dużo więcej atrakcji. Jako sportowiec, chciałbym was zaprosić na pokaz walk, organizowanych w sektorze dziesiątym. Jest to pole za salą gimnastyczną. Ja i Baekhyun jako odwieczni rywale chętnie pokażemy wam parę chwytów, ale to jest raczej uliczna walka.

-Ja bym tam powiedział, że bijesz się jak baba.- wtrąciłem.

-Odpowiedział ten co zawsze płacze po naszych ścięciach.- odwarknął.

-Oh, a ja sądzę, że to Twoje łzy rozmazują mój piękny obraz.

-Dosyć. Złazić stąd!- warknął dyrektor, przerywając nam naszą "rozmowę". Potulnie zeszliśmy ze sceny, dyrektor przeprosił wszystkich za nas i zaczął swoją nudną gadkę. Zaśmiałem się głośno, przyklejając się do barierki obok. Niestety mój wesoły śmiech przerwał sam inicjator, który przerzucił sobie mnie przez ramię.

-Gdzie idziemy?- zapytałem w miarę już uspokojony.

-A gdzie? Idziemy się bić!

-Oryginalna pierwsza randka, nie powiem.

-Chciałbyś żebym Cię zabrał na randkę.- powiedział i poklepał mnie po tyłku.

-Hej! Łapy przy sobie!- krzyknąłem, ratując swoje dupsko przed jego obmacywaniem. Szedłem teraz o własnych siłach. Park nie musiał mnie nosić niczym księżniczki.

-Wcale nie chcesz, abym trzymał rąk przy sobie.- powiedział stając na przeciwko mnie.

-Uhm...chyba masz rację.- powiedziałem przybliżając się do niego. Po wcześniejszym zażenowaniu i strachu nie było śladu. Teraz powstało nowe podniecenie. Uniosłem się lekko na palcach i opierając dłonie na jego umięśnionej klatce piersiowej. Zbliżyłem nasze twarze do siebie i już chciałem go pocałować, kiedy przeszkodziło nam chrząknięcie. Odwróciłem się sparaliżowany do osoby, która raczyła nam przeszkodzić.

-Czego?- warknąłem wściekły. Chanyeol położył ręce na moich ramionach nieco mnie uspakajając.

-Jesteś mi potrzebny Baekhyun.- odezwała się Taeyeon.

-Idź z tym do Luhana. Jestem zajęty! Ślepa jesteś?- odwarknąłem.

-Ale!

-Nie. Zajęty jestem! Spierdalaj!

-Baekhyun spokojnie.- powiedział Chanyeol.- Idź. Spotkamy się potem.

Ruszyłem wściekły za dziewczyną. Jak się później okazało nie byłem do niczego potrzebny. Wściekły tylko zwyzywałem dziewczynę, która wyznała mi swoją miłość, chociaż nawet mnie nie znała. Uspokoiłem się trochę, przeprosiłem ją, ale powiedziałem, że mam już kogoś na kim mi zależy. Odszedłem zostawiając ją w całkowitej rozsypce. Nie było mi jej szkoda, nie byłem taką osobą. Było mi trochę jej szkoda, ale nie mogłem się przecież obarczać takimi rzeczami. Chanyeola znalazłem dopiero pod wieczór. Siedział z kolegami ze swojego gangu, czyli nic nowego. Od razu jak mnie zobaczył wstał kierując się w moją stronę. Przystanąłem, podszedł do mnie po chwili.

-Czego chciała?- zapytał od razu.

-Nic ważnego.- odpowiedziałem znudzonym głosem.

-Okej...

-Nasza bójka nadal aktualna? Muszę rozładować emocję.

-Oczywiście.- odpowiedział, lekko się uśmiechając.

-Idziem!- zarządziłem, ciągnąc go za rękę w jakieś odosobnienie. Kiedy dotarliśmy do mało uczęszczanej części terenu szkoły, odwróciłem się chcąc rozpocząć atak. Chanyeol przewidując moje ruchy, udaremnił mój ruch i od razu powalił mnie na ziemię. Byliśmy splątani wśród swoich kończyn. Chan przytulał mnie całym swoim ciężarem do podłoża.

-Wydawało mi się, że nie tak przeważnie się bijemy.- zacząłem zaczepnie.

-A mi się wydawało, że od tego zacząłeś jakiś czas temu.

-Czyli teraz tak będą wyglądać nasze spięcia?- zapytałem. Chanyeol się nie odezwał. Chwilę się we mnie wpatrywał, ale nawet to trwało sekundy w porównaniu z tym co działo się później. Lekkie muśnięcia przerodziły się w te bardziej namiętne. Tarzaliśmy się po tej trawie co raz bardziej zatapiając się w rozkoszy. Nasze usta były już mocno spierzchnięte i obolałe, ale nawet to nie przeszkodziło nam w dalszej czynności. Dopiero wybuch pierwszych fajerwerków, oderwał nas od siebie. Zaśmialiśmy się głośno, wtulając się w siebie bardzo mocno. Dwóch takich pajaców jak my to nikt nie widział. Najpierw skaczą sobie do gardeł, a potem się w sobie zakochują.

-Kocham Cię.- usłyszałem to ciche wyznanie.

-Od kiedy?- zapytałem ciekawy.

-Od kiedy Twoja pięść pierwszy raz zderzyła się z moją twarzą.- odpowiedział. Zaśmiałem się.

-Moja pięść też Cię kocha.- powiedziałem zadziornie.

-Tak domyślam się.- odpowiedział znowu mnie całując. Znowu wylądowaliśmy na trawie. Całując i rozmawiając przy odgłosach kolorowych rakiet.




-Wejdźcie!

-Chciał nas Pan widzieć.- odezwałem się jako pierwszy.

-Tak dokładnie. Usiądźcie.

-Słuchamy.- powiedziałem, kiedy już usiedliśmy.

-Jestem z was dumny, co nie zmienia faktu iż wkurzyła mnie wasza słowna bójka.- powiedział na wstępie dyrektor.

-Przepraszamy.- mruknęliśmy jednocześnie. Pokora była u nas nowością.

-Cóż przynajmniej umiecie teraz przeprosić. Nie wiem już jakiej kary mam na was użyć.

-Chyba obejdzie się już bez.- powiedziałem cicho.

-Aby napewno?

-Tego nie wiemy.- odpowiedział tym razem Chan, uśmiechając się łagodnie w moim kierunku.

-Nigdy się nie zmienicie...

-Ma Pan rację.- odpowiedziałem, śmiejąc się.

-Wam to sprawia chyba przyjemność?

-Nawet nie wie Pan jak dużą...



A/N.

Oto kolejny one shot, który napisałam specjalnie dla was! Jest on o wiele dłuższy od swoich poprzedników. Mam nadzieję, że tematyka wam się spodobała :) Był to w sumie pomysł kreowany przeze mnie przez jakiś czas. Nie mogłam nigdy dojrzeć do napisania/ skończenia tego. Liczę na szczere opinie! Pokochajcie to, tak jak pokochaliście wszystkie moje prace :D Czekajcie na Vogue'a, który ukarzę się pod koniec tygodnia :)

Buziaki! :*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: