Rozdział 9

Ciepłe promienie słoneczne padały na moją twarz. Nie byłam wstanie otworzyć oczu, wręcz przeciwnie, mocniej zacisnęłam powieki. W głowie mi huczało. Miałam wrażenie, że zaraz mi eksploduje. Próbowałam sobie przypomnieć, co takiego wczoraj się wydarzyło, że teraz tak okropnie się czułam. Ognisko, wspomnienie palącego się domu...

Gwałtownie usiadłam na łóżku, co przypieczętowałam jęknięciem z powodu bólu, jaki rozszedł się po moim ciele. Rozejrzałam się wokół. Na stoliku leżały trzy tace z jedzeniem. Żadna z nich nie była tknięta. Ściągnęłam pokrywkę z jednej z nich. Na sam widok jedzenia miałam ochotę zwymiotować. Odrzuciłam kołdrę i skierowałam do łazienki.

Moja twarz odbiła się w lustrze. Nie wyglądałam za dobrze. Moja skóra była blada, miałam cienie pod oczami. Resztki makijażu, który zrobiła mi Abby, były rozmyte na całej twarzy i nie zdziwiłabym się, gdyby też i nie na poduszce w łóżku. Odkręciłam kran i ochlapałam się zimną wodą. W pierwszym odruchu przeszedł mnie dreszcz, ale gdy po chwili się przyzwyczaiłam — przyszła błogość. Ból od razu wyparował i nie zostawił po sobie żadnego śladu. Ponownie spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że wyglądam zdecydowanie lepiej.

Wycierając twarz w ręcznik, wróciłam do pokoju. Spostrzegłam leżącą na fotelu sukienkę, w której wczoraj byłam. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że ktoś mnie przebrał w coś wygodniejszego. I dzięki mu za to, bo spanie w sukience chyba nie należało do wygodnych rzeczy.

Do głowy wpadł mi pomysł, żeby z kimś porozmawiać na temat tego, co się stało. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież, jednak nie mogłam wyjść, bo napotkałam przeszkodę w postaci dwóch chłopaków, którzy stali do mnie tyłem. Jeden odwrócił się do mnie i rozpoznałam w nim Erika. Albo Dana. Nie byłam do końca pewna.

Na ustach Erika/Dana pojawił się szeroki uśmiech.

— Śpiąca królewna wreszcie się obudziła — zaśmiał się. — A już myśleliśmy, że trzeba będzie cię budzić całusem. — Złożył usta w dzióbek i cmoknął głośno.

Pokręciłam głową, słysząc jego kiepski żart.

— Zawołajcie tu mojego brata — powiedziałam i odwróciłam się, żeby wrócić. Przez ramię jeszcze rzuciłam: — Nie zapomnijcie też o Johnie, Abby i Adamie.

Skierowałam się w stronę balkonu. Potrzebowałam dawki powietrza, bo zdecydowanie za długo tkwiłam zamknięta w pokoju.

Świeże, chłodne powietrze uderzyło we mnie z dużą siłą, kiedy otworzyłam drzwi. Chwilę w nich stałam, napawając się tą przyjemnością. Przeszłam całą długość i oparłam ciężar ciała na rękach, które położyłam na balustradzie. Po położeniu słońca na niebie mogłam wywnioskować, że zbliżało się południe. W obozie panował niezwykły spokój jak na tę porę.

Odetchnęłam głęboko.

— Kwiatuszek już wstał, jak widzę — rozległ się głos za mną. Odwróciłam się i ujrzałam siedzącego na balustradzie Henriego.

W pierwszym odruchu podskoczyłam wystraszona i złapałam się za serce. Następnie zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego groźnie.

— Nie nazywaj mnie tak — warknęłam. — Długo tu siedzisz? I co ty tu w ogóle robisz?

Wzruszył ramionami i odwrócił ode mnie wzrok. Założyłam ręce na piersi, czekając na odpowiedź. Nie kwapił się z tym.

— Twój brat chciał, żeby ktoś cię pilnował — powiedział w końcu i zanim zdążyłam odpowiedzieć, dodał: — Nie za bardzo ufa bliźniakom.

— Nie dziwię mu się — mruknęłam pod nosem.

Jemu też nie ufałam. Od samego początku sprawiał wrażenie, że za mną nie przepada. Nie podobało mi się to, jak mierzył mnie wzrokiem, jakbym była wrogiem. Bez problemu odczytałam, że nie darzy mnie sympatią i najlepiej by było, gdybym odeszła. Może nie powiedział tego wprost, ale moja obecność irytowała go. Ze wzajemnością.

Nagle z pokoju wybiegł Callum i chwycił mnie w objęcia. Z przyjemnością wtuliłam się w niego. Przyjemne uczucie rozlało się po moim ciele i choć nie wiedziałam, co ono oznacza, to bardzo mi się spodobało. Callum odsunął mnie na długość ramion.

— Nigdy więcej mnie tak nie strasz — zbeształ mnie z poważną miną, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na moje usta. — To wcale nie jest śmieszne — oburzył się, ale widziałam, jak sam nie potrafił powstrzymać się od uśmiechu.

— Nawet nie wiesz, jak długo marzyłam o tym, żeby mój starszy brat tak się o mnie troszczył — wyznałam szczerze.

Cal przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie z czułością w oczach.

— Zawsze będę się o ciebie troszczył i martwił. Jesteś moją młodszą siostrzyczką i kocham cię.

— Ja ciebie też kocham — westchnęłam i ponownie go przytuliłam. Poczułam, jak wzdycha w moje włosy.

Czułą chwilę przerwało nam chrząknięcie. Posłałam zirytowane spojrzenie w kierunku zdegustowanego Henriego. Chłopak stał z założonymi rękami i patrzył na nas z dziwnym wyrazem twarzy.

— Moglibyście przenieść swoje czułości w bardziej odosobnione miejsce? — oświadczył chłodnym, pozbawianym uczuć głosem.

— Nikt nie każe ci tutaj być — burknęłam, posyłając mu wściekłe spojrzenie. Przewrócił oczami i zniknął w pokoju.

Prychnęłam pod nosem.

— Czy on zawsze jest taki sztywny? — zwróciłam się do brata.

— On już taki jest. — Cal wzruszył ramionami i uśmiechnął się pocieszająco. — Przyzwyczaisz się.

— Wątpię — wymamrotałam. — Chodź, musimy poważnie porozmawiać.

Złapałam go za rękę i weszłam do pokoju. Zaraz jednak coś na mnie wpadło i dosłownie zgniotło w niedźwiedzim uścisku. Jęknęłam, odczuwając brak powietrza.

— Zwariowałaś?! — zapiszczała Abby do mojego ucha. — Przez ciebie o mało nie dostałam zawału. Tak się nie robi!

— Też się cieszę, że cię widzę. — Udało mi się wyplątać z uścisku i odsunąć od dziewczyny. Od razu nabrałam powietrza do płuc.

Adam także nie oszczędził mi uścisków, chociaż zrobił to zdecydowanie mniej gwałtownie niż moja przyjaciółka. John również mnie przytulił. Delikatnie objął mnie i posłał najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałam.

— Napędziłaś wszystkim niezłego stracha — zaczął rozmowę. — Co się stało?

Usiadłam na łóżku i wpatrzyłam się w swoje ręce, nie wiedząc, od czego zacząć.

— Sama nie wiem — powiedziałam w końcu. — Stałam obok ciebie, aż nagle zrobiło mi się słabo... Strasznie rozbolała mnie głowa. W jednej chwili byłam na skale, a w następnej w czymś, co przypominało... — przerwałam, nie będąc pewna, czy powinnam kontynuować. Podniosłam wzrok i zobaczyłam cztery pary oczu wpatrzone we mnie z niecierpliwością.

— Co przypominało? — zapytał niepewnie Adam.

— Wspomnienie — mruknęłam cicho.

Cisza, jaka zapanowała w pokoju, zakuła mnie w uszy. Byłam pewna, że słyszałam bicie własnego serca. Tysiące myśli przebiegło przez moją głowę, a żadna z nich ani trochę nie pomagała. Pełno pytań nasuwało mi się na język, ale żadnego z nich nie byłam w stanie wypowiedzieć. Nawet nie wiedziałam, czy chciałam usłyszeć na nie odpowiedzi.

— Co to było za wspomnienie? — W końcu John zadał tak przez wszystkich wyczekiwane pytanie. Miał zmarszczone brwi i założone ręce na piersi. Zaraz jednak jedną przeniósł na brodę, łapiąc się za nią.

Westchnęłam i, nie podnosząc wzroku, zaczęłam w skrócie opowiadać to, co zobaczyłam. Kiedy skończyłam, Callum z cichym jękiem opadł na łóżko koło mnie. Byłam świadoma, że bolało go to, co właśnie powiedziałam. Czułam się winna, bo to ja wywołałam to uczucie. Nie chciałam krzywdzić brata. Już dużo wycierpiał przez te lata, które spędził z dala ode mnie.

Wszyscy milczeli, aż w końcu nie wytrzymałam.

— Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu się dzieje? — Rozejrzałam się wokół. — Jeszcze wczoraj byłam normalną dziewczyną, a tu nagle bum! Okazuje się, że jestem wilkołakiem, moi rodzice byli Łowcami Demonów i do tego widzę i słyszę dziwne rzeczy!

— Pięknie to ujęłaś — mruknął Henri, a ja miałam ochotę się na niego rzucić. Jego głupie komentarze ani trochę nie pomagały.

— Rozumiem, że masz dużo pytań — uspokoił mnie John. — Ale jeszcze przyjdzie czas na wyjaśnienia. A co do wczoraj... — Posłał pytające spojrzenie Adamowi, jakby chciał się go poradzić w tej sprawie.

— Sami nie jesteśmy pewni, co się stało — skończył za Adam.

— Jak to? — zdziwiłam się. Kompletnie nie pojmowałam zaistniałej sytuacji.

John westchnął. Widać było, że sam nie do końca łapał się w tym wszystkim. Zrobiło mi się go trochę szkoda, ale byłam nieugięta. Zależało mi na wyjaśnieniach. Przez lata miałam pytania, których bałam się zadać. Teraz przyszedł czas, aby poznać na nie odpowiedzi.

— Ciężko to stwierdzić. Po prostu coś takiego jeszcze nikomu się nie przytrafiło. — Spojrzał na mnie przepraszająco. — Wiem, że nie jest ci łatwo w tej sytuacji, ale naprawdę nie wiemy, jak ci pomóc. Może jeżeli wszystko przeanalizujemy to...

— Coś się uda zdziałać — dopowiedziałam. Kiedy kiwnął potakująco głową, resztki nadziei, że czegoś się dowiem, szybko mnie opuściły.

Callum, widząc moje lekkie załamanie, złapał mnie za dłoń i ścisnął ją. Byłam mu wdzięczna za to, że wciąż przy mnie trwał. W końcu był moim bratem i wspieranie siebie nawzajem należało do naszych obowiązków. Podniosłam głowę i podziękowałam mu spojrzeniem. Odpowiedział mi pokrzepiającym uśmiechem.

— Wydaje mi się, że kiedyś czytałem coś o takim... darze — odezwał się Adam. Odwróciłam się od brata i spojrzałam na niego. Intensywnie nad czymś myślał. Oczami wyobraźni widziałam trybiki obracające się w jego głowie. —Już wiem! — wykrzyknął uradowany. — To ma związek z żywiołami!

Spojrzałam na niego, nic nie rozumiejąc. Przypomniała mi się cześć wypowiedzi Johna, nawiązująca do żywiołów, którymi były obdarowane poszczególne rodziny. Ale jak moje wizje mogły mieć powiązanie z żywiołem ziemi, który podobno posiadałam? To wszystko brzmiało absurdalnie.

— Co masz na myśli? — odezwał się Callum. Tak samo, jak ja, chciał się dowiedzieć o tym, jak najwięcej.

— Każdy dar pozwala nie tylko na panowanie nad żywiołem, ale także otwiera nam inne możliwości. Nie wiem dokładnie jakie, ale wydaje mi się, że wizje Luny mają związek z żywiołem ziemi — oświadczył blondyn uradowany swoim odkryciem.

— No tak! — Abby uderzyła się dłonią w czoło, coś sobie przypominając. — To dlatego Luna znalazła przejście do obozu; bo było ono pod ziemią. Wyczuła je!

— Ale... — zająknęłam się. — A co z tym, co widziałam po walce z demonami? To nie było moje wspomnienie.

Callum spojrzał na mnie dziwnie, nie wiedząc, o czym mówię. Bezgłośnie powiedziałam, że później wszystko mu wytłumaczę. Adam zmarszczył brwi, dogłębnie analizując moje słowa.

— Oparłaś się o drzewo — wymamrotał pod nosem i mówił coraz głośniej: — Nie byłaś tego świadkiem, bo straciłaś przytomność. Ale drzewa przy tym były. — Uśmiechnął się uradowany, a kiedy na mnie spojrzał, jego oczy błyszczą. — Kiedy dotknęłaś jednego z nich, drzewo musiało udzielić ci dostępy do — bo ja wiem? — jakiegoś rodzaju pamięci długo trwałej?

— W każdym razie dzięki temu zobaczyła to, co się wydarzyło — podchwyciłam Abby. — To ma sens. Henri, a ty co uważasz? — zwróciła się do chłopaka, który cały czas milczał i lustrował nas chłodnym wzrokiem. — Byłeś tam przecież.

Przyglądał się naszym twarzom niewyrażającym żadnych uczuć wzrokiem. W końcu zatrzymał go na mnie. Zadrżałam pod jego wpływem.

— To nie ma sensu. — Każde słowo wypowiedział bardzo powoli.

— Ale... — próbowała protestować Abby, ale Henri jej na to nie pozwolił.

— Nie — oświadczył twardo, groźnie mrużąc oczy. — To się kupy nie trzyma. Dlaczego nikt do tej pory nigdy o czymś takim nie słyszał?

— Tak się składa, że ja... — podjął Adam, ale został zignorowany przez chłopaka.

— Dlaczego nikt z nas, chociaż też mamy powiązanie z żywiołami, nigdy czegoś takiego nie doświadczył? Nawet Callum, który także ma dar ziemi?

Siedzący obok mnie Callum poruszył się.

— Wcale nie narzekam — mruknął.

Henri wrócił do mnie lodowatym wzrokiem. Zaczął poważnie mnie przerażać.

— To nie ma sensu — powtórzył, cedząc słowa przez zęby. Odwrócił się napięcie i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Podskoczyłam na łóżku, zaskoczona jego gwałtownością.

— Przepraszam za niego. — John położył rękę na moim ramieniu, po czym ruszył za chłopakiem. — Nie wiem, co się z nim dzieje. Spróbuję z nim porozmawiać. Może to coś pomoże.

Opuścił pokój, a za nim zniknął Adam, mówiąc, że będzie próbował czegoś poszukać. Chyba zależało mu na udowodnieniu, że niedowiarstwo Henriego nie miało sensu. Byłam zbyt wyczerpana psychicznie, żeby na to zareagować. Z chęcią przystałam na pomysł, żeby chwilę odpocząć w towarzystwie brata.

— Jak coś jestem w pokoju obok — zastrzegła Abby, patrząc na mnie uważnie. — W razie czego, wołaj.

— Spokojnie, będę tutaj cały czas — uspokoił ją Callum.

Po chwili zostaliśmy sami w pokoju. Położyłam się na łóżku, a Cal zajął miejsce obok mnie. Przyłożyłam głowę do jego ramienia, wtulając się w niego. Aby było nam wygodniej, objął mnie ręką.

— Cieszę się, że cię mam — westchnęłam, zdychając jego zapach.

— Ja też się z tego cieszę — mruknął, całując mnie lekko w czoło.

Miał zmarszczone brwi i wyglądał, jakby intensywnie nad czymś myślał. Odchyliłam się lekko i spojrzałam na niego uważnie.

— Wszystko w porządku? O czym tak myślisz?

— Wciąż mnie zaskakujesz — wyznał i spojrzał prosto w moje oczy. — Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.

Westchnęłam.

— Ja także nie wiem. To wszystko mnie przeraża. Nie chcę odstawać od reszty, tylko dlatego, że mam jakieś dziwne wizje, czy co to jest.

— Spójrz na to z drugiej strony — dzięki temu zobaczyłaś rodziców... jeszcze raz. Gdyby nie obraz w bibliotece, nawet nie wiedziałbym, jak oni wyglądają.

Poczułam ukłucie winy. Użalałam się na sobą, a nawet nie pomyślałam o bracie.

— Masz rację. Przepraszam.

— Nie masz za co — parsknął. Oparł policzek o moją głowę. — Jesteś moją siostrą i jeżeli masz jakieś wątpliwości albo pytania, zawsze możesz do mnie przyjść. Pamiętaj o tym, dobrze?

Kiwnęłam głową.

— Jasne. Tylko nie wiem, czy będziesz chciał wysłuchiwać moich pytań. Mam ich dość sporo.

W odpowiedzi Callum zaśmiał się wesoło.

— Na jedno już znasz odpowiedź.

— Jakie? — zdziwiłam się, marszcząc brwi.

— Wiesz, jak udało ci się wydostać z płonącego domu — przypomniał. Spojrzałam na niego, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi. — Dwa wilki? Kojarzysz?

Pokiwałam głową, przypominając sobie.

— Racja. Myślisz... Myślisz, że mogli to być Jack i Emma? — zapytałam. — To miałoby sens. Wiedzieli, jak mnie chronić. I jeszcze Abby powiedziała mi o tym, że umówiła się z nimi. Była moją opiekunką. Na cóż, nadal jest.

— Może masz rację.

— Tylko dlaczego mi o tym nie powiedzieli? — zmarkotniałam. — Nie wiedziałam, kim jestem, co się stało z moimi rodzicami. Może, gdybym znała prawdę... Wychowalibyśmy się razem?

Cal westchnął i objął mnie mocniej.

— Nie wiemy, co by było, gdyby tak postąpili. Ale wiem jedno — demonom zależało na naszej śmierci. Jeżeli bylibyśmy razem, moglibyśmy już dawno nie żyć. Przez trzynaście lat byliśmy bezpieczni, za nim nas znaleźli. Musisz o tym pamiętać.

— A mama powiedziała coś o tym, że razem jesteśmy silniejsi. Sama to czuję.

— Ja też — zgodził się ze mną. — Ale nie chciałbym, żeby zostało to wykorzystane przeciwko nam. No wiesz, nasza rodzina więź. I przywiązanie. Nie mógłbym cię ponownie stracić. Tym razem niedbałym rady.

Miał rację. Ja także nie dałabym sobie rady. Za bardzo kochałam brata. Zdążyłam się do niego przywiązać. Nie wyobrażałam sobie ani jednego dnia więcej bez niego.

Nie widziałam, ile tak leżeliśmy. W końcu Callum powiedział, że powinnam odpocząć. Pocałował mnie w czoło i opuścił mój pokój, obiecując, że jeszcze do mnie zajrzy.

Nie byłam śpiąca. Dlatego, zamiast iść spać, skierowałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubranie i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda podziałała na mnie kojąco.

Kiedy byłam już czysta, a woda wręcz lodowata, wyszłam spod prysznica i założyłam szlafrok. Rozczesałam włosy i ruszyłam do szafy. Adam musiał pochować wszystkie moje ubrania. Wyciągnęłam pierwszy lepszy strój. Podczas zakładania go przyjrzałam się mojemu tatuażowi, który naprawdę mi się podobał.

Nie miałam ochoty siedzieć w pokoju i zmagać się z ogromem pytań. Wyszłam na pusty korytarz i zastanowiłam się, gdzie mogłabym się udać. W końcu zdecydowałam się na zejście na niższe piętra. Błądziłam wśród plątaniny korytarzy, które wyglądały tak samo i przypominały labirynt. W końcu zatrzymałam się przed uchylonymi drzwiami i już miałam wyjść do pomieszczenia, kiedy zatrzymał mnie głos, który dochodził zza nich.

— Nie rozumiem, co się z tobą dzieje — mówił John.

— A ja nie rozumiem, co się dzieje z tobą — warknął Henri. — Od kiedy tak po prostu ufasz obcym, co?

— Luna nie jest obca — bronił mnie. — To siostra Calluma. Można jej ufać.

— Skąd wiesz?! — wybuchnął Henri. — Nie znamy jej, nie wiemy, skąd się wzięła, ani dlaczego teraz!

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Skąd mamy wiedzieć, że można jej ufać? Może te demony w lesie i szopka z „ona musi umrzeć" było zaplanowane. Może ona jest jedną z nich?!

— Nie możesz tego wiedzieć! — wykrzyknął przywódca.

— Ty też nie — odpowiedział chłodno czarnowłosy. — Nie możemy jej ufać i już. Nie zmusisz mnie do tego.

— Ja wcale...

— Nie broń siebie ani jej. To nie ma sensu. Jak dla mnie jest fałszywa i nie powinno jej tu być.

Miałam już dość słuchanie Henriego. Po cichu wycofałam się do tyłu, aż w końcu biegiem wróciłam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i usiadłam pod nimi. Z oczu zaczęły lecieć mi gorące łzy, które spłynęły po brodzie. W głowie wciąż dźwięczały mi słowa chłopaka.

Nie możemy jej ufać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top