Rozdział 16
W stołówce panował okropny harmider. Obozowicze przepychali się między stolikami, krzyczeli do siebie z dwóch końców sali albo po prostu stali na środku przejścia, torując drogę. Wciąż byli brudni po niedawnej walce. Większość musiała wyjść z Lecznicy, bo mieli poowijane bandażami równe części ciała. Wyglądali na zmęczonych, czemu się nie dziwiłam. Sama czułam się jak zombie. Marzyłam o tym, aby móc się położyć i przez kilka kolejnych godzin udawać, że nic się nie wydarzyło. Oczywiście nie mogłam sobie na to pozwolić.
Kiedy omijałam kolejne osoby, wędrując między stolikami, aby dotrzeć do tego znajdującego się w samym centrum, czułam na sobie ich spojrzenia. Były pełne obawy i rezerwy. Pokazywali na mnie głową, szepcząc między sobą.
— Demonom chodziło o nią.
— Trzeba było im ją oddać.
— To skończy się jakimś nieszczęściem.
— Jak oni mogą jej ufać?
Zatrzymałam się jak wryta, a głosy od razu umilkły. Z trudem przełknęłam ślinę i rozejrzałam się dookoła. Wszystkie pary oczu były wlepione we mnie. Dreszcz strachu przeszył mnie na wskroś. Skoro nawet oni mi nie ufają, to może Henri co do ma rację mnie? Może ja rzeczywiście należę do tych złych, choć wcale o tym nie wiem?
John położył dłoń między moimi łopatkami w geście wsparcia. W tym wszystkim całkowicie zapomniałam o jego obecności. Pozwoliłam mu lekko popchnąć mnie do przodu, zmuszając tym samym do stawiania kolejnych, małych kroków.
— Nie przejmuj się nimi — szepnął mi do ucha. Jego oddech musnął moje włosy. — Są przerażeni i nie chcąc się do tego przyznać, zajmują się oskarżaniem o to niewinnych osób.
— Ale jeśli oni mają rację? — odpowiedziałam równie cicho.
— Luna — mruknął z irytacją. — Uwierz mi na słowo — to nie jest twoja wina.
Stanowczość w jego głosie skłoniła mnie do odpuszczenia sobie tego tematu. To nie oznaczało jednak, że zamierzałam go porzucić.
John siłą posadził mnie na krześle przy stoliku i zajął miejsce obok mnie. Nałożył mi na talerz pełno jedzenie i kazał wszystko zjeść, powtarzając, że potrzebuję dużo sił. Z jękiem frustracji zgodziłam się. Udałam, że jem, ale tak naprawdę grzebałam tylko widelcem w daniu. Zbyt wiele myśli krążyło po mojej głowie, bym była wstanie cokolwiek przełknąć. Gdybym tylko potrafiła się niczym nie przejmować i móc w spokoju zajmować się tym, co zawsze... Niestety, nigdy nie byłam tego typu dziewczyną. Wszystko dogłębnie analizowałam. Nie potrafiłam zostawić sprawy bez wcześniejszego pomyślenia nad nią. Dlatego ciężko mi było odpuścić.
— Nigdy więcej. — Callum opadł na krzesło, a wściekłość bijąca z jego oczu powstrzymała mnie od zapytania, co się stało. — Kira jest nie do zniesienia — warknął i gwałtownym ruchem nabił kurczaka na widelec, jakby to on był dziewczyną, o której mówił. — Buzia jej się nie zamyka, kiedy opowiada o tym, że koleżanka koleżanki powiedziała koledze o tym, że ktoś tam źle dobrał ubrania. Że też musiałem się spodobać akurat jej.
Przy stoliku zapadła cisza. John zastygł z widelcem tuż przy otwartych ustach. Wszyscy spojrzeliśmy na Calluma z niedowierzaniem.
— No co? — zdziwił się, marszcząc brwi. — Myślcie, że nie wiem, że na mnie leci? W tym obozie chyba każdy jest tego świadomy.
Całe napięcie gdzieś zniknęło i wszyscy zanieśliśmy się śmiechem. Nawet Henri, który dotąd siedział z ponurą miną, uśmiechnął się kątem ust. Udało mi się rozluźnić i choć na chwilę odprężyć. Niepotrzebne myśli zepchnęłam na bok, obiecując sobie, że wrócę do nich później. Teraz chciałam w spokoju zjeść posiłek z bratem i przyjaciółmi.
Dołączają do nas Abby i Adam, zajmując ostatnie dwa miejsca, które na nich czekały. Oboje wyglądają na wykończonych i opadniętych z sił, ale i tak przywołują uśmiech na widok jedzenia.
— Czuję się, jakbym nie jadł od wieków — westchnął Adam, nakładając wszystko, co się tylko dało, na talerz.
— Zostaw też coś dla mnie — wymamrotała Abby. Wciąż była ubrana w piżamę, która teraz już nie była czysta, lecz pobrudzona krwią i ziemią. Zapewne pomagała Adamowi z rannymi.
Przez większość posiłku rozmawialiśmy na błahe tematy. Nikt nie wspominał ani słowem o tym, co stało się kilka godzin wcześniej. Chyba nikt z nas nie miał ochoty do tego wracać. Ja sama myślałam tylko o powrocie do pokoju, wzięciu gorącej kąpieli i położeniu się do mięciutkiego łóżka. Ledwo udało mi się utrzymać przytomność i słuchać tego, co mówią moi przyjaciele. Kiwałam sennie głową i co jakiś czas przecierałam oczy, żeby nie zasnąć na siedząco.
— Ktoś tu chyba potrzebuje sporej dawki snu — zaśmiał się John, kiedy prawie położyłam głowę na jego ramieniu. Od razu spłonęłam rumieńcem na jego słowa. — Masz szczęście, że dzisiaj nie ma treningu, bo chyba byś nam usnęła.
— Jesteś jakaś blada — zauważył Adam, pokazując na mnie widelcem z nabitym na niego pomidorem. — Na pewno dobrze się czujesz?
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko.
— To tylko zmęczenie, nic strasznego — zapewniłam sennym głosem. — Chyba od razu pójdę do łóżka.
Wstałam od stołu zbyt gwałtownie, przez co krzesło przejechało po podłodze, wydając głośny odgłos szurania. Kolejny raz wzrok wszystkich obozowiczów został skierowany na mnie. Tym jednak razem nie przejęłam się tym. Byłam zbyt zmęczona, żeby myśleć.
— Dobranoc — mruknęłam i ruszyłam do wyjścia.
Usłyszałam, jak Henri odsuwa krzesło i też wstaje. Do moich uszy doleciał jego cuchy głos:
— Upewnię się, że trafi bezpiecznie do pokoju.
Jego kroki były ciche i nie słyszałam ich, jednak wiedziałam, że idzie za mną. Nie odzywał się, nawet kiedy potknęłam się na schodach, które rozmazywały się przed moimi oczami. Jeszcze nigdy nie czułam się tak zmęczona. W końcu udało mi się dotrzeć do pokoju. Weszłam do niego i od razu padłam na łóżko, na oślep pozbywając się butów.
Dopłynęłam od razu. Ostatnie co słyszałam, to jak Henri chodzi po pokoju. Potem nastała cisza. Tylko raz została przerwana. To jakiś szept. Natarczywy, cichy głosik, który coś mówił, ale nie miałam pojęcia co. W końcu zasypiam na dobre, nie dowiadując się, czego chciał.
###
Miałam nadzieję, że uda mi się odpocząć. Jakże to było złudne. Chyba nigdy nie będzie mi dane przespać odpowiedniej ilości godzin.
Koszmary. Nie wiedziała, kiedy się zaczęły ani kiedy skończyły. Pojawiały się i znikały, a żaden z nich nie był ani trochę zrozumiały. Wszystko widziałam jak przez mgłę. Jedynym elementem, który utkwił w mojej pamięci, były trzy wilki warczące na coś lub na kogoś. A potem wszystko spowiła czerń.
Kilka razy budziłam się z krzykiem, nie mogąc złapać oddechu. Koniec końców odpuściłam sobie spanie i po prostu leżałam w łóżku, bezmyślnie wgapiając się w sufit. Było około południa, kiedy zwlekłam się z posłania i poszłam wziąć gorący prysznic, o którym marzyłam do dłuższego czasu.
Ciepła woda podziałała na mnie ożywczo i poczułam się o wiele lepiej. Nadal nie byłam w pełni sił, ale i tak miałam lepiej samopoczucie, niż kilka godzin wcześniej. Doprowadziłam się do porządku, zakładając świeże ubrania. Burczenie w brzuchu przypomniało mi, że prawie w ogóle nie zjadłam śniadania. Wygląda na to, że przyszła pora naprawić błąd.
Podchodząc do drzwi, do moich uszu doleciał dźwięk z korytarz. Ktoś coś mówił. Rozpoznałam dwa głosy, dziewczyny i chłopaka, którzy prowadzili ze sobą dyskusję.
Gwałtownie otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta, widząc mojego brata rozmawiającego z Abby. Oboje wyglądali na zażenowanych faktem, że nakryłam ich na rozmowie. Ale przecież tylko gawędzili, więc nie było czego się wstydzić.
Uniosłam pytająco brew, zakładając ręce na piersi.
— Luna. — Uśmiechnął się Callum. — Wyspałaś się?
Kiwnęłam głową, nie odrywając od nich wzroku. Abby przygryzła nerwowo wargę i założyła kosmyk włosów za ucho. Przebrała się i nawet uczesała, spinając włosy w koński ogon. Wyglądała lepiej, w porównaniu ze mną.
— Można tak powiedzieć — odparłam wymijająco. — A wy?
— Właśnie szedłem do ciebie, żeby zobaczyć, jak się czujesz, kiedy trafiłem na Abby. — Cal spojrzał kątem oka na Abby. Ta pokiwała twierdząco głową.
— Nic się nie stało. Tylko rozmawiamy — dodała, jakbym ją oskarżała o nie wiadomo co. Czyżby coś ukrywała?
— No dobra — powiedziałam wolno i zaczęłam iść w kierunku schodów. — Nie będę wam przeszkadzać w waszej rozmowie. Jestem strasznie głodna.
Zbiegłam ze schodów, żeby nie musieć wysłuchiwać ich tłumaczenie na temat tego, co robili na korytarzu. Ciekawiło mnie tylko, czy chodziło o coś poważniejszego. Dopiero co Abby powiedziała, że Cal to tylko jej przyjaciel, a do tego jest starszy. Ale pamiętałam też, że zanim to wszystko się stało, żartowała, że gdyby mój brat żył, to byłby jej chłopakiem. A tu masz! Jednak żyje! Do tego wyprzystojniał i zmężniał, stanowiąc całkowite przeciwieństwo tego, jak go pamiętałam.
Wciąż nie mogąc przestać myśleć o tej dwójce, przeszłam całą stołówkę, żeby dostać się do kuchni. Pchnęłam duże dwuskrzydłowe drzwi i wpadłam do przestrzennego pomieszczenia, gdzie panowało przyjemne ciepło, a w powietrzu unosił się apetyczny zapach jedzenia.
Mój brzuch po raz kolejny dał znać o tym, że jest pusty.
— Trafiłaś tu w odpowiednim momencie. — Adam wyłonił się zza lodówki, niosąc jakieś jedzenie. — Bo właśnie miałem coś przegryźć.
Uśmiechnęłam się do niego. Usiadłam na blacie i wzięłam do ręki jabłko, podczas gdy on zaczął rozkładać składniki obok mnie. Wyglądało na to, że planował zrobić kanapki. Przygotował chleb, sałatę, ser, szynkę, pomidory, a nawet sos.
— Nie patrz na to tak krytycznie — burknął, krojąc pomidor. — Nie jestem wyśmienity kucharzem.
Wzruszyłam ramionami, obracając owoc w rękach i błądząc gdzieś myślami. Wsłuchiwałam się dźwięk krojenia i nawet nie zauważyłam, że Adam przerwał tę czynność.
— O co chodzi? — Zmrużył oczy. — Jesteś jakaś nieobecna. Coś się stało?
Skrzywiłam się.
— Sama nie wiem — mruknęłam. — Kiepsko spałam. Miałam koszmary i budziłam się co chwilę. Nawet nie wiem, o czym były. — Pokręciłam głową. — I do tego, kiedy wyszłam z pokoju, trafiłam na Abby i Calluma. Razem. Myślisz, że mają się ku sobie?
Adam westchnął cicho, odkładając nóż na bok i stanął przede mną.
— Wiesz, plusem bycia g... mną jest taki, że... cóż, wyczuwam takie rzeczy — fluidy i takie tam.
Uniosłam pytająco brew.
— Chodzi mi o to, że coś wisi w powietrzu. Ciężko mi określić, czy to miłość, czy może napięcie związane z demonami... Coś jednak jest na rzeczy — oświadczył. Nie za bardzo pocieszyły mnie te słowa.
— Okej — odparłam powoli. — Dzięki za słowa otuchy — parsknęłam cicho, wbijając paznokcie w jabłko. Sok popłynął po moich palcach.
Pokręcił głową.
— To nie tak — jęknął. — Chodzi o to, że... — Westchnął sfrustrowany i przetarł twarz rękami. — Przeszkadzałoby ci, że Callum był hm... blisko z Abby?
Zagryzłam wargę, zastanawiając się nad jego słowami. Czy przeszkadzałoby mi to? Nie wiedziałam. Callum to mój brat, jedyna żyjąca rodzina. Abby to moja przyjaciółka. Lubiłam mieć ich przy sobie, ale gdyby byli razem... Jakoś sobie tego nie wyobrażałam.
Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, jak odpowiedzieć.
— Byłabyś o nich zazdrosna?
Poderwałam głowę do góry, o mało nie uderzając nią Adama w nos. Ten szybko się cofną, dając mi trochę wolnej przestrzeni i chwilę na rozważenie pytania.
Kochałam Calluma i chciałam, żeby był szczęśliwy, ale dopiero co go odzyskałam. Nie chciałabym się nim z nikim dzielić. W dodatku z najlepszą przyjaciółką. Abby była dla mnie ważna, ale powiedzmy szczerze, czy kiedykolwiek była z jakimś chłopakiem na serio? Nie potrafiłam sobie przypomnieć. Dlatego nie chciałam, żeby mój brat był kimś tylko „na chwilę". Zasługiwał w życiu na to, co najlepsze. Nie mogłabym wybaczyć dziewczynie, gdyby go skrzywdziła, ale także skopałabym tyłek bratu, gdyby to on zrobił coś jej.
Wszystko było nie tak, jak trzeba.
— Nie jestem zazdrosna — powiedziałam sfrustrowana. Jęknęłam głośno, kiedy Adam uniósł pytająco brew. Pojęłam swój błąd. — To znaczy. Ugh... to trudne, okej? Chcę dla obu jak najlepiej. Z jednej strony życzę im szczęścia, czy będą razem, czy...
— Osobno — wtrącił.
— ... ale z drugiej strony chcę mieć brata tylko dla siebie. Po tylu latach okazało się, że jednak żyje. Gdybym musiała się z nim dzielić, nawet z Abby, byłoby mi trudno. Znam ich. Wiem, kim są, co robią dobrze, a co źle. Jestem ogromną szczęściarą, mogąc ich mieć. Ale mimo wszystko...
— Ale? Jest jakieś „ale"?
Przewróciłam oczami.
— Boję się, że jeden mógłby skrzywdzić drugiego. Nie zniosłabym ich bólu — wymamrotałam.
— Widzisz. — Westchnął. — To tylko efekt przejściowy. Musisz poczekać i zobaczyć jak to będzie. Możesz także z nimi porozmawiać. Ale z każdym osobno, nie razem. Tak będzie bezpieczniej. A teraz, zamiast marudzić, pomóż mi w zrobieniu tych głupich kanapek — dodał, kiedy zobaczył moją skwaszoną minę.
Pracowaliśmy ramię w ramię, co jakiś czas poszturchując się i wymieniając się głupimi komentarzami. Zamiast skupić się na robieniu kanapek, w końcu zaczęliśmy rzucać w siebie kawałkami jedzenia. Z precyzją godną mistrza trafiłam Adama serem prosto w czoło. W odwecie kilka pomidorów wylądowało na moich włosach, a kawałek sałaty za koszulką.
— Dość — zawołałam, śmiejąc się, kiedy byliśmy cali w jedzeniu. — Przez ciebie musimy to posprzątać.
— Przeze mnie? — oburzył się. — To nie ja zacząłem!
Prawda była taka, że nikt z nas nie zaczął. Adamowi wyślizgnął się pomidor, kiedy go kroił i trafił w jego pierś. Zaczęłam się śmiać, więc Adam poczęstował mnie tym samym. Koniec końców oboje byliśmy brudni.
Posprzątaliśmy to, co nabrudziliśmy i jeszcze raz przygotowaliśmy jedzenie. Z gotowym posiłkiem ruszyliśmy do świetlicy. Adam chciał mi ją pokazać, bo było w niej dużo fajnych rzeczy, o których nie miałam pojęcia.
Idąc ciemnym korytarzem, oświetlonym jedynie małymi lampkami, rozglądałam się z zaciekawieniem dookoła. Mój wzrok padł na jeden z obrazów wiszących na ścianie. Została na mim przedstawiona dziwna istota; jej ciało wyglądało jak czarny dym, w niektórych miejscach rozpływała się, jakby czegoś jej brakowało. Rozcapierzała pazury nad stadem wilków, które z odsłoniętymi kłami i pazurami wbitymi w ziemię patrzyły na nią z mordem w oczach. Wśród nich znajdowali się ludzie o świecących oczach. A to wszystko rozgrywało się nad szczeliną, z której wydobywał się krwisto czerwony dym.
Dreszcz przebiegł po moich plecach.
— Co to jest? — zapytałam z niepokojem.
Adam spojrzał na obraz, a jego twarz zrobiła się ponura.
— Ten obraz przedstawia ostateczną bitwę między demonami a wilkołakami — wyjaśnił grobowym tonem. — Nikt nie wie, kiedy to się stanie, ale każda ze stron w jakiś sposób nie może się doczekać tego, żeby zakończyć tę wojnę trwającą już od wieków.
— Co to za stworzenie? — Wskazałam na mglistą poczwarę.
— To najstarszy z demonów, nikt nie zna jego prawdziwego imienia. Stoi nad Rozpadliną Śmierci. — Pokazał miejsce, z którego wypływały czerwone obłoki. — To symbolizuje Piekło; ma się otworzyć, kiedy dojdzie do ostatecznego starcia. Ale, jak już mówiłem, nikt nie wie, kiedy to nastąpi.
Odwróciłam się od obrazu. Jego widok napełniał mnie lękiem, jak i ciekawością. Chciałam wiedzieć więcej na jego temat. Pragnęłam dowiedzieć się wszystkiego o demonach. Jak z nimi skutecznie walczyć, rozpoznawać ich słabe punkty. Chciałam wiedzę temat tego, jak mogę pokonać ich raz na zawsze.
A Adam miał mi w tym pomóc.
— Wiem, o czym myślisz — odezwał się mój przyjaciel. — I wiem, czego ode mnie chcesz.
Uniosłam pytająco brew, czekając na niego dalsze słowa.
— Chodźmy wreszcie do tej świetlicy, przed nami wiele pracy — jęknął.
Byłam tak podekscytowana myślą o tym, czego mam się dowiedzieć, że nawet nie rozglądałam się po świetlicy. Od razu usiedliśmy w najmniej widocznym kącie i zaczęliśmy. Z uwagą słuchałam Adama, jak zaczął opowiadać o samym początku demonów, kiedy to ludzie dowiedzieli się o ich istnieniu. Niczego nie pomijał, mówił spokojnie, a ja chłonęłam to wszystko, jak gąbka.
Obozowicze przychodzili i wychodzili, ignorując nas kompletnie. Nawet nie spostrzegliśmy, że dzień dobiegł końca. Wciąż tkwiliśmy w tym samym miejscu, a ja coraz bardziej byłam pochłonięta lekcją, jaką dawał mi Adam. Dopiero kiedy zaczęliśmy ziewać, Adam zdecydował skończyć moje szkolenie. Odprowadził mnie do pokoju. Po drodze wstąpiliśmy do biblioteki po kilka książek, które dostałam do przeczytania.
Tuż pod samymi drzwiami do mojego pokoju zatrzymaliśmy się.
— To była cenna lekcja — powiedział Adam, kładąc na moich rękach książki. — Prześpij się z tym.
Śledziłam go wzrokiem, aż doszedł do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi do swojej komnaty. Odłożyłam książki na stolik, a jedną zabierałam do łóżka. Czytałam przed snem, aż w końcu powieki opadły mi i zaczęłam śnić.
Śnić o demonach, które pewnego dnia będę musiała pokonać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top