Rozdział 8 - "Niebieski wilczek"

Nikodem obudził się w środku nocy z bólem głowy. Pogładził się dłonią po czole. Jęknął pod nosem. Rzucił okiem na podłogę, na której teoretycznie powinien spać jego przyjaciel. Nie było go. Zamrugał szybko. Gdzie on się podział? Przeczuwałby, że wyszedł do ubikacji, gdyby nie fakt, że po materacu też ani śladu. Usiadł zmieszany. Próbował dłonią odszukać telefon. Nieskutecznie.

Co do...

Rzucił okiem na zegarek obok łóżka. Jego wskazówki krążyły niezgodnie z kierunkiem. Śnił. To dlatego był całkowicie sam. Zauważył nawet, że zniknął pluszak. Siedział na biurku. Zmienił się nagle w niebieskiego, błyszczącego wilczka. Zatrzepotał uszkami. Przechylił łepek na bok. Przyglądał się Nikodemowi z zaciekawieniem. Kichnął lekko, aż dwa dymki błękitnego pyłu wyleciały z jego noska. Rozpłynęły się szybko.

Nikodem podszedł niepewnie. Pogładził zwierzątko między uszami. Te wskoczyło na dłoń chłopaka. Wdrapało się po ręce. Usiadło na ramieniu. Zapiszczało cicho i pokazało łapką na okno. Nikodem wyjrzał za nie. Czarna przestrzeń. Wilczek wskoczył do niej i zatopił się w mroku. Chłopak ruszył za nim nieufnie.

To tylko sen.

Nic nie powinno się stać.

Sceneria zmieniła się na las. Wilczek pędził przodem, oświetlając błyskiem ścieżkę. Za nim zostawały niebieskie pasy pyłu, w razie gdyby Nikodem się zgubił. Chłopak kroczył niepewnie. Próbował wyjaśnić, skąd pojawił się nietypowy zwierzak. Dokąd go prowadził? Wyglądał olśniewająco, ale musiał widzieć go z konkretnej przyczyny. Taka ilość błękitu wywoływała w nim lekki niepokój. Drżały mu palce.

Jakbym już kiedyś widział... to wszystko...

Wilczek stanął nagle. Niedaleko postury pięknego, magicznego jelenia. Nikodem zamrugał szybko. Zrobił krok w tył z przerażenia. Przełknął ślinę. Zebrał się na odwagę i podszedł bliżej. Pogładził zwierza o ogromnych porożach. Jedno z nich było złamane w połowie i sączyło się z niego kilka kropel złocistej posoki. Oczy miało blade, czerwień jedynie przebłyskiwała.

Nikodem pogładził go po pysku. Jeleń stęknął cicho. Pojawiło się deja vu. Skądś pamiętał dziwne zwierzę. Serce tłukło o żebra. Bał się go. Dlaczego? Owszem, nie prezentował się miło, ale nie wyrządził mu krzywdy. Tymczasem jego organizm zachowywał się, jakby pamiętał złe chwile.

Wilczek znów wdrapał się na jego ramię i spojrzał Nikodemowi prosto w oczy z nadzieją.

— Coś chcesz?

Pokazał łepkiem na jelenia.

— Nie rozumiem, co chcesz mi pokazać...

Wilczek zeskoczył, po czym niebieskimi pasami „napisał" na ziemi:

Pamiętasz go?

Nikodem przeczytał to trzy razy, jakby nie rozumiał polskiego. Rzucił okiem na wilczka siedzącego tuż przy znaku zapytania.

— Nie... Znaczy się... Chyba tak. — Przygryzł dolną wargę. — Ale nie wiem skąd.

Napis zniknął, a zwierzątko stworzyło kolejny.

Kiedyś ci zagrażał.

Dużo mi to mówi...

Jeleń zniknął, a wilczek pobiegł dalej. Nikodem mimowolnie ruszył za nim.

„Kiedyś ci zagrażał". W jak sposób? Prędzej by go zabił nimi w razie bliskiego kontaktu. Poza tym skąd miał o nim pamiętać? Takie nie występowały naturalnie. Poroża fizycznie nie miały prawa istnienia. A tamten włochaty ogon? Chyba że tu chodziło o coś innego.

— Zaczekaj chwilę — poprosił nagle.

Wilczek stanął.

— Skąd tamten jeleń?

Przez chwilę wilczek wyraźnie zastanawiał się, jak ująć wytłumaczenie w jak najkrótszych słowach. „Napisał" znów.

Magia

Nikodem otworzył szerzej oczy. Nie dowierzał. Jedno słowo, a wywołało u niego takie osłupienie. Nie. To żart? Magia istniała tylko w książkach.

Ale jak inaczej wytłumaczyć tamtego jelenia?

— Naprawdę?

Wilczek pokiwał głową.

Pamiętasz już coś?

Nikodem złapał się za głowę.

— Nie... Nie wiem. To bez sensu.

Nikodem musisz sobie przypomnieć

Zna moje imię?

Nikodem wziął głęboki wdech. Machnął ręką.

— Prowadź dalej.

Coś zaczynało się przejaśniać, ale Nikodem wciąż miał uczucie pustki w głowie. Kroczył przez leśną ścieżkę za nietypowym wilczkiem. On także był wytworem magii? O ile to żaden głupi wymysł senny. Niby nie powinien brać tego na poważnie, ale tamten jeleń... Jakaś jego część o nim pamiętała. Próbował wymusić na sobie, by pokazał choć jedno wspomnienie z tym zwierzęciem.

Trafili przed domek obok jeziorka. Nikodem przyglądał się dokładnie. Podobna sytuacja jak przy jeleniu. Postanowił poczekać na wyjaśnienia wilczka.

To dom Bartka
Byłeś tu kiedyś

Nikodem założył ręce.

Pamiętał.

Był.

— Tak... byłem tu... pamiętam teraz. — Uśmiechnął się lekko. — Tylko nie pamiętam, co dokładnie robiłem. Ostatnie co pamiętam, to że wchodzę tu razem z Bartkiem.

Dobre i to

— Bartek nigdy nie mówił, gdzie mieszka.

Zacisnął wargi w wąską linię. Spojrzał centralnie na wilczka.

— Ukrywa coś przede mną?

Zwierzątko przytaknęło ze smutkiem.

Jest w niebezpieczeństwie

Nikodem zdębiał. Jego przyjacielowi zagrażało coś? Dlaczego nie chciał o tym mówić? Sprawa była poważna, sądząc po reakcji wilczka.

— Co takiego?! — Złapał niespokojnie oddech.

Musisz sobie wszystko przypomnieć

— Ale co mam sobie przypomnieć? — spytał bezradny. Przykląkł przy wilczku. — Czemu nie mogę ot tak mu pomóc?

Nie dopuszczą cię do siebie

Z każdą chwilą rozumiał coraz mniej. Westchnął ciężko. Nie pytał, kto niby go do siebie nie dopuści, bo wiedział, że i tak nie pamiętał. Bartek nie opowiadał o swoim bliskim gronie zbyt wiele. Zazwyczaj unikał rozmów na swój temat. Nikodem nigdy nie przypuszczał, by krył coś ważnego.

— Pokażesz mi coś? Spotkałem kiedyś tamtego jelenia?

Mogę spróbować

Sceneria znów się zmieniła. To wciąż las. Widział siebie idącego w kierunku dziwnego jelenia. Był jak w transie. Nagle nadbiegł Bartek i odciągnął go czym prędzej. Gdzieś w oddali stał szary wilk, obszczekiwał zwierzę. Nikodem otworzył szerzej oczy. Teraz rozumiał, dlaczego tak dziwnie reagował. Skoro Bartek mu pomógł...

— Kiedy to było?

We wrześniu jakoś

Przeczesał włosy palcami. Okres, który był dla niego niczym mgła. Scena zniknęła, został tylko pusty las. Nikodem usiadł pod drzewem. Rozbolała go głowa. To znak dla wilczka, że nie powinien pokazywać niczego więcej, inaczej Nikodem mógłby na tym ucierpieć. Wskoczył na ramię chłopaka i zaczął się przymilać.

— Naprawdę nie możesz mi powiedzieć, w jakim jest zagrożeniu? — zapytał błagalnie.

— Musiałbyś sobie wszystko przypomnieć, niestety... — Rozległ się obcy, kobiecy głos.

Nikodem zerwał się na równe nogi z przerażenia, pilnując przy tym, by wilczek nie spadł. Ku jego zdziwieniu pamiętał osobę stojącą parę kroków przed nim ze zmartwionym spojrzeniem. Barbara. Mama Bartka. Pobladł. Nie umiał niczego wyjaśnić. Przecież, raz, ona nie żyła, z tego co wspominał Bartek w czasie ferii; dwa, dlaczego o niej nie zapomniał?

— Nikodem, to bardzo ważne. — Podeszła bliżej. Usiadła przed chłopakiem. — Wkrótce sobie o wszystkim przypomnisz i proszę, pomóż Bartkowi...

— Czemu niczego nie pamiętam?! — Nie utrzymał nerwów. — O co tu chodzi?!

Basia położyła mu rękę na ramieniu.

— Byłeś w śpiączce przez nadmiar magii. To był jedyny sposób, żebyś żył normalnie. Bartek się załamał. Chciał, żebyś sobie o wszystkim przypomniał. Prawie dopiął swego.

— Jak to „prawie"?

— Chciał użyć na tobie czaru z żółtej magii, ale go zatrzymałam w porę. Mógłbyś tego nie przeżyć. Chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Postanowiłam się tym zająć, ale nie jestem w stanie nic zrobić z niebieską magią, więc pomogę sobie żółtą, ale zdecydowanie ostrożniej.

— Naprawdę nic już nie rozumiem...

Złapał się za głowę. Miał dość. Pogubił się. Magia? Basia mówiła całkiem poważnie. Czyżby naprawdę istniała? Nie potrafił w pełni zaprzeczyć. Jakby pamiętał...

Chwila...

Uniósł lekko głowę. W oczach Basi zapłonęła żółć. Zabrała dłoń z ramienia chłopaka i się delikatnie uśmiechnęła.

Nikodem zrozumiał, czym był tamten jeleń, dlaczego mu zagrażał oraz wiele innych zdarzeń. Nie wszystko sobie przypomniał. Wciąż miał dziury w pamięci. Zdziwił się, że wspomnienia dotyczyły raczej tematyki magii, Wybranego, a nie, na przykład, chwil spędzonych wspólnie z Bartkiem. Spojrzał pytająco na Basię, której tęczówki wróciły do normalnego stanu.

— Pamiętasz już trochę? — spytała z nadzieją.

— Tak... — Zamrugał szybko. — Jak ty to?

— Żółtej magii trzeba używać z głową. Za jakiś czas znów przyjdę i oddam ci resztę wspomnień. Teraz jesteś trochę wycieńczony.

Wstała powoli. Uśmiech zniknął z jej twarzy.

— A teraz wybacz, ale muszę iść, przeprosić syna i przemówić mu do rozsądku...

~ ~ ~

Tej nocy Bartek także spotkał się z nietypowym snem. Przemierzał ciepłe miejsce. Czuł, jak podłoże paliło stopy pomimo butów. Jakoś dał radę kroczyć przed siebie. Usłyszał urywki rozmów prowadzonych w oddali. Jeden głos wydawał mu się szczególnie znajomy. Nie wiedział skąd.

Przygryzł lekko wargi. Zignorował pot ściekający po karku. Postanowił sprawdzić, co działo się dalej. Opierał się dłonią o skaliste ściany. Zauważył kogoś w oddali. Zamarł. To jeden z Twórców, których miał okazję ścigać na swoich ternach. Niewiele myśląc, schował się pod wyżłobioną półeczkę pośród kamieni. Przeszło parę osób.

Czy to jakieś siedlisko Twórców?

Brzmiało całkiem logicznie.

Przeczołgał się pod skalistym ukryciem. Dochodziły do niego kolejne rozmowy, a znajomy głos drażnił jeszcze bardziej. Wreszcie natrafił na coś na wzór pomieszczenia. Siedziały tam dwie osoby. Bartek zamrugał kilkukrotnie.

Mama...?

Powstrzymał łzy. Zdał sobie sprawę, jak długo jej nie widział.

Rozmawiała z ósemką, którą zabili całkiem niedawno. Próbował sobie przypomnieć imię na szybko, ale zrezygnował, uznawszy, że to nie miało większego znaczenia.

Wzrok matki padł przez chwilę na Bartka. Pokazała mu gestem, żeby siedział cicho. Postanowił iść za radą, szczególnie ze nadal nie był pewny, gdzie trafił. Poprawił pozycję na trochę wygodniejszą.

— Znów siedzisz rozkojarzona, Kasiu — zauważyła Basia. Założyła nogę na nogę. — Co tym razem?

— Zastanawia mnie, gdzie wyszłaś. Masz przyrumienione policzki, więc coś robiłaś z magią. — Zmarszczyła brwi. — Mówiłaś, że w pełni zrezygnowałaś z niebieskiej magii i jak nawiedzasz kogoś we śnie, to...

— Tak samo jak mówiłam ci — przerwała — że nigdy nie mówię prawdy.

Wydęła dumnie usta.

— Ta, zauważyłam. Czasem aż mnie boli, jak szczycisz się rangą.

— Raczej faktem, że to mi pozwolono zarządzać tym miejscem.

Kasia wstała i rzuciła Basi pogardliwe spojrzenie.

— Jedno idzie w parze z drugim. Zapamiętaj sobie, że mi zabrakło tylko odrobiny szczęścia...

— Powtarzasz się — powiedziała ignorująco. — Brak ci tematów do rozmów?

Nie odpowiedziała. Burknęła coś niezrozumiale pod nosem, po czym opuściła pomieszczenie szybkim krokiem. Basia poczekała jeszcze parę sekund i dopiero wtedy pokazała Bartkowi gestem, by wyszedł z ukrycia. Zrobił to szybciej, niż się spodziewała. Rzucił się w jej ramiona z płaczem. Początkowo z jego bełkotu nie dało się wyciągnąć niczego szczególnego. Basia pogładziła go po włosach.

— Ale ty wyrosłeś... — wyszeptała radośnie, tuląc się do syna. — Pamiętam jeszcze, jak jako dziewięciolatek byłeś uroczy i miałeś lekkie loczki.

Sama ledwie powstrzymała płacz.

— Tęskniłam za tobą, kochanie... — Ucałowała go w czoło.

— Mamo... — Odsunął się o pół kroku. — Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakuje...

Przejechała wierzchem dłoni po jego policzku, zbierając kilka łez.

— Przepraszam. To, co powiedziałam ci osiem lat temu, jest nieprawdą. Jesteś moim kochanym synkiem, nie mogłabym mieć lepszego. Mały Mentorek...

— Nie chcę być Mentorem.

— Wiem. — Ujęła jego dłonie. — Czasem chodzę przy tobie i słucham. Słyszę, jak bardzo tego nie chcesz. Nie zrozum ojca źle. On po prostu idzie tak, jak mu każe tradycja, nic więcej. Wiesz, że bywa sentymentalny.

— Może bym to zniósł, gdyby choć trochę obchodziło go moje zdanie... — Zacisnął zęby. — A on nie raz mi udowodnił, że lata mu koło nosa.

— Tamten chłopak, tak? To cię boli najbardziej? — Westchnęła smutna. — Kochanie, rozumiem twój ból, ale nie cofaj się do żółtej magii. Nie opanujesz jej. Nie dasz rady. Jeśli tego nie odstawisz teraz, będzie tylko gorzej. Kompletnie nie będziesz miał świadomości, co robisz.

Przytuliła go z całej siły, a po jej policzkach pociekły łzy.

— Ojciec stracił mnie. — Pociągnęła nosem. — Nie może tez stracić ciebie... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top