Rozdział 3 - "Decyzja"

Bartek w ułamku sekundy wbiegł do pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Osunął się pod drzwiach, dysząc ciężko. Liren śpiący na legowisku zerwał się w jednej chwili. Więź nawiązana między nimi sprawiła, że natychmiast poczuł rozpacz krążącą po głowie Bartka. Wtulił się do niego i skomlał cicho. Został pogłaskany czule po łbie. Polizał chłopaka po twarzy, smakując przy tym świeżo spływających łez.

Wuff...

Zasczekał cicho, jeszcze mocniej tuląc się do chłopaka.

— Liren, spokojnie...

Bartek powoli wstał spod drzwi.

— Nie martw się...

Liren przekręcił delikatnie głowę, zastanawiając się, co miał na myśli jego właściciel. Poderwał się, gdy Bartek ponownie złapał za swoje notatki z szuflady. Wskoczył na łóżko obok i spoglądał błagalnymi oczami na chłopaka. Znów zaskomlał, tym razem trochę głośniej. Z jednej strony chciał, by ktoś na dole ich usłyszał, przeszkodził przed nieodwracalnym czynem, ale z drugiej strony wiedział, że Bartek był już na skraju wytrzymałości.

Położył księgę na biurku. Drżącą ręką przewrócił na odpowiednią stronę. Spoglądał na zaklęcie pozwalające mu zacząć działanie z żółtą magią. Dostanie wtedy możliwość użycia, tak zwanych, oczu zdrajcy. Wtedy wszystko inne stanie przed nim otworem. Wystarczyłoby przełamać się w końcu. To tylko parę słów. Kusiło go, bo ciekawiło go, jak wyglądał świat od strony żółtej magii. Tak samo materia była widoczna? Może faktycznie pokazywała znacznie więcej i, w pewnym sensie, to właśnie ona klasyfikowała się jako ta lepsza?

Przesunął dłonią po kartce. Wtedy Liren złapał za kawałek materiału jego bluzy i ciągnął, uparcie zapierając się łapami, by odciągnąć Bartka. Chłopak spojrzał z politowaniem na pupila. Westchnął cichutko. Odszedł krok od biurka, przykucnął przy zwierzaku. Liren ułożył pyszczek na dłoniach właściciela, a przy tym cicho skomlał. Opuścił ogon, stanął prosto i wzrok skoncentrował tylko na chłopaku. Liren bał się bardziej. Wilki pozostawały przy niewielu Twórcach i zazwyczaj stanowiły problem. Rozdzielenie go z Bartkiem byłoby czymś okropnym. Obaj przywiązali się do siebie w takim stopniu, że nie wyobrażali sobie dnia, gdyby któreś zniknęło z życia drugiego. Nie wiadomo, czy Bartek straci na tyle rozumu, że pozbędzie się ukochanego Lirena.

Wychowywał go od małego. Bartek dostał szczeniaczka, gdy miał zaledwie osiem lat. Miło mu wspominać czasy, gdy Liren ledwie sięgał mu połowy łydki, skakał radośnie, podgryzał wszystkich za kostki... przynosił tak wiele radości w domu.

— Nie bój się, Liren. — Podrapał go za uchem. — Będę uważał.

Wuff!

— Obiecuję. — Ucałował go w nosek. — Nigdy cię nie zostawię, słodziaku mój.

Wstał, jednak Liren znów nie pozwolił mu podejść do biurka. Skomlał jeszcze głośniej, prosząc, by Bartek zrezygnował, dopóki mógł. Zaszczekał parę razy, próbując wyjaśnić, dlaczego nie powinien się aż tak narażać. Tłumaczył, że Nikodem – którego zwyczajnie nazywał „twój dawny przyjaciel" – to człowiek, może nie być szansy, żeby przywrócić mu wspomnienia.

— Liren... — Znów przykucnął. — Jest inny... Dla mnie. — Wskazał na siebie. — Brakuje mi go tak bardzo, że niekiedy nie mogę spać. Muszę przynajmniej spróbować... — Łza pociekła mu po policzku. — Jeśli zginę, zwyczajnie nie byłem wart prawdziwej przyjaźni.

Wilk zapiszczał kilka razy, wtulił się agresywnie we właściciela, ale w końcu ustąpił. Wciąż się kuląc, skomląc w pobliżu, przyglądał się, jak Bartek ponownie podszedł do biurka. Chłopak wytarł łzy, które zdążyły przez ten czas wyciec, po czym skupił się na swoim pierwszym zaklęciu. Zamknął oczy, wziął głęboki wdech. Powoli i spokojnie wyszeptał czar. Przez cały ten czas czuł, jak jego ciało drżało całe oraz wypełniało się bliżej nieznanego pochodzenia chłodem. Wypuścił powietrze z płuc. Minęło kilka chwil, nim odważył się uchylić powieki. Gdy to zrobił, przez chwilę trwał w bezdechu.

Świat malował się w kolorze brudnej żółci. Rozejrzał się po pokoju. Cały zdawał się płynąć pod nową wizją. Liren również wyglądał inaczej. Owszem, widział jego kontur, zaznaczający, gdzie stał zwierzak, ale na dodatek mógł zobaczyć coś na wzór niebieskiego dymu, płonącego wewnątrz. Zrozumiał po chwili, że to dusza. Spoglądał na nią z otwartymi ustami. Niebieska magia nie pozwalała na ujrzenie takich detali ciała. Poza naturalną esencją życiową dostrzegł jeszcze bijące, czerwone serce Lirena.

Poczuł ciepło po jednej ze stron. Obrócił się tam i ponownie nie dowierzał. Przez ściany ujrzał kilka innych niebieskich dusz umieszczonych w konturach ciał – Jacka, Darii, Regnet i Akiego. Oparł się ręką o drzwi. Te oczy dawały mu ogromne pole widzenia, o którym nigdy nie ośmieliłby się śnić. Pierwszy raz w życiu ujrzał coś, co opisywano tylko w opowieściach. Nigdy nie sądził, że dusza wyglądała tak pięknie. Wydawała się niepozorna, ale to ona pozwalała na funkcjonowanie wszystkich organizmów na Ziemi.

Obejrzał ręce. Gdy wystarczająco się skupił, jego wzrok zadziałał niczym bezbłędny rentgen. Oglądał komplety naczyń krwionośnych, jak tętnice wybrzuszały się na ułamek sekundy, by później przepchnąć krew dalej. Odebrało mu mowę. To na tyle olśniewający obraz, że mógłby wieki przyglądać się własnemu ciału i nigdy by się nie znudził.

Liren wyrwał go z jego żółtego świata. Bartek natychmiast się otrząsnął. Osunął się wzdłuż ściany, złapał za głowę i przez chwilę głośno oddychał przez otwarte usta, jakby uzupełniał brakujące powietrze w płucach. Co mu odbiło? Miał tylko chwilę trwać w żółtej magii, by nie narażać się na jej gromadzenie. Nie dał rady uciec od tego fałszywym szczęściem. Prawda, to cudowne zobaczyć duszę, lecz on zachwycał się każdym detalem. To go niepokoiło. Nie panował nad własnymi myślami.

W jednej chwili pożałował... Ale nic stracone. Miał możliwość w każdej chwili zrezygnować ze swojej ścieżki. Był dopiero Twórcą Rangi Zero, najniższej. To wszyscy ci, którzy raz użyli czaru z żółtej magii. Dopóki nie przywoła pierwszego zjawiska, będzie mógł odejść bez najmniejszych konsekwencji zdrowotnych. W końcu ta magia opuści jego ciało, nie pozostanie niczym więcej niż wspomnieniem.

Spojrzał na Lirena machającego delikatnie ogonem. Zamarł. Oczy zwierzęcia przebarwiły się na fiolet.

— Jasna... — Zerwał się z miejsca, po czym upewnił się, że drzwi na pewno były zamknięte. Podbiegł do Lirena. — Już masz fioletowe oczy?!

Wcześniej wyczytał, że wilki zdrajców charakteryzowały się fioletowymi oczami, lecz nie przewidział, jak szybko spadnie to na Lirena. Najwyraźniej starczyła chwila, prawdopodobnie emanująca z jego ciała magia napadła na zwierzaka i wywołała właśnie tę zmianę. Inni spostrzegą od razu nową cechę wyglądu, a to wysunie podejrzenia w stronę Bartka. Nawet jeśli użyłby tylko raz żółtej magii, to, po pierwsze, jak to udowodni, po drugie, to wciąż nie tłumaczyło decyzji.

Wuff! Wuff!

— Nie, Liren, wcale nie jest ci lepiej z nimi... — Podszedł do biurka.

Wuff! Zaszczekał agresywniej, spoglądając z wyrzutem na Bartka.

— No, dobra, dobra. — Westchnął zrezygnowany. — Mogłem pomyśleć, tak, tak. Żałuję.

Wuff? Przekręcił łeb na bok.

— Tak, naprawdę. — Przekartkował szybko księgę. — Zaraz coś ogarnę...

Liren stanął na dwóch łapach, oparł je o blat i spoglądał, jak Bartek szukał zaklęcia, które kiedyś wpadło mu w oko. Nie był ani trochę zadowolony. Emocje w Bartku szalały tak, że nie dał rady ogarnąć mentliku dziejącego się w głowie właściciela. Niby żałował, przeraził się, ale nadal pozostała w nim cząstka radości i fascynacji światem z perspektywy żółtej magii.

Bartek pogłaskał pupila, Kazał mu zamknąć na moment oczy. Po raz kolejny użył nowej zdolności, lecz tym razem sprawił, by tęczówki zwierzęcia przebarwiły się na swój naturalny kolor. W ten sposób nie wzbudzi w nikim podejrzeń i, jeśli się zdecyduje, zrezygnuje na dobre z żółtej magii. Tylko nie wiedział, czy zdoła odmówić pokusie. Nadal musiałby siedzieć koło Nikodema, udawać, jakby nic się nie wydarzyło... Może o nim zapomnieć... Odsunąć go od siebie tak samo, jak robił to z innymi. Odciąć się od życia ludzkiego na dobre. Dałby radę? Po półrocznej przyjaźni zniknąłby z rzeczywistości Nikodema, kazał mu trzymać się z daleka?

Nie. Nigdy nie przestał myśleć o pierwszym prawdziwym, ludzkim przyjacielu, pomimo iż ten nie żył od paru lat. Zakładał, że z Nikodemem będzie dokładnie tak samo. Może nawet gorzej. Nie traktował go tylko za najbardziej zaufaną osobę... Chciałby spędzać z nim czas zawsze. Chciałby znów bawić się magią, poczuć frajdę z codzienności. Chciałby... mówić mu, jak bardzo stał się ważną częścią jego małego świata.

Może... Lepiej zaryzykować...? – pomyślał, skończywszy „naprawianie" oczu Lirena. – Boję się, ale... Potrzebuję Nikodema... Po prostu go potrzebuję...

Pochował wszystkie przedmioty, by nie zostały przypadkiem znalezione przez nieodpowiednie osoby. Gdy zamknął szufladę, rozległo się pukanie do drzwi. Podskoczył w miejscu ze stresu, prędko rozejrzał się dookoła, czy nie miał niczego podejrzanego w pobliżu. Dopiero wtedy otworzył. Przywitała go Daria.

— Coś się stało? — spytał Bartek, lekko marszcząc brwi. — Zazwyczaj mnie wołacie, jeśli czegoś potrzeba.

Wyczuwał dziwne mrowienie oraz łaskotanie w okolicach podbrzusza. Prawdopodobnie żółta magia w ciele rozpoznawała aurę Zaklinacza.

— Tak, tak, ale nie chciałam się drzeć. — Uśmiechnęła się. — Tata powiedział, że jedna z grup prosiła nas o pomoc, bo mają trochę zwariowanego Twórcę na terenie.

—O, czyli coś ciekawego! — odrzekł z ekscytacją.

Daria zaśmiała się pod nosem.

— Owszem. Ostatnio u nas cisza, więc Jacek chętnie serwuje innym pomoc. — Założyła ręce. Coś ją zaniepokoiło w wyglądzie Bartka. — Słonko, wszystko w porządku?

Bartek zamarł na moment.

— Tak... — Jego głos lekko zadrżał. — Dlaczego pytasz?

— Jesteś jakiś blady taki... — Przyłożyła dłoń do czoła chłopaka. — Może cię przebadać na szybko? Może dopadła cię jakaś grypa czy coś.

— Nie trzeba, nie trzeba...

— Oj, no weź. Przecież cię nie zjem.

Szybko użyła oczu maga i przyjrzała się Bartkowi. Ogarnął go ogromny stres. Daria na pewno dostrzeże zakazaną magię w jego ciele, a wtedy będzie skończony.

Jednak nic podobnego się nie wydarzyło.

— To tylko stres, najwyraźniej — oznajmiła po chwili.

Nie widziała nic? – spytał w myślach z niedowierzaniem.

— Ano w sumie... — Podrapał się z tyłu głowy zmieszany. — Jakoś tak dużo myślałem i... tak wyszło, jakoś.

Daria widocznie się zaciekawiła.

— O czym tak myślałeś?

Myśl, myśl, myśl...

— O wszystkim i niczym. Zastanawiałem się trochę nad tym Mentorem... — Odwrócił wzrok. — Ale jakoś nadal nie jestem przekonany.

— Może zmienisz zdanie. Jak nastawisz się pozytywnie, to też inaczej będzie ci się pracować. — Poklepała go po ramieniu. — No nic. Ogarnij się szybko i zejdź na dół.

Daria odeszła, pozostawiając Bartka w osłupieniu. Nie sądził, że tak łatwo zejdzie z tematu stresu. Nie wydało się nic. Był bezpieczny. Tylko zastanawiało go, dlaczego Daria nie zobaczyła żółtej magii w jego ciele. Może wcale jej nie miał? To tylko złudzenie? Jak inaczej to wyjaśnić? Nigdzie nie przeczytał, by Uzdrowiciele nie mogli wykrywać Twórcy. Jak to działało?

Niemniej jednak wiedział, jak szczęśliwie uniknął katastrofy. Cholera. Nie sądził, że to okaże się wielce stresujące. Na jego karku wisiała etykietka z napisem „Jestem zdrajcą" i wystarczyłoby, żeby obrócił się w nieodpowiednim momencie, a inni mogliby ją przeczytać. Musiał być bardzo ostrożny, planować każdy ruch z żółtą magią, by nie przesadzić i uniknąć zdemaskowania. Na pierwszy rzut oka nie wydawało się to zbyt trudne, ale miał świadomość, że w praktyce wszystko okazuje się niemożliwe. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top